INNE - PORCAST
Me, Myself And I
"Takadum"
Po kilku dniach bezowocnych poszukiwań, w końcu udało mi się odnaleźć zalążek lata. Szkoda tylko, że natknąłem się na jego ślady jedynie w odmętach bezdusznego MySpace. Uprzedzając pytanie – nie, nie przyjąłem zaproszenia od początkującej gwiazdy porno promującej swoje wdzięki w przestrzeni wirtualnej. Pomimo, iż oparłem się tej pokusie to i tak zachowałem się nieelegancko, gdyż wprosiłem się na występ wrocławskiego triumwiratu i siedzę tam już przeszło godzinę.
Ej, w porcaście chodzi przecież o muzykę, a nie o uzewnętrznianie egotyzmu, może więc skupimy się na dźwiękach. Muzycy z Me, Myself And I korzystając jedynie z głosu i human beatboxu tworzą całkiem niebanalne kompozycje. Magdzie i Michałowi nie straszne jest słowo a’capella, które wpędza wielu w kompleksy, co więcej oni w jego towarzystwie czują się doprawdy znakomicie. Wielkie brawa należą się też Zgasowi, który jawi się polskim Rahzalem – jego beatbox niejako ucieka od hip hopowych naleciałości, dzięki tej małej redefinicji, jego ekspresja świetnie wkomponowuje się w jazzowy, lekko eksperymentujący styl grupy. Niezwykle efektownie prezentuje się słoneczny "Takadum". Utwór w pełni zastępuję moją wysłużoną i cholernie głośną farelkę. Sympatyczne afrykańskie wokalizy, nienachalny, pozbawiony niepotrzebnej ekwilibrystyki beatbox i absolutny brak spinki wywołują nieoczekiwaną hossę temperatury i szczery uśmiech na twarzy. Szkoda tylko, że moja juka nie zamieniła się w dorodnego bananowca. Mam za to nadzieję, że te obiecujące początki zwiastują, co najmniej przyzwoitą płytę. Kiedy jednak to nastąpi, na razie nie wiadomo. Tymczasem widzimy się na koncercie – "Kto ostatni ten gapa".
• posłuchaj »