SPECJALNE - Ranking
20 najlepszych singli 2011
15 stycznia 2012
Dziś ostatni dzień podsumowania roku, zatem pora na zestawienie naszych ulubionych singli z poprzedniego roku. Życzymy wielu satysfakcjonujących odsłuchów.
[Uwaga: Porcys odchodzi na zimowe ferie. Regularne updejty powrócą w poniedziałek, 6 lutego 2012. Aby przejść na stronę główną, kliknij tu.]
20Internet
Cocaine
[Odd Future]
Syd The Kid jest trochę jak Cassie in da corner. W przeciwieństwie do Ventury rezygnuje
z wizerunku first class lady, nie kręci się w szyku, a tym lekkim opartym o klawisze r&b
przestrzega, ale demoralizuje. Różnica w tym, że śpiewa o wciąganiu, a nie o ciągnięciu,
lecz przecież równie niewinnym głosem. "That’s what I do, I slap bitches, dad" – to
przechwałki znane skądinąd, ale ten mieniący się, zwieńczony tropikaliadą przebój jest raczej
świadectwem wielkiej wrażliwości, niż ciężkiego haju. Jest w tym sporo nowoczesnego
filigranu The Weeknd, lecz podanego bardziej osobiście i z jakby zawstydzeniem, które
sprawia, że z Syd wychodzi strasznie naturalnie i bez makijażu. Jeszcze w nawiązaniu do
tytułu: kawałek dość szybko uzależnia, także już po kilku przesłuchaniach, jak mawiają starzy
grecy, żaden dzień bez kreski. –Wawrzyn Kowalski
• posłuchaj »
19d'Eon
Transparency
[Hippos In Tanks]
Na wpół podniosłe, na wpół balsamiczne syntezatorowe tekstury wyznaczają przejście między krainą Grimes a D'Eona na ich splicie Darkbloom. Chociaż sygnowane przez D'Eona, "Telepathy" w swojej bezosobowości to jakby pas ziemi niczyjej, zamglony pejzaż, w którym działa tytułowa siła, objawiająca się zakłóceniami w elektromagnetyce sygnalizowanymi charakterystycznymi dźwiękami telefonu komórkowego.
To sugestywnie, ale muzycznie mało atrakcyjnie oddane zetknięcie siły umysłu z wytworem technologii, mimo blado-męczącej zawartości dźwiękowej intryguje na poziomie konceptu, jednak w kolejnych wałkach d'Eona nie doczekuje się należytego rozwinięcia. Po "Telepathy" ciągną się dwa średnio udane utwory, pod tym względem Grimes i jej brodacz tkwią obok siebie na jednym zboczu, wysoko nad sobą mając tonący w chmurach szczyt, którego niby nie zamierzają osiągnąć. Niby, bo jednak na samym końcu wspólnej wyprawy d'Eon decyduje się skorzystać z dotąd utajonych mocy i dzięki "Transparency" zostawia towarzyszkę daleko w dole (docierając może nie na samą wierchuszkę, ale u mnie np. na 6tą pozycję w singlach). W popularnych za oceanem wersjach tej historii raz d'Eon jednak pomaga swej kompance wspiąć się zdecydowanie wysoko a w innym wariancie to Grimes wspomaga go swym eterycznym talentem, przy okazji umieszczając jedną ze swoich medytacji w kanonie dwa tysiące jedenastego roku. Jednak my uznajemy te wariacje za apokryficzne i nie będziemy się nimi zajmować.
Co więc składa się na ten zaskakujący dla rzetelnego słuchacza całego Darkbloom jeden jedyny błysk? Wreszcie oprócz brzmieniowej substancji pojawia się forma. Jak na byłego uczestnika odosobnienia w klasztorze buddhyjskim przystało, d'Eon w końcu serwuje słuchaczowi zarazem kojący i energetyzujący masaż porcelanowymi klawiszami, na których wygrywa uzupełniające się na podobieństwo jing i jang motywy. Ale że taoistą nie jest, to dokłada jeszcze misz i masz: parę odcieni i elementów, lekko orientalne repetycje układając w futuryzm, który mógłby wyjść z pracowni Steve'a Reicha, gdyby ten otrzymał propozycję dajmy na to napisania soundtracku do kontynuacji Blade Runnera. No i wokal, elokwentny, preparujący hook za hookiem, profesjonalnie natchniony, bez cienia fuszerki, r'n'b po prostu. Głos d'Eona punktuje zresztą już za samą barwę. Ale o tym już dość szeroko pisano. Tekst można traktować jako wytłumaczenie tego popowego naruszenia duchowej równowagi okolicznością wejścia d'Eona w rolę głodnego ducha, cokolwiek smętnie medytującego o istocie ludzkiej płci przeciwnej, nawet jeśli już nie względem ciała, to skłonności umysłu. Estetyczna idealizacja potępieńczego klimatu skręca więc bardziej w stronę zasłuchania koleżanki Grimes w rzeczy z gotyckiego okresu 4AD niż przekazu buddyjskiego światopoglądu. W sumie przekonująca figura pogubienia, tyle że jak najbardziej ziemskiego. Coś z tym głodnym duchem pozostaje jednak aktualne, bo magnetyzm kawałka może na jakiś czas uczynić kogoś o podobnym usposobieniu z odbiorcy, który niepostrzeżenie dla siebie pogrąży się w mantrze wielokrotnego repeatowania. –Andrzej Ratajczak
• posłuchaj »
18Rihanna feat. Calvin Harris
We Found Love
[Def Jam]
1.C20H25N3O
(Dietyloamid kwasu D-lizergowego):
Nie wiem, jak to się stało, ale jeśli jeszcze kilka miesięcy temu ktoś próbowałby
mnie przekonać, że "We Found Love" trafi na naszą listę roczną, to drwiąco
prychnąłbym śmiechem. Niewątpliwie mamy do czynienia z jednym z najbardziej
spektakularnych "growerów" w ostatnich latach. I o ile, przykładowo, chłodną na Porcysie
recepcję Body Language w momencie premiery dałoby się jeszcze wytłumaczyć
brakiem osłuchania z językiem sophisti-dance’u (żaden przytyk, sam odpadłem przy swojej
pierwszej sesji z tym arcydziełem Kylie wiele lat temu), to analogiczna próba rozłożenia
fenomenu ostatniego singla Rihanny na czynniki pierwsze prowadzi donikąd.
Kolaboracja z Calvinem to na papierze szablonowa electro-house’owa siekanka, która jednak
w niezrozumiały sposób po kilkunastu przesłuchaniach odsłania przed nami swoje transowe,
gotyckie wnętrze. Przedramatyzowany, klawiszowy bit przygrywa do szalonych zmian
tempa i dziwacznie „wyobcowanego” wokalu wokalistki z Barbados, wytwarzając gorzką w
posmaku przestrzenną siateczkę aranżacyjną, która przywołuje nam raczej introspektywną
manieryczność post-dubstepu (Blake i jego hymny z konfesjonału) niż oczywistość
parkietowych szlagierów. A jednak nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z klubowym
wymiataczem i nawet ta nieoczywistość nie neguje jego popowego potencjału.
Może to kwestia apokaliptycznego, przećpanego szamańską stylistyką Natural Born
Killers klipu, ale "We Found Love" po jakimś czasie ujawnia to swoje wewnętrzne
pęknięcie w pełnej krasie; jako, z jednej strony, afirmatywnego, przeciążonego ilością
porywających na parkiet ozdobników hiciora, a z drugiej romantyczno-nihilistycznego
dialogu wewnętrznego, podejrzanie blisko korespondującego z emocjonalnością sofomora
Drake’a. Słuchając w ostatnim czasie Take Care właściwie codziennie i zestawiając tę
płytę z debiutem Blake’a nabierałem coraz silniejszego przekonania, że jesteśmy świadkami
narodzin zupełnie nowego, głęboko magnetycznego dzięki swojej niespójności i dziwaczności
środka wyrażania uczuciowości w muzyce, który – nie do końca jeszcze rozpoznany – już
robi nam takie psikusy, jak właśnie "We Found Love".
2. Herbata z cukrem:
http://oi40.tinypic.com/bi00if.jpg
–Jakub Wencel
• posłuchaj »
17Florrie
I Took A Little Something
[Xenomania]
Błędnie założyłem w rekapitulacji, że za ten utwór odpowiada Fred Falke, który jak widać chyba
tylko wydłużył utwór w remiksie, być może też go współprodukował, bo duet Xenomania od
jakiegoś czasu współpracował z Falke. Zresztą obstawiam, że po prostu linia basu jest jego
autorstwa. Jeżeli większa część utworu wypłynęła spod rąk autorów sukcesu Girls Aloud, to
sprawa jest oczywista. Xenomania to jedyny na świecie duet, który konsekwentnie tworzy pop
inspirowany raczej 80'sowym hi-nrg, a nie eurodancem z lat 90. i robi to "na bogato". Raczej niż
rozwój – opętanie repetycją. Sama Florrie ma tu do zaśpiewania kilka wersów i dwie wariacje
tej samej melodii, ale właściwie też tylko nuci w kółko, tak że nie ma większego znaczenia, czy
już jest refren, czy nadal zwrotka. W ciągu czterech minut (albo nawet lepiej, sześciu w wersjach
Falke) utwór prowadzi nas donikąd, to raczej retoryka kręcenia się na parkiecie do końca świata,
choć w czasach nagłych, szybkich miksów, jest to numer który prawie nie ma szans odnaleźć się na
parkietach. Dwie rzeczy są tutaj dla mnie kluczowe: samozachwyt nad ładnym motywem, którego
ciągła repetycja wprowadza przyjemny patos oraz stymulacja bogactwem, ale nie w sensie ilości
środków: ten utwór lśni jak Francuska Riwiera, a Florrie w teledysku topi się w złocie. –Kamil Babacz
• posłuchaj »
16Kamp!
Cairo
[Brennnessel]
Chłopakom z Kamp! kibicuję od dłuższego czasu, ale od momentu pojawienia się "Cairo",
moje kciuki zaciśnięte są szczególnie mocno. Nie da się ukryć, że ten śliczny kolaż lekko
stonowanej klubowości Junior Boys i przesadnie upojonej emocjonalności Pet Shop
Boys stanowi szczytowe osiągniecie łódzkiego trio, coraz prężniej odnajdującego się na
kiełkującej u nas współczesnej scenie synth-popowej. "Nie ma się tu do czego przyczepić",
a humor w szczególny sposób poprawia powrót do EP Thales One sprzed ponad
dwóch lat - te nabuzowane świetnymi zabiegami produkcyjnymi, ale w gruncie rzeczy
szkicowe numery udowadniają, jak ogromną ewolucję pod względem doskonalenia techniki
komponowania przeszedł zespół (niestety, wciąż kolejny "najlepszy polski bez płyty"). Ile
jeszcze klawiszowej anestezjologii potrzeba, by "urodziłem się w Łodzi/ moje miasto to syf"
Ostrowskiego przestało powszechnie obowiązywać?
PS (ERYK LUBOS > CHRISTOPHER WALKEN)
–Jakub Wencel
• posłuchaj »
15Warszafski Deszcz
Gdzie Tamte Dziewczyny
[Wielkie Joł]
Podczas gdy zmagasz się z ciężarem walizki, wystarczy pełne uszanowania dzień dobry, wyseplenione przez mażące kredą po krawężniku dziecko przyjaciółki z czasów zdzierania
kolan na rolkach czy pierwszych pocałunków na trzepaku i cały nostalgicznie słoneczny nastrój
powrotu w rodzinne strony szlag trafił. Koleżanka z liceum wprawdzie studiuje, ale ogrodnictwo,
ma zaliczenie, a poza tym chłopak jest zaborczy. Ziomek z ławki, a jakże, ogarnia na naszej
klasie: poza kumplami z gimnazjum, wiadomo – żadnych znajomych nazwisk. Alternatywa dla
wielkomiejsko marszczących się z nudy i niewyspania dziewczyn ze studiów, tak? "How could
you lose that happy glow?", wyje serce wrażliwca.
Chcę myśleć, że to nie tak. Że można zrobić do tego dobry bit, a dziewczęta zapytają raz jeszcze
bez spiny: czas nas zmienił, chłopaki? Może nigdy nie poznacie odpowiedzi. Ale tamte wiedzą, że
sprzyja wam, gdy raz na jakiś czas rzewnie zatęsknicie. Czego znakomity przykład tutaj –Karolina Miszczak
• posłuchaj »
14SBTRKT feat. Roses Gabor
Pharaohs
[Young Turks]
W ciągu luźnych skojarzeń SBTRKT ląduje gdzieś między House Of Balloons i CFCF. W kwestiach stylistycznych polemika jest dopuszczalna (choć w przypadku Jerome'a raczej bezsensowna, bo na debiucie gra każdą muzykę jednocześnie), jednak wszyscy wykonawcy chcą przede wszystkim sprawić ogromną przyjemność słuchaczowi. SBTRKT składa się z wielu świetnych momentów, "Pharaohs" ze swoją cieplutką house'owością przysłania je całkowicie. Nie wiem skąd się wzięła Roses Gabor, ale wnosi tyle radości, co niegdyś Dani Siciliano do utworów Herberta. "Pharaohs" to zupełnie niedziejowy, zwyczajny utwór, który zapomnimy w marcu, ale na razie niech nam robi bardzo dobrze. –Filip Kekusz
• posłuchaj »
13Sky Ferreira
99 Tears
[Capitol]
Mam niejasne przeczucie, że to jest właśnie ten numer, od którego rozpoczyna się faktyczna korespondencja Kurstina z Nakatą. Wiecie, tak jak spisuje się na przykład długoletnią wymianę listów Miłosza z Herbertem, tak samo za kilka lat być może będą powstawały niektóre kompilacje. Dobra, pewnie to jedna z moich mniej popularnych teorii, ale przecież nie da się ukryć, że ogólny rozmach i przywiązanie do jakości poszczególnych elementów zmuszają do szukania odniesień dla "99 Tears" właśnie pośród współczesnych j-popowych fantastów. Ale nawet oni daliby się posiekać za ten pełen pasji, rześki refren, który przywołuje vibe mniej znanych, nośnych piosenek wczesnej Madonny spod znaku "Where’s The Party" czy "Think Of Me". Nie zapominajmy o samej Sky, która – poza tym, że jest ładna i nastoletnia – zdaje się jeszcze przejawiać niezwykłe wyczucie co do doboru współpracowników i mieć ciekawy pomysł na autokreację w czasach post-myspace. Mimo braku rewelacyjnego wokalu w maksymalnym stopniu wykorzystuje naturalne atrybuty swojego delikatnego timbre, co doskonale słychać we wprowadzającej do refrenu frazie "Turn Around / It’s My Turn To Let You Down", której nie dałoby się chyba zapodać w przyjemniejszej manierze. Jeśli ktoś w 2012 ma przywrócić nam wiarę w mainstreamowy pop na najwyższym poziomie, to kto jak nie Sky Ferreira w asyście Grega Kurstina? Jedziecie z tym longplayem, kochani. –Kacper Bartosiak
• posłuchaj »
12Beautiful Swimmers feat. John Davis
Open Shadow
[Future Times]
Washinton, D.C., okolice Dupont Circle i Adams Morgan. W środku nocy ciemnoskóre piękności snują się ulicami pełnymi secesyjnych kamienic, albo zatrzymują się przy budkach z lodami jogurtowymi. Gdy zasypiają etiopskie restauracje, do życia budzą się duszne kluby, a dzielnica pokazuje swoje prawdziwe funky oblicze (...).
Ari i Andrew AKA zwierzają się ze swoich wyjątkowych predylekcji do muzyki tanecznej i dyskotekowej. Jeden z nich opowiada, że jego siostra jest baleriną, a odsłuchanie w dzieciństwie "My Life In The Bush Of Ghost" Davide'a Byrne'a i Briana Eno wywarło na nim ogromne wrażenie (...).
Gdy dwóch takich typów znajdzie w takim miejscu, powstaje coś naprawdę sporego. Korzystają z otwartości miejscowej sceny muzycznej na dziwne dźwięki, zapraszają Theo Parrisha i Hunee, a przede wszystkim - robią swoje. Rześkie brzmienie przesycone powrotem do dekad naszych rodziców i rozleniwiona sekcja rytmiczna, doskonale komponują się z solówkami gitary i ciemnym wokalem. To jest to! Słuchasz i pięknie płyniesz. –Monika Riegel
• posłuchaj »
11J*DaVeY
Whatcha Lookin @
[illav8r]
Widzicie, to jest właśnie to, co nazywam wejściem z buta! Wprawdzie wielkie labele pogardziły wyprzedzającym swoje czasy materiałem tego ekscentrycznego duetu, jednak nie przeszkodziło to Brookowi i Briannie w stworzeniu singla niemal idealnego. Już pierwsze sekundy "Whatcha Lookin @" zdradzają główny atrybut tego kawałka – niesamowicie nośne "aa-a-aa-a", szlagwort tak doskonale zapadający w pamięć, że aż boję się pomyśleć do jak złych rzeczy mogłaby się posunąć Lady GaGa aby go zdobyć. J*DaVeY wokół tego motywu zbudowali swoją odpowiedź na riddickowskie poszukiwania przyszłości funku, przedstawiając wizję tak odrealnioną i przystępną zarazem, że po dziś dzień głowię się, jakim prawem mogło im wyjść coś tak znakomitego. Może po prostu są kosmitami? Na tym etapie śledztwa nie wykluczałbym żadnej z hipotez. –Kacper Bartosiak
• posłuchaj »
#20–11 #10–1
Listy indywidualne