INNE - PORCAST
Iza Lach
"What's The Difference (live)"
"Kto Murzyna ma, u tego Murzyn gra", zawyrokował niegdyś wąsaty juror w filmie Karpińskiego.
Nie sposób się zbytnio boczyć na Izę Lach za jej współpracę ze Snoopem – w końcu Czarodziej z
Long Beach to postać sporego formatu, niektórzy oddaliby wiele za samą możliwość zbicia piątki,
a i droga do świadomości milionów wydaje się z nim dużo krótsza. Jednak choć wcześniej często
wyobrażałem sobie Izę w estetyce r'n'b, Off The Wire nie było tym, na co liczyłem. Z
całym szacunkiem dla historycznych dokonań jej kolegi zza wielkiej wody, potencjał songwriterski
łodzianki oceniam znacznie wyżej, tymczasem na kolaboracyjnym albumie jej unikalna wrażliwość
została przyćmiona przez nudne szkice, których jedyną wartością była rozpoznawalna sygnatura.
Jakże więc dobrze, że po dwóch latach artystyczno-marketingowego wożonka nasza ulubienica,
zapewne bogatsza o stertę niesamowitych doświadczeń i pokaźne grono nowych fanów, powraca
do swoich piosenek, skrojonych wedle jej własnego, subtelnego wyczucia. "What's The Difference"
nie powtarza żadnych patentów – zamiast nastoletniego marzycielstwa albo mglistych nawiązań
do kilku wybitnych debiutów polskiej wokalistyki żeńskiej lat dziewięćdziesiątych mamy tu
pozaczasową balladę, której równie blisko do Lennona, co Reginy Spektor. Ale nieważne,
zupełnie nieważne robi się to wszystko, gdy wchodzi mostek, pierwszorzędnie dokumentujący
to, co było także największą, prawdziwą siłą Krzyku: talent Izy do dramaturgicznego
operowania środkami, które same w sobie zapierają dech w piersiach. Opowiadania wzruszających
historii eleganckimi dźwiękami, rzeźbienia w złocie. Czekamy na wersję studyjną i więcej.