RECENZJE

Animal Collective
Fall Be Kind (EP)

2009, Domino 7.0

KFB: Taktyka "EP-ka po longplayu" kolejny raz zdała u Animali egzamin na piątkę. O Merriweather powiedziano już chyba wszystko, dlatego nie będę drążył tematu i powiem krótko, dlaczego bardziej trafia do mnie najnowsze wydawnictwo Amerykanów. Po pierwsze – przystępniejsza jest forma, tylko pięć (jednak przeważnie rozbudowanych) kompozycji to na tyle skondensowana dawka Animali, że jestem w stanie aplikować ją sobie po kilka razy dziennie. Po drugie – to ich kolejna tegoroczna pozycja, na dodatek EP-ka, od której siłą rzeczy wymaga się mniej. I naprawdę słychać w Fall Be Kind kompletny brak spinki, do tego kierunek poszukiwań obrany przez grupę wydaje się być intrygujący, bo samplowanie Grateful Dead to coś, na co niewiele grup mogłoby sobie pozwolić, a tymczasem Animale wokół tego sampla budują praktycznie kluczowy kawałek albumu. Spore wrażenie robi też oparte na transowym hooku "On A Highway", a wieńczące całość "I Think I Can" wyróżniają kosmiczne bębny i urocze harmonie pod koniec. Już nie mówię o tym, że każdy z pięciu utworów broni się przy podejściu "singlowym". Mówiąc szczerze nie spodziewałem się, że Animale tak szybko po wydaniu niezbyt trafiającego do mnie longplaya zaskoczą materiałem na tak wysokim poziomie. Fajnie!

RG: Oprócz tego wszystkiego co wymienił Kacper kozackie jest to, że żaden internet na mnie nie krzyczy "hola, hola kolego, doznaj!", ulice pełne znajomych nie wytwarzają napięcia, a chwytanie się za dogłębne analizy struktur dźwiękowych to już w ogóle w tym przypadku jest passe. Merriweather Post Pavilion zabrał cały ciężar hajpu, jaki w tym roku przypadał na Animali, więc można sobie na luzaku podejść do tej epki. Słychać to w samej muzyce: repetycje w "What Would I Want? Sky" pewnie występują w takiej ilości, bo tyle się Aveyowi skapnęło, a nie obliczyło w celu podbicia świata. "Gaze" jest dostatecznie rozmarzone z wesołomiasteczkowymi motywami, a "On A Highway" skondensowane w transie i typowych animalowych wokalizach. Wszystko kończy się długo i szczęśliwie w znanym pandowym stylu w "I Think I Can". I tutaj wychodzi problem, w słowach "dostatecznie", "typowe", "znany": słuchacze już te wszystkie sprytne sztuczki (oprócz zajebistego sampla) rozkminiali na poprzednich wydawnictwach. To trochę hamuje zachwyty, ale i tak jest spoko!

ŁK: Nie ma co za dużo pisać – Fall Be Kind to małe addendum do tegorocznego albumu Animal Collective. Pięć równie wodnistych w brzmieniu piosenek, które może są trochę mniej piosenkowe a bardziej kontemplacyjne niż tamte (żadnego zwartego "My Girls" ani "Brothersport" tu nie ma). Nie ma tu żadnych znaków postępu, ale nie o to chodzi. Raczej o to, żeby dać fanom Merriweather... trochę więcej. Pięć bardzo dobrych, świetnie wyprodukowanych, trochę new-age'owych (flet w "Graze"!) piosenek, które tworzą czarującą całość. Jeśli uwierzyliście w nagły przypływ przystępności (to akurat nie do końca słuszne), to to dalej jest AC pod każdą strzechę. Nucić nie ma za bardzo co, te utwory raczej kreślą ładne wzory i zawisają w powietrzu. "Skyyyy" – owszem.

JB: Najnowsza EP-ka Animal Collective dyskredytuje w pewnym stopniu ekstatyczną recepcję Merriweather Post Pavilion. Jeśli ta płyta, będąca naturalnym rozwinięciem pomysłów zawartych na płytach z 2007, zasługiwała na maksymalną ocenę, to czy nie dokonało się już całkowite przewartościowanie popowego pierwiastka w muzyce? Merriweather musi straszyć każdego, kto wierzył w posłannictwo i profetyzm Spirit They're Gone, Spirit They've Vanished. Animale – bezsprzecznie genialni na swoim poletku – zaczęli powoli zdradzać syndromy typowego "satysfakcjonująco przewidywalnego" zespołu. Fall Be Kind, jakkolwiek nie genialne, odsłania nowe karty. Wreszcie!

Zauważmy, że nic tego nie zapowiada. "Graze" jest bowiem jakąś groteskową autoparodią opener'a z ostatniego LP, gdzie suspens można wyliczyć na kalkulatorze a folkowy instrument muzyczny wskazuje, że Avey z uwagą śledzi dokonania ulubionego ukraińskiego zespołu Roberta Leszczyńskiego. Nic to, pośmialiśmy się, fajnie jest, ale gdzie konkrety? No właśnie, konkrety raczyły się objawić, choćby, w minimalistycznym, ambientowym tle rodem z loopów Basinskiego w "Bleed". W "On A Highway" wysunięte na pierwszy plan (wreszcie nie plemienne, hehe), bębny pozwalają zadumać się nad wielkością debiutu, a gdy to wam się znudzi, zawsze możecie dokopać się do drone'owego dna i wysłać pocztówkę Chartierowi. Zaskakująco ewoluująca neo-psychodela osadzona na minimalistycznych, pochmurnych, ambientowych teksturach nie ziści się już raczej w 2009, ale jesteśmy o krok bliżej. Okres "My Girls" miejmy za sobą.

Jan Błaszczak     Łukasz Konatowicz     Kacper Bartosiak     Ryszard Gawroński    
14 grudnia 2009
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)