PLAYLIST
Keyshia Cole
"She"
Dyskusję na temat trzeciego singla z nadchodzącej płyty Point of No Return zdominowała oczywiście warstwa tekstowa – w końcu komu w 2014 chce się jeszcze pisać o muzyce? Wiadomo, że Keyshia zmaga się z następstwami rozstania ze swoim mężem, ale zastanawianie się nad tym, co konkretnie ma na myśli, śpiewając takie linijki jak: ”Down to try something different / Lips and legs, soft skin so feminine / Curves like me, covered in my cherry scent” – pozostawię osobom zainteresowanym jej życiem prywatnym.
Dla mnie istotniejsze jest to, że ”She” jest, jak na razie, najlepszą z jej tegorocznych piosenek. Produkcją zajął się DJ Mustard, który staje się coraz ważniejszą postacią w świecie R&B i hip–hopu. Ostatnie dokonania 24-latka prezentują dość nierówny poziom, ale tak dobrymi kawałkami jak np. ”2 On” pokazał, że warto mieć go na oku (skoro już o tym singlu wspomniałem, to polecam przy okazji remix DJ'a Q – niby nic zaskakującego, bo ma w sobie wszystkie elementy, do których przyzwyczaił nas angielski producent, ale trudno rozpatrywać to jako wadę – jako że pocięte wokale i inne uk-garage’owe patenty pasują tu znakomicie). ”She” różni się jednak zarówno od opisanego w poprzednim zdaniu numeru, jak i ostatniego singla pani Cole, czyli ”Next Time (Won't Give My Heart Away)”. Mamy do czynienia ze zdecydowanie mniej oszczędnym podkładem, co najlepiej słychać w refrenie, gdzie spiętrzone synthy pomagają wokalistce stworzyć odpowiednie napięcie, potrzebne piosence o wspomnianej we wstępie tematyce.
Wyraźnie zaobserwować możemy też rozwój Dijona McFarlane'a, i gdyby nie charakterystyczne ”Mustard on the beat, ho!”, pojawiające się po półminutowym wstępie, można by pomyśleć, że za produkcję odpowiedzialny był jednak ktoś inny. Cieszyć może to, że zwrot w kierunku bogatych, nasyconych nowoczesnymi brzmieniami bitów, wydaje się właściwy, a ”She” jest udanym kawałkiem i z przyjemnością można go słuchać w oczekiwaniu na album – który powinien ukazać się jeszcze w tym roku. Nie będzie to pewnie nic nadzwyczajnego, ale jeśli reszta tracków zachowa poziom recenzowanego tutaj singla, to na pewno nie będę narzekał.