RECENZJE

Blondes
Blondes

2012, RVNG Intl. 6.8

Albumowo jakoś się ich nie spodziewałem już teraz, w domyśle: nawet nigdy. Ilu to było takich jedno-EPkowców, nawet wśród tych w miarę chwalonych na Porcys, którzy już później nie mogli albo się nie chciało, albo poszło się w "już setki bzdur, już to nie ja", jeśli nawet za darmo, to po co? Że akurat nie Soft Powers, nie Phantom Power ( przyznajmy, ugrzęźli), tylko ci dwaj? Ale wystarczy odrobina nauk ezoterycznych: to działa prawo równowagi. Precyzując, skoro z Lindstrømowego rozhermetyzowania się w kosmosie wynikła sytuacja pod tytułem "Coś ty mi tu nawpuszczał, Wąski", jakościowo nieoczekiwanie bliska źródłu tego cytatu, to oto zjawia się w tym space disco-rozgardiaszu całkiem sensowna re-perkusja, całkiem ciekawa odsiecz dla amatorów nurtu. Todd Terje? Chcąc doznawać space disco na przestrzeni więcej niż jednego średniej długości tracka nie szukajmy tym razem w Norwegii.

Chociaż taka partyzancka to odsiecz, z cicha pęk. Dyskretnie wciągająca, bez olśniewania, ale też bez szczególnych zapędów do leczenia ze skłonności do ripitowania. Nieangażujące angażowanie-gaze. Nie szukając daleko dorzucę jeszcze takie tagi: gold, amber, pleasure. Po resztę zapraszam na Drowned in Sound, niektóre zupełnie zabawne.

Żebyśmy się lepiej zrozumieli, ZANIM ZERWIECIE FOLIĘ i po raz pierwszy usłyszycie dźwięki z tej płyty, w wyciszeniu Blondes nie ma beztroski chillwave'u, lenistwa chillwave'u, melancholii chillwave'u czy otumaniających, bywa że przyciężkawych właściwości sporej części ambient disco/techno/house'u, cały czas utrzymuje się rześkość i świetna kondycja organizmu nie łaknącego poetycko-transcendentalnych wspinaczek jak u Panthy Du Prince'a, bo jednak zbyt wybujałe, w czym jako materiał porównawczy Blondes LP pozwala się zorientować, uchwycić odpowiednią perspektywę. Proporcje są właściwe i żadną miarą tutejsza poprawność nie zamęcza po drobnomieszczańsku. Pozostaje jedna diagnoza. Zdrowie, "anyone?".

Teraz o tym co jest: minimalistyczna, stale utrzymywana koncentracja, podskórne napięcie, klimat prezentowania perspektyw rozwoju chemii nieorganicznej by pan Wiktor Niedzicki w rodzimych programach popularnonaukowych z 80s/90s. A minut tu sporo, sprawność 'komponowanie monotonii' ukazana została więc w pełnej krasie, jurze i kredzie. Przebrzmiałość space disco i pozorna jednostajność jego wariantu zaproponowanego przez Blondes jako światło rozciągnięte na parseki: co z tego, że Moroderowska gwiazda dawno temu implodowała, skoro galaktyczny powidok taki po prostu uroczy.

Wojtek taktownie zbił mi jaką-tam-znowu-gorączkę. Tylko że dla mnie, także w kontekście na przykład tego, że w zeszłym roku Axelowi Willnerowi nie do końca wyszło, mamy jednak do czynienia z dziełkiem zasługującym na specjalne wyróżnienie, mimo niepozorności nietuzinkowym, do tego udanie wpisującym się w porcysowy paradygmat, żeby z każdą odsłoną wymyślać się przynajmniej odrobinę na nowo. Odwrotnie niż Lindstrøm, swoje "na bogato" Blondes pokazali na debiutanckiej EP-ce, jak się teraz okazało, a na minimalizm odważnie poświęcili sofomora. I to pokazanie, że by zdać test z samorozwoju nie muszą mechanicznie podkręcać tego, co już było albo uciekać się do efektownych chwytów, wyszło im z klasą godną absolwentów wydziału elektroakustycznej kompozycji w Oberlin College. No dobra, na "Lover" w postaci plemiennych zaśpiewów wchodzi ta cepeliowata hipsterskość, która przeniknęła do recenzenckich opisów, ale jednak na całym LP zdecydowanie jej mniej niż więcej. W sumie odważne odejście od eklektyzmów, sztucznych smaków i barwników (za które w ich wydaniu akurat też piona), na prawdopodobnie decydującym etapie działalności, i przejście w stylistykę stonowania zrealizowanego z wyraźną pewnością co do własnych umiejętności pokazuje, że efekty inspiracji nocnym niebem ciągle nie muszą być odwrotnie proporcjonalne do jego rozmiarów.

Andrzej Ratajczak    
15 lutego 2012
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)