PLAYLIST
Annie
"Tube Stops and Lonely Hearts"
Traf chciał, że w momencie, gdy do sieci trafił nowy singiel Annie, odświeżałem sobie debiut. Oj, jaka to była płyta. Perfekcyjny, eklektyczny electropop spotykał zmysłowy dziewczęcy wokal, a wszystko to podszyte nutką melancholii. Do tego dochodził nienaganny fizis bergenki, co razem stanowiło samą słodycz. Później był lekko niedoceniony sofomor i pojedyncze strzały (bardziej lub mniej celne), prawie 4 lata przerwy i powrót. O ile można założyć, że rok poprzedni w dużej mierze należał do młodziaków, to 2013 jest bez wątpienia czasem comebacków naszych faworytów: MBV, Bowie, Justin, The Knife, Blake (w drodze Daft Punk oraz BoC). No i teraz Annie.
Muzyka Norweżki, pomimo że osadzona na ejtisowych filarach, od zawsze czerpała z lat 90. Przedrostek euro oraz inspiracja dokonaniami Madge circa Ray of Light były kolejno uzasadnione i widoczne. Annie postanowiła jednak jeszcze mocniej zanurkować w stylistyce wczesnych najntisów – co się chwali. Ciekawy zwrot ku estetyce rave’u intryguje, oda do białych rękawiczek, gwizdków, kolorowych tabletek extasy – spoko. Jest jednak pewien zgrzyt, ten z najbardziej prozaicznych. Pod względem kompozycyjnym ”Tube Stops and Lonely Hearts” mógłby być, co najwyżej odrzutem z Anniemal. Nie, żeby był on jakiś zły, ale pewien niedosyt pozostaje. Każdy z indeksów z debiutu, mniej czy bardziej odstaje od tegorocznego (in plus, rzecz jasna). A, że moja sympatia do Anniemal jest ciągle żywa, o ocenie siódemkowej nie może być mowy. Ale i tak jest całkiem nieźle. Oj, jaka to była dobra płyta…