PLAYLIST
Knife
"Full Of Fire"
Wdaje się jakaś kontekstowa narracja w opowieści o "Full Of Fire" i nic dziwnego. Przy wierszach
typu "Not a vagina, it's an option / The cock had it coming / HAHAHAHA", queerowym
teledysku i wzmiankach na portalach LGBT, zapewne coś jest na rzeczy, ale mój sceptycyzm
budzi fakt, że Karin Dreijer generalnie nie umie pisać tekstów. Silent Shout balansowało
na granicy uroczego autyzmu i żenady, a z Fever Ray wyzierały dość częstochowskie
skojarzenia. Ale nie pozwólmy, żeby minusy przesłoniły nam plusy – to w końcu The Knife,
autorzy jednej z najlepszych płyt dekady, a co najmniej roku 2006, o których mądrzy ludzie mówili
przy browarze, że dobrze, że w ten sposób zamknęli karierę. Nie liczę Tommorow In A Year, bo to był dziwny projekt. Ale może jednak powinienem liczyć, bo, planowane na kwiecień
Shaking The Habitual ma być, przynajmniej rozmiarami, podobnie rozmachnięte – sto
minut muzyki zaangażowanej. W 2007 roku taka perspektywa niezmiernie by cieszyła, ale nie
pozwólmy, żeby plusy przesłoniły nam minusy. Bo "Full Of Fire" to po prostu dość nudny męczący
kawałek, w którym perkusja leci jak pojebana, a wokale są jeszcze bardziej powykręcane niż
bardziej. Po drodze jest naprawdę niewiele i choć szaleńczy rytm może porwać, to porywa tylko
na chwilę, po czym transową monotonią zniechęca i pozbawia koncentracji. Poważnie, słuchałem
tego z siedemnaście razy i wciąż nie wiem co jest na końcu. Wciąż jestem podekscytowany
perspektywą nowej płyty, ale w nocy budzę się zlany zimnym potem.