RECENZJE

Wolfmother
Wolfmother

2006, Modular 7.1

Płyta roku, owszem, nie, jednak jest coś niecodziennie tygodniowego tu. Czy to sabbathowe riffy i emulowanie Ozzy'ego jako żywego, czy może rzemieślniczośc rozwiązań, jakie kocha matka fanów Led Zeppelin? Panalfabetyzm nabyty mógłby, ale nie robi dobrze respondentom. Niewiele pozostaje, kiedy pisze się refreny jak "She / Had / Witch- / Craaaaft / She / Drank / From / The craaaaft" ("Witchcraft", ten flet tam!)). Czeka nas podłoga i oczekiwanie. Czas reakcji zminimalizowany jak dzwonek mp3, te nastroje. Była taka historia, jak to dziewczynka zgubiła się w lesie i zaatakowały ją wilki. Na pomoc przybyły moce księżyca, wszyscy znacie, nie ma sensu przypominac. Moralizowano w każdym razie o hardkorze i umiarze, co perfekcyjnie, z gracją mistrza, wpisuje się w możliwości reckowania, jakie daje self-titled Australijczyków. Nie wykorzystam, proszę się nie łudzić, wystarczy, że raz Black Sabbath, a raz tak niezal jak tylko można. Narzekać na nieciągłość power-popowej szyny można zapewne, jednak chroni ona przed przerostem epickości nad wszystkim. Chwała, bo powiew niegęstego powietrza i słabe drinki na spirytusie. Soczyście. Bracia Grimm na koksie, kocolwiek. Mrok. Andrew Stockdale Ozzym indie-rocka (imituje linie z pierwszych płyt Black, głos mając typowo shinsowy. Nie do pomyślenia, gratulacje).

Mateusz Jędras    
27 grudnia 2006
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)