RECENZJE
Chance The Rapper
The Big Day
2019, self-released
Z przykrością muszę stwierdzić, że "w mojej ocenie" tym razem panu Chancelorowi Bennettowi nie wyszło. A szkoda, bo sympatyczny Chance rapuje jak mało kto, ma przy sobie dużo kumatych ziomków znających się na robieniu podkładów i jeszcze wie, na czym polega dobry pop. The Big Day to taka przesadnie przeciągnięta "relacja z dojrzewania" z perspektywy family mana (na świat przyszła jego córka, a dosłownie kilkanaście dni temu urodziła się Marli i Chance po raz drugi został tatą).
Niestety dźwiękowe realia, w jakich rozgrywają się opowieści, nie stoją na takim poziomie jak choćby na Coloring Book: dostajemy albo średnio porywający funk rap ("Eternal"), albo kalki z 90sowego r&b ("I Got You"), albo niespecjalnie udane indie ballady (tytułowy), albo anemiczny house-rap ("Ballin Flossin"), ALBO po prostu tracki, w których niewiele się dzieje (nudny "Hot Shower", przegadany "Roo", wyzuty z jakiejkolwiek funkowej energii szkic "Let's Go On The Run", bieda-trap "Big Fish"... oszczędzę wam dalszego wymieniania).
A przecież zaczyna się nie najgorzej – od żywiołowego "All Day Long", potem przechodząc w "Do You Remember" przywołujące blask poprzedniego mixtape'u. Po drodze można jeszcze natknąć się na bliski balladom 1975 "5 Year Plan" z Randym Newmanem, "Slide Around" (spojrzenie w kredyty i już wszystko jasne), widmowy Kanye-wannabe (Ye to jednak Ye i na razie Chance nie ma do niego startu) hip-hop "Sun Come Down" czy dedykowany ojcu ambient-rap "Town On The Hill". I tylko dzięki tym kawałkom Chance uciekł u mnie spod topora i nie otrzymał jakiejś porażająco marnej oceny. Pozostaje liczyć na to, że kolega zrehabilituje się przy okazji kolejnego longplaya, bo wierzę, że ten upragniony wielki dzień jeszcze nadejdzie.