PLAYLIST
Justin Bieber
"Baby (El-P Death Mix)"
Najbardziej groteskowy remiks kwartału i najbardziej ekstremalny tercet
dekady, albo na odwrót. Jednocześnie przykład zastosowania wkurwu w pracy
twórczej. Nie szlachetnej złości, sarmackiego uniesienia, ale faktycznego
wkurwu, jak kiedy otwierasz zapalniczką butelkę i coś pęka w szyjce i trochę
szkła wpada do środka, ale takie drobne, że nie widać, ale i tak masz całe
piwo niby, ale do wywalenia, albo że wciąż słyszysz Biebera w radiu. Takiego wkurwu.
Pomysł z remiksowaniem przedszkolaka zrodził się gdzieś między wieloma
krytycznymi twittami El Producto na temat jego twórczości. Jedynym
warunkiem zmasakrowania hitu, jak zaznaczył sam wkurwiony, było zdobycie jego wokali a capella. Żart żartem, ale – za sprawą XLR8R – do pozyskania i przekazania nagrania doszło, chwilę później do opublikowania wersji "death" także.
Artystyczna wrażliwość El-P przemieszana z uliczną chęcią wszczynania burd
zaowocowały poniższym monstrum, w którym istotną rolę odgrywają wersy z "Live
And Let Die" McCartney'a i The Wings. Jakby tego nie wystarczyło: zwrotka, w
której Justin, na tle zmulonego trzaskającego space-podkładu, opowiada o
pierwszym sercowym rozdarciu to rozsądna rozbiegówka przed refrenem z
dwugłosową sklejką: "ooouuuu like / BITCH!" oraz "I thought you'd always be
mine / BITCH!" (gdzie to pierwsze to oczywiście Bieber, a chórki, to Pan
Sampel). Emocje mniej subtelne niż w przypadku trzynastolatka, ale
takie jest dorosłe życie. Tak brzmiałby Bieber, gdyby to samo przydarzyło mu się w roku 2014.
Niby nic przeciwko, ale posmak żulerskości się wkrada, kiedy dorosły i
zagnieżdżony w środowisku raper jeździ po dziecku (którego karierę i tak
zniszczy mutacja) a nie po równiejszym mu Ludacrisie, będącym w "Baby" faktyczną szmatą.
• posłuchaj »