PLAYLIST

Sigur Rós
"Syndir Guđs (Opinberun Frelsarans)"

8.5

Debiutancka płyta Sigur Rós, dotychczas będąca raczej pozycją kolekcjonerską, w zeszłym roku bezpowrotnie utraciła ten status. Wszystko za sprawą wytwórni One Little Indian, która, ku uciesze miłośników zespołu (a tych nadal nie brakuje), wreszcie wydała album poza granicami Islandii. Pomijając kwestie marketingowe czy finansowe, dobrze się stało, gdyż Von jest bez wątpienia krążkiem, z którym warto się zapoznać i osłuchać. Szczerze mówiąc, radziłbym potraktować Nadzieję jako pozycję obowiązkową każdemu, kogo zachwyciło Agaetis Byrjun i ma ochotę na więcej muzyki tych uroczych Islandczyków. Co prawda oba dzieła łączy niewiele elementów wspólnych, jak również istnieje między nimi pewna łatwo wyczuwalna różnica klas, niemniej debiut "Sigurów" jest w stanie dostarczyć słuchaczowi wrażeń o podobnym charakterze co jego dziejowy follow-up.

''Syndir Guđs (Opinberun Frelsarans)'' wybrałem być może trochę niefortunnie. Utwór ten znajduje się jakby wpół drogi między debiutem, a jego następcą. Przeraźliwe krzyki wydobywające się z odległej przestrzeni, stanowiące początek utworu, a później przechodzące w element tła budują przeszytą chłodem atmosferę niepokoju, tak charakterystyczną dla większości materiału na płycie. Jednocześnie kreowanie dźwiękiem swego rodzaju duchowego misterium przywołuje na myśl wspomnienia związane z Agaetis Byrjun. Jednak wrażenia kolorystyczne (wiadomo, dobra muzyka nie tylko na zmysł słuchu działa) są już zupełnie inne, tonacja wydaje się być zdecydowanie ciemniejsza. Pięknej melodii i anielskich partii smyczkowych też brak. Jest za to bogato skonstruowany background, pełny nieokreślonych i porozciąganych dźwięków, potęgujących nie opuszczające nas ani na chwilę lęk i trwogę. To właśnie tło najbardziej przykuwa uwagę, głęboko wciągając we wnętrze utworu oraz wywołując mimowolne dreszcze. Hipnotyczna, monotonna partia basu również ma swój udział w tej misternej konstrukcji. Do tego dochodzi jeszcze wokal, piękny w swoim smutku, pełen emocji. Ale to już przecież znamy. Kolejne elementy składowe doskonale do siebie pasują, tworząc wyraźnie przemyślaną całość, zarówno muzycznie, jak i klimatycznie. To drugie przede wszystkim.

Jeśli miałbym przedstawić Von jako porę roku, zdecydowanie wybrałbym zimę. Natomiast ten jeden utwór określiłbym jako długą, mroźną zimową noc, taką jak ta teraz u mnie za oknem. Noc, która budzi strach, równocześnie urzekając urodą. Wręcz chciałoby się wyjść teraz z domu i wyruszyć z muzyką na spacer. Niestety, to byłoby mało rozsądne, choć warunki są idealne na bardziej wnikliwe słuchanie. Zadowolę się tym co mam. Za chwilę skończę już pisać, wklepię tylko na klawiaturze ostatnie słowa. Wyłączę kompa, założę słuchawki, zostawię jedenasty track na repeat i oddalę się na własną senną wyprawę.

Łukasz Halicki    
16 marca 2005
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)