RECENZJE

A Sunny Day In Glasgow
Scribble Mural Comic Journal

2007, Notenuf 7.3

Trio z Filadelfii udowadnia, że koligacje rodzinne nie są jedynie źródłem nieustannych konfliktów. Słuchając pierwszego longplaya ASDIG mam ochotę zakopać topór wojenny wbity w podłogę pokoju siostry. Nie wiem czy bohaterowie niniejszej recenzji też mają takie problemy i na dobrą sprawę niewiele mnie to obchodzi, gdyż wysoki poziom płyty przesuwa moją percepcje z ich życia osobistego na zakamarki kompozycyjne ich muzyki. Właśnie dzięki talentowi do pisania dobrych utworów, zespół skutecznie unika taplania się w nudnawym epigoństwie, oferując w zamian nowatorski materiał oparty na oczywistych skądinąd wzorcach, takich jak choćby MBV czy Cocteau Twins. Umiejętność absorpcji cudzych pomysłów na poczet własnej muzyki pozwala uzyskać filadelfijczykom niebanalne brzmienie. W dodatku ciężar oczekiwań sprokurowany efektowną, debiutancką EP-ką, okazał się dla nich błahostką, gdyż nie tylko spełnili oni pokładane w nich nadzieje, ale także uatrakcyjnili swoją muzykę, nadające jej wyrazistości.

To wszystko przyczyniło się do powstania tejże świetnej płyty, z którą niezwykle ciężko jest się rozstać, pomimo jej początkowej anty-przyswajalności. Jednak to tylko pozory, bowiem pod warstwą monstrualnych ścian gitar, szumów i trzasków ukrywają się sympatyczne melodie i wyczuwalny podskórnie popowy potencjał. Idealnym potwierdzeniem tej tezy wydaje się "5:15 Train", w którym heckerowa ornamentyka spotyka się post-shieldsową ścianą gitar, pozwalając błyszczeć dobiegającym z oddali urokliwym zawodzeniom raz po raz obmywanym deszczem tamburynu. Ben Daniels, mózg zespołu, imponuje kreatywnością, gdyż ta płyta po brzegi wypełniona jest niebanalnymi pomysłami. Weźmy chociażby takie "No 6. Von Karman Street" gdzie dzięki wykorzystaniu niemal dyskotekowego bit i dream popowych wokali, ma się wrażenie, że u sąsiadów odbywa się domówka z duchami, na którą z chęcią byś wpadł. Warto w tym miejscu zatrzymać się przy wokalach. Przyznam szczerze, czasem trudno uwierzyć, że właścicielki tych głosów należą jeszcze do świata żywych, co wbrew pozorom jest komplementem. Kolejnym trackiem, który przykuwa uwagę jest ambientowe "Panic Attacks Are What Make Me "Me"". Tutaj z kolei mamy do czynienia ze skomasowanym atakiem dzwonków na krainę błogiego spokoju i medytacji; Eno byłby dumny.

Po kilkudniowych pertraktacjach z wakacyjnym lenistwem, powracam do pisania, bo Scribble Mural Comic Journal z pewnością zasługuje na efektowne epitafium. W zasadzie ciężko wyróżniać tu poszczególne tracki, gdyż wszystkie prezentują wysoki i równy poziom. Jeśli jednak komuś mało, zapraszam tu, w końcu na długograju znajdziemy aż trzy utwory z EP-ki. Ostatecznie można powiedzieć, że debiut filadelfijczyków hipnotyzuje, momentami nawet uzależnia, jak również urzeka melodiami wychylającymi się spośród dysonansów, co czyni z albumu istny rarytas. W związku z czym Scribble Mural Comic Journal jawi się albumem zdecydowanie ponadprzeciętnym, z którym na pewno spotkamy się jeszcze przy okazji podsumowania rocznego.

Wojciech Sawicki    
20 sierpnia 2007
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)