RECENZJE

Cool Kids Of Death
Afterparty

2008, Agora 5.5

Cool Kids Of Death. Oddychamy, kochani, głęboko, nie spinamy się niepotrzebnie, oczyszczamy nasze umysły. Ręce, które leczą normalnie. Każdorazowe kontrowersje towarzyszące tematowi Kulek są doprawdy męczące, więc lepiej omijajcie wszelkie dyskusje i słuchajcie ich płyt po kryjomu. Nie patrzymy na cyferki, nie zaglądamy na żadne fora, ze znajomymi też nie rozmawiamy. Jak uważacie, że Halicki to buc to też skończcie już czytać, ale uprzedzam – żaden ze mnie hater playa, a sam zespół darzę pewną dozą sympatii, co objawia się nie do końca zawsze uzasadnionym lubieniem każdej z ich płyt. Debiut wiadomo pozamiatał, dwójka średnio-słaba, 2006 przyszło do mnie pocztą przypadkiem, ale dobrze się słuchało. Teraz dostajemy Afterparty i powiedzmy to sobie szczerze – jest to najlepszy album CKOD od czasu wydania debiutu. Jeżeli uważacie inaczej, luz, nie zapominamy o głębokich oddechach.

Zaczyna się bezkompromisowo – "Mamo, Mój Komputer Jest Zepsuty" to jazda bez trzymanki, jaka już później na płycie się nie zdarza (może trochę w "Joy"). Wchodzimy z kopa na imprezę, efektownie, ale bez zbędnych popisów i kombinowania – proste, agresywne uderzenie, takie Cool Kids Of Death znamy i lubimy. Reszta już jedzie na jedno kopyto – energetyczny rock ze śmiałymi wstawkami klawiszowymi, skromna elektronika, dodatkowo wszystko posypane odrobiną kiczu. Ktoś gdzieś napisał, że to spóźniony dance-punk nad Wisłą, ale jeśli już to "twór pochodny zaaplikowany na polskie warunki", wydaje się być lepszym określeniem. Do Rapture i tym podobnych najbliżej jest ostatniemu "Ruin Gruz", swoją drogą to jeden z lepszych fragmentów płyty. Co z dobrych rzeczy mamy jeszcze na Afterparty? Najbardziej melodyjny spośród całej tracklisty "Bal Sobowtórów" to bez wątpienia jeden z highlightów, do tego jeszcze singlowe "Nagle Zapomnieć Wszystko", wcale nie tak złe jak to zostało napisane na Porcysie (nie obrażamy, nie bulwersujemy się na nikogo, wdech, wydech, wdech, wydech), poza tym reszta trzyma dobry, równy poziom.

Można by było ponarzekać na brak melodii, ale po co skoro każdy track chwyta – zaaplikowana na krążku formuła widać się sprawdza. W tekstach zdarzają się ciekawe linijki ("Leżeć", "TV Panika"), ale generalnie nie o to w tej płycie chodzi. Umówmy się tak – Kulki zdecydowały się na głośne, energetyczne afterparty, a do takich celów nikomu niepotrzebne wielkie manifesty i nośne hasła. Jest raczej zabawa w najlepsze obraną konwencją i w takim wariancie się to sprawdza. Nikt przecież (uwaga, ryzykowne porównanie, przypominamy sobie pierwszy akapit) nie oczekuje od Britney czy Justina ambitnych tekstów, bo nie do tego jest ich muzyka przeznaczona.

Czepiać można by się było sporo, ale gdy spojrzeć na album obiektywnie, to niczego mu nie brakuje. Dobre kompozycje, całkiem niezły pomysł na całość, realizacyjnie również niczego sobie. Na pewno nie wieje nudą, choć powalających porywów wiatru też nie ma. Afterparty jest po prostu dobre. Dla niektórych tylko, dla innych aż, miejmy nadzieję, że większość reprezentantów obu grup jest ciągle z nami. Nie będzie z tego tej tak zwanej polskiej płyty roku; powodów do wrzeszczenia, że Cool Kids Of Death sprzedzali się Agorze i nagrali chłam też nie ma.


PS: To wszystko nie zmienia jednak faktu, że mi ten cały Waśko przyciął końcową notę.

Łukasz Halicki    
23 kwietnia 2008
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)