PLAYLIST
Panda People
"Restriction Is Fiction"
JM: Dziesięć miesięcy mieszkania w Austrii nauczyło mnie między innymi doceniać Niemców. Überregulowanie rzeczywistości to już nudny zarzut wobec naszych zachodnich sąsiadów, dlatego tym razem wrzućmy kamień do odrobinę dalszej grządki. Jeden przykład – w Wiedniu każdy grajek uliczny musi mieć licencję, którą uzyskuje się (lub nie) w trakcie przesłuchania przed specjalną komisją. Warte uwagi jest uzasadnienie: Wiedeń "żyje muzyką" i musi dbać by jej poziom budował odpowiedni wizerunek miasta. Pan Witek ("Mój koń / Nie mieści mi się w dłoń") mógłby takiego Verhöru nie przejść żywcem. Co do meritum, to zdziwiłbym się bardzo, słysząc od potomków Mozarta (i kilku innych znanych postaci) tak świeże dźwięki, jakie prezentują Niemcy z Panda People. Ha, główny motyw to gitara z "Ocean Breaths Salty" wzięta pod syntezator. Zapomina się o tym jednak w płynnym natłoku kolejnych wydarzeń: Animalowe okrzyki łączą się z anty-grawitacyjnymi teoriami Bena Jacobsa tak zręcznie, że przez moment gotów byłem nawet wybaczyć dramatyczne 0-1 z ostatniego mundialu.
AG: Ja o licencji dla grajka słyszałam z kolei od Anglosasów, aczkolwiek sądząc po "everything goes" faktycznych przedstawicielach fachu, komisje mają raczej dobrotliwe. Co do "Restriction Is Fiction" – przez parę dni nosiłam je ze sobą w głowie jako "fiction". O ile tytułową, ekhm, zabawę słowem traktować jako deklarację, to obie wersje robią sporo sensu. Ryzy, karby i sprawy organizacyjne nie krępują nadmiernie ekspresji czwórki z Erlangen. Jest nawet jakaś struktura zwrotka/refren, ale po prawdzie bliżej jej do układu "teraz oddychamy / a teraz ciasny sweterek". Do tego niemal transowy mostek donikąd, zbędne outro. Dziwne rzeczy. Newralgiczna linijka przypomina nam co pół minuty, że "It could be great". Jasne, że by mogło.
MHJ: Zamiast pierwszych słów utworu, śpiewam: bez! akacja! klomby! bulwary! Wiosny nie było, jest "Restriction Is Fiction". Świeżość tego kawałka wynagradza przetrzymane gumofilce, pozwalając wczuć się w emisariusza letniej przygody. Podkład cały buzuje hormonem, goniąc jak głupi na przestrzał i tworząc naaktywizowaną konstrukcję z napięć, łagodzonych na zmianę środkiem przeciwbólowym. Nie bez wdawania w hahmęty – pojawiają się paraodgłosy z zoo i tartaka2000, a w końcówce z kolei – nawet zmierzch pozytywki. Szyja w górę, ramiona prosto, pierś do przodu, grzywka z oczu, kamień z serca.
KFB: Kawałek młodych Niemiaszków zdradza przebłyski sporego talentu – syntezatorowy rozpizd z końca urzeka mnie najmocniej, ale nie pozostaję nieczuły na postrzelone w dupkę intro. To, co pomiędzy tymi częściami, już tak świeże nie jest, mogłoby być super, owszem, jednak o żadnej stęchliźnie mowy być nie może – wszystko ciągle w zgodzie z najnowszymi trendami. No i właśnie – kiedy ktoś do Polski zacznie przenosić te modne światowe wzorce, ja się pytam?!
• posłuchaj »