Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
-
P - Krótka Piłka
-
PREP Cold Fire (EP)
(18 maja 2018)Minęły dwa lata od opublikowania EP-ki Futures, więc czas na kolejne małe wydawnictwo. Od tego czasu PREP wyraźnie się roztańczyli, o czym świadczy dość odważna adaptacja wpływów disco w ich nowych kawałkach (to oczywiście zasługa świetnego producenta Pomo). Czy to pomogło im stać się "lepszym zespołem" (albo "lepszymi ludźmi")? Trudno powiedzieć, łatwiej powiedzieć, że jak dla mnie nadal ich muzyczna oferta jest na wysokim poziomie. W końcu tytułowy brzmi jak Steely Dan w luźniejszym, dance'owym formacie, "Snake Oil" to z lekka Prince'owska balladka, funkowy "Don't Bring Me Down" mknie po falach Hall & Oates, a "Rachel" znowu odsyła do stylu duetu Fagena i Beckera i pozostaje trackiem kojarzącym się jeszcze z poprzednią EP-ką. Wniosek z tego wszystkiego jeden: panowie powinni już pomyśleć o dłuższym wydawnictwie, bo w krótkiej formie już się wykazali. Czekam i nadal kibicuję jak mało komu. –T.Skowyra
-
Pool Boy Pool Boy LP
(30 kwietnia 2018)House w natarciu. Po spektakularnym odświeżeniu gatunku przez różne outsiderowe, lo-fi projekty, coraz częściej pojawiają się albumy, które mają szansę zawalczyć o moją listę roku. Pool Boy LP to bardzo udana kombinacja balearycznego, tropikalnego house'u z ambientem i downtempo. Niektóre utwory są czystą, relaksująca muzyka tła ("Empty Buffet"), inne z kolei mają ambicje na bycie mini-bangerami ("Old Dog No Tricks"). Wszystkiemu towarzyszy szum morza i ja tę skromną, luźną konceptualność bardzo szanuję. Cóż więcej mogę dodać – już Wyszukane Piosenki polecały ten album, więc chyba naprawdę warto. –J.Bugdol
-
Project Pablo There's Always More At The Store (EP)
(20 kwietnia 2018)Kolejna – po zeszłorocznym Hope You're Well – EP-ka wydana przez Patricka Hollanda w londyńskim Technicolourze właściwie nie wprowadza nic nowego do jego katalogu. Kanadyjski producent znany jest z klimatycznego, szarpanego funkiem (deep-)house'u i jeśli jesteście za pan brat z dotychczasową twórczością sygnowaną nazwą Project Pablo, to w przypadku There's Always More At The Store nie powinniście być ani zaskoczeni, ani zawiedzeni. Tkankę tego mini-wydawnictwa stanowi urokliwy outsider, czasami podany na popowo ("Napoletana"), a czasami rozwodniony do formy hauntologicznej digi-ballady ("Less And Less") czy nawet ambientu ("Las Day"). W utworach Hollanda zawsze najbardziej intrygowała mnie sugestywność, z jaką budowany jest mikro-świat ich struktury, coś co sprawia, że słuchacz czuje się jej integralnym elementem. To 26 minut z mechaniczną, mimo wszystko, formą, która wymaga skupienia, pewnej więzi słuchania – i niech to pozostanie wymownym komplementem. −W.Chełmecki
-
Payroll Giovanni & Cardo Big Bossin Vol. 2
(3 kwietnia 2018)Druga odsłona Big Bossin i już wiadomo, co będzie po części pełniło rolę letniej ścieżki dźwiękowej. Pochodzący z Detroit Payroll do spółki z producentem Cardo (który portfolio ma mocarne: robił podkłady dla Travisa Scotta, Kendricka czy Migosów) powracają do wychillowanego królestwa bitów i przez niemal godzinę wydają rozporządzenia na g-funkowych warunkach. I to właściwie wszystko, co chcę wiedzieć o tej relaksującej płytce, a jeśli miałbym się do czegoś przyczepić? Wiadomo, że gdyby lekko przyciąć tracklistę, to byłoby jeszcze lepiej, ale highlighty zdecydowanie rekompensują całkowity odbiór ("Stack It, Stash It", "Plug You", "My Lifetime", "Chills" czy mój ulubiony "5's and 6's"). Dlatego ja już czekam na maj, czerwiec czy lipiec, żeby sprawdzić Big Bossin Vol. 2 w warunkach, do których został stworzony. Choć i bez letniej aury wchodzi wybornie. –T.Skowyra
-
Porches The House
(7 marca 2018)Styczniowa propozycja od Porches brzmi jak dosadny komentarz na temat aktualnej kondycji szeroko rozumianego popu. Te czternaście prostych piosenek ukrywa w sobie całkiem zmyślny koncept, którego zrozumienie jest kluczem do docenienia starań Aarona Maine'a i spółki. The House kontestuje cynizm oraz ironię, czyli elementy będące od kilku lat fundamentami przedsięwzięć czołowych przedstawicieli gatunku. Za kartę przetargową longplaya można uznać bezpretensjonalną celebrację banalności. Amerykańska formacja przyrządziła bowiem prawdopodobnie najbardziej beztroski elektropopowy koktajl tej dekady. Ich poczucie smaku wykracza poza nokturnalną wrażliwość forsowaną przez gwiazdy alternatywnego r&b. Skąpany w lukrze album to prawdziwy ewenement, szukający artystycznego spełnienia w prozaiczności. Naiwny autotune wokalisty wdzięczy się do nas w towarzystwie ślicznych melodii o wyjątkowo wysokiej zawartości cukru. Z kolei słowa płynące z ust reżysera tego przedstawienia, rozbrajają wręcz dziecięcą niewinnością. Jak się okazuje, czasem potrzeba "tylko" ładnych melodii, żeby zrobić odbiorcy dobrze. –Ł.Krajnik
-
Pendant Make Me Know You Sweet
(20 lutego 2018)Make Me Know You Sweet to najnowszy album Briana Leedsa – twórcy, który pod szyldem Huerco S. zdobył serca miłośników wyrafinowanej elektroniki, uwodząc ich najpierw outsider house'em najwyższej próby, a potem nieoczywistym flirtem z bardziej finezyjną estetyką. Tym razem zdolny producent przybrał kryptonim Pendant i postanowił dopisać odrobinę zaskakujący ciąg dalszy do dwóch dzieł wydanych w 2016 roku. Wynikiem odważnych kreatywnych decyzji jest ponad godzinna, siedmioczęściowa refleksja na temat gatunkowych możliwości oraz ograniczeń uprawianej przez niego sztuki. Kompozytorski repertuar autora Colonial Patterns nabrał intensywnego smaku, śmielej niż do tej pory włamującego się do świadomości odbiorcy. Zniknął gdzieś definiujący poprzednie wydawnictwa pastelowy oniryzm, robiąc miejsce dla wręcz klaustrofobicznych impresji. Za tajemniczymi tytułami poszczególnych utworów kryją się historie opowiadane przy pomocy dusznej narracji, przywołującej na myśl obraz nocnego wędrowca powoli konsumowanego przez zgiełk miejskiego pejzażu. Zaktualizowana wizja Leedsa jest unikalną inwersją ambientowych skojarzeń, interpretującą specyficzne brzmienie, stosując mocno bezpośrednie środki wyrazu, w porównaniu z dorobkiem konserwatywnych mistrzów tego fachu. –Ł.Krajnik
-
Pinkshinyultrablast "In The Hanging Gardens"
(24 listopada 2017)Jeśli zauważymy, że swoją nazwę wzięli od tytułu jednej z płyt Astrobrite, to można by się domyślić, z czym mniej więcej mamy do czynienia. Ja, szczerze powiedziawszy, o petersburżanach z Pinkshinyultrablast jak dotąd nie słyszałem. A szkoda, bowiem dream-popowa wersja shoegaze'u jaki prezentują, jest czymś może nie odkrywczym, ale na pewno świeżym i godnym uwagi. "In The Hanging Gardens" to prawdopodobny (oficjalnych informacji brak) zwiastun ich trzeciego longpleja. Już pierwszy odsłuch singla pozostawia nas ze słodkim uśmiechem błogiej lekkości. JEDWABISTY wokal, ulatujący powoli w rozmyte, syntezatorowe dźwięki, na tle energicznej perkusji i jakby schowanych gitarowych riffów. I, jak mówią sami członkowie zespołu, bardziej elektroniczne podejście jest wynikiem inspiracji m.in. Chiemi Manabe oraz Yellow Magic Orchestra. Czy to dobry kierunek? Według mnie jak najbardziej. –K.Łaciak
-
Maria Peszek "Ophelia"
(10 listopada 2017)Maria Peszek znowu ZBIERA CIĘGI na Porcys? Pomyślicie pewnie: "nuda", "ile można?", "dajcie jej już spokój" albo "idziecie na łatwiznę" (to ostatnie wtf jakby). No i ja to rozumiem, zwłaszcza, że tym arcydziełem "późnego Internetu" pani Maria właściwie pozamiatała na długo. Przynajmniej tak się wydawało, bo oto przyszedł czas na utwór "Ophelia" – nagrany specjalnie na potrzeby szekspirowskiego spektaklu Hamlet killer (za reżyserię odpowiada brat Marii), którym Peszek znowu zaskakuje. "Polska Björk"? No pewnie. Oprawa jak u Lopatina produkującego albumy Anohni? Oczywiście. I ten wokal... teeeeeen woooookaaaaal... CO TAM SIĘ WYRABIA? Mnie to nadal zastanawia i dziwi (choć pewnie już dawno nie powinno), że przy nagrywaniu realizator albo producent nie powiedział Marii: "Słuchaj, Marysia, spróbowałaś, wyszło jak wyszło, więc może dajmy sobie spokój, co? No naprawdę, znajdzie się ktoś inny, kto jakoś to udźwignie, a ty wracaj spokojnie do domu, odpocznij i nie myśl o tym, okej?". Tjaaaaaaaa. No po prostu ktoś musi pilnować strefy spadkowej, prawda? –T.Skowyra
-
Protomartyr Relatives In Descent
(25 października 2017)Formacja z Detroit powraca dwa lata po bardzo dobrze przyjętym The Agent Intellect i potwierdza wysoką pozycję w tabeli post-punkowej ligi na obecną dekadę. Podobnie jak poprzednio Protomartyr z jednej strony w charakterystycznie cmentarnym anturażu hołdują klasykom (wyćpana paranoja The Fall w "Up The Tower", barowe skandowanie w duchu The Clash w "Don't Go To Anacita"), a z drugiej starają się eksperymentować, stąd próby z krautem po linii Amon Düül ("Corpses In Regalia") czy niemal shoegaze'owym brzmieniem ("Caitriona"). Relatives In Descent, niezmiennie towarzyszy też klimat pogodzenia z przegranym życiem i kolektywnego zapijania problemów, z którym zespołowi bardzo do twarzy w zasadzie od początku działalności – póki jednak panowie nagrywają takie albumy jak ten, to mi zupełnie po drodze z ich depresją. −W.Chełmecki
-
Perturbator New Model
(17 października 2017)Synthwave, podobnie jak inne internetowe fenomeny, charakteryzuje się raczej krótkotrwałym terminem przydatności do spożycia. Będący wyrazem miłości do Johna Carpentera nurt, seryjnie płodzi twórców łatających swe kompozytorskie braki rozbuchanymi manifestacjami nostalgii. Na szczęście James Kent vel Perturbator udowadnia, że z estetycznych odłupków ostatnich dokonań Cliffa Martineza można też skonstruować coś nietuzinkowego. Najnowsze dzieło francuskiego producenta to pastisz na surowo, przyprawiony chropowatością industrialnej architektury oraz chłodem zardzewiałego aluminium. Utwory na New Model są znacznie bardziej radykalne, niż dorobek jego kolegów po fachu. Autor zeszłorocznego The Uncanny Valley przebija miałki naskórek wybranej konwencji i rozsadza jej układ kostny od środka. Malowniczość tych mrocznych, syntezatorowych pejzaży, zdradza także niezwykły narracyjny zmysł artysty. Każdy z sześciu cyberpunkowych poematów opowiada zapierające dech w piersiach historie, potrafiące zamienić nocny spacer w futurystyczną odyseję, stymulowaną przez dźwięki płynące ze słuchawek. Wygląda na to, że nareszcie doczekaliśmy się spadkobiercy Fabio Frizziego, który potrafi zaintrygować kogoś spoza kręgu Youtube'owych wyznawców trzeciej części serii Far Cry. –Ł.Krajnik