Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
-
B - Krótka Piłka - Piosenki
-
Bisz / Radex "Potlacz!"
(13 września 2016)Magister Jarosław "Bisz" Jaruszewski, specjalista od ironii i tekstów zawiłych znowu nie daje odetchnąć miłośnikom "rapu ambitnego". Jego najnowsza propozycja – "Potlacz!" (jeśli nie wiecie co to znaczy, Biszu z przyjemnością wytłumaczy wam to za pomocą początkowej planszy) zabiera nas w urojony w świat, w którym pojęcie pretensjonalności nie występuje, a estetyka jest postawiona na głowie. O czym opowiada? Posłużę się opisem kawałka: "najnowszy utwór dość wyraźnie pokazuje wszystkim, co duet myśli o współczesnym materializmie", ale uwaga, to nie wszystko! Ponieważ jak chcą to nazwać promotorzy, robi to w "niemalże piosenkowej formie". Rozumiem, że rzeczona piosenkowość ma objawić się szantowym, przyprawiającym mnie o ból brzucha i wypędzającym z mojego układu pokarmowego gromadzone przez laty tasiemce. Opinia fanów jest jednak jednogłośna: "Kiedyś nawiązania do Hessego, teraz Kundera, miło słyszeć tyle dobrego, mądrego rapu! I ten teledysk – DOBRA SZTUKA". Nigdy nie spodziewałem się, że mesoizacja Bisza przyprawi mnie o takie dreszcze, ale powiedzcie – nie marzy wam się "wspólny kawałek Bisza i Brodki"? –A.Barszczak
-
Biyo "Focus"
(4 marca 2017)Czy dopada was czasem tęsknota za delikatną finezją? Ja przyznam się uczciwie, że są u mnie czasem takie chwile i wtedy jestem w stanie słuchać tylko określonego rodzaju dźwięków. Na przykład "Focus" niejakich Biyo, którzy jeszcze nie pojawili się na naszym portalu (ale ich "Seasons" śmiga w czerwcowym Składaku 2016), należy do tego typu muzyki, którą spokojnie można określić "delikatną finezją": to klawiszowy pop, ale umieszczony w rejestrze modernistycznego r&b. Słychać tu wpływ Prince'a, można też dosłuchać się bardziej bezpośredniej, pchającej się na parkiet wersji Inc. No World (przegięli z tą nazwą tym razem), a na wysokości 1:47 pojawia się blake'owska impresja przecinająca utwór i prowadząca do wyśmienitej kulminacji. A to oznacza, że już wkrótce pochodzący z Nashville (ciekawe, czy znają się z Jensenami?) Biyo mogą zaatakować dłuższym materiałem, który przyniesie znakomite piosenki przepełnione, a jakże, delikatną finezją. −T.Skowyra
-
Björk "The Gate"
(29 września 2017)Choć do ostatnich poczynań Björk mam stosunek raczej letni, to kolejny rozdział jej współpracy z Arcą jest wystarczającą rekomendacją by sprawdzić zapowiadaną na listopad Utopię. "The Gate" zaczyna się baśniowym, elektronicznie zdeformowanym folkiem, który przywołuje z powrotem dzikie, nieznane, być może nigdy niewypowiedziane echa. Surowa, islandzka ziemia obserwowana z lotu ptaka przez okulary 3D, z czasem nabiera żywszych barw – brąz, szarość, żółtawa zieleń stają się bardziej wyraziste i spektakularne, jakby mało było zachwytów nad majestatycznymi krajobrazami wyspy, choć to zachwyty raczej z kategorii "mono no aware". Zbolały wokal Björk ma dużo miejsca na ekspresję – Arca kreśli dość oszczędne, amorficzne pejzaże, które stopniowo upiększa synthowymi kanonadami i właśnie w tych momentach tkwi największa siła "The Gate". "Typowa, późna Björk?" Znów na delikatny plus. –J.Bugdol
-
Black Madonna "He Is The Voice I Hear"
(8 lutego 2017)"I wanted to make a record that returned to the core values of dance music. In a lot of ways, I don't think I'm doing something new with this record. I'm doing something old" – powiedziała o "He Is The Voice I Hear" Marea Stamper, autorka omawianego utworu. Sama prawda, bo rzeczywiście fuzja jazzowej trajektorii i krwistego, ognistego disco nie jest niczym nowym (ostatnimi czasy taki gościu jak Parov Stelar odświeżał, ale i trywializował tę formułę). Ale Black Madonna nie celuje w pionierskie szczyty ze swoją małą, ponad dziesięciominutową suitą, tylko godzi intelektualny ładunek z przebojowością i radością disco. Stamper jest bardziej powściągliwa od Todda Terje czy Lindstrøma, ale za to ze świetnym skutkiem próbuje kontynuować to, co robiła choćby Donna Summer wraz z Giorgio Moroderem (swoją drogą utwór został zadedykowany takim osobom jak Frankie Knuckles, Larry Levan, Arthur Russell, Walter Gibbons oraz Loleatta Holloway) i za to należy się szacunek. "Cinematic" – takie słowo przychodzi mi na myśl, gdy słyszę, jak rozwijają się poszczególne wątki i motywy "He Is The Voice I Hear". Krótko mówiąc: znakomite granie. –T.Skowyra
-
Blackalicious "On Fire Tonight"
(22 kwietnia 2015)Parafrazując jeden z najgorszych tekstów w historii muzyki, w karierze muzycznej trzeba wyczuć dobry moment, żeby zejść ze sceny niewyświechtanym. Podobnie jest z powrotami – trzeba się dobrze wstrzelić. Warto trochę odczekać, w międzyczasie odchować dzieci, pojeździć i pooglądać, ale z każdym rokiem rośnie ryzyko, że fani zdążą wyprawić ci pogrzeb. Blackalicious dali sobie 10 lat. Wracają z trylogią, której pierwsza część (Imani, Vol. 1) ujrzy światło dzienne 14. sierpnia. Na porządny rozpęd – niesiony dęciakami kawałek "On Fire Tonight", czyli osnuta ujmującym gościnnym wokalem Myrona wizytówka akrobatyki słownej od Gift of Gaba i dynamicznej produkcji Chief Xcela. Znów udany mariaż hip – hopu i soulu, niebezpiecznie przystępny i spasiony dobrymi samplami. Podobno część druga będzie pełna popisów krewnych I znajomych muzyka, ale Vol. 1 to przede wszystkim ujawnienie nowej perspektywy i przypomnienie starej mocy Blackalicious. –M.Riegel
-
Mary J. Blige "Right Now"
(8 września 2014)Takie akcje powinny być nagradzane gromkimi oklaskami. Po pierwsze za to, że "Right Now" to klasowy banger z angielskim sznytem (pewnie już niedługo zadomowi się w każdej radiostacji puszczającej dens), a po drugie za to, że bonifikata w postaci braci Lawrence z Disclosure (których J. Blige spotkała już przy współpracy nad remiksem "F For You") pokazuje, że artystka ma oczy i uszy otwarte na to, co dzieje się we współczesnym dance-popie. I choć wolę hajlajty z Settle, to i tak zapowiedź The London Sessions zbiera ode mnie zasłużone propsy. -T.Skowyra
-
Blur "Go Out"
(19 lutego 2015)A więc stało się i wracacie. Zgrywacie podstarzałych punkowców i myślicie, że kogoś porwiecie tymi dwoma akordami, przesterami i nieporadnymi krzykami Albarna. Myślicie, że to dobry pomysł, myślicie, że ogarniacie. Wiecie nawet, że Japonia jest teraz na topie – zawsze była. A więc stało się i wracacie. Ale nikt na Was nie czeka. –K.Michalak
-
Blur "There Are Too Many Of Us"
(20 marca 2015)Postawmy sprawę jasno: dwanaście lat temu "There Are Too Many Of Us" nie zmieściłoby się nawet na odrzutach odrzutów z Think Tank. To tylko namiastka tamtego songwritingu, a przypuszczalnie także vocoderowane "zgorillazowienie" zespołu. Teraz pytanie: czy Albarn i spółka zapomnieli, jak prawidłowo dobierać single, czy faktycznie mamy się spodziewać średniego krążka? Kilku szczęściarzy przekona się o tym na własnej skórze już dziś wieczorem w ramach sekretnego show w Londynie, podczas którego Blur zagrają The Magic Whip w całości po raz pierwszy. Nam, z jeszcze większymi pokładami niepewności, na odsłuch przyjdzie czekać prawie do końca kwietnia. Może to osąd nieco na wyrost, ale niektórym muzykom powinno się zakazać powrotów po kilkunastoletniej absencji, bo mnogość niekoniecznie wspaniałych comebacków przeraża. –W.Tyczka
-
BoA "Kiss My Lips"
(3 czerwca 2015)Bohaterka cudownego "Woo Weekend" ponownie wywołuje zachwyt. Tym razem popieprzonym przedrefrenem, którego nie powstydziliby się Hiatus Kaiyote, dodatkowo podkreślonym przyjemną monotonią zwrotki i refrenu. Takiego azjatyckiego popu nam potrzeba. –K.Babacz
-
Bondax "Something Good"
(2 grudnia 2014)Wystarczyłoby napisać, że to kolejna udana produkcja Bondax i dla wielu osób cierpiących z powodu minusowych temperatur stanowiłoby to dostateczną rekomendację. Panowie Kaye i Townsend nie zatracili bowiem umiejętności przenoszenia słuchacza do najcieplejszych miesięcy roku. Można trochę ponarzekać na brak nowatorstwa i przeciętność dęciakowego hooku, ale o tym pierwszym zapominam dzięki odpowiednio przebojowemu, a jednocześnie relaksującemu refrenowi i następującej po nim części bazującej na funkująco pocinającej gitarce, a ten drugi przestaje przeszkadzać wtedy gdy zostaje zepchnięty na dalszy plan, więc ostateczny bilans jest dodatni. Młodzi Anglicy dobrych kawałków mają już sporo i nadszedł chyba odpowiedni moment, żeby pójść drogą Disclosure, do których są często porównywani, i pomyśleć o wydaniu tak dobrego albumu jak Settle – czekamy z niecierpliwością. –P.Ejsmont