PLAYLIST

Suede
"Breakdown"

8.0

Wypadki ostatnich dni skradły mi nieco ze zwyczajowego spokoju ducha. Dyskretne podchody prowadzone na skutek chwilowego (?) zafrasowania pewną osóbką wprawiły w wir całą gamę kapryśnych rozmyślań. Poniekąd naiwną, a już na pewno nie grzeszącą komplikacjami natury strukturalnej, ilustracją lirycznych rozważań o abstrakcyjnie pojętej relacji między dwojgiem jest debiut Suede. A że pałam do tego krążka szczerym sentymentem, z niekłamaną radością, po wielomiesięcznej przerwie, dałem się na nowo uwieść dziełu tkliwych Brytyjczyków. Pozlepiana z prześlicznie przesłodzonych partii strunowca muskanego ręką Bernarda Butlera, nieśmiałego wokalu rozżalonego Bretta Andersona, wsparta dostojnym, wyciszonym basem, sypką perką, podniosłymi klawiszami, a także (a jakże) rozmaitymi smyczkami, zwiewna mozaika "przyniosła ukojenie w moim filmie". "Oh if you were the one / Would I even notice" z niedowierzaniem dopytuje Brett, z charakterystycznym (poetyckim) zacięciem próbujący oddać stany emocjonalne tak bliskie wszystkim wrażliwcom. Niby banał, ale nic nie poradzę, że mnie wzrusza. Podobnie jak choćby Notting Hill zresztą, który to klasyk chętnie bym sobie teraz obejrzał, ale póki co obejdę się smakiem, bo nie posiadam. Hm, smakiem. To jest nawet pomysł: zarządzić coś dobrego do jedzenia. Tymczasem jeszcze raz Suede poleci, bo kolejne spotkanie pewnie znowu za jakieś dwa lata. A dziś wieczorkiem jeszcze jakiś absolut wypada skatować, jak na refleksyjny dzień przystało.

I tak oto rubryka Playlist okazała się być furtką dla blogowych smutów.

Jacek Kinowski    
19 grudnia 2003
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)