RECENZJE

Lucksmiths
Warmer Corners

2005, Candle 4.9

Możecie wierzyć lub nie, ale najnowszy album australijskiego tria Lucksmiths jest równie nudny, jak większość moich recenzji. Niby wszystko gra: wygładzona produkcja w pół-mainstreamowym stylu (taki lubię najbardziej), urokliwe tematy spod znaku "Shins spotykają Belle And Sebastian" czy poutykane gdzieniegdzie odwołania do popowej klasyki; akustyk kojąco brzdęka, bassik podryguje równo. Zbyt równo, można by rzec, bo monotonia tej płyty zniechęca, odrzuca i odstrasza na wieki. Ciekawsze momenty wyjścia ze slow-core'owego letargu można policzyć na palcach jednej ręki (choć tak naprawdę bronią się jedynie pierwsze sekundy openera, z fajną melodią wokalu), a impulsywność czy treściowy rozmach reszty materiału łatwo zilustrować jędrzejowym wykresem wahań napięcia norweskich gniazdek. Nie powiem, żal trochę zespołu, zwłaszcza, że chłopcy wydali wcześniej aż *osiem* bliźniaczo podobnych albumów, a Warmer Corners uważany jest za ich masterpiece. Ostatecznie, nie jest to może Delays od razu, ale lekka strata czasu na pewno.

Patryk Mrozek    
28 września 2005
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)