
Rozmawiamy z Young Leosią o pracy nad płytą, śpiewaniu, zajawkach i paru innych rzeczach.
Pewna bałucka jazz-głowa regularnie daje do zrozumienia, że orężem w jej rapowym arsenale, z którego korzysta najczęściej, jest przewidywalność i nuda. "Hybryd" mega sztos; sześć wzmianek o dziecku, trochę o matce, urocze "ziom" wypluwane co jakiś czas, czyli witam was w rzeczywistości, u mnie wciąż bez zmian. No i sprawa w dalszej części wygląda z grubsza tak, że na typowym dla siebie, wytartym z jakiejkolwiek aspiracji bicie (tym razem produkcji Killing Skills; more like DYING SKILLS, hihi) płynie sobie O.S.T.R., wygłaszający truistyczne kazania, bełkoczący mało interesującymi sloganami. Ale nie, poważnie, już nawet nie chce mi się analizować, ile razy z jego ust materializował się lament, że żona się na niego wkurwia, bo za dużo jara czy jeszcze jakieś inne tanie moralizatorstwo "o życiu, w życiu i po życiu". Zabawna sprawa, ale nawet album, który ów singiel promuje, nosi tytuł... *tadam* Podróż Zwana Życiem – szacunek za konsekwencję, ziom. Na koniec pozostaje mi wyrazić żal, że Madlib nie miał racji – marihuana pod żadnym pozorem nie zwiększa kreatywności. –R.Marek