PLAYLIST

Jennifer Lopez feat. Pitbull
"On The Floor"

0.0

Lambada? Kto tego nie zna. Wiadomo, pół litra wódki i nic nam nie przeszkadza w zabawie. Ktoś tego słucha z własnej woli? Ciężko w to uwierzyć, ale z pewnością. Co można zrobić – rozkładać ręce nad głuchotą, kondycją popu, gustem mas? Zresztą to nawet nie jest wielki przebój i chyba tym gorzej. Nie jest łatwo podjąć rywalizację z ostatnim "singlem" Black Eyed Peas, a jednak J. Lo jest godną konkurentką.

Tutaj zwyczajnie nie ma elementu, który mógłby mnie nie wkurwiać. Pitbull to jedna z najbardziej lamerskich postaci, z jakich "twórczością" udało mi się zetknąć. Pomyślcie kto was kiedykolwiek najbardziej wkurwiał? Mnie DJ Bobo. Pitbull nie wkurwia mnie tak jak DJ Bobo, zresztą już bardziej przypomina mi Scootera, tylko on czasami był zabawny. Pitbull już parę razy miał jakieś single (za każdym razem, gdy chcę użyć słowa "piosenka" lub "utwór" przypominają mi się moi ulubieni songwriterzy i po prostu nie jestem w stanie tego zrobić) oparte na utworach innych ludzi i zmienianiu ich w crap, więc czego się spodziewać. J. Lo za to wiodło się lepiej i gorzej, a od dłuższego czasu próbuje z powrotem wskoczyć na scenę, póki co bez większych sukcesów. W każdym razie laska łapie się brzytwy. Od idiotycznego sampla, przez tanie trance'owe beaty w najmniej wysublimowanej wersji, nachalne próby bycia klubowym bangerem, wokale pozbawione jakiegokolwiek uroku, zresztą przecież doskonale wiadomo o co chodzi. To jest tak boleśnie tandetne, że nawet nie mam ochoty robić sobie z tego żartów. Póki co tylko umieram z radości, że nie atakuje mnie to dzieło sztuki kompozytorskiej z każdego miejsca do którego pójdę, że nie oglądam telewizji, a radia słucham tylko w kiblu. Jennifer, get right.

posłuchaj »

Kamil Babacz    
28 lutego 2011
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)