SPECJALNE - Rubryka

Pure Porcys: Molesta: Skandal

16 października 2012



01 Intro
Co zostało ze Skandalu? Jak z aksjologicznego chaosu lat 90-tych w Polsce wyłonił się pomnikowy status tego albumu, którego roli i wartości nikt nie przecenia, a którego wznowienie po 14 latach stało się przyczynkiem do powstania niniejszego artykułu? Oczywiście, wyjaśnienie monokazualne byłoby idiotyczne, ale nawet ambicja nakreślenia licznych tropów musi spełznąć na niczym dla kogoś, kto realia lat 90-tych pamięta (lub będzie pamiętał) jak przez mgłę.

Możemy jednak próbować; "uliczny" rap w Polsce bardziej lub mniej słusznie bywał przedmiotem drwin, i zanim kolejne irracjonalne dzieła w stylu Jesteś Bogiem zniekształcą w miarę selektywny obraz tego, czym hip-hop był w ogóle na przełomie wieków, próby takie, choć skazane na niepowodzenie, oddadzą może należną cześć chłopakom, którzy siedzieli na murkach. Brutalne wtargnięcie w uniwersum mieszczańskich pewników – takich jak mniemanie, że niechęć do policji to domena marginesu – to rzecz, która najczęściej była krytykowana przez ludzi, którzy nie potrafili znaleźć żadnej alternatywy dla gęstniejącego systemu represji i kłaniali się w pas własnym prześladowcom. Dla chcących swobodniej poruszać się po mapie Skandalu warto również przypomnieć, że pierwsze represyjne prawo dotyczące posiadania narkotyków wprowadzone w 1997 po raz pierwszy kryminalizowało nie tylko podaż, lecz także posiadanie. Niewydolny, idiotyczny system funkcjonuje do dziś – jednocześnie końcówka lat 90-tych to karnawał ufundowanych w oparciu o dawne struktury służb specjalnych zorganizowanych grup przestępczych, który to nierozerwalnie wiąże się z karierą powracającego z politycznego niebytu Lecha Kaczyńskiego jako zaprowadzającego porządek szeryfa, karierą, która jak wiemy wywrze kolosalny wpływ na kształt Polski do dziś. W tym wszystkim Włodi ("no...no...no...") i Vienio ("skończyłem przedszkole, skończyłem szkołę i teraz mam wolny czas") to mordy do rany przyłóż. A jednak wywiad Kuby Wojewódzkiego dla Brumu to nie jest żaden dowcip, jak mogłoby się dziś wydawać – nie doszło do żadnego rozpoznania, rozmawia zwyczajny absolwent ze zwyczajnymi bandziorami i pyta, ile kosztuje blant dobre parę lat przed tym, jak wspomniany już Kaczor zacznie go ganiać za torby z koksem. W każdym razie młodzi, łysi, tacy sami, ścierwo. Myśli tak serio.

Ten dziwaczny, kryminalno-grosteskowy dziki Zachód wykrzywiany grymasem przerażenia to zaledwie ślad. Jednocześnie debiut Molesty jest jednym z najjaśniejszych i tak naprawdę najwcześniejszych (nawet jeśli imitacyjnych) hołdów dla (imitacyjnie) kłączastej struktury współczesnego miasta w Polsce – obsesyjna fascynacja gości, którzy sami siebie definiowali anachronicznie jako przedstawicieli klasy robotniczej, to jednak zupełnie coś innego niż każde wcześniejsze miejskie eksploracje, a jednocześnie cała tradycja warszawskiego swagu jest tu obecna, prawdziwy warszawski "state of mind", dryf psychosomatyczny po blanty na squaty i Warszawa jako pole prawdziwej rozgrywki.

Czy można nie lubić Skandalu? Jasne, że można, podobnie jak nie trzeba być fanem ojca Rydzyka, który z Włodim ("paradoksalnie, empirycznie i par excellence") przejął największą grupę  "rozczarowanych" transformacją. Nie muszę upierać się przy tym, że vaneigemowska "czystość" wandalizmu zyskała nowe twarze, że goście mają monopol na zarządzanie dyskursem – byłoby to zaprzeczenie wszystkiego, o co chodzi w tym tekście. Można zarzucać tej płycie nieporadności gramatyczne – zresztą zawsze można też sobie pociamkać nad Stefanem Chwinem. I w sumie śmiesznie wygląda dziś Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną – to wciąż niezła książka, ale to mieszczańskie, reakcyjne "przechwycenie" u Masłowskiej z roku na rok coraz bardziej się dewaluuje. Warto przy tym zapuścić się w misterną dzicz historyjek Molesty, skonstruowanych niczym epopeja. Niejednoznaczne postaci połączone silnym i jednak pięknym, honorowym kodeksem, demony zła, alienacja i chłód podwórek. Co tu jest "prawdziwe", a co podważane? Nie wiem, jak Dostojewski stoję raczej po stronie Chrystusa niż prawdy. Wiem, że gdy z tracklisty Skandala  zniknęłoby "Sie Żyje", wspomnienia, które mam, byłyby dziś czyjeś.

Czym więc jest Skandal? Krytyką społeczeństwa po fundament komformizmu, reakcją zwrotną na skompromitowany, bezproduktywny w latach 90-tych bunt rocka od Jarocina po Gadowskiego, dobrze napisaną powieścią bez nieznośnie papierowych postaci, manifestem wyrzuconych za margines nowej, kształtującej się klasy średniej? Czy wytokiem obrzydliwych dresiarzy, którzy kradną radia samochodowe, telefony komórkowe i są wrzodem na zdrowej tkance tejże klasy średniej, z kraju będącego ostatnim bastionem Zachodu? Poniższe teksty w mniejszym lub większym stopniu takie rozważania zawieszają – tu kluczowe będą osobiste zachwyty nad prawdziwą (?) zajawką i kreatywnością, które biją z tego albumu. I może to dobrze, bo nie każdy follow-up Wankeja, Smarka czy kogokolwiek z podziemia można wytłumaczyć kategoriami łatwo uchwytnymi, nie każdy brzmieniowy tribute i nie każdy inywidualny zachwyt tą płytą można przystawić do jakiejś teorii krytyki. I taki właśnie, trochę ulotny i impresyjny charakter publikacji nie sprawi, że wszyscy poczują sens znanego zdania, które jest mi nawet jakoś bliskie – "Skandal – to jedyny Polak, który zdołał wejść mi w papilaria". –Łukasz Łachecki

02 Klima
Manifest. Urwana, jak ułamek hejnału, trąbka, a chwilę po niej mocna stopa. I od razu wchodzą równo – Włodi i 600 Volt. Oszczędny, szumiący podkład z krzywo pociętą partią fortepianu wyciętą z jednego kawałka, zdradza z miejsca, że będziemy słuchać klanu. Volt zadłużył się ze względu na Skandal między innymi u znanego minimalisty RZA, ale o naśladowaniu nie ma mowy. Podkład jest mroczny, piękny i monotonny. Pod niego przedstawiają się chłopaki, siebie to znaczy Klimę. "Nadchodzą w kapturach postacie to nie mnisi, źli i łysi, to Klima, kapiszi?" Zresztą tych, którzy wszystkie teksty z płyty znają na pamięć jest nadal zbyt wielu, żeby je zanalizować, a gdyby nawet – nie o analizę tutaj chodzi. To, że konstelacja follow-up'ów do Skandalu rozrasta się prestissimo, ma znaczenie bezpośrednie. "Bo nieważna jest sytuacja, Klima Korporacja w siłę rośnie, większą niż bomby, które rozjebały Bośnię." Przy tym fragmencie mam zawsze najsilniejszy dreszcz, bo jest dla mnie w sensie poetyckim trafiony w sedno. Mówiąc poezja, wiem, co mówię. Urodziłem się w 1989 roku i Magdalenką Prousta jest dla mnie właśnie wojna bałkańska, bardziej niż Magdalenka Kiszczaka i Wałęsy. I te wersy, jak mało co, przenoszą mnie tam, w lata dziewięćdziesiąte, przed telewizor. Chcę powiedzieć, że cała "Klima" i cały Skandal są bezlitośnie i jak najbardziej prawdziwie zapisanym dokumentem historycznym. Bartek Chaciński na wpół żartobliwe pisał, że w Osiedlu Swoboda widzi więcej pamięci niż w książkach IPN. Zgadzam się, uwielbiam ten komiks i sam jestem z Osiedla Swoboda, ale na Skandalu pamięci jest może jeszcze więcej. A w "Klimie" poznajemy jeszcze Vienia, Chadę i Kaczego oraz teksty, w których ważniejsze niż leksyka, gramatyka, a czasami nawet sens, jest zapisanie swojego czasu. Głęboko wkurwione flow wszystkich, warszawska mowa, ulica, sto procent faktu i nareszcie nie ma w tym frazesu. –Radek Pulkowski

03 Kontroluj Się
Kontrolujesz się, kiedy nie czujesz się swobodnie. Warszawscy chuligani nie czuli się, skoro tej treści komunikat przekazali, mimo że to raczej inni się ich bali. Kontrolowanie się to nienaruszalna podstawa. Kontrolować się pomagają sztama, hip-hop, ale zwłaszcza THC. Inne dragi w tym przeszkadzają. Z tego przekonania wynika pojawiający się w kawałku kultowy wykład o narkotykach. Nie mniej kultowe są też principia moralia, którymi ulicznicy chórem dzielą się z nami w epilogu. Ale z czego wynika na przykład charyzma Vienia w jego brawurowej i karkołomnej zwrotce? Chciałbym wiedzieć. –Radek Pulkowski

04 Armagedon
To opowieść o społeczeństwie, które upada, a upadając, pociesza się, mówiąc bez przerwy "jest nieźle, jest nieźle". Ten kawałek zapowiedział cały nurt, którego w polskim rapie nie cierpię –pianinka, skrzypce, zadumany ton... A jednak takiemu Eldoce może kilka razy udało się nie upaść nisko przy naśladowaniu tego fantastycznego prototypu. To nieoczywisty tukej joint – właściwie to solówka Włodiego (odpowiedzialnego również za oklapnięte skrecze!), a cała płyta opiera się na kontraście między Vieniem (porykującym skrzyżowaniem Chucka D, Mike'a D i swoich punkowo- hardcorowych wpływów, które powinni pamiętać nawet grzeczni fani CKOD z wywiadów na wysokości drugiej płyty) a tym tu właśnie refleksyjnym synem nauczycielki.

Mógłbym powiedzieć, że irytuje mnie, np. w części nowej polskiej prozy, traktowanie czytelnika jak debila, którego trzeba prowadzić za rękę, podpowiadać każdą metaforę, wyjaśniać każdą cienką aluzję – i szacunek dla Włodka, że nie poddaje się zwykłej, liniowej narracji, zwłaszcza, gdy w refrenach razem z szacowną klimą bombarduje obrazami, które ciężko przyporządkować do zwykłej, millenijnej depresji. Ta nieskładna, lamentacyjna spowiedź dziecięcia wieku nawarstwia się, a Włodi prowadzi nas od boiska po gazowe komory, gubiąc co i raz nawet wprawnego słuchacza dygresjami o ciężkim upaleniu, w ciągu trzech minut z lekka napoczynając tematy, które zatwardziałych truskuli będą nurtować przez 10 lat: wspomnienie beztroskiego dzieciństwa, narkotyczny i alkoholowy rozkład, brak perspektyw, pracy, pieniędzy, w pogoni za lepszej jakości życiem. Nie jest to może najładniej starzejący się utwór z tej płyty, także za sprawą archetypicznego aż do przesady bitu Volta, ale opowieści o "ludzkiej nienawiści i głupocie" potrzebuje spójna, monolityczna konstrukcja płyty. Tym bardziej, że nie ma dużego znaczenia, jak spadasz. –Łukasz Łachecki

05 28.09.97
Może i nigdy nie dostałem gumą po karku, może i nie podziwiałem walorów estetycznych starej lamperii na mendowni, a mimo to, na myśl o policji, dłonie same zaciskają mi się w pięści, przynajmniej zawsze świeżo po kontakcie z ''28.09.97''. Odkąd pamiętam, zdumiewała mnie sugestywność tego numeru, pełnokrwistość zawartego tu storytellingu. Ta prosta historia na obskurnym, ograniczonym do minimum bicie przemawia do mnie mocniej niż jakikolwiek odcinek jakiegokolwiek waszego ulubionego policyjnego serialu.

Wiecie, akcja jakich setki, ekipa pragnie wyrównać chuligańskie rachunki, ale wszystko pali na panewce, bo rozjuszona psiarnia ma inne plany. Chłopaki uwzględniają tu każdy detal z wręcz reporterską precyzją, mamy więc ''brechy w dłoniach'', imitacje wystrzału z pistoletu, ''policyjny but na plecach'', ''zimną jak lód ulicę'', wygłaszany przez megafon komunikat o ''piętnastu typach uzbrojonych w bejsbole'', mobilizacje jednostek, pisk opon, okratowany pokój, cios w pysk na powitanie. Fakt, Włodi rysuje przed nami wstrząsającą wizję pobytu na komisariacie, ale prawdziwy popis odstawia tu jednak Wilku, to od niego dowiadujemy się o tym, że ''morda to nie szklanka, nie zbije się'', że ''pała to pała, raczej'', a także o tym, że jest ''skuty, choć nie fają'', stężenie bossowstwa w jego nawijce uchodzi wszelkim miarom. To właśnie tu, właśnie popołudniem 28 września 1997 zrodziło się pokolenie HWDP, do którego każdy z udzielających się w tym felku redaktorów po części należy, czy tego chce, czy nie. –Wojtek Sawicki

06 Wolę Się Nastukać
Tutaj bez wątpienia i bez snucia historii dotykamy sensu wspólnego czasu chłopaków z Klimy. Nienawidzisz policji? Ja teeeż! Ale wolę się nastukać. Jest tu Włodi i Kacza, a gościnne zwrotki nawinęli Numer i Tede z Mokotowa, którzy dwa lata później mieli spuentować oczekiwania środowisk twórczych drugim obok Skandalu, najszczodrzej dziś honorowanym follow-upami, legalem Nastukafszy. Dwie gościnne zwrotki Warszafskiego Deszczu na luzie podnoszą jakość całego albumu. Słychać tu nieco inny, bardziej przemyślany rapping – równie zajawkowy, ale mniej spontaniczny – może nie jakiś techniczny, ale na pewno równiej trafiający w bit i bardziej przebierający w słowach. Każda zwrotka jest kolejnym paragrafem regulaminu ligi blantowców. Włodi jak zawsze molestuje, ale woli chodzić nastukany niż zadawać rany, Rasta Numer toczy walkę bez przemocy poprzez linijki pełne przeciwstawień wynurzonych z prywatnych doświadczeń mistycznych, Kacza ustanawia strefę jarania i rymowania, w której nikt nie podskoczy, a na koniec Tede, już totalnie zaaferowany wciąganiem dymu z blalalala, mimochodem zaprasza do ligi blantowców. Znacie ten motyw, gdy podczas imprezy znika kilku kolesi? To jest ten ekskluzywny wymiar celebracji THC (także ten maskulinistyczny wymiar). Jakkolwiek na Skandalu siłują się ze sobą rozmaite osiedlowe akcje, tagi CHWDP, chuliganka, frustracje i reprezentacje, to w "Wolę Się Nastukać" raperzy odcinają się od zewnętrza i niosą pokój zanurzeni w dymie, a V.O.L.T. podkłada adekwatnie bity, co dodatkowo wzmacnia ezoterykę tych sześciu minut. "Wiesz jak jest". –Michał Hantke

07 Wiedziałem, Że Tak Będzie
Skandal to w warstwie tematycznej płyta pełna, pozbawiona jakiejkolwiek autocenzury. Również w warstwie językowej jest to rzecz fascynująca. Charyzma i oryginalność formy spowodowała, że polska popkultura po dziś dzień "mówi Molestą". A wpływ na scenę hip-hopową jest już trudny do przecenienia. Siódmy indeks prawdopodobnie bije rekord jeśli chodzi o ilość nawiązań – nie tylko w innych rapowych tekstach, lecz także w ramach fanowskich dyskusji na forach czy portalach społecznościowych. Jestem zresztą pewien, że nasze wnuki będą nas pytać o "techno w Trendzie", "awantury w Hybrydach" i "Krepola".

Po kilku pierwszych utworach, w których młodzi MC's bezkompromisowo opisują swój świat, okazuje, że oprócz agresji i złych manier, w ich sercach została jeszcze odrobina idealizmu. Wyciągnięty przez Volta rzewny fragment soulowej ballady Wesa Montgomery'ego przypomina echo monumentalnego pasażu ze "Snu O Warszawie" ("był zwykły letni warszawski dzień"). 

Obaj zjarani MC's wykładają swoje jakże typowe warszawskie historie, wrzucając jednak do niemal każdego wersu coś godnego zapamiętania, śmiesznego czy po prostu uroczego. Trudno o tym numerze zapomnieć – nawet jeśli zgadzamy się, że nawijka Włodiego nie powala. Ale cholera, zwrotka Vienia o imprezie pod chmurką, na którymś z ursynowskich boisk, przywołuje wszystkie nostalgiczne skojarzenia, bo kto pod koniec lat 90-tych nie marnował w ten sposób czasu. Mi się w każdym razie zdarzało. –Piotr Kowalczyk

08 Xeroboj
Za sprawą miliardów cutów i follow-upów pokusa napisania tekstu składającego się z samych cytatów jest w przypadku Skandalu nie do zniesienia. Ale po co kopiować i być powielaczem. No żesz kurwa mać. Wiedziałem, że tak będzie.

Okej. Nie dam rady inaczej. I błagam, oszczędźcie mi kloacznych porównań. No więc "Xeroboj". Niby niepozorny numer, niby zwyczajny album track, niby do końca pozostał na szarym, niezaklepanym końcu kiedy spóźniony wybierałem swój kawałek. I wszystko byłoby spoko, gdyby na Skandalu w ogóle były niepozorne numery, zwyczajne album tracki i wersy, których nie zna się na pamięć. Nie dziwcie się więc, że zjada mnie trema i nie wiem co napisać. Mógłbym powiedzieć, że intro wymiata, bo, Bóg mi świadkiem, rzeczywiście tak jest. Mógłbym napisać, że wszystkie bez wyjątku zwrotki rządzą i też nie minąłbym się z prawdą. Mógłbym prześledzić motyw zazdrości w kulturze do Kaina i Abla. Mógłbym, posiłkując się YouTubem, napisać "WPISUJCIE DZISIEJSZYCH XEROBOJÓW". Mógłbym w końcu, co chyba najrozsądniejsze, pójść w ślady Vienia, pierdolnąć sobie browar i mieć nadzieję, że nie zostanie mi to poczytane za xerobojstwo. –Marcin Sonnenberg

09 Szacunek
Kariera DJ-a 600V  to smutna sinusoida, od kilku lat z przewagą smutku. Noon jako producent hip-hopowy nie dorównywał mu szukaniem, kombinowaniem, różnicowaniem – a nie mogę sobie jakoś przypomnieć trzeciego porównywalnie ikonicznego producenta. I w "Szacunku" ta ikoniczność się streszcza, dlatego hołd Waca dla całkiem uchwytnej estetyki w "Życiu Warszawy" sprawia, że klasyk Hemp Gru jest tak dobrym kawałkiem. Mógłbym szybko sprawdzić czy istnieją jakieś blendy z nawijkami z Enter The Wu-Tang, gdyby nie fakt, że Vienio, Włodi, Pelson i Kacza tworzą tu własną, pełną mitologię i na kilka minut zamykają wszystkim japy. "Jak na moje – magia". –Łukasz Łachecki

10 Sie Żyje
Ci, którzy mnie znają, wiedzą –  gwałty na ojczystym języku od zawsze budzą mój zdecydowany sprzeciw. Mimo to brak "ę" w tytule tego kawałka traktuję w zupełnie innych kategoriach – zasady zasadami (kim bylibyśmy bez nich?), ale jeśli w ogóle istnieje jakaś językowa "szara strefa", to głównie dla takich przypadków. Kurczowe trzymanie się tu tego "ę" wyglądałoby bardziej absurdalnie niż w słowie "książę", ale jeśli idzie o ten numer Molesty, to "liberalnego" podejścia do całej sytuacji bardziej uzasadniać nie trzeba, wystarczy je po prostu stosować. I chuj tam. Niby to detal, a jednak taka błahostka w pewien sposób przesądza o wyjątkowości kawałka, chociaż spory wpływ mają także inne czynniki. Obfita pętla od Krzesimira Dębskiego i String Connection (jak oni nie wpadli, żeby tam w kluczowych momentach wrzucić gromkie "SIE ŻYJE", to ja nie wiem) jest tak idealna, że ze wzruszenia zaczyna mi brakować słów. Te nie do końca są też w stanie podsumować występy wszystkich bohaterów, którzy wyjątkowo barwnie przedstawiają tu realia "codziennego życia" stołecznego rap-podwórka końca lat dziewięćdziesiątych. Co smaczniejsze linijki z "Sie Żyje" znają chyba wszyscy, więc nie będę tu przerzucał moimi faworytami. Nawet jeśli nikt nie mówi już na wódkę "gouda", tak jak Vienio, to te wersy pozostają złotem. Z ciekawostek –  jest żartobliwa wersja Smarka, może ktoś nie zna. Do dziś nie wiem, czy to zupełne jaja, czy raczej po prostu rodzaj specyficznego tribute'u – obstawiam raczej to drugie, choć w żadnym przypadku nie zmienia to mojego sposobu patrzenia na oryginał. –Kacper Bartosiak

11 P.K.U.
Mówiłem Wojtkowi, że mogę na luzie pisać koment do każdego wałka na Skandalu, bo to płyta, która tkwi we mnie zbyt głęboko. Kupiłem ją w roku premiery. W szkole rozkładaliśmy z kolegami poszczególne bity i wersy na czynniki pierwsze. Ja nawet mieszkałem wtedy na rogu ulicy Wilczej, gdzie jak wiadomo przemieszczali się Kacza i Hrabia. I przysiągłbym, że wiele razy, idąc przynieść "Oligocen mamy", mijałem tych delikwentów w szerokich spodniach. Minęło pół życia, dostałem w przydziale "P.K.U.", posłuchałem parę razy z rzędu i... teraz ślęczę nad "kartką Office'a" jak za karę. Bo będę szczery – akurat "P.K.U." zaliczyłbym do dwóch-trzech numerów na mitycznym debiucie Mistyków, które w 2012 roku same, wyjęte z całości, jakoś średnio się bronią. Zresztą to dość wyraźny spadek poziomu po niebotycznej serii dziesięciu złotych indeksów od "Intra" do "Sie Żyje". Mniej zorientowanym wyjaśnijmy, że samo "P.K.U." było slangowym powiedzonkiem w środowisku polskiego rapu – wielokrotnie później przytaczanym i cytowanym przy rozmaitych okazjach, w tekstach, w manifestach czy w zwykłej codziennej gadce. Niestety hasło "P.K.U." i utwór "P.K.U." to dwie odmienne sprawy. Liryczna gitarka refrenu pasowałaby bardziej na mostek do melancholijnego "Armagedonu", a topornie demówkowy bit w zwrotce brzmi, jakby komuś zaciął się programik w kompie – i to nie miał być komplement. Co gorsza, podkład wcale nie klei się z nawijkami, które mimo sympatycznych wizji "na Łazienkowskiej meczy", "okazji zarobienia bez podejrzeń cienia" i "kawałków do zrobienia" jakoś nie mogą rozwinąć skrzydeł. Cóż, ponoć każdy klasyk ma swoje wady, a zasada ograniczonego zaufania jak widać nie zawsze chroni przed wylądowaniem w rowie. –Borys Dejnarowicz

12 Upadek
"Upadek" to klasyczny przykład inteligentnej syntezy uliczności i ulicznego namysłu, takiej w sam raz, by wyznaczyć granicę pomiędzy nieżyciowym mędrkowaniem a zaangażowanym resentymentem. Snujący się w tle podejrzliwy bit rzeczywiście przygotowuje grunt dla anonsowanej na początku pierwszej zwrotki ''opowieści'', ale narracja gwałtownie przyspiesza i szybko kończy się na skutym zielskiem morale(?), szkicowej wyliczance najróżniejszych inkarnacji życiowego kurewstwa. Gdyby Vienio i Włodi wyglądali jak Masłowska, z pewnością to ich Pilch przygarnąłby na swoje kolana, i do nich uśmiechałaby się Grażyna Torbicka na Woronicza 17 ("sofomor lepszy"). ">>Upadek<< niebanalnie zapytuje nas o charakter afirmacji…", ale oczywiście to mistycyzm pozostaje najbardziej atrakcyjny; wielokrotnie przyłapuję się na refleksji, że największych pokładów duchowości we współczesnej polskości trzeba szukać właśnie w rapie (dionizyjski S.P.O.R.T.!). Grażyna Torbicka swoją duchowość lokuje w podszczypywaniu się z tabloidami, jak to można w taaaakim wieku nie mieć dzieci, ale w roku 2023 premierowe Kocham kino: biopik o Moleście, double feature z Cześć Tereska! na pewno rzetelnie przedstawi widzom konteksty. –Jakub Wencel

13 Jeszcze Jedno
Z formalnego punktu widzenia osobny joint poświęcony dilerce nie musiałby się wcale na Skandalu znaleźć. Wątek zgarniania towcu unosi się nad całą tracklistą. Pojawia się i wcześniej – choćby w "Sie żyje" (Tomi: "Uderzę na skłoty / A po co? / Po blanty / A za co? / Za fanty / Od kogo? / Głośno powiedzieć nie mogę...") – i później w "Osiedlowych akcjach", gdzie Włodi wspomina ursynowskich dilerów oraz rzuca linijkę "Jeszcze jedno / Dilowanie rąk nie brudzi / Dzięki wszystkim za towar / Który nigdy się nie znudzi", z której "Jeszcze jedno" wydaje się właściwie trochę na siłę wyjamowane. A jednak pomysł z wnikliwszą analizą zjawiska dilerki się sprawdził – dzięki detalom. Dowiadujemy się między innymi: a) o metodzie podstawiania pionka, b) że diler jest lekiem na całe zło, c) że diler to też człowiek, d) że pan Bóg przykazał palić trawę i last but not least – e) że warto poczęstować. Powiem tak – ja nie paliłem ZIOŁA, ale w moim ogólniaku ta praktyka była na porządku dziennym, ba, większość ludzi wiedziała do kogo się zgłosić po gramy. I z opowieści ziomów wkręconych w temat słyszałem, że "Jeszcze jedno" to nie fikcja, a realizm jak w tym sławnym amerykańskim serialu. Realizm, który pomimo bodaj najmniej melodyjnego bitu na albumie dźwiga "Jeszcze Jedno" ponad przeciętność. –Borys Dejnarowicz

14 Osiedlowe Akcje
W zamierzchłych latach 90-tych pewien krewki lokator z Ursynowa postanowił zainterweniować w związku ze zbyt hałaśliwą, jego zdaniem, imprezą hip-hopową u młodej sąsiadki. Zapukał kulturalnie do drzwi. Bez skutku. Ale że był człowiekiem przedsiębiorczym i zawsze dopinającym swego, postanowił przedostać się do wibrującego mieszkania przez balkon, by osobiście zwrócić uwagę bawiącej się młodzieży na obowiązek przestrzegania zasad ciszy nocnej.

Na miejscu lokator zorientował się, że z głośników dobiegają znane mu z pirackiej składanki, którą wypalił mu na CD zaprzyjaźniony handlarz, nerwowe, nieco mroczne orkiestracje Superfly, tyle że zamiast barwnego, kojącego wokalu Mayfielda jakiś pacan z okropną dykcją, przeklinając, bełkotał coś o podwórku, dzieciakach, stukaniu, kroju spodni i jakimś znajomym arystokracie, którego spotkać można rzekomo na ulicy Wilczej. Prosty bit na pierwszym planie nie pozwalał skupić się na rzewnych soulowych motywach w tle. I co to za skrecze w zakończeniu? "Ejtisy jakieś, czy co?" – pomyślał lokator.

Kawałek dobiegł końca. Wyrwany z zasłuchania nieproszony gość spostrzegł wlepiony w niego agresywny wzrok zgromadzonego w pokoju towarzystwa. Był otoczony. "Elo" – próbował grzecznie przywitać się intruz."Chciałbym Państwu przypomnieć, że na klatce wisi...". Praask!

Lokator ocknął się na korytarzu z raną głowy. Pamiętał tylko, że napastnik skaleczył się w rękę, rozbijając na nim butelkę piwa. By zidentyfikować sprawców, córki lokatora podążyły tropem śladów krwi, które doprowadziły ich do bloku w samym sercu Starego Ursynowa, w rejonie Megasamu. Zbiegiem okoliczności, to właśnie stamtąd wywodzi się pewien legendarny warszawski gangsta-rapowy kolektyw. HISTORIA Z ŻYCIA, OPARTA NA FAKTACH. –Michał Zagroba

15 Sztuki
Molestę poznałem w liceum, gdy mój współlokator katował takie rzeczy jak "Armagedon" czy "Te Chwile" co rano przed lekcjami. Wydawało nam się, że czaimy klimat. Nasza lokacja w sypiącym się pokoju w przeburej części miasta, chodzimy na lekcje o siódmej w deszcz, wiadomo – "morda nie szklanka".  Śmieszne, bo kawałek "Sztuki" jawnie mnie wtedy zawstydzał. To przecież najodważniejszy tekstowo utwór na Skandalu. Kozaczenie i uwagi pozbawione owijania w bawełnę, nie pozbawione w bibułę. Ten podwórkowy maskulinizm podszyty jest jednak totalną fascynacją, choć nie wszystkich ruszy blokerska prawilność z otwartą obsceną, w stylu "szeptam ci do uszka, kobiecino". Zadałem jednak kilku koleżankom pytanie, co myślą o tym utworze, i większość doceniła dość subtelną formę mimo jawnego pożaru w Clinicach. Dychotomia: My-Wy, tak świetnie opisana i równie dobrze później sparafrazowana przez Smarka nie zawsze pozwala zauważyć, że te błahe z pozoru spostrzeżenia wynikają z pewnych spraw nierozgryzalności i z życzliwego pragnienia ustalenia tu reguł. Druga sprawa to okres między "Sztukami" i tekstami Smarka, który uliczne PKU przerzucił ze swadą na prawiło damsko-męskich związków. Trochę inna wrażliwość, ale przecież tym sztukom dużo bliżej do szmulek niż sztuczek suczek, jak mogłaby zasugerować któraś. –Wawrzyn Kowalski

16 Wiedziałem, Że Tak Będzie (Club Mix)
Muszę to pisać skrótem i od razu do sedna, a Wojtek jest już na mnie ostro deadline'owo wkurwiony. Wróciłem do club miksu już jakiś miesiąc temu, szukam skojarzeń, zdań i tekstów, nawet kontekstów i nic, poza clou sprawy, mi się nie układa. Nie chcę wiedzieć i na dodatek analizować tego, co się działo na Skandalu. Mogą sobie znowu rapsowi kolesie kręcić bekę z Porcysa na swoich forach, ale mnie w takich celnych przypadkach nie obchodzi, kto jaką rolę w jakiej perspektywie odegrał. Staram się nie wiedzieć nic o The Lonesome Crowded West, tak jak nie znam faktów o debiucie Molesty.

Ale! Wyobrażam sobie za to maksymalnie intensywnie, że Volt po przesłuchaniu całego Skandalu stwierdził "no, chłopaki mogą z początku brzmieć na trochę wkurwionych" i zasunął jako puentę do albumu coś zaskakująco słodko-gorzkiego. Całe zrezygnowanie, lekka irytacja sytuacją zostaje sklejona z takim podkładem, że ma się wrażenie, jakby koleś swoją miksową sklejką strzelał jednym wielkim "so what?". Ja wiedziałem, że tak będzie, życie bywa chuj, ale właściwie co z tego? Chłopaki, jedziemy dalej! "Wiedziałem, że tak będzie" w tej wersji to hymn wszystkich nie poddających się Hiobów. –Ryszard Gawroński

17 Outro


Redakcja Porcys    
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)