SPECJALNE - Rubryka
Playlist: Rezerwa: Marzec 2011
22 kwietnia 2011
Marcowa rezerwa. Występują Aleksandra Graczyk, Filip Kekusz, Krzysztof Michalak, a Wojciech Sawicki cytuje klasyków.

AG [7.0]: Jealous Guys są z San Francisco, czyli na przeciwległym końcu Stanów od Virginia Beach, ale że jest ich dwóch, zmęczonych, i preferują stylową oszczędność podkładu, ciężko nie porównywać ich z Clipse. Porównanie to działa tylko do pewnego (wczesnego) momentu, bo umiejętnościami Jealous Guys jeszcze trochę nie domagają, co słychać zwłaszcza w drugiej połowie kawałka, ale też nie ma szczególnych powodów do znęcania się. Największą atrakcją występu pozostaje wciąż stylistyczny fakt przemielenia przez Londyn: trakcje wysokiego napięcia, puste hale, żulerskie czapki i niekończący się listopad. Załóż kaptur i posiedzimy razem w samochodzie.
FK [7.5]: Wspominałem o tym podkładzie kilka dni temu przy okazji Clams Casino. Chore bzyki ścierają się z chłodnym opanowaniem kolesi, wychodzi z tego schizofreniczna jazda po krawędzi doskonałości. OFWGKTA na poważnie.
KM [8.5]: The Cool Kids są w budynku, ale na innym levelu. Genialność tego markującego grime post-hyphy z mantrycznego refrenu – nie ogarniam. Chłodny, clipsowski vibe podszyty buzującym buczeniem i rozsadzony koszmarnymi wrzaskami – nie ogarniam. Natchniona, opętana neuroza rapu i podkładu – nie ogarniam. Kolejny kawałek, który utwierdza mnie w przekonaniu, że to całe swag generation to coś więcej, niż tylko internetowe wygłupy. Bo ci kolesie już nie żartują, oni są śmiertelnie poważni jak Mobb Deep na Infamous.
WS [6.5]: Solomon: Xenia, Ohio. Xenia, Ohio. A few years ago, a tornado hit this place. It killed the people, left and right. Dogs died. Cats died. Houses were split open, and you could see necklaces hanging from branches of trees. People's legs and neck bones were sticking out. Oliver found a leg on his roof. A lot of people's fathers died, and were killed by the great tornado. I saw a girl fly through the sky, and I looked up her skirt. Her skull was smashed. And some kids died. My neighbor was killed in that house. He used to ride bikes and three-wheelers. They never found his head. I always thought that was funny. People died in Xenia. Before dad died, he had a bad case of the diabetes.

AG [7.0]: Nie wiem o co chodzi z popularnością Jamesa Blake'a ostatnio. Szastają nim, w internecie i poza, osoby, po których nie spodziewałabym się, że w ogóle słyszały o koncepcie "muzyki", co tym samym czyni z niego nowych Klaxons/Crystal Castles. I chociaż "Touch" raczej daleko od Bogu ducha winnego Jamesa, to i tak pojawia się on, bidula, w youtube'owych komentarzach do kawałka. Kawałek nie brzmi jak Blake, brzmi natomiast dokładnie tak, jak powinny brzmieć rzeczy typa z Manchesteru mieszkającego w Berlinie – struktury sypią się na naszych oczach, architektura jakby escherowska i wszyscy zachowują się zastanawiająco spokojnie jak na zespół nadpobudliwości ruchowej z deficytem uwagi.
FK [7.5]: Co tu się dzieje od 1.12... głębia podkładu, oszczędne, genialnie trafione sample, a jeden straszniejszy od drugiego... To kolejny kawałek Holy Other, który redefiniuje moje myślenie o "klimacie" i "nastroju" w muzyce elektronicznej. Tak, jak w przypadku "Yr Love" daję ocenę zdroworozsądkową, choć serce żąda dziewiątek.
KM [7.5]: Zdążyłem postawić krzyżyk na witch house'ie, a tu proszę, jeszcze nie wszystko w temacie zostało powiedziane. Twórcy "Yr Love" odważniej skręcają w stronę nocnego R'n'B i wychodzi im to na dobre. Nawet bardzo dobre.
WS [6.5]: Cole Sear: I see dead people.
Malcolm Crowe: In your dreams? While you're awake? Dead people like, in graves? In coffins?
Cole Sear: Walking around like regular people. They don't see each other. They only see what they want to see. They don't know they're dead.
Malcolm Crowe: How often do you see them?
Cole Sear: All the time. They're everywhere.

AG [5.5]: Mamy długą i piękną tradycję popowego hatingu na zdradzieckich typach, na którą oto chce się wdrapać Sky Ferreira, ale mimo najlepszych chęci utyka gdzieś na wysokości drugiej, trzeciej bazy, krótko mówiąc "Be Mine" to to nie jest. Przy tym jej koronny diss wieczoru, wielokrotnie powtarzane "you're such a cry baby", brzmi zupełnie jak "such a habibi", co nie dość że zupełnie niweluje siłę ciosu, to jeszcze prowokuje do tysięcy rasistowskich żartów, o których nie wypada przyznać, że są zabawne.
FK [5.5]: HAHAHAHAHAHHAHAHA!!! (z tego wyżej, nie ze Sky)
KM [7.5]: Wojtek, zachowujesz się jak Janusz Wojciechowski. Laska dwa razy dostała 6.0 i z urzędu przenosisz ją do rezerwy? Zastanawiasz się zatroskany, co będzie z tym j-popem, tymczasem swojska, anglosaska dziewucha uderza tutaj z dalekowschodnią fantazją i naprawdę nie ma nad czym wylewać łez. Tylko: co u cholery ona chce zrobić naszym aksonom w refrenie?
WS [7.5]: Mr. Brown: Let me tell you what ''Like a Virgin'' is about. It's all about a girl who digs a guy with a big dick. The entire song. It's a metaphor for big dicks.
Mr. Blonde: No, no. It's about a girl who is very vulnerable. She's been fucked over a few times. Then she meets some guy who's really sensitive...
Mr. Brown: Whoa, whoa, whoa, whoa, whoa... Time out Greenbay. Tell that fucking bullshit to the tourists.
Joe: Toby... Who the fuck is Toby? Toby...
Mr. Brown: ''Like a Virgin'' is not about this sensitive girl who meets a nice fella. That's what "True Blue" is about, now, granted, no argument about that.
Mr. Orange: Which one is ''True Blue''?
Nice Guy Eddie: ''True Blue'' was a big ass hit for Madonna. I don't even follow this Tops In Pops shit, and I've at least heard of "True Blue".
Mr. Orange: Look, asshole, I didn't say I ain't heard of it. All I asked was how does it go? Excuse me for not being the world's biggest Madonna fan.
Mr. Blonde: Personally, I can do without her.
Mr. Blue: I like her early stuff. You know, ''Lucky Star'', ''Borderline'' – but once she got into her 'Papa Don't Preach' phase, I don't know, I tuned out.

AG [7.5]: Tę ekipę akurat wszyscy znamy, więc nie było zaskoczeniem, gdy słuchając kawałka poczułam w cichości serca dojmujące pragnienie, by rzucić w cholerę pisanie pracy i wyjść w miasto, do ludzi. Znajomych ludzi, jakichkolwiek ludzi. A po chwili równie silne pragnienie, każące mi rzucić w cholerę pisanie pracy i próbować raczej pobić swój rekord w Robot Unicorn, raz, dwa razy, do piątej rano. Słowem – piękny kawałek, Sally Shapiro kontra "Ladies and Gentlemen We're Floating in Space", ale cały nu-italo-hedonizm na tym łez padole nie zamaskuje faktu, że ta muzyka prawdopodobnie najlepiej przemawia do ludzi nie posiadających aktualnie w swoim życiu zbyt wiele, cóż, życia.
FK [5.5]: Nabawiłem się alergii na wszystko z rodzajnikiem "le" na początku. Kojarzy się z "Daiquiris & Dreams", a nigdy nie byłem fanem.
KM [6.5]: Hehe, jaka radość. Sam nie wiem, dlaczego?
WS [6.0]: Dr. Alec Harvey: Could you really say goodbye? Never see me again?
Laura Jesson: Yes, if you'd help me.
Dr. Alec Harvey: I love you, Laura. I shall love you always until the end of my life. I can't look at you now cause I know something. I know that this is the beginning of the end. Not the end of my loving you but the end of our being together. But not quite yet, darling. Please. Not quite yet.
Laura Jesson: Very well. Not quite yet.

AG [6.5]: "Daemon" przypomina dziesiątki rzeczy dziejących się w muzyce paru lat wstecz od Australii po Skandynawię, co mi nie wadzi, lubię myśleć o sobie, że parę lat temu słuchałam relatywnie dobrej muzyki. Towarzyszący teledysk, gdzie próbuje się za pomocą sznurka i latarki odtworzyć efekty komputerowe to już trochę artystowskie pitolenie, ale w gruncie rzeczy miło, że ludzie znajdują czas na takie zajawki.
FK [7.0]: Knife'owy bit lekko tylko przysłonięty przez słabiutki wokal, choć nazwa zobowiązuje do growlingu. Przetrzymacie dwie zwrotki, zrobi się naprawdę dobrze.
KM [6.0]: W każdym zestawie z rezerwy musi być taki kawałek, który ani cię ziębi, ani grzeje. Wpada jednym uchem, wypada drugim, a po kilku minutach nie pamiętasz już wykonawcy ani tytułu. Najtrudniej o nim coś napisać: nie da się go nijak pochwalić, ale nie można po nim beztrosko pojechać, bo to przecież całkiem niezły utwór. Najlepiej w takich sytuacjach oddać głos innym.
WS [6.0]: Profesor Milczarek: Nasz mózg elektronowy okazał się bezsilny, po wprowadzeniu danych wypluł wielki znak zapytania.

AG [6.0]: Myślę, że gdyby nie "bystry pod wieloma względami" teledysk, pewnie nie zwróciłabym większej uwagi na ten numer, który może i jest niezły, ale opiera się na tych samych trzech patentach, na których opierały się już lepsze i z mniejszym budżetem.
FK [6.0]: Jeśli chudy murzyn w drogich kolczykach jest uosobieniem tej muzyki, to autor klipu sam przyznaje, że "Embody" jest raczej nudne – spośród słuchających go trzydziestu osób, reagują może trzy. A skoro zostało potwierdzone oficjalnie, to co ja mogę?
KM [6.5]: Pociągające faktury, kopiący wysokim napięciem bas – fajny kawałek, ale trochę jakby chciał, a nie mógł. Brakuje mi tu pierdolnięcia.
WS [7.0]: Dirk: You're not the boss of me, Jack. You're not the king of Dirk. I'm the boss of me. I'm the king of me. I'm Dirk Diggler. I'm the star. It's my big dick and I say when we roll.

AG [7.0]: Na Marii, estońskiej sensacji wschodniego Londynu, ciąży klątwa gruntownego wykształcenia humanistycznego (nadchodząca płyta pod tytułem Cabaret Cixous, serio?), ale też na kim ona nie ciąży. Ogólnie to fajna i urocza postać, z którą chciałabym wspólnie zamulać przed telewizorem i przygrywać na trójkącie podczas improwizowanych sesji nagraniowych we wspólnej kuchni, gdybym tylko potrafiła grać na trójkącie. Poza oczywistymi skojarzeniami z Nite Jewel, mamy w "Ooh Zak" rapowe wstawki w stylu pamiętnego "..i nasz kumpel, Nuttcracker". Nawet jeśli to tylko wygłupy, to są one dobre i prawdziwe.
FK [5.5]: O, Władek doczekał się naśladowców w Estonii.
KM [6.0]: Ta Estonka rzeczywiście śmiało podąża w ślady Nite. Niestety, jej funkowa kreacja nie wypada zbyt przekonująco, choć w dalszym ciągu sympatycznie.
WS [6.0]: Shavonne Wright: What the hell are you talking about girl?
Kaye Faulkner: Didn't even think about it did you?
Shavonne Wright: Gilligan's Island?
Kaye Faulkner: It's what called a male pornographic fantasy.
Shavonne Wright: Oh my haha
Kaye Faulkner: Think about it! You're basically alone on a deserted island with 2 readily available women. One, a seductive sex goddess type. The other... a healthy girl-next-door-type with a nice butt. So the men have it all, the Madonna and the whore. Women get nothing! We get a geek, an overweight middle-age guy, and a nerdy scientific type.
Jodi: [interrupts] The professor... is sexy.

AG [6.5]: Jeżeli już przy pierwszych wersach wstydliwie spoglądasz w bok, myśląc "ojej" i nie mogąc odpędzić wizji Ricky'ego Gervaisa w coverze "If You Don't Know Me By Now", to czyni z nas wspólnotę doświadczenia. Nawet Alexis, świadomie lub nie, nawiązuje do tego skojarzenia w teledysku, chociaż w większym stopniu nawiązuje tam do estetyki wczesnej Jennifer Lopez. Kamp jak to kamp, chwytliwy, i nawet jeśli kulturowo dla mnie zbyt odległy, to wyobrażam sobie, że w rodzimym San Francisco Alexis musi być królową życia.
FK [5.5]: Rozumiem, że zwracamy uwagę na fajne obskury, ale to jest bez sensu. Zaśniedziały new romantic ze średnim tekstem i brak jakiejkolwiek kulminacji. Ozdobniki nieco ratują całość, ale odradzam klip.
KM [6.0]: A co to za przebieranki? To Jimmy Somerville założył perukę? Może być, ja jestem tolerancyjny, zresztą homoseksualnej propagandy z tego nie będzie.
WS [6.0]: Mike: Hi.
Lorraine: Hi.
Mike: I'm Mike.
Lorraine: Hi Mike, I'm Lorraine.
Mike: Like the quiche.
Lorraine: Like the quiche? That's a really original joke.
Mike: I like quiche.
Lorraine: I thought real men didn't like quiche?
Mike: Well, it seems my reputation had preceded me here.
Lorraine: You not a real man?
Mike: Not lately.

AG [6.0]: Exploding Hearts w rozdzielczości typu Ducktails (czyli niskiej). Kciuk do góry (jeden), ale swoją drogą, zastanawiam się w jaki sposób "te wszystkie nowe zespoły" uzyskują nieczytelność brzmienia w występach na żywo, czy są na to jakieś aplikacje, czy po prostu grają w innej sali niż publiczność. Tak tylko mówię.
FK [5.5]: Sympatyczna starodawna stadionowa piosenka z Debbie Harry na wokalu. Szkoda, że Debbie Harry już nie występuje. Szkoda, że Punks On Mars nigdy nie zagrają na stadionie.
KM [6.0]: New York Dolls jammują z Blondie? A skąd, takie kawałki mógłby nagrywać prawie każdy. Niemniej urocze.
WS [5.5]: Nigel Tufnel: Look... still has the old tag on, never even played it.
Marty DiBergi: You've never played...?
Nigel Tufnel: Don't touch it!
Marty DiBergi: We'll I wasn't going to touch it, I was just pointing at it.
Nigel Tufnel: Well... don't point! It can't be played.
Marty DiBergi: Don't point, okay. Can I look at it?
Nigel Tufnel: No. no. That's it, you've seen enough of that one.

AG [6.5]: Kawałek muzycznie raczej neutralny, żeby nie powiedzieć generyczny. Natomiast Willow – Willow jest obecnie jedną z najbardziej budujących postaci sceny młodzieżowej, rozpiętej boleśnie pomiędzy frakcją parszywych pokemów z jednej, a waniliowych bojowników wstrzemięźliwości seksualnej z drugiej strony. Jak wiadomo dzieci są potworami i nie mają dusz, ale gdyby wszystkie były tak ogarnięte jak Willow, świat stałby się lepszym miejscem.
FK [5.5]: Bardzo porządnie ułożony popowy kawałek,zwrotka, refren, hook, te sprawy, choć wobec "Whip My Hair" to raczej wokalnie i aranżacyjnie krok w tył. I tak – Willow wydaje się naprawdę świetną postacią – ale czy eksploatowanie w ten sposób niespełna jedenastoletniego szkraba jest naprawdę spoko?
KM [6.0]: Dobra, "Whip My Hair" to nie jest (tak btw, Kacper w playu niedoszacował pierwszego singla małej o co najmniej jedno oczko – ten szaleńczy mostek, bogactwo ozdobników, postać pre-chorusa, zajebiste biciwo, ach). Refren unosi jednak stadiony w uwielbieniu, a zwrotki, wyprodukowane pieczołowicie, choć bez większego polotu, nikomu wstydu nie przynoszą. Zabawne (a pod wieloma względami też trochę niepokojące), że to dziecko napierdala lepiej, niż niejedna dojrzała gwiazda. Bez wdawania się w jakieś moralo-parabole, trzymam kciuki.
WS [3.5]: Walter Sobchak: Is this your homework, Larry? Is this your homework, Larry?
The Dude: Look, man...
Walter Sobchak: Dude, please? Is this your homework, Larry?
The Dude: Just ask him about the car.
Walter Sobchak: Is this yours, Larry? Is this your homework, Larry?
The Dude: Is that your car out front?
Walter Sobchak: Is this your homework, Larry?
The Dude: We know it's his fucking homework! Where's the fucking money, you little brat?
Walter Sobchak: Look, Larry. Have you ever heard of Vietnam?
The Dude: Oh, for Christ's sake, Walter...
Walter Sobchak: You're entering a world of pain, son. We know that this is your homework. We know that you stole a car.
The Dude: And the fucking money.
Walter Sobchak: And the fucking money. And, we know that this is your homework.
The Dude: We're going to cut your dick off, Larry.
Walter Sobchak: You're killing your father, Larry!