RECENZJE

Balam Acab
See Birds (EP)

2010, Tri Angle 6.4

Dobra, teraz to się oficjalnie pogubiłem. To nie jest tak, że twórczość Balam Acab ociera się o jakieś szczyty kreatywności w tworzeniu współczesnej muzyki elektronicznej, ale i bez tego See Birds EP jest wydawnictwem wartym uwagi przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze – to chyba najbardziej wyrazisty dowód na coraz szybsze zacieranie się granic w poszczególnych podgatunkach współczesnej elektroniki. Co to właściwie jest – jeszcze witch house czy już dubstep, a może coś jeszcze innego? Nie jest to bynajmniej zagadnienie, które będzie mi w najbliższych dniach spędzać sen z powiek, ale sprawa robi się ciekawa, bo label Tri Angle tym mini-albumem tylko potwierdza aspiracje do poważnego wymiatania w najbliższej przyszłości. Debiut oOoOO już za kilka dni, więc zalecam trzymanie ręki na pulsie, bo kto wie czy nie będzie jeszcze lepiej.

Wróćmy do meritum. Najdziwniejszy fakt związany z Balam Acab dotyczy tego, że mastermindem całego projektu jest... dziewiętnastolatek. Sam suchy fakt może budzić co najwyżej tylko lekkie kontrowersje, jeśli jakieś w ogóle – no cóż, po prostu dożyliśmy takich a nie innych czasów i to naturalne, że coraz młodsi ludzie będą się brali za robienie muzyki. Niby tak, ale biorąc pod uwagę JAKA to jest muzyka zdziwienie pojawia się całkiem prędko. Alec Koone korzystając z palety niepokojących sampli nagrywa piosenki o BPM dorosłego człowieka w stanie spoczynku, ale największe wrażenie robi w tym wszystkim dojrzałość, z jaką dokonuje tych kolaży. Autor od samego początku zdaje się doskonale wiedzieć o co mu chodzi, a operowanie mrocznym, sennym klimatem mógł wyssać już z mlekiem matki. Dzięki temu oniryzmowi kompozycyjnemu See Birds jawi się jako nadzwyczaj interesująca propozycja i będą to musieli przyznać nawet ci, którzy będą mieli jakieś wąty w kwestiach songwritingu. Nie wiem czemu takowe miałyby się w ogóle pojawić, ale być może niektórzy poczują się nieco znużeni jednostajnością tego materiału, chociaż to nie do końca prawda, bo dwa ostatnie kawałki zalatują trochę Pandą i są o wiele bardziej "pozytywne" niż reszta piosenek na tej EP-ce. Jako zapamiętały fan "nostalgii stosowanej" najbardziej cenię umiejętne operowanie takim klimatem w dwóch najmocniejszych moim zdaniem fragmentach albumu – "Regret Making Mistakes" płynnie przechodzącym w "Big Boy". Zwłaszcza ten drugi track to prawdziwa perełka zbudowana na bliżej niezidentyfikowanym "dziecięcym" samplu wokalnym, który, kontrastując z warstwami pokładu, brzmi niespotykanie wręcz świeżo.

Walczą we mnie dwa fronty – jeden podpowiada, że nie ma się co podpalać, bo to "tylko" 20 minut muzyki, drugi zaś doradza mi olać skromny czas trwania tego wydawnictwa i skupić się na pomysłowości i potencjale młodego twórcy. Koniec końców jestem chyba gdzieś pośrodku, ale będę trzymał kciuki za dalszy rozwój Koone'a, który jest jednym z najbardziej fascynujących "dzieci Internetu" jakie się nam do tej pory objawiły. Swoją drogą to ciekawe jak z takim graniem poradziłby sobie Jean Claude Van-Damme...

Kacper Bartosiak    
27 września 2010
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)