RECENZJE

Boy Least Likely To
The Best Party Ever

2005, Too Young To Die 6.8

Pierwszy razik w historii pisania recenzyjek poczułem na chwilunię współczucie dla nie-Polaków. Zazwyczaj to było mi żal nas, tyle się wycierpieliśmy od historii, a do tego najlepsza polska płytka niemal każdego roczku nie wyrasta ani na centymetr ponad światowe przeciętniactwo (na przykładzik). A tu proszę, na sekundkę to my możemy zerknąć na foreignerów z dumeczką. Doznają oni bowiem obecnie przy ukazaniu świata dzieci przez Boy Least Likely To bez świadomości, że temacik ten wyczerpał już niejaki Arthur Rodżek, wraz z Uwaga Jedzie tramwaj. Dziełeczko Lenny Valentino bije na główkę The Best Party Ever pod każdym względzikiem: kreatywnego sięgania po dorobeczki innych zespolików, tekstów i w końcu song-writingusia. Z drugiej stronki, rzeczeni Anglicy podchodzą do spraweczki w zupełnie inny, żółto-pomarańczowy sposobik, korzystając tylko z "bubbies", "balloons", "peaches", nie przywołując bardziej ponurych aspekcików dzieciństwa, znanych z "Dla Taty". Trzeba przyznać, że z prostotką wpisaną w tego typiku twee-popowe zabawki, dwóm członkusiom (a zatem pożegnajcie się z nadziejkami na kolejny przypadeczek komunki grajków) Boy Least Likely To jest bardzo do twarzyczki.

Oscylując między Belle And Sebastian, Summer Hymns, Architecture In Helsinki, a może nawet Of Montreal (patrz nieustanne dublowanie wokalków, pewne podobieństwo feelingu) załogusia spłodziła dwanaście numerków może mało urozmaiconych (tym samym niełatwo opisać je jakoś ciekawusio, wybaczcie), ale o bardzo wyrównanym i całkiem wyśrubowanym poziomie. Tracklistunia ma wszak jedną poważną wadkę jako całość: te wszystkie pioseneczki nie wychodzą poza nieco nużącą momencikami pioruńską grzeczność, poza "uroczo, hi hi!" czy też "fajo fajo!". Pląsanie i obrzucanie się torcikami wchodzi w rachubkę tylko w przypadeczku bardzo silnego identyfikowania się z kategoryjką "under 10" oraz ewentualnie w razie przynależenia do niej. Reszta towarzycha poczuje łechtanie cymbałkową melodyjką openera, uśmiechnie się przy child-thrillerze "Monsters" ("Thing that really frightens me / Is that all my friends from school / Are turning into monsters / Making friends with all the other monsters"), być może rozpozna zżyneczkę z jednego z hookusiów Lhiz Phair w refrenku highlightu krążka – przedniego "Hugging My Grudge". Ale raczej nie dozna, mówiąc treściwie i króciusio. Stąd jeśli chodzi o porcyś i Boy Least Likely To, to na milusim buzi buzi sprawunia się kończy.

Jędrzej Michalak    
24 października 2005
BIEŻĄCE
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)
Wywiad z Jasonem Pierce'em