PLAYLIST

Nieco inną sprawą niż single Royal Palms są remiksy dokonane przez ten projekt. O ile tamte to jakiś sophisticated pop z krzyżówki przysłowiowego Whamu, Daryla, Johna i XTC, to "Pack Up" Elizy Doolittle już powykręcał się w stronę nowego disko mocno osadzonego we wciągającym basie i klawiszach, które rodziły się w Chicago. Dźwiękowe spektrum poszerza się i tym razem, zaczyna się zresztą tak, jakby posamplowali jednego ze znanych minimalistów, ale zaraz wchodzi oczywista, naturalna sekcja perkusyjna i już wiadomo, że Royal Palms nie posadzą za chwilę osiemnastu muzyków przed instrumentami każąc im grać sekcję VI, nawet jeżeli ksylofon zostaje z nami na jeszcze moment. Wokalistka przypomina nam wszystko to, co od paru lat jest znane i sprzedaje się dobrze, do wyboru do koloru – Lykke Li, Little Boots, Lily Allen, George Inara, bo jedyna nie zaczyna się na L. Są to skojarzenia przyjemne, choć i oczywiste, więc gdyby coda nie gentryfikowała eurotrance'u, to raczej zostałoby nam ciumkanie, że ładne, ale i nudne. Tutaj za to są kontrasty, zderzenia, efekt zaskoczenia, a co z tego, że wystarczy parę razy walnąć w klawisze i przywołać Love Parade – lekcje tworzenia klimatu zostały odrobione i w sumie o to chodzi. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do bardziej mainstreamowych kolegów rozkręcona vixa jakoś nie przynosi zażenowania, mimo że poprowadzona jest, tak jak i u nich, na totalnie ogranych patentach.

• posłuchaj »