PLAYLIST
Princess Nokia
"Dragons"
Princess Nokia pojawiła się na moim radarze (naprawdę chciałam tu
wtłoczyć suchara z "diagnostyką sieci", ale płynność zdania jest dla
mnie ważniejsza niż głupie dowcipy) w zeszłym roku, jeszcze pod swoim
poprzednim aliasem. Artystka z hiszpańskiego Harlemu jest młodą
protegowaną Junglepussy i Dai Burger, czyli ekipy od dłuższego czasu
jadącej u mnie na nieustannym propsie, i poza rapowaniem, mocno
inspirowanym starymi rzeczami Lil' Kim, zdarza jej się śpiewać.
"Dragons" to piosenka, ale piosenka przedziwna. Zdarzają się sytuacje,
kiedy ktoś wypuszcza kawałek zanurzony w stylu muzycznym na tyle
leciwym, że nikogo już nie obchodzi (a wielu wręcz irytuje), ale też
na tyle niedawnym, że nie zdążył się jeszcze ponownie odrodzić jako
coś, do czego warto nawiązywać. I ten kawałek zupełnie niespodziewanie
miecie – tak było z grime'owym "Princes" Gang Gang Dance parę lat
temu, tak jest w przypadku "Dragons". Nie pamiętam już nic z krótkiego
wprowadzenia do taksonomii drum'n'bassu i gatunków pokrewnych, które
wyłożył mi ziomek od drum'n'bassu i gatunków pokrewnych, więc nie będę
się wygłupiać rozstrzyganiem czy podpada to bardziej pod liquid czy
atmosferiks (zakładam, że wszyscy macie takiego ziomka i możecie się
zapytać, być może jest tą samą osobą) – dość, że jest to muzyka
najbardziej parszywych lat mojej nastoletniości i chciałabym, żeby tak
zostało. Ale kiedy Princess Nokia zaczyna swoją slackerską
drum'n'bassową kołysankę opowiadającą o uczuciach i Grze o Tron,
dzieje się ze mną coś, czego nie rozumiem i czego trochę się boję.
Jeżeli jesteście jeszcze w wieku, w którym pytanie o naturę
"prawdziwej miłości" jest w jakikolwiek stopniu palącą kwestią, to
"Dragons" może dostarczyć wam odpowiedzi. Miłość to wspólne siedzenie
w majtkach, oglądanie starych anime i browary. Miłość to CZEŚĆ
WYBUDOWAŁAM DLA CIEBIE ZAMEK Z PUDEŁEK PO PIZZY CHCESZ ZE MNĄ
ZAMIESZKAĆ??.