INNE - LISTY

Zapraszamy do kółka dla dzieci uzdolnionych literacko - Kraszewski zrobił to 150 razy, a ty 151 raz popełniasz ten grzech?

Od: Olbright
Temat: "Origin of symetry"
Data: 14 kwietnia 2003

To zdarzyło się wczoraj. Jak co wieczór przeglądałem migoczącą i błyskającą kolorami zawartość internetu. W pewnej chwili niejako przez przypadek trafiłem na stronę Porcys.com.
Zaintrygowała mnie obecność słowa Muse oraz jego kontekst. Zaciekawiony postanowiłem sięgnąć głębiej do zasobów strony. Zachęcony szyldami niezależnego serwisu muzycznego śmiało podążyłem dalej.
Gdybym wtedy wiedział co mnie spotka zapewne nie zrobiłbym tego, ale co się stało to się nie odstanie. Przemierzając szeregi alfabetycznie zaszufladkowanych albumów dotarłem w końcu do "Origin of symetry".
Wtedy, gdy tylko moje oczy zamieniły w myśli tekst pisany stało się coś niesamowitego - jakby mnie szlag trafił. Do umysłu mego nieustannie wraz ze słowami sączył się jad, przy każdym zdaniu przysiadała nienawiść patrząca zawistnymi oczami w jedną stronę, w stronę Radiohead. Zagłębiałem się coraz bardziej jak w cuchnących odmętach moczar, próżno czekając dna. Dno nie nadeszło. Zewsząd dochodził mnie odór siarkowodoru - to zapach śmierci - pomyślałem. Zapach śmierci gustu autora tej recenzji. Gdy tak konałęm w plugastwie subiekcji, moim oczom ukazała się postać.Postać ostatecznej wyroczni, kata, boga muzyki. Błyskając mi przed oczami świecidełkami fachowej mowy przybierał postać to niespełnionego muzyka, to znowu jarmarcznego kuglarza szukającego wśród naiwnej publiczności poklasku.
Zląkłem się zrazu zjawy owej, jednak umysł muj całkiem jeszcze jadem i siarką nie zmącon otworzył mi oczy. Szukając prawdy sięgnąłem do źródeł, powstałem z błota słów by obmyć duszę w nurcie muzyki. Oczerniany przez zjawę, startując z przegranej pozycji istoty której muzyka Muse się podoba postanowiłem obnażyć prawdę. Porównałem przedstawione przez zjawę obrazy i dźwięki z muzyką Muse jednak podobieństwa nie dane było mi dostrzec. Przez głowę niczym szara myszka przez pole przebiegła mi myśl, że widmo może się mylić i w tej samej chwili straciło na majestacie podupadając rangą do postaci zręcznie żonglującego słowami prestadigitatora. Dotarło także do mnie, że "wyrok rozkładu na akordy" był niesłuszny, a autor jest najwyraźniej kiepskim sędzią. wtedy maska zmory opadła roztrzasując się z hukiem i moim oczom ukazała się prawdziwa twarz autora tej recenzji. Istoty bez wzajemności zakochanej w muzyce, wielkiego przegranego, który zamiast tworzyć własną muzykę zawistnie rozkłada na czynniki pierwsze muzykę innych, by znaleść punkt zaczepienia do drwin i obelżywych uwag. Z niemożności tworzenia muzyki pchnięty został na tory sztuki zwanej recenzją. Ale maszynistą także marnym się okazał. Kurczowo trzymając się swojego bożka Radiohead obłaskawiając go pochlebnymi recenzjami pragnie utrzymac w oczach na niego zwróconych wizerunek osoby o dobrym smaku i guście, jednak na próżno. Postanowiłem dać tym oczom nowe światło w którym ujrzą prawdziwy profil tego nieudacznika który chwali co lubiane a potępia co nowe. To moja zemsta, bo człowiek nie tworzy nic nowego lecz przekształca co już stworzono.
Olbright

BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)