INNE - LISTY

Oni mieli kiedyś płytę zatytułowaną Alternatywy 4!

Od: janblaszczak
Temat: uwag kilka
Data: 10 marca 2006

Z serii odpowiedzi interaktywnych, redaktor Borys D w kolejnym odcinku:

>Dobry wieczór

U mnie środek dnia, witam.


>Zwracam się do Pana tą drogą, gdyż znając reguły panujące na forach, stwierdziłem, że temat zostałby pewnie spłycony, pokryty grubą warstwą inwektyw, modnych angielskich zwrotów, nie mających nic wspólnego z istotą tematu.

Nie znam żadnych modnych angielskich zwrotów, ale załóżmy, że podążam za takim tokiem rozumowania.


>Mam kilka pytań, uwag, zastrzeżeń, na które może (przy odrobinie czasu) Pan odpowie, czy też przekona mnie do swoich poglądów.

Bardzo proszę.
Choć właściwie muszę pierwiej zaznaczyć, iż nie jestem zainteresowany przekonywaniem nikogo do swoich poglądów.



>Po pierwsze - sprawa, która mnie najbardziej nurtuje. Dlaczego w serwisie muzycznym "porcys", omija się wielu, tak istotnych muzyków?

To zabawne, ale mam na ten temat diametralnie inną opinię.


>Ja wiem, iż forum dotyczy tylko pewnego obszaru muzycznego. Zdaję sobie sprawę, iż poruszacie Państwo tematy współczesne i nie skupiacie się na dziełach przeszłych, pisząc o tym co dzieję się teraz. Słusznie. Nie wyjaśnia, to jednak zagadki związanej z absencją (to chyba odpowiednie słowo) Stevena Wilsona.

Odnoszę wrażenie, iż zdecydowanie nie podpisałbym się pod nazwaniem Stevena Wilsona "tak istotnym muzykiem". W miarę lubię wczesne PT, mam coś na kasetach (zostało mi z lat licealnych). Przeprowadziłem kiedyś wywiad z Henry Fool dla popularnego miesięcznika o muzyce rockowej. I to by chyba było na tyle.


>Ja wiem, iż Porcupine Tree nie nagrywa ostatnio najlepszych płyt. Wiem, iż te wcześniejsze nie spełniają kryterium wiekowego (choć np Recordings, czy Metonoia to już dzieła XXI wieczne).

Nie mam pojęcia. Nie słyszałem tych płyt i obawiam się, że już nie znajdę na to czasu.


>Nie zapominajmy jednak Wilson, to nie tylko Jeżozwierze. Nie tak znowu dawno płytę nagrał Blackfield ( teraz przygotowuje się do wydania kolejnej), a w 2004r. wspaniałą płytę (przepraszam, ciężko o obiektywizm)

Nie ma sprawy, rozumiem. Niespecjalnie wierzę w obiektywizm w ocenie muzyki.


>popełnił No - man z Timem Bownessem, który notabene jest wciąż zbyt mało znaną postacią w Polsce, co mogłoby się zmienić np. za pomocą "porcys".

Gratuluję wiary w nasz portal, aczkolwiek nie sądzę.


>Jeśli Q uznaję tą płytę "piękną jak sam Bóg", to może jednak warto jej się przyjrzeć (mowa o "together we're stranger').

Wręcz przeciwnie! Jeśli ten brytyjski magazyn rekomenduje jakąś nowość, to najczęściej ostatnią rzeczą jaką warto zrobić jest sięganie po nią!


>Cięzko mi nie wspomnieć chociażby o nowym dziele Anathemy. Ja wiem, ze pewnie sama nazwa budzi uśmiech na Pańskiej twarzy.

Ależ skąd! Mam kolegę, z którym widuję się raz na rok, dwa lata. Od młodzieńczych jeszcze czasów zwykliśmy pasjami dyskutować o muzyce, co było wyjątkowo odkrywcze, gdyż nasze gusta dzieliła przepaść (on preferował "cięższe" brzmienia i estetykę metalu, ja niekoniecznie), a mimo to potrafiliśmy przekazać sobie cenne uwagi i spostrzeżenia odnośnie ulubionych artystów. Od niego właśnie dowiedziałem się (hen, dekadę temu) o Anathemie. Charakterystyka grupy z etykietką "egzystencjalnego metalu" oraz analogie z Radiohead utkwiły mi w głowie do dziś. Zawsze chciałem poznać choćby fragment dorobku formacji; niestety nigdy nie było mi to dane.


>Ja jednak dalej nie rozumiem, skąd taka niechęć do tej formacji.

Nie żywię żadnej niechęci względem Anathemy, naprawdę! Nawet nie znam ani jednej piosenki sygnowanej tą nazwą.


>Przez wzgląd na część odbiorców, którzy "pogują", wyciągając ręce w słynnym geście?

Przysięgam w tym momencie na wszystkie świętości, iż nie mam zielonego pojęcia o jaki słynny gest chodzi! Wiele lat temu Michał Zagroba zaprezentował mi zdjęcie, na którym jeden z jego znajomych z klasy, stojący w tłumie pod sceną w trakcie koncertu grupy 2TM2,3 bodajże, pokazywał dłońmi satanistyczne znaki. To jedyne co mi się teraz kojarzy.


>Przez wzgląd na metalowe korzenie? Przez wzgląd na popularnośc? Litości.

Popularność? Przysiągłbym, przed przeczytaniem tego listu, że Anathema to kompletnie niepopularny wykonawca. Raczej otaczany kultem przez ograniczone grono wyznawców. Taką przynajmniej perspektywę nakreślił mi niegdyś kumpel wzmiankowany powyżej.


>Przecież A Natural Disaster, to zupełnie inna bajka (mówię to z perspektywy człowieka lubiącego także dawną twórczosć Brytyjczyków).

Ufam! Lecz ja nie nawet wiedziałem, że Anathema pochodzi z Wysp. Przyznaję, iż mam spore braki w faktografii związanej z tą kapelą, by ująć to najłagodniej.


>Cięzko nie zauważyc, radiogłowia utworu closer, tak samo jak cieżko wyobrazić sobie ludzi "pogujących" przy dajmy na to electricity (choć to mnie akurat osobiście mało interesuje). Jeśli Pana zdaniem, płyta ta nie zasługuję na wzmiankę na łamach serwisu, proszę o jakąs Pańską ocenę, opinię.

Nie mogę się wypowiedzieć, gdyż nie zwykłem wygłaszać sądów odnośnie rzeczy, z którymi się nie zetknąłem!


>Nie wspominam nawet o "antimatter", który to pomijany jest praktycznie wszędzie, tak iż zastanawiam się powoli czy ta grupa istnieje i czy płyty, na które własnie patrzę nie rozpłyną się nagle "into the thin air", czy nie okażą się jakimś nowym spiskiem gazety Wyborczej. A przecież "lights out", no cóż... wystarczy.

...


>Kolejna sprawa. Chamstwo.Jestem w stanie zrozumieć, że ktoś pod wpływem emocji, rozczarowania, wydanych pieniędzy, miesza z błotem wykonawcę. Pewnie, ktoś schrzanił robotę, dlaczego o tym nie mówić. Nie rozumiem jednak, po co rzucać się od razu na słuchaczy ? Przecież recenzja NIN, to była żenada. Nie mam na myśli fragmentów zdawałoby się najważniejszych, tj dotyczących "with teeth', tylko ogólnej wizji zespołu. Ja rozumiem, można Reznora nie lubić - pewnie.

Cóż, w moim mniemaniu recenzja płyty With Teeth NIN to wyczerpujące i humorystyczne (wkład współautorski redaktora Konatowicza) studium "otoczki" wokół Reznora, co było o wiele bardziej zajmujące niż rozprawianie o jego twórczości.


>Ale stwierdzenie, że "fragile" nie da się przesłuchać, ośmiesza tylko Pana.

Rozumiem. To zastanawiający punkt widzenia, natomiast osobiście nie widzę sensu w jego przytaczaniu, jeśli przeanalizować go od strony logicznej. Od kulturalnego, wymagającego czytelnika "na poziomie" oczekiwałbym odrobinę silniejszych argumentów. Ja nic nie muszę, gdyż "to nie ja walczyłem z systemem" - mam niewielką potrzebę wglądu w prywatne odczucia innych ludzi a propos Nine Inch Nails. I nigdy nie napisałbym listu takiego jak ten do kogoś, kto publicznie wyśmiał/skrytykował mojego ulubieńca, ponieważ, zwyczajnie, nie zajmuje mnie to co ten ktoś myśli. Zaś co do samego Fragile - po raz kolejny muszę się uchylić od odpowiedzi, albowiem nigdy nie przesłuchałem tego dzieła w całości; znam tylko fragmenty.



>Nie będę Pana przekonywał sposobem gombrowiczowskim, ze fragile zachwyca, ale Pan nie może odwracać tej zależności - tj. nikogo nie zachwyca, bo mnie nie zachwyca. Prawda? Patrzenie na zespół z perspektywy znajomych ze szkoły, też jest śmieszne i raczej niezbyt miarodajne ( mi Fragile akurat podrzuciła moja polonistka, która nie ubiera się na czarno i nie przejawia opisywanych przez Pana skłonności).

Przewiduję, iż ta anegdota zrobi karierę wśród moich znajomych. Aliści należy pamiętać, że niejednokrotnie oficjalna powierzchowność kryje wewnątrz istne demony.


>Dalej - Damien Rice. Pewnie rozumiem, może się nie podobać. Można woleć Varleta. Oczywiście. Ale musi Pan sobie zdawać sprawę z jednego, ludzie (tzn, m.in. ja - będę pisał w 1 os., bezpieczniej), tak więc podchodzę emocjonalnie do muzyki, no cóż jest to taki dział sztuki, z którym wiąze sporą dawkę uczuć (pewnie nie tylko ja, prawda?)i jeśli dowiaduję się, że jestem 13 latką przeżywającą pierwszy okres, to mogę się zdenerwować, czuć się urażony. Mam rację?

Nie do końca. Dla uniknięcia nieporozumień w odbiorze artykułów traktujących o "sztuce", koniecznie należy rozgraniczyć "dzieło" od "artysty". Piszemy o muzyce, a żartobliwe przytyki do osób odpowiedzialnych za tę muzykę to tylko figury retoryczne. To zresztą wypunktowałem w omawianej wcześniej recenzji NIN (ostatni akapit), lecz nie mogę powtarzać podobnych wyjaśnień w każdym tekście jaki publikujemy; zakładamy po prostu, iż inteligentny czytelnik (do jakiego staramy się kierować naszą ofertę) zrozumie konwencję. Mogę tylko raz jeszcze zapewnić, że osobiście nie umiałbym "zdenerwować się" czy "czuć się urażony" po przeczytaniu analogicznego tekstu o moich idolach - to nie są właściwe kategorie dla takich sytuacji. Zatem utrwalmy: atak personalny na twórcę to (niemal) w stu procentach przypadków formuła za pomocą której atakujemy słabość samego utworu. Prywatnie jestem bezkonfliktowym, pokojowo nastawionym osobnikiem, nie przejawiającym ani trochę potrzeby napaści na drugiego człowieka; prawdopodobnie reszta redakcji również.


>Wiem, mogę nie czytać itd. Ale w tym sęk, tutaj (porcys) można dowiedzieć się naprawdę o sporym kawałku muzyki, więc nie chciałbym podejmować tego kroku.

Droga wolna, żyjemy (póki co) w wolnym świecie i każdy ma prawo do niezależnych wyborów/decyzji.


>W gwoli wyjaśnienia, nie mam na myśli róznic w stylu: ja mówię "Finally we're no one", Pan mówi "Yesterday Was dramatic" - nie o to chodzi. To jest oczywiste. Mam na myśli - ja mówię "Finally we're no one" - Pan mówi "Ty ... !".

Nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek rozmawiał o muzyce na serio w taki sposób, przykro mi.


>Czy 12 wersowe podsumowanie Powstania Warszawskiego - Lao Che, zakończone fragmentem "Nie nie, co to kurwa ma być", ma na celu coś innego, niż wzbudzenie kontrowersji i pokazanie bycia "anty" wobec szerokiej rzeszy słuchaczy i recenzentów? To już nie jest nawet kontrowersyjne - to jest śmieszne.

O szczegóły związane z przytoczoną recenzją należąłoby pewnie spytać jej autora. Od siebie mogę tylko zapewnić, że nie przypominam sobie takiego zdarzenia, abyśmy recenzowali jakieś wydawnictwo W CELU "wzbudzenia kontrowersji" bądź "pokazania bycia anty". Redaktor Kinowski streścił pokrótce nasze zdanie o Lao Che i jeśli ktoś nazywa je "śmiesznym", to naturalnie ma do tego prawo, chociaż - co podkreślałem przed kilkoma akapitami - taka postawa nie ma sensu logicznego; dla nas paralelnie "śmieszne" jest uwielbienie Lao Che i przypuszczalnie oba fronty w dyskusji pozostaną przy swoim.


>(oczywiście można tą płytę skrytykowac, ale jesli jest ona traktowana jako świętość, to potrzeba sensownych argumentów).

To jest zdanie którego wyjątkowo nie rozumiem (albo się z nim nie zgadzam) z całego tego maila. Wydaje mi się, że skoro powołujemy się na "argumenty" w wartościowaniu muzyki (kolejna kwestia sporna), to każdy jej przejaw zasługuje na osobne rozpatrzenie, w zależności od szeregu kontekstów w relacjach dane dzieło-recenzent. Poświęcanie płycie wiele miejsca za to, że pewien krąg odbiorców traktuje ją jako świętość to efekt presji jaką media wywierają na słuchaczach / krytykach. Debiut Arctic Monkeys większość recenzentów analizuje dogłębnie tylko dlatego, iż kwartet stał się fenomenem marketingowym; poziom samej muzyki nie ma z tym nic wspólnego. Gdyby inny, nieznany zespolik wydał ten sam krążek, ci sami recenzenci nie poświęciliby mu (i słusznie) marnej linijki. Odwrócę więc zależność i powiem, że sam fakt publikacji tekstu o Powstaniu Warszawskim to z perspektywy Porcys reakcja na brak głosów krytycznych pod adresem tego albumu (przy ogólnym tonie zachwytów). Jego tak zwana "świętość" sprowokowała nas do napisania recenzji i myślę, że to i tak sporo.


>Niech Pan nie stanie się muzycznym Urbanem.

???
Ignacy Urban prowadzi zajęcia z piłki nożnej na UW. Uczęszczaliśmy do niego z Zagrobą parę semestrów pod rząd. Sympatyczna to postać. Nie wiem, co ma wspólnego z muzyką.



>Ostatnia kwestia, dlaczego "Good news ..." to 4 płyta Modest Mouse? Dlaczego niby nie uznawać kilku wcześniejszych?

To nie jest 4 płyta MM i nigdzie tak nie napisaliśmy. To 4 REGULARNA płyta MM. Building Nothing, Sad Sappy i inne to kompilacje. Tak się tradycyjnie uznaje.


>Pytam między innymi z powodu, powstałego ostatnio forum - www.modestmouse.prv.pl, w którym mam, jakiś tam,swój udział ( i na które oczywiście serdecznie zapraszam).

Miło mi, ale jeśli oczekiwane są w tym miejscu moje wrażenia z odwiedzin strony, to z niekłamanym żalem mogę tylko zacytować mojego znajomego: "dla mnie to jest słabe".


>Długi dość ten mail - trzeba kończyć. Mam nadzieję, że udało mi się Pana nie urazić i że zdecyduje się Pan na odpowiedź. Przecież w Polsce także można normalnie rozmawiać w przyjaznej atmosferze (nawet przy różnicy poglądów), nie zapominajmy o tym. Pozdrawiam serdecznie. Jan Błaszczak

Absolutnie, jedyna droga do efektywnej komunikacji to merytoryczna wymiana racji. Pozdrowienia.

BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)