RECENZJE

Interpol
Our Love To Admire

2007, Capitol 4.2

A pomyśleć, że jeszcze stosunkowo niedawno Interpol miał zadatki na wielki zespół. Po świetnym debiucie, świat praktycznie leżał u ich stóp. Zwłaszcza słuchacze znad Wisly wzięli sobie te słowa do serca. Turn On The Bright Lights miało być początkiem ich olśniewającej kariery, a okazało się punktem szczytowym w dyskografii. Najnowszy krążek nowojorczyków niestety dowiódł słuszności powyższej tezy. Potwierdził coś jeszcze, a mianowicie to, iż Interpol metodycznie zsuwa się po równi pochyłej. Całe szczęście, udało im się uniknąć bolesnego upadku.

W zasadzie niewiele ciekawego można napisać o Our Love To Admire, gdyż i sama płyta nie oferuje zbyt wielu atrakcji. To jakieś napuszone wesołe miasteczko, profesjonalnie, sterylnie wyprodukowane i zaludnione przez toporne, pełne efekciarskich trików, kompozycje. Ale skoro przy płycie majstrował Rich Costey, to chyba nie należy się specjalnie dziwić. Na domiar złego oszczędny, acz interesujący songwriting obecny chociażby na debiucie poszedł w odstawkę. Niby mamy tu więcej pomysłów, jednak ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Skoro jest tak źle, to skąd ocena powyżej 4.0? Otóż płyta od czasu do czasu potrafi zaciekawić. Interesująco prezentuje się chociażby chwytliwe "The Heinrich Maneuver", do którego przy odrobinie dobrych chęci można nawet potańczyć. Nieco wtórny numer, ale miło się podryguje. Najjaśniejszym punktem na tegorocznym krążku jest jednak "Who Do You Think", gdzie bogata produkcja oraz niemalże kanonierski ostrzał gitar wywołuje delikatne mrowienie na karku. Sympatie wzbudza również "Rest My Chemistry", które to spokojnie mógłoby znaleźć się na Turn On The Bright Lights i to bez większej szkody dla tego krążka. Utwór imponuje ascetycznym pianinem w prologu, urzekającą prostotą oraz nerwowym basem. Reszta numerów nie zasługuje na występ w dzisiejszej recenzji (no może warto jeszcze zwrócić uwagę na, rozłożone niejako na dwa tracki, zakończenie). Zamierzenia być może były i atrakcyjne, gdyż poszukiwanie nowej drogi czasami może przynieść wiele korzyści, jednak tym razem wyprawa w świat depresyjnych, nieco eksperymentalnych brzmień, wypadła blado. Słuchając tych podniosłych dźwięków, poczułem się niemal jak na przydługawym pogrzebie w filharmonii i nie mam ochoty tam wracać.

To już prawie koniec. No cóż moi mili, Interpol nudzi, ale robi to z klasą. Szkoda tylko, że prawdopodobnie nigdy już nie wrócę do tej płyty. Our Love To Admire – nie polecam, jedynie ostrożnie zachęcam i to bez uśmiechu, ignorując nową propozycję Interpolu, niewiele tracicie. Byłbym zapomniał, jeszcze jedno słowo: O K Ł A D K A.

Wojciech Sawicki    
1 sierpnia 2007
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)