PLAYLIST
Max Tundra
"So Long, Farewell"
Max Tundra, jak pamiętamy, najpierw pokazuje sprytnie tylko głowę, a potem się okazuje, że tak naprawdę jest morskim stworem. Twórca genialnego Mastered By Guy At The Exchange bierze kawałek z musicalu The Sound Of Music i przerabia go na jakiś własny wynalazek – jakiś morski, kolorowy skuterek robi z łódki zrobionej z ulotki, a jak kto? No, jak Roll Deep z "Heartache Avenue" zdaje się: on wykorzystuje coś tak, że pokazuje, jak coś tak całkiem pasuje, więc jak to możliwe, że do tej pory tego czegoś tam nie było. A wiecie, że koleś przy tym nie dość, że sam gra na wszystkich instrumentach i potrafi się nauczyć na czymś grać specjalnie do piosenki, to jeszcze niczego nie improwizuje, tylko najpierw każdy ten szczegół od jednego do tysiąca wymyśla?
Aha, Sound Of Music, jak może pamiętają wierni widzowie Polonii 1, leciał kiedyś w wersji serialowo-rysunkowej gdzieś między Yattamanem a Sally Czarodziejką. Opowiadał on o niedoszłej zakonnicy, złotowłosej i rumianej Marii, która zakochała się w bogatym gościu z willą i mnóstwem dzieci śpiewających chórkiem austriackie pieśni ludowe. Max straszy Marię i dzieci rybim ogonem, każąc im grać rózne inne rzeczy, wywoływać elektroniczne pętle, grać na czymś jak organy Casio, czymś jak dyskotekowe instrumenty dęte podłączone do pianinka, a w drugiej części utworu też na pianinku zupełnie zwyczajnym (typowa mieszanka dla Tundry, łączenie na żywo grających instrumentów z grającym komputerem), choć i potem brzmi, jakby grali na instrumentach-zabawkach, ogólnie, jakby chcieli żółtą łodzią podwodną podpłynąć do Blueberry Boat.
Mamy więc tu to, co najlepsze, a czego nie brakowało i na drugim albumie Tundry – zabawowe podejście do muzyki połączone z przyjemnym, skomplikowanym, ale uporządkowanym w wyobraźni szaleństwem i umiejętnością zrobienia czegoś ze wszystkiego, chociaż z niczego Max Tundra też by coś zremixował, jak by chciał.