Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
-
M - Krótka Piłka - Piosenki
-
Nicki Minaj feat. Drake & Lil Wayne "No Frauds"
(14 marca 2017)Tabloidy od razu wychwyciły dość oryginalną kreację, którą Nicki miała na sobie podczas Paris Fashion Week, ale chyba nie spostrzegły, że urodzona w Trynidadzie raperka wypuściła przed momentem trzy nowe kawałki. Oszczędny "Changed It", jeszcze bardziej minimalistyczny "Regret In Your Tears" oraz mój ulubiony z tej trójcy "No Frauds", gdzie pojawiają się również Drake i Lil Wayne. Murda i CuBeatz lepią pływający, wychillowany, ale i "mroczny" podkład, Nicki rzuca rapowaną zwrotkę i świetny, przekwaszony hook w refrenie ("I don't need nooo, frauds!"), Drake dodaje kilka wersów, ale i tak show kradnie wszystkim Weezy swoim nieludzkim, "gadzim", melodyjnym flow w ostatniej zwrotce. Myślę, że jeśli w przyszłości pojawi się nowy album Nicki, to "No Frauds" powinien znaleźć na nim swoje miejsce, a sama Minaj może pokusić się o koronę królowej trapu, choć konkurencja w tym roku jest spora. Tym lepiej dla nas. –T.Skowyra
-
Modest Mouse "The Best Room"
(4 lutego 2015)Informacje płynące z obozu Modest Mouse nie nastrajają jakoś szczególnie optymistycznie. Wiemy już, że efektów słynnych sesji z Big Boiem na nowym krążku nie uświadczymy, a i odsłaniane kolejne kawałki tortu w postaci efektownie wypuszczanych singli stricte materiałowo już takie efektowne nie są. Ciężko wyzbyć się wrażenia, że mamy tu do czynienia z równią pochyłą. O ile "Lampshades On Fire" intrygował fajnym hookiem w chorusie, a "Coyotes" bronił się głównie ze względu na klimat – po części nawiązując gdzieś tam do aury debiutu – to "The Best Room" jest zwyczajnie nijaki, sprawiający wrażenie odkurzonego po latach odrzutu z We Were Dead. Wciąż wierzę, że z tej mąki będzie chleb, lecz coraz więcej znaków podpowiada mi, że prawdopodobnie Modest Mouse podzielą los D-Planu i nagrają płytę przyzwoitą, jednak poniżej swych możliwości. –M.Lewandowski
-
Modest Mouse "The Ground Walks, With Time In A Box"
(27 lutego 2015)Nie ma innego zespołu na świecie, którego dyskografia tak łatwo potrafiłaby przywoływać najcenniejsze z klisz lat minionych, więc nic dziwnego, że już pierwsza wzmianka na temat płyty bardzo mocno podgrzewała mi atmosferę związaną z oczekiwaniami. Niestety, im dalej w las, tym większe było rozczarowanie. Wszystkie wydane do tej pory single nie posiadały żadnego punktu zaczepienia i brzmiały co najwyżej jak B-side'y z We Were Dead Before The Ship Even Sank. Całe szczęście, tak było tylko do czasu pojawienia się "The Ground Walks...", bo ten numer jest już dużym skokiem jakościowym. Najważniejszym faktem związanym z nim jest to, że bardzo intuicyjnie przegląda całokształt ich poprzednich dokonań: przebojowość w zwrotkach znana z Good News For People Who Love Bad News, egzystencjalizm, filozoficzne wyrachowanie i melancholijny refren przywołują na myśl The Moon & Antarctica, a surowa produkcja w niektórych partiach odwołuje się do cech debiutu. Wejście w głąb aranżacji mówi nam, że w końcu nie ma tu miejsca na ziewanie. Bas zadziwiająco groove'uje niczym w tanecznym funku, riffy z outro utworu ładnie zagęszczają przestrzeń, a Brock żwawo wypluwający z siebie następne frazy tekstowe chyba chce pokazać, że znowu ma dwadzieścia parę lat. Co tu dużo mówić, jeśli reszta albumu zostanie utrzymana w takim klimacie, to właśnie zostałem kupiony. –A.Konieczka
-
Hudson Mohawke "Ryderz"
(14 kwietnia 2015)Kto z Kanye przestaje, ten potem wypuszcza utwory nie tylko będące jednym długim quasi-samplem – tu mamy do czynienia z piosenką D.J. Rogersa – ale też kontrowersyjne od strony produkcji, bo drastyczna ostrość, żeby nie powiedzieć deformacja, brzmienia “Ryderz” także jest tu czymś znamiennym i raczej nieprzypadkowym. Kolejna zapowiedź Lantern, drugiego albumu HudMo, stanowi krok w bok, ale całkiem interesujący, jeśli weźmiemy pod uwagę element albumowości czy konceptu. Brytyjczyk ma nowy singiel, a ja mam nowe, podejrzanie polsko brzmiące słowo do spółki z Kieszą. –K. Pytel
-
Hiko Momoji feat. Father & Abra "Late Nights"
(2 lutego 2015)Londyński producent Hiko Momoji zapowiada swoją debiutancką epkę całkiem uroczym, choć niepozornym kawałkiem, na który zaprosił amerykański duet Father & Abra, na co dzień związany z Awful Records. To znaczy, że jest trochę rapowo, ale brzmienie Late Nights to coś innego niż Twój everyday trap. Mi ten kawałek kojarzy się z zespołem mum, który jakimś cudem poszedł w r&b, a także z tymi bardziej zrelaksowanymi podkładami Kitty (być może za sprawą delikatnego wokalu Abry). Nie wiem, czy będzie z typa kandydat na listy roku, ale chyba warto mieć na niego oko. –K.Michalak
-
Janelle Monáe feat. Jidenna "Yoga"
(26 maja 2015)Nie śledzę ze szczególną uwagą kariery Monáe, dlatego dziwie się zmianom, jakie zaszły w jej muzyce. To już nie kabaret i LAKIERKI, bob na głowie czy koneksje z >>Badoulą Oblongatą<<, tylko obowiązkowe ćwiczenia na macie w jaskrawej bieli, która równie dobrze mogłaby przyświecać prawdom O.T. Genasisa. Ogólnie sprawy jak z chartsowego generatora, ale w przyzwoitym wydaniu, czyli niby bez kompletnego blamażu, ale można było sobie darować. Wychodzi na to, że niestety i tym razem nie polubię Janelle bez zastrzeżeń. –K. Pytel
-
Giorgio Moroder feat. Sia "Déjà Vu"
(29 kwietnia 2015)Nie mam zupełnie problemu z tym, że Giorgio Moroder całkowicie jawnie czerpie z komercyjnego sukcesu ostatniej płyty Daft Punk, i że z dużym prawdopodobieństwem można przewidzieć, z czym będziemy mieli do czynienia na Déjà Vu. Również plejada towarzyszących mu gwiazd zagwarantuje dokładnie to, do czego została powołana. Na przystanku z Sią jest może trochę słabiej od tego, co miało miejsce z udziałem Kylie, ale to wciąż solidny poziom. W kreowanych przez Włocha euro-popowych warunkach Australijka sprawdza się bardzo dobrze (w drugiej części zwrotek jest naprawdę fajnie), gitarka podcina, bo co innego miałaby robić, nadal towarzyszy jej dawka groove’u, i hajda, do przodu. Refren solidnie wyciska esencję tracka, więc możemy mówić o sukcesie. Osobiście czekam na piosenki z Kelis i Britney na pokładzie, jednak na tym etapie znów nie mam nic przeciwko rychłemu powrotowi tego pana z wąsami. –K.Pytel
-
Natalia Moskal "Lustro"
(10 kwietnia 2017)To teraz czas pochwalić klawiszowy pop z naszej ziemi. Natalia Moskal nie jest już debiutantką, bo na swoim koncie ma EP-kę Anguana, która pokazuje, w jakim muzycznym obszarze porusza się wokalistka. Zgadliście: inspirowany ejtisowymi syntezatorami pop z przebojowym zacięciem. I wszystko wskazuje na to, że Natalia pozostanie przy tej optyce, czego dowodzi zapowiadający długogrający album singiel "Lustro". Umiejscowiony gdzieś między synthwave'owym vintage-popem ze ścieżki dźwiękowej Drive (za produkcję odpowiada znany z Flemings Łukasz Maron, więc wszystko jasne) i duchem rodzimego popu z lat osiemdziesiątych (tropy może nie do końca trafione, ale myślę o Kombi czy zapomnianym bandzie Roxa), a sekcja rytmiczna zahacza wręcz o stary polski post-punk kradnący piosence odrobinę lekkości (choć outro fruwa jak należy). No i jest też śpiewająca Natalia, która w wersji a capella mogłaby się załapać do chóru Mazowsze i to jest naprawdę interesujące. Tak jak całe "Lustro", więc wypatruję wieści o longplayu Songs Of Myself, który, mam nadzieję, ukaże się już za jakiś czas.
PS: fryzura w typie misia koala Natalii − 10/10. −T.Skowyra -
Mr. Oizo feat. Skrillex "End Of The World"
(25 sierpnia 2016)Trochę rave'owych reminiscencji w postaci najntisowych breaków zupełnie niespodziewanie złamanych przez trącące poprzednią dekadą electro-house’owe accelerando suplementowane zmodulowaną pre-dropową wokalizą na modłę najświeższych i najbardziej nośnych EDM-owych hitów. Wszyscy, w totalnym zawieszeniu, czekają na gwóźdź programu – eksplozję radości, jakiś bezczelnie plastikowy hook (w końcu na featuringu Sonny Moore). A tu zbliża się wyczekiwany punkt kulminacyjny i… raz jeszcze od początku – ten sam schemat. I tak po trzykroć z kilkoma tylko subtelnymi zmianami, wśród których na pierwszy plan wysuwa się gładka syntezatorowa partia Skrillexa (począwszy od 2:30) przykrywająca oldskulowe pętle. Dla mnie bomba, bo dobrze zaadaptowana estetyka "lack of drop" w czasach produkcyjnie przeładowanej muzyki radiowej działa kojąco. Nie jest to co prawda poziom nośności (w tej "estetycznej niszy") choćby "Just Like We Never Said Goodbye” Sophie, a obok mistrzowskiego "Where Are Ü Now" duetu Jack Ü ta piosenka nawet nie stała, ale złapałem się na tym, że słucham jej (z różną częstotliwością) już drugą dobę. –W.Tyczka
-
Muchy "Tak Jak Dziś"
(10 października 2014)Obiecałem, że napiszę coś o Pink Floyd, ale temat wyczerpali redaktorzy Teraz Rocka, pisząc o ich piosence (która, jak na mój gust, mogłaby kogoś przejąć jedynie wtedy, gdybyśmy potraktowali ją jako faktyczną relację z choroby Alzheimera) że jest ZNA-KO-MI-TA. "Znakomity" to jedno z najlepszych i najbardziej zazwyczaj adekwatnych słów na świecie, dlaczego ktoś postanowił je kompletnie wybebeszyć i postawić w jakiejś zupełnie nieprzystającej sytuacji – to mnie wręcz intelektualnie podnieca. Zastanawiam się, jak na równie wysoki poziom ironii – w ramach, powiedzmy, ćwiczeń stylistycznych – mógłbym wznieść się przy opisie nowego singla zespołu Muchy. Porywający? Wizjonerski? Kreatywny! 51% dwudziestoletnich Polaków uważa się za osoby KREATYWNE. Niektórzy też uważają, że wystarczy wiedzieć, jak napisać "rzeżucha", by uznawać się za osobę potrafiącą pisać – vide recenzujący Karma Market (dla mnie gorszy tytuł niż Yoko Eno, sory) Marcin Cichoński. Tymczasem, koledzy, sprawy mają się zupełnie inaczej. –Ł.Łachecki