PLAYLIST
M.I.A.
"Bad Girls"
Gdzieś od czwartej minuty klipu Romana Gairvasa (dwie Bety spadają na cztery
koła, koleś z diastemą macha biodrami), zaczynam wierzyć, że czwarta płyta
M.I.A. będzie moją płytą roku, jak było to z Arular siedem lat temu.
A to dlatego, że "Bad Girls" to najbardziej epicki utwór w historii Mayi,
wypełniający wszystkie punkty stylebooka jej muzyki. Postulat kulturowego
tygla i pierwiastków world music realizuje chwytliwy wschodni motyw. Powagi
całości nadają bębny na zmianę z elektrycznymi przeszkadzajkami. Postulat
repetycji realizują nieustanne repetycje, a unoszący się nad wszystkim duch
bossostwa to już zasługa swagów (o wiele bardziej trafionych niż we
wspomnianym "Born Free", bo podanych z umiarem i w otoczce motoryzacyjnej, a
nie wojennej) samej Mayi, odważniejszej niż Martyna Wojciechowska. Wszystko
to gotuje się i zmierza ku (myślałby kto, że nieuchronnej) eksplozji w jakąś
rewolucję, ale kiedy jest tuż tuż, to balonik pęka, Alfa łapie gumę, taśma
zwalnia i pozostaje niesamowity głód nowego albumu, który – jesteśmy duzi,
wiemy jak to bywa, znamy poprzednią płytę – boleśnie nas rozczaruje.