Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
-
K - Krótka Piłka
-
King Gizzard & The Lizard Wizard Polygondwanaland
(5 grudnia 2017)Kto by pomyślał, że flet w 2017 roku przeżyje swój renesans w muzyce popularnej? Od trapowych raperów z Atlanty (Future, Migos, 21 Savage) czy Drake'a i Kodaka Blacka aż po Björk, ten instrument dęty szturmem podbija serca muzyków i słuchaczy na świecie. W czwartej odsłonie pięcioalbumowego, kuriozalnego projektu zwariowanych Australijczyków z King Gizzard & The Lizard Wizard flet również ma swoje cameo. Subtelnie przewija się przez utwory, dodając całości kolorytu. Choć wydanie pięciu albumów w ciągu roku w dzisiejszych czasach może się wydawać absurdalne, chłopaki z Gizzard konsekwentnie dążą do zrealizowania postawionego przez siebie celu, z lepszym lub gorszym skutkiem. Poprzedni album, Sketches Of Brunswick East, stanowił jedynie ciekawostkę dla fanów, i co najwyżej był do puszczenia sobie w tle. Luźno skontruowane utwory raczej nie powalały, a momentami mocno się dłużyły. Na Polygondwanaland każda nuta jest zaplanowana i przemyślana, co ma ogromny wpływ na ogólną jakość kompozycji. Raczej należy myśleć o tym albumie jako o holistycznym, złożonym dziele, niż o standardowym zbiorze utworów. Piosenki płynnie przechodzą w siebie, budując frapującą całość. Najnowszy album King Gizzard to absorbująca słuchacza, muzyczna odyseja, która w odróżnieniu do Nonagon Infinity z zeszłego roku jest zróżnicowana i wielowymiarowa, a przede wszystkim sprawia frajdę słuchaczowi. Gdyby tylko częściej stawiać jakość nad ilość, to byłoby już naprawdę ekstra. –A.Kiepuszewski
-
Kamaiyah Before I Wake
(30 listopada 2017)Meh... Niby spoko te numerki, w szczególności te bardziej bratające się z końcem niż z początkiem płyty. Także te bity przesiąknięte wskrzeszanym west coast rapem nie są złe. Głos i flow jadący na antydepresantach może trochę przyciężkawy i bez oddechu, ale za to charakterystyczny, wciąż w jakiś sposób dryfuje sobie wprost do celu; a melodie (w końcu mówimy tutaj o silnym upopieniu materiału), no cóż, są okej. Okej – czyli najgorsza, beznamiętna łatka nudziarza, jaka może nas określić. W końcu zawsze lepiej, gdy za plecami usłyszy się, że się jest szczerbatą larwą żerującą na zdrowej tkance społecznej, nocnym wyjadaczem ptasiego mleczka z obcych kredensów, czy jakimś innym team leaderem prującym batem biednych studentów we wrocławskich call centrach. Wszystko lepsze, niż otrzymać skromną pochwałę, przyjmującą wyraz krótkiego i zblazowanego: no jest okej. Młoda stażem Kamaiyah, swoim uprzednim flegmatycznym materiałem nas zachwyciła, tym razem niestety lekko podupadła. Na szczęście nie na tyle, aby waga tej obniżki przechyliła wypięty kciuk na pozycję horyzontalną. Wciąż jest dobrze, wciąż jest okej.−M.Kołaczyk
-
Kllo "Virtue"
(13 listopada 2017)Chloe Kaul i Simon Lam, "prywatnie" kuzyni, a szerzej znani jako Kllo. Na ich nowym singielku "Virtue" kłaniają się samemu Jamiemu xx. Są tu połamano-szarpany breakbeat, balearyczna nostalgia i tęskne melodie, ale nie ma smutnego zawodzenia w rodzaju The xx (Coexist). Wręcz przeciwnie – bioderka gną mi się same, nóżka oscyluje. Ewokacja lata, jego krótkotrwałości i wszystkiego, co w nim ulotnie piękne i... przemijalne. Warto zwrócić na nich uwagę – polecam zaczerpnąć stream onirycznego "Sense", czyli highligtu ubiegłorocznej EP-ki (jeśli jeszcze kto nie słyszał, oczywista), jak i pochodzącego z ich debiutanckiego longpleja Backwater – iście Blake’owskiego (szczególnie w drugiej swej części) "Last Yearn". Sprawdzajcie koniecznie. –K.Łaciak
-
Kamaiyah "Successful"
(20 października 2017)AYAYAYAYAYAY w domu, AYAYAYAYAYAY w pracy, AYAYAYAYAYAY w zasranej kolejce po pierogi-instant – i tyle w temacie. Nie wiem, czy cokolwiek mi się wkręciło w tym roku tak mocno jak to tak nosowe AYAYAYAYAYAY. W "Successful" Kamaiyah pławi się w przepychu: jest bossem na dzielni, bossem na motorówce i wreszcie bossem na przebogatym, cudownie płynnym POWER9000-bicie. Może takie kawałki nagrywałby Eis gdyby w końcu stuknął tę swoją dużą bańkę i miał trochę więcej RASTA BRODAS, hehe, AYAYAYAYAYAY. Jest jakaś heca z kolejnym mikstejpem raperki, że terminy się ciągle przesuwają, że wciąż nie wiadomo kiedy, ale pocieszenie w postaci tej słonecznej przewózki zupełnie mnie w środku jesieni przekonuje, a jeśli ten vibe to prognostyk co do poziomu Don't Ever Get It Twisted, to szykuje się kolejne świetne wydawnictwo, na które warto czekać choćby i następne pół roku.–W.Chełmecki
-
Kölsch 1989
(2 października 2017)Symfoniczne elementy połączone z techno? Wszystko w imieniu oddania za pomocą serii urokliwych utworów niemal Proustowskiego ducha mierzenia się z utraconą przeszłością wraz z trudami dojrzewania. Utwory odlewane za pomocą retrospekcji płynących z poszarzałego życia spędzonego w duńskich blokowiskach zmieszane zostają z przesadnie przekoloryzowanymi wycinkami przesłodzonych melodii. Zamknięcie trylogii złożonej z 1977, 1983 oraz dzisiejszego 1989, pomimo silnej konceptualnej spójności, niestety kończy się lekką jakościową obniżką połączoną z wypchaniem całości śladami przesadnie ckliwego materiału. Czy to źle? Jeżeli nie przeszkadza ci wizja kolagenowych niedoborów w wyniku próchniczej cukrowej zarazy. Jeśli lubujesz się w takiej estetyce bliskiej przeżyciom płynącym z obcowania z wczesnym M83 czy Sigur Rós – to w ten introspektywno-sentymentalny świat Kölscha można śmiało i bez bólu wkroczyć; z nieukrywaną przyjemnością bezzębnie muldając sobie ten elektroniczny, bardzo atrakcyjny cukierek. −M.Kołaczyk
-
Kedr Livanskiy Ariadna
(27 września 2017)Mogę się mylić, ale mieszkająca w Moskwie Yana Kedrina staje się coraz bardziej rozpoznawalna w kręgach niszowej muzyki elektronicznej. Dzięki poprzednim EP-kom udało jej się zaistnieć na tyle, że debiutancki album doczekał się całkiem wielu przychylnych komentarzy. Zdaje się, że oprócz samych utworów, Kedr Livanskiy interesuje pismaków ze względu na to, że łączy nostalgiczny, wsparty na wyblakłych ambientowo-klawiszowych pejzażach outsider-house z chłodnym śpiewem w ojczystym języku producentki, czyli rosyjskim. Można to zrozumieć, ale nawet gdyby to był angielski, to należy Yanę pochwalić – z Ariadna emanuje cudownie ulotna, senna i dość odrealniona atmosfera, która została zamknięta w spójną opowieść z kilkoma bardzo ciekawymi fragmentami (tytułowa "Ariadna", "Your Name", "Mermaid", "Za Oknom Vesna" czy "Sad One"). Dlatego też znajdziecie chwilę czasu i posłuchajcie tej skromnej, acz pobudzającej wyobraźnię historii napisanej językiem tanecznej elektroniki. –T.Skowyra
-
King Krule "Dum Surfer"
(22 września 2017)Kolejna zapowiedź The Ooz prezentuje się równie dobrze jak "Czech One". Tym razem Krul(e) dostarcza szorstką, rwaną kompozycję, tradycyjnie ubarwioną ciemnym anturażem i jazzującymi trąbkami, które (o czym wspomniał już Tomek przy okazji "Czech One") przypominają wyładowania rodem z Amnesiaca. "Dum Surfer" to jednak Marshall bardziej rozbudowany, łączący kameralne wątki z poprzednich wydawnictw, ale jednocześnie poszerzający je o traumatyczny, wielowarstwowy, balladowo-barowy zombie-noir-jazz-rock, którego ślady mogliśmy wcześniej odnaleźć choćby w "A Lizard State". To wszystko w połączeniu z niskim, udręczonym wokalem nie mogło się nie sprawdzić. "Dum Surfer" budzi nadzieje, że The Ooz będzie nie tylko stylistyczną kontynuacją, ale i jednocześnie kompozycyjnym rozwojem w eksplorowaniu tej osobliwie idiosynkratycznej, niesłychanie stylowej i wyrazistej estetyki. Wyczuwam listę roku. –J.Bugdol
-
Kelela "Frontline"
(12 września 2017)Kelela Mizanekristos powoli przymierza się do wypuszczenia oficjalnego debiutu (pamiętajmy, że Cut 4 Me to mixtape), bo już na początku października Take Me Apart wyląduje we wszystkich streamach i sklepach z płytami. Czego możemy oczekiwać po jednej z najważniejszych postaci współczesnego r&b? Znakomitego materiału, i piszę to nie tylko ze ślepą wiarą w Kelelę, ale na podstawie udostępnionych fragmentów longplaya. Tym najnowszym jest "Frontline" – wyprodukowany przez Jam City (stały współpracownik Amerykanki), dość mroczny jam, który oddycha pełną piersią modernistycznym r&b. Wokal kolejny raz urządza słuchającemu fantastyczny spektakl, a pulsujący tok kawałka z każdym kolejnym odsłuchem coraz mocniej siedzi w głowie. A więc wszystko wskazuje na to, że Kelela powróci z naprawdę mocnym materiałem. Kibicuję mocno. –T.Skowyra
-
King Krule "Czech One"
(11 września 2017)Niemal dokładnie za miesiąc ukaże się The Ooz, kolejny album Archy'ego Marshalla, tym razem pod pseudonimem King Krule. Od jakiegoś czasu mam jego zapowiedź w postaci singla "Czech One" – intymną, osadzoną w ciemnych barwach impresję klimatem przywołującą zrezygnowane oblicze Radiohead z Amnesiaca. Choć podczas słuchania mam przed oczami Anchy'ego snującego swoją opowieść na scenie w jakimś wyglądającym staromodnie klubie poza czasem. W każdym razie jest coś hipnotycznego w powolnie płynących dźwiękach przyprawionych jazzowym anturażem pod koniec. Ciekawe, czy to reprezentatywny track dla całej płyty, czy raczej osobny utwór jeśli chodzi o stylistyczny krój krążka. Ale bez względu na to, która wersja zdarzeń okaże się prawdziwa warto czekać na całość. –T.Skowyra
-
Kalina "Pamiętam Cię"
(22 czerwca 2017)Zawsze cieszy, gdy w kraju matołów hołdujących kolesiom o twarzach wyglądających jak stopa pojawi się wytwór świeżego, popowego spojrzenia. "Pamiętam Cię" to już drugi taki przypadek na koncie duetu Kalina Hlimi-Pawlukiewicz/Max Skiba (a w przypadku samego Skiby już któryś z kolei – pamiętamy choćby "Planetarną Moc") – co prawda nie tak rzucający na kolana nieszablonową wizją i siłą oddziaływania jak kapitalne "Nawet Jeśli", ale też złapmy odpowiednie proporcje: mówimy o letniaku, a nie o chłodnym, głębokim wyznaniu. Utwór zaczyna się od silnego, ewokującego "Last Train To London" ELO groove’u i monotonnych deklamacji w zwrotce, by wybuchnąć w prostym, ale niezwykle wkręcającym się refrenie, który przy wulgarniejszej aranżacji miałby szansę zdobywać stadiony świata. Osiągnięta jest tu także maestria w operowaniu napięciem i właściwie jedyne do czego można się przyczepić to dość kiepski tekst, ale nie ma co się spinać, to szczegół. Czego chcieć więcej? Ano wiadomo czego: we wrześniu płyta, więc po prostu więcej takich piosenek. –W.Chełmecki