PLAYLIST

Strokes
"Under Cover Of Darkness"

5.0

RP: No, kochani, trzeba było lubić The Strokes w swoim czasie, a nie słuchać bzdur, że są tak samo nieciekawi jak wszystkie zespoły "nowej rockowej rewolucji" typu Jet czy Datsuns i inne pamiętane tylko przez czytelników NME lub Teraz Rocka circa 2003. Byli akurat dużo ciekawsi, przynajmniej na debiucie i singlach z drugiej płyty, a dalej umówmy się, to już nie są The Strokes. Pojawiły się jakieś próby urozmaicania, skończyła się przebojowość, piosenki się wydłużyły, nie o to chodzi ogólnie. "Under Cover Of Darkness" mimo pokracznego tytułu i równie pokracznego riffu daje się słuchać i jako singiel mający promować czwartą płytę zespołu wysyła komunikat: jeśli się uprzesz, owszem, możesz jej posłuchać, ale po co ktoś miałby się upierać? Już bym jednak wolał mimo wszystko posłuchać tego nowego Trail Of Dead.

MH: Nieco ponad sześć lat odpoczywaliśmy po ostatnim dziełku utalentowanych nowojorczyków. The Strokes jednak nie mogli nam pozwolić na więcej albowiem oto nadchodzi czas podsumowań. Tak, właśnie mija dziesięć lat od fundamentalnego i nigdy nieprzecenionego Is This It. "Under Cover Of Darkness" akcentuje uroczystość chwili i wygląda na to, że zwiastuje album, który - nie oszukujmy się – po raz ostatni zafunduje nową rockową rewolucję dla mojego pokolenia. Tym samym Angels zapowiada się jako klamra zamykająca raz na zawsze indie-rockowy etap wizytówki miasta, które nigdy nie śpi. Jeśli zatem nie chcesz sobie pluć w brodę gdy za 5 lat Strokes zdefiniują nowe standardy i jeśli na dodatek szczerze jara cię ten zwiewny, taneczny wałek, nie zamulaj przed kompem i już w najbliższą sobotę zawitaj do Krakowa. Wprost nie wyobrażam sobie, by mogło tam zabraknąć tego numeru.

RG: Ej, a nie jest tak, że duża część piosenek Strokes jest lepsza z biegiem czasu niż była na początku? Krytykowanie ich zawsze przychodziło łatwo, bo zawsze brzmieli trochę lamersko i tak jak to słowo wprost z CD-Action, potrzebowali trochę nostalgii (tutaj za pytaniem "Libsi czy BRMC?"), by nadać sile odbiorowi. Może za te Michałowe pięć lat będę myślał tak ciepło o "Under Cover Of Darkness" jak teraz o "Last Nite", zupełnie nie wiem. Teraz i tak jest całkiem wporzo i nie znajduję powodów, by pisać fanfików o nepotyzmie w wytwórni.

JB: Ziemia kręci się szybciej. Dziś na reunion wystarczy 5 lat. W zasadzie nie powinno mnie to dziwić, jeśli zestawię to z faktem, że kilkanaście miesięcy temu czytałem wywiad, w którym znany DJ polecał nieopierzonego lalusia Jamesa Blake'a. Minął rok, Brytyjczyk wydał trzy EP-ki, LP i wywołał skandal o sile rażenia 17 komentarzy, nagrywając cover utworu ojca, podczas gdy nikt go o to nie podejrzewał. Spekulacje dotyczące uczciwości Blake'a mogłoby rozwiązać, zakupienie płyty, ale jakoś nikt się chyba jeszcze nie pokusił. Czekamy na "polską cenę".

Wyobrażam sobie, że za trzy miesiące autor CMYK zakończy działalność i odejdzie na zasłużoną emeryturę, by powrócić z końcem stycznia przyszłego roku. Już widzę te recenzje: "pamiętam, jakby to było dziś", "długo oczekiwany powrót", "James Blake – legenda trwa". Zaprawdę, nieźle się dziś inkubujemy. Z podanych powyżej powodów, nie dziwi, że Strokes wracają bez zmarszczek i bagażu doświadczeń. Zresztą, może to dobrze – dalej będą się podobać dziewczynom. W blasku fleszy wręczą nam ten sequel remake'u i znów będzie im dobrze. Pewnie brakowało im nie bycia sobą. A wystarczyło przytargać fajne zwrotki i kiepściasty refren, którego i tak nikogo nie obejdą, bo ważne, że wrócili i znów niosą nam rockową rewolucję. Na tarczy. Jak kelnerzy.

posłuchaj »

Jan Błaszczak     Radek Pulkowski     Michał Hantke     Ryszard Gawroński    
15 lutego 2011
BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)