SPECJALNE - Artykuł

30 najlepszych piosenek Pet Shop Boys

18 kwietnia 2014



30 najlepszych piosenek Pet Shop Boys

W zeszłym tygodniu duet Lowe/Tennant obchodził 30. rocznicę wydania debiutanckiego singla. Z tej właśnie okazji pokusiliśmy o skompilowanie rankingu najlepszych kompozycji w karierze naszych ulubieńców.

30 I’m With Stupid (2006, pierwszy singiel z Fundamental)

Generalnie nie przepadam za ostrą, namolnie forsowaną publicystyką w tekstach. Jakieś nawiązywanie do bieżących wydarzeń politycznych, nejmczekowanie liderów partii, wysokich urzędników partyjnych, do tego "komentarz o charakterze socjologicznym", wciąganie w to celebrytów, aktualności, newsów… Definicja "złego starzenia się", zwykle. Szczególnie smutnym przejawem tego typu tendencji są "piosenki wyborcze" i nie mówię tu o casusie "Ole Olek", że śmieszne mp3, tylko bardziej klimaty typu Tomasz Lipiński i jego opiewanie zalet Platformy parę lat temu. (Czyli w sumie… śmieszne mp3.) Rekomendowałbym, drodzy: nie róbcie tego. Z małymi wyjątkami (hint za 2 zdania) będziecie raczej żałować. "SLD AWS wszystkich jebał was pies", jak rapował (!) klasyk. Oczywiście w obecnych okolicznościach napiętych relacji na linii Waszyngton-Moskwa, przez niejednego eksperta interpretowanych jako ostateczny krach mitu o końcu historii, możemy sobie podyskutować nad zasadnością i realną wartością takich songów jak "Ronnie Talk to Russia", "Russians", "Two Tribes" etc. Spoko. Nie mówię, że nie.

Ale zaraz, zaraz. Ci dwaj tutaj znęcali się 8 lat temu nad wówczas (nadal?) istotnym z historycznej perspektywy aliansem Busha i Blaira. Nie musicie nawet interesować się globalną polityką, żeby wiedzieć, o co chodziło. "Z samych filmów wiesz jak było" (Miś). Widzieliście Fahrenheit 9/11 i The Ghost Writer? To wiecie. Bardzo chciałbym jednak traktować refren tego numeru jak sympatyczną frazę do podroczenia się z ukochaną, kiedy powie coś bzdurnego. I przy tym spróbuję pozostać tekstowo. A muzycznie? Muzycznie 6 lat przed mainstreamowym nadejściem Jessie Ware intro utworu brzmi jak intro jej "Running". To znaczy "Running" 6 lat później brzmiało jak puszczone na zwolnionych obrotach intro "I'm With Stupid". Nie żartuję, obczajcie. A potem brzmi to jak taka fałszywo-gorzka nostalgia za ejtisami, czyli jak coś, co Papa D mogliby wymącić na Papa Loves Dance, gdyby nie był to album z coverami i gdyby Waldek Kuleczka ćpał coś cięższego, niż ćpa. No, to już z samego blurba wiecie, jak było. –Borys Dejnarowicz

posłuchaj »



29 Luna Park (2006, album track z Fundamental)

W powszechnej świadomości RADIOSŁUCHACZY Pet Shop Boys funkcjonuje przede wszystkim jako zespół popowy. Tymczasem wraz z wejściem w lata 90. Neil i Chris porywali się na coraz to bardziej odbiegające od charakterystycznej dla nich stylistyki na styku oszczędnego, robotycznego disco i melancholijnego synth-popu, która zapracowała na ich popularność w poprzedniej dekadzie. Czy był to pastelowy, bogato zaaranżowany pop Very, eksperymentalny dance uzupełniającego ten album dysku Relentless, próby z drum'n'bassem ("Betrayed"), housem (spora część zaskakująco świeżego Electric) czy nawet formą musicalową (soundtrack do baletu The Most Incredible Thing) – paleta inspiracji i nawiązań poszerzała się wraz pęcznieniem dyskografii. Z wyjątkiem zbioru b-side'ów, Alternative, londyńskiemu duetowi nie udało się raczej przebić z pobocznymi wycieczkami artystycznymi poza oddane grono fanów – najlepszym tego przykładem jest It Couldn't Happen Here, surrealistyczny film musicalowy, będący rozwinięciem oryginalnego pomysłu na klip do albumu Actually, który nie doczekał się nawet wydania na DVD.

Historia okazała się nieubłagana, a Pet Shop Boys zostało kolejnym zespołem dotkniętym klątwą utemperowanych ambicji. Świetnym tego przykładem jest to, że zapamiętaliśmy akurat "Luna Park"; "albumowy" utwór z późniejszego (Fundamental – 2006 rok) okresu działalności zespołu, powszechnie utożsamianego z obniżką formy. Trudno bowiem znaleźć nawet na najbardziej przebojowych kartach historii grupy równie "klasycznie" radiową balladę (doskonale wymierzona dramaturgia, dominacja żywych instrumentów w miksie, itd.). Dziwi jedynie, że przy dość przeciętnej konkurencji nie doczekała się ona singlowego wydania. –Jakub Wencel

posłuchaj »



28 Hit Music (1987, album track z Actually)

Centralny punkt pełnoprawnego sofomora to przykład na to jak prosty pomysł na piosenkę przekuć w coś niebanalnego. Stanowiąca bazę quasi-basowa linia zapożyczona została z klasycznego motywu serialowego z lat 50 – tych, którą z kolei jak wieść niesie, Neil usłyszał dzięki zarejestrowanej już w roku 86 – tym wersji Art of Noise, po czym spontanicznie dośpiewał późniejszy refren "Hit Music". Chorus o tyle prosty co skuteczny, doskonale zazębiający się z równie konkretną zwrotką. W zasadzie wystarczyło to zapętlić i chartsy ich, ale nie. Musieli jeszcze na wysokości 1:18 (!) dorzucić ten cudowny mostek, wcisnąć interludium, zmienić tempo, by utorować drogę dla zabarwionego ambientem outra. W dzisiejszych czasach takie rzeczy nie do pomyślenia. –Marek Lewandowski

posłuchaj »




27 I’m Not Scared (1988, album track z Introspective)

Neil i Chris po długim nagabywaniu zdecydowali się dopracować jeden z nieopublikowanych numerów i oddali go Patsy Kensit. Tym sposobem, zanim "I’m Not Scared" znalazł się na trzecim regularnym longplayu Pet Shop Boys, rozgościł się na pierwszym miejscu włoskiej listy przebojów w wykonaniu już przez nikogo chyba niepamiętanego w Polsce zespołu Eighth Wonder. W 1988 r. mieli swoje pięć minut chwały z tym przebojem. Ich wykonanie jest nieco bardziej stonowane w brzmieniu i ozdobione francuskimi wstawkami lirycznymi. Chwilę później na Introspective ukazała się ponad siedmiominutowa wersja PSB. Wydawać by się mogło, że Tennantowi nie pozostaje nic innego jak tylko zaśpiewać numer swoim głosem, by wyszło z tego stuprocentowe Pet Shop Boys. A jednak podjęli się z Chrisem Lowe podrasowania kompozycji tak, by wpisał się w konwencję ofensywnego bitu i charakterystycznego patosiku syntetycznych miniorkiestracji Introspective. Jest kilka szybciej wpadających w ucho kawałków na płycie, owszem, aczkolwiek powziąłem założenie wydobycia tych pięknych kompozycji ponad poziom uogólnionej dobroci albumowej. Okazało się, że także "I’m Not Scared" zasługuje na wyróżnienie na tle wielu innych faworytów z dorobku duetu. W ogóle rozciągnięcie tych sześciu kompozycji do długości niesinglowych to tylko gra pozorów –Michał Hantke

posłuchaj »




26 Saturday Night Forever (1996, album track z Bilingual)

Nie dajcie się zmylić tytułowi i pierwszemu wrażeniu jakie wywołuje ten kawałek. Nie chodzi tutaj o film o Tony'm Manero, ani o piosenkę z klipem w barwach Ukrainy. W chwili wydania Bilingual disco leżało pogrzebane od dobrych piętnastu lat, a muzyka taneczna zdążyła wynaleźć się na nowo po obu stronach Atlantyku i otworzyć jeszcze kilka swoich obszernych podrozdziałów. Pomyślcie, że po drodze wydarzył się rave i Richard D. James. Od razu wiadomo, że to musi być zgrywa. Prawda, że pierwsze skrzypce grają tu dęciaki, a Tennant zapewnia, że dyskoteka wiecznie żywa. Nie jest więc łatwo wysuwać kontrargumenty przeciwko takiemu stawianiu sprawy. Ochy i achy w refrenie skutecznie to uniemożliwiają. No ale słowo się rzekło. PSB zawsze trzymali rękę na pulsie bitu, a "Saturday Night Forever" nie jest wyjątkiem – podkład jest całkowicie zakorzeniony w latach osiemdziesiątych, podpowiadając o muzyce tuzów Inner City czy Crystal Waters. Ale dzieje się tu ponad wszystko magia zwrotek, które przy pomocy uderzeń akordów nitują do tej bazy styl, który jest cudownie nieoczywisty w swojej melodyjności i nieco post-Very ("Liberation"?). Sporo tu kontrastów i zmian nastroju. Swego rodzaju przepychu i żywotności, w której nie ma miejsce na nostalgię. Chociaż patrząc z perspektywy dzisiejszej tanecznej elektroniki, Tennant miał całkowitą rację. –Krzysztof Pytel

posłuchaj »



25 Vocal (2013, drugi singiel z Electric)

Oni zawsze byli trochę smutnymi chłopakami na parkiecie, zawsze w ich utworach taniec i zabawa mieszały się z melancholią i nostalgią. W "Vocal" stają się nieco autotematyczni, w czym im wtóruję, bo chociaż uwielbiam elektronikę pod różnymi postaciami, to w klubach brakuje mi dzisiaj fajnych wokali. O trancie myśli się często jako o najbardziej tępym i wulgarnym odłamie muzyki tanecznej, a przecież to paradoksalnie gatunek mocno humanistyczny – potrzeba euforycznego oderwania się od rzeczywistości na parkiecie wydaje mi się jak najbardziej typowo ludzka. Z tym, że zwykle brakuje mu powabu, któremu temu utworowi – z wokalem – nie potrafię w żaden sposób odmówić. –Kamil Babacz

posłuchaj »



24 Up Against It (1996, album track z Bilingual)

Wychodzi mi z obliczeń i pewnie nie tylko mi, że to moja ulubiona piosenka na albumie rozpoczynającym datowanie schyłku popu w wykonaniu tej dwójki łykanego w całych albumach. Przyznaje, mam w tym miejscu problem z wartościowaniem, chociaż tyczy się on nie tylko Bilingual. Od razu wyjaśniam: nie uważam, że to niefortunna płyta. Powiedzmy, że ogólny, średniawy zarys muzyczny zbyt dosłownie pada tu ofiarą trochę jednak podle panglobalnego konceptu opartego na fascynacji "brzmieniami latynoskimi", który momentami potrafi wybić z równowagi specyficzny styl Tennanta i Lowe’a. Rozterki pojawiają się już przy "Discoteca", a w pełni materializują na "Se A Vida É (That's The Way Life Is)", które początkowo umieściłem nawet w singlowym topie, a które przecież można też skwitować jako ich "Kokomo". Serio, nie mam pojęcia co tu jest grane. Jednak co wiem, to że chwytliwości jest na albumie stanowczo za mało. Szczęśliwie znajdują się tu natomiast numery, z którymi wiązałem już spore nadzieje. "Before" i "Metamorphosis" po wyrównanej walce godnie zasiliły listowe rezerwy. Natomiast "Up Against It" to utwór, który w takim zestawieniu nie może się nie wyróżniać i nie zasłużyć na pochwałę. Ale hej, on dyktuje warunki niepodzielnie przecież nie tylko tu. To chyba ostatnie emocje przed czekającymi Brytyjczyków latami obniżonych lotów. Od rozpoczęcia melodia refrenu szlachetnie prowadzi się na delayach, po dwóch rundach ustępując wchodzącym niczym standard "Strings Of Life" klawiszom. Pojawia się również Neil Tennant, na poważnie i gorzko, w końcach zwrotek asystując w zagrywkach niemal Smithsowych. Nie znam kulis powstania, ale utwór wydaje się nosić jeszcze ślady poprzedniego albumu. Mocno akcentuje choćby intro, jednak buźki z okładki Very są już nieobecne, a atmosfera zbliżona jest do tej znanej z debiutu. Track bez wątpienia esencjonalny. –Krzysztof Pytel

posłuchaj »



23 Left to My Own Devices (1988, drugi singiel z Introspective)

Zupełnie hochsztaplerska kolaboracja Neila i Chrisa z genialnym producentem, który ponoć odkrył muzykę w Anglii, czy też Anglię w muzyce w latach osiemdziesiątych. Odnalezienie idealnego balansu pomiędzy kiczem i artyzmem udało się jedynie nielicznym, ale wielu z nich miało związek z Trevorem Hornem, albo było zespołem Queen. Pet Shop Boys udowodnili tym utworem swoją niepodważalną klasę – oni się muzyką potrafią bawić. Potrafią odczarować dla siebie kilka zupełnie niedozwolonych połączeń w muzyce: bez widocznych szwów można zestawić żywą orkiestra z wyzywającym disco, w klip wstawić kitowców (którym przygrywa bardzo wybiegające w czasie pianio Lowe'a), a w miksie zaakcentować niepokojący overdub. "Left To My Own Devices" zwiastuje szaleństwo lat 90-tych, jest efektowną bramą do tej bardzo eklektycznej dekady, natomiast punchline "Che Guevara and Debussy to a disco beat" sam w sobie jest najlepszym komentarzem duetu do własnej twórczości w roku 1988. –Iwona Czekirda

posłuchaj »



22 Only the Wind (1990, album track z Behaviour)

W przypadku tego londyńskiego duetu wkroczenie w lata 90 – te wiązało się ze zmianą środka ciężkości w obranej przez niego stylistyce. Obok porzucenia cyfrowych źródeł dźwięku na rzecz instrumentarium analogowego, element charakterystyczny stanowiło przede wszystkim odstąpienie od nadmiernej rytmizacji, a tym samym przesuniecie uwagi w kierunku melodii, mające swoje wyraźne tendencje na Behaviour. "Only The Wind" potwierdza te założenia koncentrując się na kompozycji głównie pod kątem jej walorów narracyjnych, melodycznych oraz harmonicznych. To co mnie tutaj szczególnie ujmuje prócz sprawnej songwriterskiej ręki Tennanta to balans elementów składających się na aranżacje, niby bogate ale oszczędne, robiące miejsce dla motywu przewodniego. Swój udział w tym zakresie ma zwłaszcza Badalamenti, którego instrumentacja – subtelna, wycofana, nie narzuca się, wypełniając trzeci plan. Ten wysmakowany utwór będący wyrazem wysokich aspiracji londyńczyków wychodzi poza świadomość masowego odbiorcy jednocześnie pozostając w dalszym ciągu skutecznym popem. Szacunek. –Marek Lewandowski

posłuchaj »



21 Before (1996, pierwszy singiel z Billingual)

Inspirowana trasą po Ameryce Południowej zawartość Bilingual dość niespodziewanie bardzo przypadła nam do gustu. Młodszy, nieco śniadawy kuzyn nadpobudliwego Very w swoich najlepszych momentach oferuje wysublimowane, bogate inkrustowane disco nietuzinkowo wzbogacone o latynoskie wpływy. Najznamienitszym reprezentantem dość urozmaiconej oferty programowej wydanego w 1996 albumu jest bez wątpienia pastelowe, pięknie oplecione wokalami "Before", którego nie ima się nieubłagany upływ czasu. Utwór w połowie drogi między przytulną sypialnią a świeżo wypolerowanym parkietem w pobliskim klubie. Niepozorny błysk geniuszu na ostatniej prostej do mojego serca. –Wojciech Sawicki

posłuchaj »



20 Opportunities (Let's Make Lots of Money) (1985, trzeci singiel z Please)

Tennant i Lowe, jeszcze wtedy piękni i młodzi, jadą już na debiutanckim krążku równo z tematem. Na Please trudno złapać oddech od samego początku. Nie wyjdzie wam to również na rozpiętym gdzieś pomiędzy "West End Girls" a "Love Comes Quicky" trzecim singlu w dziejach grupy – "Opportunities (Let's Make Lots of Money)". O przepięknym, wypełnionym słodyczą keyboardowym intrze można by debatować długo, ale wiem, że to jest jednym z ich najlepszych. Bombastyczność zwrotki i dramatyzm refrenu chwyta mnie od samego początku i trudno uwierzyć, że to był dopiero początek ich drogi. Pomyślcie, jak brzmiałoby Last Exit i inne cacka bez wykminionego przez PSB motywu przełamania odhumanizowanego, nowofalowego bitu ambientowymi plamami syntezatorów? No właśnie. –Jacek Marczuk

posłuchaj »



19 This Must Be the Place I Waited Years To Leave (1990, album track z Behaviour)

Kompozycja planowana początkowo jako temat otwierający "The Living Daylights" przypomina trochę "How Soon Is Now?" – napędzana motoryczną sekcją, na którą Johnny Marr nakłada kilka perfekcyjnych gitarowych partii. Wobec rozpoczynających się właśnie rockowych lat 90. Pet Shop Boys postawili na analogowe syntezatory, a do udziału w sesjach nagraniowych zaprosili jednego z najbardziej charakterystycznych gitarzystów swoich czasów (rzecz dzieje się 3 lata po Strangeways, Here We Come). Decydując się na powrót do dema z 1986 roku, którego rozwinięcie ciężko sobie wyobrazić na którymkolwiek z wcześniejszych albumów trafili w najlepszy moment – stało się to na płycie raczej niesinglowej, za to eklektycznej, być może najbardziej "artystowskiej" w ich dorobku.

"This Must Be The Place..." brakuje charakterystycznego dla Tennanta sarkazmu, którego miejsce zajął gniew, gorzkie spojrzenie w przeszłość przywołaną snem o powrocie do szkoły. Nie powinien zatem dziwić rockowy, buńczuczny charakter piosenki, którą porównuje się czasem do nagrań Depeche Mode z początku lat 90. Nie ujmując jednak wartości Violator, czy Songs of Faith and Devotion warto zwrócić uwagę, że podczas, gdy "Walking in My Shoes" wyznacza kres możliwości twórczych Gahana i kolegów, chwilowa przygoda z gitarową estetyką była dla Pet Shop Boys zaledwie ciekawym eksperymentem, umiejętnie wykorzystaną szansą sprawdzenia własnych możliwości na pozornie obcym gruncie – z efektem w postaci jednego z ich najbardziej emocjonalnych utworów. –Piotr Gołąb

posłuchaj »



18 Always On My Mind (1987, pierwszy singiel z Introspective)

"Always On My Mind" z czystym sumieniem można nazwać standardem muzyki popularnej. Swoje wersje nagrał już chyba każdy model muzyka: od archetypicznej kobiecej gwiazdy pop (Brenda Lee), przez sypiący się symbol popkultury (Elvis), starzejącą się ikonę country (Willie Nelson) i już zestarzałą bluesa (B.B. King), aż po, jako rzecze Internet, Franka Sinatrę XXI wieku (Michael Bablablej ). Opus magnum piosenki przypada jednak na jej przygarnięcie przez Pet Shop Boys i zaręczam Wam, że żadnego innego wykonania do szczęścia nie potrzebujecie. A wystarczyło w tą ckliwą balladkę tchnąć trochę życia: charakterystyczne brzmienie syntezatorów, jeden dodatkowy (ale jakże kluczowy!) akord w refrenie, tęskny głos Neila Tennanta i nostalgiczny anturaż schyłku lata – to wszystko składa się na ten piękny, bardzo reprezentatywny dla duetu singiel. Można się powzruszać, można potańczyć. –Wojciech Chełmecki

posłuchaj »



17 So Hard (1990, pierwszy singiel z Behaviour)

Pierwszy singiel z Behaviour to nie tylko wielki hicior początku 90s, ale też jedna z tych piosenek PSB, które zestarzały się naprawdę w ponadczasowym stylu. Oczywiście można próbować stosować ten argument przy wielu ich utworach, ale relacje opisane w "So Hard" to przecież sprawy żywcem wyjęte z serialu "Girls" i okolic. Ktoś powie, że to temat stary jak świat i pewnie będzie miał rację, jednak nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że z każdym rokiem ta piosenka coraz bardziej zyskuje na aktualności. A ja pozwolę sobie skorzystać z okazji i przyznam się do czegoś – "jak byłem mały", to konsekwentnie myliłem New Order z Pet Shop Boys. Do dziś wstydzę się tego niemal równie mocno jak faktu, że bardzo długo wierzyłem, że gołąbki robione przez panią przedszkolu powstają z prawdziwych gołębi. Choć akurat w tej drugiej kwestii to do dziś mam pewne wątpliwości. –Kacper Bartosiak

posłuchaj »



16 I Wouldn't Normally Do This Kind of Thing (1993, trzeci singiel z Very)

Piszę o tym nagraniu właśnie dlatego, że normalnie bym tego nie zrobiła. Na ogół nie słucham Pet Shop Boys i nie mam zielonego pojęcia, od jakiego londyńskiego sklepu zoologicznego zapożyczyli swoją nazwę. Ale w porę dotarło do mnie, że obok takiej dawki absurdu nie da się przejść obojętnie. Wystarczy jeden odsłuch w celach czysto eksploracyjnych, a poznawcze nadwyrężenie pozostawia w głowie niezatarty ślad. Czułam się tak jeszcze dwa razy w życiu – oglądając rosyjski serial Kuchnia w autokarze do Kijowa i na koncercie przebranego za muchę Willy’ego Baxtera.

W myśl złotej zasady z podstawówki "mój zeszyt świadczy o mnie" przyjrzyjmy się okładce singla. Na żółtym tle znajduje się iście radosna kompozycja składająca się z roześmianej twarzy Neila w peruce bruneta w kręgu biegnących podskakujących Chrisów w peruce blond. Dance-popowa szata dźwiękowa tego przedsięwzięcia jest nie mniej entuzjastyczna – pompatyczne klawiszowe podrygi i wokal jak zwykle pełen gracji rozkwitają na tle nienagannej sekcji rytmicznej. Materiał na hit pokroju "YMCA".

Nie bez kozery w ostatniej zwrotce pojawia się motyw tańczenia w balecie Strawińskiego. Takie rzeczy tylko wiosną, gdy hormony na trawie, słońce na niebie, i śpiewają nawet gołębie. Wtedy właśnie pisze się piosenki o niekontrolowanych przejawach radości. Co poeta miał na myśli? Dwa słowa – nie ogarniam. –Monika Riegel

posłuchaj »



15 Heart (1988, czwarty singiel z Actually)

Byłem kiedyś na wykładzie, gdzie pod koniec profesor wyświetlił klip do "Heart". Cała sala zamiast pakować się i wychodzić (5 minut po czasie) podniosła się raczej w jakiejś nieskoordynowanej meksykańskiej fali. Niektórzy chyba śpiewali. A morał jest taki: choć Chris Lowe uważał, że jest to piosenka z niższej ligi niż "Being Boring", to jednak nieprzypadkowo jest to też jak dotąd ich ostatni numer jeden w Wielkiej Brytanii (UK#1, PL#2, FR#36). Bo ta piosenka musi się podobać. Napisana ponoć z myślą o Madonnie miała być "tylko piosenką o miłości" i (jak często w tym przypadku) efekt był po prostu znakomity. Mechaniczna pulsacja, parkietowa pompa, ha-ha-heart-beat, nie mam pytań. Taka ciekawostka: ze wspomnianego wykładu (postaci wampiryczne w historii kina) zapamiętałem, że w rolę krwiopijcy wcielił tu przyszły sir Gandalf McKellen. Inna dotyczy idoli naszego dzieciństwa – grupy Aqua, która w piosence "Turn Back Time" z Aquarium dość udanie do wokali z "Heart" nawiązywała. I nieprzypadkowo chyba z tą melodią osiągnęła również top wyspiarskich chartsów (UK#1, DE#42). –Wawrzyn Kowalski

posłuchaj »



14 Love Comes Quickly (1986, trzeci singiel z Please)

"Love Comes Quickly", pierwsza piosenka o miłości w repertuarze Pet Shop Boys, to chłodny utwór. Neil Tennant, jeden z najostrożniejszych wokalistów w historii, śpiewa beznamiętnie, na skraju znudzenia, na tle idealnie sterylnej muzyki. Ale ta sama muzyka jest też bardzo romantyczna i piękna. Otwierająca całość syntetyczna linia basu (te im często bardzo dobrze wychodziły) trzyma przy ziemi wysokie partie wysamplowanego wokalu ("a-a-a-a-a-a…" ) i smyków, Andy Mackay z Roxy Music z być może najsubtelniejszym saksofonowym motywem w balladzie z lat 80. Najładniejszy z wczesnych singli Tennanta i Lowe’a i pierwszy utwór, który zademonstrował, że potrafią robić rzeczy wzruszające. –Łukasz Konatowicz

posłuchaj »



13 Why Don't We Live Together? (1986, album track z Please)

Wisienka na torcie debiutu, ale trzeba przyznać, że jest to utwór dość marginalizowany, przyćmiony przez sukces flagowych singli duetu, chociaż wierzę, że większość Petheads zna jego wartość. Z perspektywy surowego synth-popu Please, "Why Don't We Live Together” zupełnie zaskakuje swoim miękkim stopem bobbyorlandowskiej motoryki z późnym Motownem. W połączeniu z ożywioną ekspresją, przełamującą, zwłaszcza w refrenie, wycofany romantyczno-cyniczny wokal Neila Tennanta, pomimo przystawania do klasycznowyspiarskiej wrażliwości tekstualnej, jest to być może najmniej typowy utwór w dorobku muzyków z Sheffield. "Why Don't We Live Together" w najprostszym rozumieniu nawołuje do podjęcia kompromisu, osiedlenia się, chociaż dla mnie zawsze to będzie symbol wewnętrznego konfliktu PSB pomiędzy post-kraftwerkiem, a apetytem na jakieś bardziej pedalskie (no offence) granie. Warstwy galopujących linii syntezatora w pre-chorusie ustępują lekkim klawiszom i disco-funkowej gitarze oraz przejmującej artykulacji Tennanta, tworząc bagaż emocjonalny, który znajdzie ujście w showmańskim okrzyku refrenu. Siła oddziaływania zapętlonej, powtarzającej się figury, sprawia, że jest to jedna z najwyzej cenionych przeze mnie kompozycji brytyjskiego duetu. –Iwona Czekirda

posłuchaj »



12 To Face the Truth (1990, album track z Behaviour)

Przeczuwacie czasem tę przestrzeń, która rozciąga się między rozpoznaniem zagłady a samą zagładą? Nie będzie nietaktem zadanie takiego pytania przy okazji rozważań nad "To Face The Truth" – utworem, który mógł zrodzić się jedynie w umysłach oddanych podobnym dylematom, i którego architektura odpowiada zapewne przedsionkowi ostatecznego pasażu, który tutaj rysuje się między wersami traktującymi o nader nieudanym romansie. O tym, że jest nieudany, dowiadujemy się – niespodzianka – ostatni; zwykle też przyswojenie podobnej wiedzy przychodzi z niejakim trudem. Zębaty wątek klawisza piłuje rześkiego, wydawałoby się, świeżo zyskaną świadomością porażki Tennanta, na wpół bezwładnie cedzącego wersy zwrotki wśród pastelowego, gęstego od basu i ambientu tła, uderzając zawsze na słowach "It Hurts Too Much / To Face The Truth". Lowe w tym czasie, z sobie właściwą przewrotnością, krzyżuje orbitę odgrywanego wciąż na nowo żalu z najzupełniej pogodnym wokalnym hookiem. Ostatecznie bowiem, przy całym zniuansowaniu towarzyszących break-upom emocji, "Face" należy do arcydzieł pogodzenia. A jeśli prawdą jest, że "pogoda ducha" (ekhem) jest tyleż zapomnianą, co elementarną formą inteligencji, mamy tu do czynienia z muzycznym momentem czystego geniuszu. –Karolina Miszczak

posłuchaj »



11 My October Symphony (1990, album track z Behaviour)

"My October Symphony" nie mogło znaleźć się na żadnym wcześniejszym wydawnictwie Pet Shop Boys – Behaviour to chyba najmniej oparta na singlach płyta duetu, zawierający kilka z ich najmocniejszych albumowych utworów (i dwa z ich najmniej przebojowych singli), płyta delikatna i dorosła, z tych powodów dla niektórych nudna. "Symphony" to idealny przykład "poważnej" twórczości Lowe’a i Tennanta – delikatna jesienna ballada zaczyna się krótkim fragmentem z Szostakwicza, później wchodzą żywe, niesyntetyczne smyki Balanescu Quartet, analogowe syntezatory zapewniają dużo bardziej miękkie i naturalne brzmienie, na gitarze gra Johnny Marr. Pet Shop Boys zdecydowanie oczekiwali, że więcej słuchaczy potraktuje ich poważnie. Za smyczkowe outro tej piosenki Richard Aschroft dałby się kilka lat później pokroić. -Łukasz Konatowicz

posłuchaj »



10 Can You Forgive Her? (1993, pierwszy singiel z Very)

Są piosenki, które zawsze będą już odnosić się do pewnych klisz z naszej pamięci. Very było obecne w moim domu od kiedy byłem malutkim szkrabem i właśnie opener tej bezwstydnie przebojowej płyty jest dla mnie jednym z takich utworów-wehikułów czasu, automatycznie odtwarzających w głowie określone wspomnienie. Gorzej, że to konkretne wspomnienie najlepiej opisuje ciąg słów pięciolatek-taniec-stół-guz, a w dodatku uwiecznione drżącą ręką brata leży sobie w szafie gdzieś pomiędzy "A Night In London VHS" Dire Straits a kasetą z filmem Wojownicze Dinozaury. To był zaiste spektakularny upadek, ale przynajmniej nie było wtedy jeszcze Youtube’a.

Nieprzypadkowo użyłem słowa "spektakularny". To pierwsze, co ciśnie się na usta, gdy myśli się o "Can You Forgive Her?". Bo jak inaczej scharakteryzować kawałek, który od pierwszej sekundy symultanicznie bombarduje podniosłą melodią trąbki, poszatkowanym motywem syntezatorów rodem z kina sensacyjnego i wskazującym na zaawansowane ADHD bitem, a następnie rozwija swój koncept, serwując prawdopodobnie najbardziej wstrząsającą kanonadę hooków w historii zespołu? A kto wie czy większe dramaty nie mają przypadkiem miejsca na majku. Neil Tennant wyśpiewując zapełniony pamiętnymi punchlinami (jak choćby ten o tańczeniu do disco) tekst antycypujący swój nadchodzący "coming out", dostarcza prawdziwą emocjonalną jazdę po serpentynie: od gorzkiego zrezygnowania w zwrotce, przez zbieranie się w garść w mostku, aż po wybuch wraz z refrenem i jeszcze na dobicie to karcące "but that’s childish, so childish". "Can You Forgive Her?" musiało być zaskoczeniem dla fanów po nieco wyciszonym (acz znakomitym) Behaviour, ale mówimy o piosence, która ma w tekście kolokację "laughing stock". To chyba zobowiązuje do pewnego poziomu. –Wojciech Chełmecki

posłuchaj »



09 Suburbia (1986, czwarty singiel z Please)

Ta piosenka rzeczywiście świetnie oddaje klimat zarówno walk ulicznych jak i bezpiecznego znużenia podmiejskich osiedli. To uczucie, gdy stoisz w korku w gorący dzień, wracając po pracy do domu albo gdy przesiadujesz na chodniku całe przedpołudnie, wagarując od szkoły albo gdy nie masz nic do roboty i wyjdziesz na spacer w niezbadane przestrzenie ciągnące się tuż za parkingiem okolicznego supermarketu. Gdzieś szczekają groźne rottweilery pilnujące gruzu na budowie nowej obwodnicy. Podoba mi się video mix "Suburbia" z rozszerzonym niemal trybalnym intro, w którym szarpią się właśnie nasze amores perros. Tennant wspominał, że piosenka napisana została w 1984 roku i że zdjęcia zamieszek w Brixton wypełniały wtedy gazety i programy telewizyjne (co sugerowałby chyba jednak 1985 rok), w nawiązaniach przewija się film Penelope Spheeris o rozbitym życiu przedmieść Los Angeles, w których bezrobocie i bezczynność walczyły o lepsze z przemocą, tam zresztą kręcony był też klip. Jednak nawet tu i nawet teraz cała ta nocna gonitwa z bezpańskimi psami w przełamującym refrenie staje się z jednej strony groźnym przypomnieniem tych wszystkich magazynów i nieużytków tuż za ogrodzeniem, z drugiej strony propozycją przełamania przygnębienia, które dopada zawsze, gdy wysiada się z autobusu w smutek peryferyjnych sypialni. –Wawrzyn Kowalski

posłuchaj »



08 It’s Alright (1989, czwarty singiel z Introspective)

Konwersja do post-disco i skrócenie do singlowego formatu to najlepsze co mogło się tej piosence przytrafić. Dobra, jest w tym doza przesady, jednak kondensacja nagromadzonych elementów i wysunięcie na pierwszy plan mocarnego fortepianowego hooku z oryginału Sterlinga Voida, proste odseparowanie ostatniej z jego nut w pierwszym odegraniu i jej opuszczenie w drugim, formujące wymiatający, wspinający się na wyżyny w ułamek sekundy refren, zmiksowanie tego z chórkiem i harcującą, wszędobylską gitarą, sprawia, że numer można odtwarzać on-and-on-and-on-and-on-and-on bez żadnych oznak znużenia. Druga sprawa to dostosowanie do własnej poetyki przesłania "It’s All Right", tak, by w "It’s Alright" można było mówić – tak jest przynajmniej w moim przypadku – o kawałku najhojniej wynagradzającym muzycznie tę na papierze bardziej grząską stronę liryki Tennanta, jaki istnieje w dyskografii Brytyjczyków. –Krzysztof Pytel

posłuchaj »



07 Liberation (1994, czwarty singiel z Very)

Komu ufać w kwestii Pet Shop Boys? Cóż, w Polszy jakiegoś oszałamiającego wyboru to nie ma. Prywatnie zaufam w tym temacie Milenie Jonkisz (kimkolwiek jest), Pawłowi Gajdzie i… Markowi Sierockiemu. Ten ostatni to zresztą prawdziwy człowiek renesansu – nie dość, że posiada największą w kraju kolekcję winyli z italo, nie dość że jego płytą życia jest Dark Side of the Moon i nie dość, że kiedy didżejuje, to wymiata tak straszliwie, że imprezę Club Collab w Powiększeniu wspominam z rozrzewnieniem do dziś, to… Pisze (-sał?) też o muzyce. Tak. Zdjąłem właśnie z półki zakurzony egzemplarz kultowej publikacji pana Marka zatytułowanej Gwiazdy Pop & Rock. Wydanie z 1992 roku, które oczywiście nabyłem bez namysłu właśnie wtedy, z wywieszonym jęzorem. Bo już na obwolucie kusiło 10 nazw omawianych wykonawców, a wśród nich moje ukochane wówczas Queen, Madonna i Jacko. Również PSB. I co pisze pan Marek dwa lata po Behaviour, a rok przed wydaniem Very, z którego "Liberation" pochodzi? Zerknijmy.

"Pomysł był całkiem konkretny. Chodziło o muzykę o wyraźnie określonym brzmieniu z niewieloma zmianami akordów i z liryczną wokalistyką". "Już podczas pierwszej rozmowy odkryli, że obydwu pasjonuje amerykańska i włoska muzyka disco". "Przy tak ogromnej popularności nie są typowymi gwiazdorami pop. Nie życzą sobie takiej etykietki". "Neil lubuje się w luksusie i wygodnym życiu – ponoć sypia po 12 godzin na dobę, ubiera się u samego Giorgio Armaniego, gustuje w dobrych trunkach (szczególnie w słodkim winie, uwielbia też ryż". "Materiał muzyczny na płycie Behaviour odbiega nieco od poprzednich produkcji Pet Shop Boys. Muzyka jest nieco spokojniejsza, podkłady perkusji są w większości utworów delikatniejsze. Jest to chyba najlepsza płyta duetu W lata dziewięćdziesiąte Neil i Chris weszli modyfikując swe brzmienie i było to udane". Szieeeet.

Nie wiem, co pan Marek napisałby o "Liberation". Od siebie nadmienię jedynie, że od jakichś dwudziestu lat uparcie poszukuję dobrego disco polo. Bezapelacyjnie dobrego kompozycyjnie i aranżacyjnie. Niestety, nadaremnie. (Uwaga edit: kurde kolega mi przedwczoraj wkleił jakiś numer, który brzmi jak sophisti-disco-polo – czekam na potwierdzenie, czy to nie cover, bo grubsza afera może być. Że tam jazzowe zmiany akordów etc.) Tymczasem "Liberation" daje mi namiastkę wyobrażenia jak brzmiałaby "ballada disco polo" napisana i może nawet wyprodukowana przez Briana Wilsona. Wszystko, od przebiegu harmonicznego, przez łzawe smyki, aż po bezbronnie łagodne partie wokalne – wszystko układa się tu w coś na kształt fragmentu wyimaginowanego mash-upowego albumu Beat Shop Boys: Pet Shops. Ale to mógłby być sztos. Taki naprawdę sztos, a nie kanciaste nudziarstwo Grey Album. –Borys Dejnarowicz

posłuchaj »



06 King’s Cross (1987, album track z Actually)

Posępny nastrój finału Actually idealnie zilustrował Derek Jarman. Snujące się oko kamery spogląda na King's Cross, rejestruje ruch pociągów, spieszących się pasażerów i stałych bywalców, którzy nie mają dokąd się udać. Widz zostaje postawiony w roli cichego obserwatora, niezaangażowanego uczestnika wydarzeń na stacji, w której Neil Tennant widział metaforę ówczesnej Wielkiej Brytanii – "dead and wounded on either side" – miejsca niespełniających się nadziei.

Polityczność Pet Shop Boys przybiera tu wymiar właściwy filmom brytyjskiego realizmu społecznego – z ich cenną umiejętnością poruszania ważkich tematów poprzez wyodrębnienie z tła pozornie nieprzykuwającego uwagi detalu, skupienia uwagi na powszedniości, stanowiącej esencję "King's Cross".

Uczucie oczekiwania przechodzącego w zwątpienie definiuje charakter kompozycji – z jej miarowym, niespiesznym rytmem – biegiem pociągu. Nawet w pozornie podniosłym refrenie próżno szukać satysfakcjonującej kody; "someone told me Monday, someone told me Saturday" – tymczasem ciąg łudząco podobnych do siebie dni wydaje się nie mieć końca, a wyciszenie w ostatnich sekundach, z rytmem uchodzącym poza pole percepcji, rozciąga perspektywę na wieczność. –Piotr Gołąb

posłuchaj »



05 How Can You Expect to Be Taken Seriously? (1991, trzeci singiel z Behaviour)

Piosenka jest, jak to się mówi, wciąż aktualna. Okazuje się, że zjawisko mylenia celebryctwa z autorytetem nie jest tylko fenomenem naszych czasów, ale było jest i będzie, póki funkcjonują media. W wymiarze muzycznym już tak aktualna nie jest, ale wyjątkowo ją lubię za przerzucenie pomostu między tą ich kampowską estetyką, która mi się kojarzy z chórem wojskowym śpiewającym queer pop, a balladowym synth-popem z jakiego później czerpał na przykład duet Greenspan/Dark. "Słyszałem takie akcje", że Behaviour jest ich Violatorem, a przecież wystarczy posłuchać bitu "Expect" by, mimo podobnie wplecionych gitar i mięsistego brzmienia, wyleczyć się z takich porównań. Toż to jak dyskotekowy przebój Madonny, Whitney Houston, przeniesiony w nieco chłodniejsze realia. Niby nie wśród ścisłej czołówki ich hitów, a czy ktoś tego nie zna? –Michał Zagroba

posłuchaj »



04 Domino Dancing (1988, pierwszy singiel z Introspective)

Zaczynam chyba piąty raz i zdecydowałem się nie zastanawiać specjalnie nad tym, co piszę, a więc… Po pierwsze – jaki to jest prosty numer. Nic tu nie zaskakuje, może poza mostkiem z albumowej wersji, a chcę tego słuchać przez 7 minut i w kółko. Po drugie – w ogóle nie jest oryginalny. "Point of No Return" Expose, czyli utwór zrobiony przez tego samego Lewisa Martineé, jest do "Domino Dancing" całkiem podobny, a jednak brakuje mu tego niedefiniowalnego elementu geniuszu. Po trzecie – freestyle w ogóle był zajebisty. Nie ma co się rozwlekać, ale połączenie podkręconego r&b i disco z electro i latynoskimi elementami rządziło i było bardziej wpływowe, niż się komukolwiek wydaje. Po czwarte – teledysk. Nie umiem oderwać tego utworu od klipu. Serio, to jest jeden z najlepszych teledysków wszech czasów. Taki na niemal 10.0, a na pewno pierwsze 30 sekund to niepodważalna dziesiątka. Po piąte – "All day, all day / Watch them all fall down". Kto nie uwielbia motywu wiecznej katastrofy… Tu zapodanego tak subtelnie i bez pretensji, że wszystkie hardkor disko i sale samobójców powinny klęczeć w kącie zastanawiając się nad swoim zachowaniem. "Domino Dancing" pewnie mieści się wśród trzech moich ulubionych piosenek w ogóle i o nich nigdy nie pisze się łatwo. I tak się dziwię, że dotrwałem do tego momentu. Kiedy mam się zastanowić nad takim utworem, jak ten, to dochodzę zwykle do irytującego truizmu, że szukamy skomplikowanych, połamanych futuryzmów, ale czy ktoś kiedyś napisze jeszcze równie genialną, prostą piosenkę? –Kamil Babacz

posłuchaj »



03 What Have I Done to Deserve This? (1987, drugi singiel z Actually)

Spośród diamentów w koronie londyńskiego duetu ten upatrzyłem sobie najbardziej. Kilka ciekawych rzeczy można o nim powiedzieć (np. że zaproszenie Dusty Springfield było sytuacją typu win-win. Legenda blue eyed soulu przypomniała się światu w godnym siebie stylu – choć na niwie synth-popu miała już wcześniej niezbyt spektakularne próby – a Pet Shop Boys zrobili hit z kobietą w refrenie. Dla obu stron jeden z największych komercyjnych sukcesów w karierze. Inną ciekawostką jest współautorka, a mianowicie Allee Willis. Napisała świetny refren, to prawda. Jednak na psyche współczesnego zjadacza popkultury odcisnęła niezatarty ślad osiem lat później, podpisując się pod "I’ll Be There For You" The Rembrandts – słynną czołówką Przyjaciół. To był utwór z kolei mierny.), ale przede wszystkim należy go słuchać i rozkoszować się nim. Ja uwielbiam sobie powtarzać: "What have I, what have I, what have I done to deserve this?", a potem śpiewać "Since you went away" itd. – przecież to takie cudowne przejście. Perełka sród synthów powodzi. –Michał Hantke

posłuchaj »



02 West End Girls (1985, pierwszy singiel z Please)

Chronologicznie "West End Girls" to nie tylko pierwszy utwór promujący debiut Pet Shop Boys, ale również i pierwszy singiel grupy, który trafił do oficjalnej dystrybucji. Wokół jego datowania pojawia się często pewne nieporozumienie. Tak naprawdę nagrane zostały dwie wersje kawałka – pierwsza, w 1984 roku, w ramach sesji nagraniowej w Unique Studios (tej samej, podczas której zarejestrowano m.in. początkowe wersje "Opportunities [Let's Make Lots Of Money]", "I Want A Lover" czy "It's A Sin"), została wydana nakładem należącej do Columbii oficyny Bobcat Records w przeciągu kilku miesięcy i stała się hitem amerykańskich klubów nocnych w San Francisco i Los Angelses; druga doczekała się re-release'u w październiku 1985 roku i powstała w wyniku pracy dla EMI, już po podpisaniu kontraktu, który miał zaowocować wydaniem Please, debiutanckiego albumu grupy.

TEORETYCZNIE RZECZ BIORĄC robimy ten feature z okazji trzydziestej rocznicy wydania "West End Girls", traktowanego przez nas jako symboliczny początek kariery zespołu, ale jestem w stanie założyć się o cokolwiek, że umieszczając utwór na swoich listach większość członków redakcji miała w głowie wersję z 1985 roku. W zasadzie trudno żeby było inaczej – produkcyjnie znacznie bardziej dopieszczona, okraszona klipem może nawet zbyt "pocztówkowo" ewokującym romantyzm londyńskiego clubbingu lat 80., ustanowiła zrąb pewnego charakterystycznego porządku symbolicznego i języka, rozgrywanych później przez grupę przez całą dekadę. Przy takim ładunku czegoś, co określilibyśmy dzisiaj mianem "kultowości", oryginalne nagranie z 1984 roku robi – ekhm – raczej rzemieślnicze wrażenie. Pomyślana jako białasowski hip-hop dla dzieciaków brytyjskiego mieszczaństwa piosenka wije się przez blisko osiem minut wokół kiczowatego bassline'u, zdobionego jednym akordem i to pod perkusjonalia ukradzione z "Billiego Jeana" Michaela Jacksona. Ciekawe, czy odpowiadający za tę chałturę Neil, Chris i producent Bobby Orlando spodziewali się, że dziesięć lat później British Academy of Composers and Songwriters ogłosi "West End Girs" utworem dekady? –Jakub Wencel

posłuchaj »



01 Being Boring (1990, drugi singiel z Behaviour)

Weźmy dowolny tekst dotyczący "Being Boring". Z dużym prawdopodobieństwem jest on dowodem na to, że mity popkultury domagają się cyklicznej reinterpretacji. Nie ma bowiem nic nudniejszego nad umieszczenie openera Behaviour na szczycie rankingu i wspomnienie przywoływanych na ogół w kontekście tego utworu narracji: o "dojrzałej" płycie, braku sukcesu na listach przebojów, epidemii AIDS, szaleństwach młodości i nostalgii. Tylko prychnąć. Mity jednak wyrastają z i dotyczą fundamentaliów, i nie inaczej jest z mitem najbardziej uznanej kompozycji Pet Shopów. Jej aktualność potwierdza się zresztą – oczywiście – nie z każdym rankingiem, lecz z każdym odsłuchem; fukajcie lub nie, nie ma tu banału. Jest minorowa linia basu w objęciach gitarkowego wah-wah, harfa perląca się co chwila w towarzystwie analogowego syntezatora, gitarowa solówka zgonująca już w uwerturze, cały zresztą, roziskrzony tłum najelegantszej elity dźwięków. No i aksamitny gospodarz imprezy, Neil, z bandą przyjaciół, co do których można było powiedzieć tę genialną rzecz, "We Were Never Being Boring", i nie było wówczas niczego lepszego od świadomości, że w istocie tak jest. Czy zatem, jeśli przeżyliśmy te melanże, żyliśmy w najlepszym ze światów? I czy, przeżywszy w nim wszystko, co było najpiękniejszego do przeżycia, możemy zaproponować wdzięczniejszą elegię do tańca? Szczerze – nie sądzę. Przynudzam? Zapewne. –Karolina Miszczak

posłuchaj »


 

Redakcja Porcys    
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)