Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
S01E01
Po co ten Suplement? Czym będzie Suplement? O kim i o czym będzie Suplement? Cóż, na Porcys był już kiedyś dział zwany Suplementem. O ile pamięć mnie nie myli, idea wykiełkowała na przełomie 2006 i 2007 roku. W owych czasach byliśmy z MZ bardzo przywiązani do rocznego cyklu recenzji premierowych wydawnictw – cyklu zwieńczonego zwyczajowym podsumowaniem najlepszych albumów, tradycyjnie publikowanym w pierwszej połowie stycznia roku kolejnego. Zresztą ta praktyka przetrwała do teraz. Suplement w założeniu był osobnym działem serwisu, w którym zbieraliśmy płyty z jakiegoś powodu pominięte w rankingu top 10 roku. Były wśród nich pozycje poznane przez nas już po publikacji "topu"; były również te godne naszym zdaniem wyróżnienia, które jednak nie zaskarbiły sobie sympatii całej redakcji i które my "zarząd" drogą arbitralnej decyzji włączaliśmy niniejszym do porcysowego kanonu. Czyli w typowej dla nas manierze: ambicje sporego kalibru, ale "rzeczywistość brutalnie zweryfikowała" i tak dalej. Dziś poza może paroma maniakami nikt nie pamięta o koncepcji oryginalnego Suplementu, bo rubryka dość szybko przestała być aktualizowana na bieżąco i wkrótce obrosła kurzem. Kolejna szczytna inicjatywa w Porcys dla której zabrakło nam adekwatnego zapału, regularności, dyscypliny, no i "ze względu na mały czas czasu" umarła śmiercią naturalną. Została rozmontowana, rozebrana niczym stary budynek, w którym nie pomieszkiwał nikt od wielu wiosen.
W międzyczasie zrozumiałem jednak drugie dno pierwotnej potrzeby. "Głęboko w środku gdzieś" zależało nam z Michałem na "ocaleniu od zapomnienia" pewnych efemerycznych, acz sugestywnych i wartościowych nagrań, ale nie tylko. Podobnież intuicyjnie pragnęliśmy uzupełnić kłujące w oczy luki w archiwum serwisu. Chcecie tego lub nie, niniejsza strona przez ostatnich prawie 15 lat ogarnęła szerokim gestem krajobraz nadto aż hojny stylistycznie, w przeciwieństwie do konkurencji od samego początku sięgający "od sasa do lasa" począwszy od indie, alt-rocka, hc/punk, singer/sonwgriterów, folku, "elektroniki" (wtf) i hip-hopu, a ostatecznie na metalu, jazzie, poważce, ambiencie, noisie, muzyce tanecznej i komercyjnym popie kończąc. Jeśli przez półtorej dekady gromadzisz (w modelu "zmian hokejowych") ekipę kilkudziesięciu writerów-pasjonatów o wprawdzie wspólnym mianowniku (de facto definicja "serwisu" vs. platforma blogowa), ale zarazem o indywidualnie hermetycznych horyzontach, to spektrum, skala, OPTYKA twojego outputu zdaje się nie żartować, co potwierdzi google search z parametrem "tylko język polski". Tym niemniej frontline nie odzwierciedlał tego, co w wieżowcu działo się "od kuchni": "dziwki, basen i machanie kutasem" oraz dziesiątki, setki materiałów, o których nigdy nawet nie zająknięto się "na łamach". Cytując klasyka Engela: "Teraz czas dla debiutantów, dla tych którzy grali mniej, dla tych którzy są z nami tylko dlatego tutaj, że ten awans został wywalczony. Teraz my oddajmy im to, co oni wam dali. Oddajcie im to na boisku".
Całe przedsięwzięcie miałoby też posiadać pewien wymiar ideologiczny, koncepcyjny i "moralno-etyczny". Albowiem bezpośrednim impulsem do podjęcia starań o wskrzeszenie Suplementu w nowoczesnej formule była też gorzka konstatacja na temat postępującego braku poszanowania dla dorobku artystów, którzy kiedyś coś fajnego zrobili, a potem zniknęli z radaru, bo już pojawiły się nowe, fajniejsze zajawki. You know what I mean. Pogoń za nowym, świeżym – ja to rozumiem, ja się tym często jaram i jestem za, zwłaszcza jeśli te przebrzmiałe gwiazdy niezalu zaczynają przynudzać. Lecz są też takie przypadki, gdy w natłoku nowości umyka nam np. to, że Steve Mason z Beta Band miał jakąś owocną artystycznie karierę po rozpadzie zespołu, wysmażył jakieś sympatyczne szóstkowe płyty i to nam umknęło gdzieś, przemknęło bokiem praktycznie wszędzie, bo wszyscy wtedy już słuchali Animal Collective i Ariela Pinka czy Toro Y Moi. Co ciekawe kilka sezonów później mało komu chciało się sięgnąć po solowe dokonania Avey Tare'a, bo na tym już etapie gorące było Odd Future, gorący był vaporwave, gorący był juke czy inna (nie wątpię zajebista) moda na jeden-dwa sezony. Jakby nie chcę zanudzać, ale włączam podejście "humanistyczne", z dużym respektem dla kogoś, kim się kiedyś ekscytowaliśmy, a kto dziś publikuje sobie dobrą muzykę z mniejszym wsparciem promocyjnym – oczywiście bez punktów za pochodzenie, z surowymi kryteriami, ale chodzi mi o podejście metodologiczne, badawcze.
W konkluzji oświeciło mnie potem, że nazwa "Suplement" to także wspaniały pretekst, aby w tej kolumnie niezobowiązująco sprawdzać co tam słychać u wielu Porcys darlings sprzed paru lub nawet kilkunastu lat. Bo zdarzało nam się porzucać fajne projekty i nie śledziliśmy ich dalej, a ja – typ melancholijny, pielęgnujący wątki wspomnieniowe ("panie pośle" – Borowski) – często wracam do muzyki z czasu formowania się mojego gustu i zerkam, co tam się dalej wydarzyło. W ten właśnie sposób odkryłem rok temu, że Sciflyer wydają swoje SMiLE i w ogóle nie macie pojęcia, co się przez te lata stało z Shalabi Effect, Justusem Koehncke czy grupą Pinback… Zresztą w tym miejscu warto nadmienić, jak dramatycznie skompromitowaną, chyba najbardziej aktualnie obnażoną i zdezawuowaną kategorią w kulturze jest "nostalgia" – uczucie już z samego brzmienia słowa skrajnie tandetne, miałkie, coelhowskie. Obła mantra pt. "kiedyś to była muzyka" tudzież "kiedy miałem 20 lat, to mówię ci…" już na starcie pozbawia argumentów emocji tak przecież kruchych, wsobnych i wycieniowanych. Odwrotnie, spróbujmy przywrócić wspomnieniom ich kluczowy wkład w teraźniejszość – czyli zdolność reinterpretacji, rekontekstualizacji, rekonstrukcji obowiązującej narracji poprzez dotarcie do jej źródeł, wreszcie (parafrazując z pamięci redaktora Matiego) "ontologiczny remontaż" zastanych realiów za pomocą środków zaczerpniętych z tej niesprawiedliwie demaskowanej przeszłości. Nic się nie bierze z niczego i jeśli "trzeba być z nami, robić to żeby wiedzieć", to bądźmy, róbmy.
Po skonsultowaniu powyższych założeń z Wojtkiem i Michałem postanowiłem zaadaptować instytucję przebudzonego Suplementu i porwać się na rubrykę autorską z krwi i kości. Jako "kustosz pamięci serwisu" mam zamiar filtrować swoje osobiste peregrynacje wstecz przez biegnącą równolegle, niczym tory kolejowe obok wiejskiej drogi uczęszczanej przez rowerzystów, opowieść o serwisie muzycznym, ze wszystkimi zakrętami, wzlotami i upadkami, a konkretniej konfrontować swoje urojenia z faktami przez pryzmat kondycji przepastnego archiwum Porcys względem rzeczywistych potrzeb, czynów i planów ludzi, którzy tę redakcję tworzyli. Przeszukując niezgłębioną studnię twardego dysku (a niestety jestem osobą archiwizującą każdy drobiazg, począwszy od pierwszego maila ever, jakiego dostałem) zorientowałem się, jak wiele przez tych kilkanaście lat pozaczynałem projektów, mini–tekstów, reynoldsowskich "niedopieczonych myśli". Ile niezrealizowanych planów, nieukończonych pracek, strach się bać: gargantualny folder z writingiem jawi się dziurawym niczym szwajcarski ser. Jeśli więc w Porcys głównym, bieżącym, dwatysiącepiętnastym rządzą futuryści, modernisci, terminatorzy, dominatorzy ("gdy nasi płynęli po złoto, Szpakowski komentował w rytm wioseł", lol) – co absolutnie popieram – to ta nostalgia posłuży nam jako druga noga dla równowagi, uzupełni braki czekające na ciąg dalszy od kilkudziesięciu, stu kilkudziesięciu miesięcy, spełni nadzieje, które dogasały już we mnie niczym ogniska blask.
Postanowiłem ubrać tę rubrykę w formę serialu, gdzie co tydzień wjeżdża nowy odcinek. A "w każdym odcinku wyrywam jakieś dupy" i razem tworzą one (życzeniowo) wszechstronną, hybrydową narrację obejmującą zarówno kolektywne przeoczenia, jak i odległe epoką prywatne fascynacje o których "nijak nie dało się" u nas napisać ze względów technicznych, przepisowych, nieprzepisowych. Chociaż trochę to mi zajmie, finalnie puzzle nareszcie odnajdą swój kształt, w segmentacji zgasną puste formaty, odsłonięte zostaną wszystkie literki na tyłku Magdy Masny. Chciałbym. I dlatego rozpoczniemy od kejsu flagowego wręcz dla całej afery, nie tylko z powodu znamiennego tytułu. Oto Marc Clair (nie Marc Leclair), znany też jako Marc Mac, połowa fundamentalnego dla klimaciarskiego drum'n'bassu duetu 4Hero, tych od longplaya Parallel Universe, który omsknął się o moją listę 200 płyt 90s. Człowiek mnogiej ilości projektów, solowych, kooperacji i pobocznych (jeden wariant nazywał się nawet Tom and Jerry!). Tu reaktywujący swój alias Manix, znany z serii singli i epek z początku 90s, na reminiscyjnym długograju sprzed prawie 2 lat, prowokującym dosłownie garstkę wiernych followerów do pytań o zasadność i faktyczność "revivalu jungle". Pozostawię je bez odpowiedzi, jednakowoż moja marginalizowana przez lata miłość do tego nurtu budzi się w takich chwilach z letargu i zakwita na miętowo. Nikt nie zginął, zagadka pozostała nierozwiązana? No to słyszymy się za tydzień.
Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.