PLAYLIST

Tede feat. Zdzisława Sośnicka
"Jak Żyć?"

9.5

Mój ziom z uczelni, respektowany i cieszący się pokaźną estymą środowisk hip-hopowego undergroundu stolicy młody raper nakręcał mnie niedawno w przelotnej pogawędce, że Tede, pozornie nawijający o "dupie maryni", gdyby chciał, odsadziłby wszystkich rodzimych MCs na kilometry antropologiczną głębią intelektualnych kontekstów. Ale nie chce. Bo Tede, zwyczajnie, preferuje *zabawę*. Cóż, nie potrafię zweryfikować tezy, natomiast dla przeciwwagi umiem wybronić z opresji jego techniczne walory w zakresie mikrofonu. Sporadycznie ludzie zarzucali mu na tym polu kiepskie skillsy. Parę lat temu w autorskim programie Reda o nazwie "MTV Squad" (to stamtąd klasyczna zajawka "gorące bounce'ujące kobiety") goście po wywiadzie zasiadali do pożegnalnego freestyle'u. Gdy inni mistrzowie ceremonii serwowali sprawne, zawrotnie szybkie mlaskanie jadaczką, recytując uprzednio wykute wersy z płyty (vide Eis, thanx Kin), TDF zaśmiał się z charakterystyczną zlewką i rozpoczął na kompletnym luzie wolno-rymowanie. W ciągu kilku pierwszych linijek amatorsko powielał słowa, a nawet frazy, lecz stopniowo flow nabierał konsystencji. Tede spontanicznie wzmiankował wątki, które minuty temu wypłynęły w rozmowie. Ani sentencji nie spreparował przed wejściem do telewizyjnego studia. Nagle, jakby mimowolnie i "z niczego", koleś wykreował werbalną przestrzeń i audialną hipnozę. Komiksowa sylwetka Reda kiwała się rytmicznie. Moja też. To był najmocniejszy kawał polskiej rapowej improwizacji jaki słyszałem w życiu, ponieważ bohatera zamieszania przypuszczalnie średnio zajmował jej efekt. That's cool.

Albo jeśli nie doznajecie czy nie mieliście okazji doznać jego swobodnych gadek, przynajmniej przy okazji ostatniego albumu Notes nazwijcie go, za "Przekrojem", polskim Jay-Z. Generalnie ciężko ufać "Przekrojowi", choć w tym wypadku parabola godzi trafnie, i kawałki w rodzaju singla z Notesu, "Jak Żyć?", efektywnie ją wspierają. Ci co liczyli, iż "Kamienie", duet z Natalią Kukulską promujący jej self-titled z 2003, spełni strukturalnie rolę naszego "Crazy In Love", radzę zczekautować to cacko. Podobnie jak w "Crazy In Love" próbki soulowej sekcji dętej z lat siedemdziesiątych lepiły parującą, bulgoczącą atmosferę, tutaj retro-rozrywkowe partie pulsujących potężnie bębnów i gorąco funkującego fortepianu oraz wsamplowany w refrenie wokal Zdzisławy Sośnickiej sprzed dekad wirują w maksymalnie balangowych kolorach. Teksturalnie, to jeden z najgęstszych podkładów w dziejach krajowych hitów hh, i w końcu doczekaliśmy się numeru, który jedzie czadowym basowym groovem! Ale show kradnie Tede, wielki mistrz melanżowej ekstazy, rzucający ochryple zdania w typie "Masz mnie za durnia? / Nie jestem dureń / Oto świat Tedunia / Czujesz??". Podobnie jak w wyżej omówionym freestyle'u, niewiele treściowego konkretu tkwi w tych zwrotkach, wciąż żar, energia i pasja performansu triumfują karnawałowo. I kiedy pacjent rozpaczliwie skanduje "Oto Tede / Oto Tedunio, Tedzio / Ej, jedziemy z tą impreząąą!", to trudno powstrzymać reakcję entuzjastycznego, podjaranego chichotu. Ktoś mógłby postulować, że tytułowymi lirykami z chorusa człowiek podejmuje poważne wątki tożsamościowo-egzystencjalne swojego pokolenia, ale... NIE, Tede-chce-się-bawić. I tą metodą wysmażył jeden z najgorętszych, najchwytliwszych przebojów Polandu AD dobiegający finału 2004.

Borys Dejnarowicz    
16 grudnia 2004
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)