SPECJALNE - Rubryka

Rekomendacje singlowe 2000-2009

1 listopada 2010





Kowalski
Spragniony Karoliny
[2002, EMI]

Nie będę nikogo przekonywał, że Kowalski to zespół godny czegokolwiek innego niż wyśmiania. Grupa składająca się z kabareciarza i kilku sidemanów (w tym jednego współpracującego z IRA, z zespołem IRA), której katalog składa się z czerstwych, "pozytywnych" rockowych szlagierów jak "Sen Kowalskiego" i "Irlandia Zielona". Tekst "Spragnionego Karoliny" jest debilny, i nie w dobrym tego słowa znaczeniu, a eksplozją głupoty jest refren "Karolina – takie było imię twoje / Karolina – dobrze wiemy to oboje" – bez kitu ziom, że ona też wie jak ma na imię. I teledysk. O co chodzi z zabawkami na tacy? Czy ten koleś na co dzień chodzi w tym golfie? Czy wielki twist jest taki, że Karolina to woda mineralna? W jakiś jednak sposób, mimo trudnych okoliczności, dobrej piosence udało się narodzić. "Karolinę" cechuję niezwykła dbałość o szczegół i świetne rzemiosło kompozytorskie i producenckie. Sprawdźcie wyhamowujące avant-popowe klawisze przed zwrotkami. Teraz sprawdźcie słodycz żeńskiego wokalu w refrenie. A teraz delikatnie plecioną partię gitary na 2:40. Potem chrupkie, mocne przełamanie kompozycji. Wszystko to przeprowadzone tak zgrabnie i precyzyjnie, że nie można znaleźć jednego elementu, który można by ulepszyć w tej konstrukcji. Znaczy, nie liczę liryków. –Łukasz Konatowicz

posłuchaj »



Lilu
Supersztuka (Kixnare remix)
[2008, white label]

Lubię opowiadać o mojej sympatii względem Lilu, bo wydaje mi się ona być naprawdę ogarniętą, inteligentną dziewczyną z ciekawymi pomysłami na robienie muzyki. W ostatniej dekadzie to właśnie Lilka rozdawała u nas karty w temacie żeńskiego rapu, zaliczając udane featuringi chociażby u Jimsona i Afrosów, nagrywając bardzo solidny nielegal z Kadą i wreszcie debiutując dobrym longplayem. "Supersztuka" w oryginale uderza mocno imprezowym podkładem, który sprawia, że tekst Lilu na tym tle poraża zdecydowaniem i pewnością siebie. Nieco inny potencjał w tych lirykach dostrzegł Kixnare i mocno osobisty tekst wokalistki poparł oldskulowym biciwem, które całkowicie zmienia sposób postrzegania całości. W remixie Kixa ten kawałek jawi się jako urocza, prawdziwie dziewczyńska introspekcja na tematy damsko-męskie, a słodko matowy głos raperki zyskuje tu zupełnie inny kontekst. Lilu odwołuje się zarówno do czasów szkolnych jak i do najbliższej przyszłości, a niektóre z tych linijek, "Żyjmy chwilą, tu powtórek nie ma halo / Olej bilon / To ja jestem jak milion dolarów" czy "Jak chcesz to coś zrób z tym / A jak się boisz to nie rób / I tak Lilu to ulubiona sztuka twoich ulubionych raperów" wręcz wymuszają uśmiech na moim smutnawym bądź co bądź ryju niezależnie od obecnego stanu ducha. –Kacper Bartosiak

posłuchaj »



Madison Avenue
Don't Call Me Baby
[2000, EMI]

Za wiele dekad ten szczególny moment (dokładnie na przecięciu 90s i 00s – ów wałek jak żaden inny "przynależy" właśnie do Sylwestra 1999 i Nowego Roku 2000 zarazem, stojąc jedną nogą tam, a drugą już tu), kiedy French Touch stał się elementem użytkowej muzyki tła, parkietowych pląsów, wychynął z elitarnego podziemia, przestał być w powszechnym mniemaniu "dziwny" i zarządził wśród nieświadomej rewolucji dresiarni – będzie określany mianem "wczesne lata dwutysięczne" – i to wystarczy. Nie ma wielu różnic między takimi klasykami jak "Groovejet", "Sing It Back (Boris Musical Mix)" lub "Lady (Hear Me Tonight)", a tym tu wymiataczem. Natomiast wspólny mianownik aż nadto słyszalny – baslinia zpróbkowana swawolnie z disco, chamsko podbita stopa, jazzujące zawijasy wokalne i hipnotyzujące video. To jeden z tych kawałków, które wszyscy słyszeliśmy milion razy – tuż przed wyjściem na imprezę poszedł w MTV, ale nie zdążyliśmy zerknąć na podpis szykując "peeling, maseczkę, paznokcie" (pozdro Kuba); potem w klubie wszyscy znali słowa tańcząc ,więc wstydziliśmy się spytać "ich" jaki jest tytuł; wreszcie wracając nad ranem do domu taksówką byliśmy już zbyt "wstawieni" żeby zbudować w miarę poprawną wypowiedź i poprosić taksówkarza o podgłośnienie radia, gdzie właśnie to leciało. Odpowiedź jak wyżej – może nie jest jakoś super ekscytująca ("słucham Madison Avenue", e?), aczkolwiek samej zawartości po prostu nie da się zanegować. –Borys Dejnarowicz

posłuchaj »



Magierski / Tymon / Mały 72
Oddycham Smogiem
[2008, Asfalt]

Jest tysiąc pomysłów (wystarczy obadać ile razy ten motyw pojawia się w tekstach) na to czego można słuchać wracając do domu nocnym autobusem czy podczas pieszych eskapad w centrum miasta po zejściu piątkowego przesilenia, jednak jednym z celniejszych wyborów jest "Oddycham Smogiem". Tymon Smektała jest dla mnie totalnie związany z postacią mojego ziomala, który jako pierwszy przedstawił mi Świntucha. Kiedyś doznawaliśmy teledysk do "On jest za duży" ("Patrz, jaki wieśniak, wstaje i pije mleko z kartonu!") w przerwach pomiędzy wykonywaniem kolejnych misji w GTA3, teraz ostatnio podczas wieczornego włóczenia się zatrzymał się i powiedział "Czujesz? Idzie jesień, tak pachnie Łódź, kiedy jest zimno". Tymon też musiał gdzieś przystanąć i mocno powąchać miasto, bo stworzył doskonale przyciśnięty miejsko utwór (i płytę!), ponuro snując opowieść dla każdego kto choć raz czuł się zatruty miastem. Ciężaru temu utworowi dodaje mistrzowski gęsty podkład Magierskiego, no ale jak się jest z WhiteHouse, to obowiązkiem jest zawsze wymiatać. "Oddycham Smogiem" nagrał Tymon, ale mógł zrobić to mój ziomal (kiedyś był mistrzem fristajlu) albo jakiś mieszkaniec jakiegoś okropnie betonowego osiedla w Warszawie. Celność tego utworu trafia w mnóstwo szerokości geograficznych. –Ryszard Gawroński

posłuchaj »



Margo & Warren G.
Hypnotizing Me
[2005, white label]

Tu akurat (jak rzadko kiedy) nie chodzi o muzykę. Zwyczajnie nie ogarniam, że jakaś polska wokalistka nagrała pięć lat temu numer w duecie z WARRENEM G. I, że była to "jedna z najczęściej ściąganych piosenek w internecie" (!). Zaraz się jeszcze dowiem, że Doda szykuje album z 2Pakiem... Niby po tym, jak Zosia z Pana Tadeusza ma dziecko z Colinem Farrellem, nic mnie już nie powinno zdziwić, ale jednak Małgorzata Gadzińska-Kobiałko "zrobiła to" pierwsza. Ktoś powie – ale co, Ramonę Rey remixował Villalobos. W sumie spoko, może rzeczywiście dobijamy do świata? Sęk w tym, że właśnie nie, bo jak autor kultowego "Regulate" wchodzi na początku z tym "what's up baby girl, Warren G, y'know what I'm sayin'", to po allenowsku podpisałbym tę wypowiedź: "osz kurwa, ciężkie czasy nastały, jestem Warren G i muszę kurwa na starość nagrywać jakieś gówno z pierdolonymi jędzami z Syberii; brrr, zimno". A później wcale nie jest lepiej, bo właściwie każde wydawane z siebie słowo Warren podaje tak apatycznie, że jest mi smutno (w gatunku, w którym bardziej niż o "apatyczność" chodzi o "komfort" i palenie lolków). I a propos lolków, nie mogę się przestać śmiać kiedy słyszę ten, swoją drogą całkiem przyzwoity joint. (Z trzeciej strony na dobrą sprawę mamy tu sam refren, więc o co cho.) Skoro jednak na zawsze (mam nadzieję) upadła w Porcys żelazna kurtyna między "doznaję bo dobre" a "doznaję bo doznaję", to co mi pan zrobi. –Borys Dejnarowicz

posłuchaj »



Hatsune Miku
Gyuunyuu Nome!
[2008, white label]

Właściwie można by napisać "LOL 100% epic LOL”. Podążmy jednak poprawnym hermeneutycznym szlakiem: jeślijeszczeniewicijaknakłnićnastltniącrkę do picia mleka, absolutnie-NIC-nie-przemówidoniejlepiej-niż-ta-porcja uroczej, komputerowej spazz-piosenki. Po kolei jednak. Miku to postać (przypominam, że jesteśmy w Japonii, a oni tam nie znają socjologii, nie wiedzą, że "postać" nie powinna mieć wyższego statusu społecznego niż "osoba") z porcji rozrywkowego software'u znanego jako Vocaloid (a tak naprawdę Vocaloid 2). Software ów dostarcza narzędzi do syntezowania melodii. Wokalnych. Tak, Japonia. "Gyuunyuu Nome" to WTF song najczystszego sortu, o takim przerobie tempa, że żaden samochód z leasingu nie ma startu. Z niektórymi sposobami dostarczania informacji po prostu nie da się walczyć. –Mateusz Jędras

posłuchaj »



Modjo Vs Pussycat Dolls
Don't Cha Lady (DJ Nicky T mashup)
[2006, white label]

Więc? Skandal? Dowcip? Post-modernistyczny kabaret? Czy raczej chamstwo i profanacja? Fakenszit, jak to rozwala system. Zupełnie, zupełnie nie interesują mnie składniki tego numeru – suchy bit, masa szablonowych wokali. Z początku panuje tu klimat ziomalskiej imprezy przy dźwiękach pozytywnie naładowanej hip-hopowej energii, lecz wraz z przesterowanym riffem mainstream-rockowego Modjo rozpoczyna się etap DJskiego pokazu umiejętności. Wesołą atmosferę utrzymuje bliżej nieznana garstka dzieciaków wykrzykująca radośnie tytułową frazę, antycypując pop-rockową masakrę. Spokojnie można zapomnieć o istnieniu tych dwóch utworów przed tym mash-upem i odnieść wrażenie, że naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, aby takie bangery latały w muzycznych telewizjach. Efekt końcowy okazuje się być zadziwiająco dobry, dzięki temu słuchanie Pussycat Dolls nie jest teraz anty-doznaniem, co tylko udowadnia, że w dzisiejszych czasach muzyczne przetwórstwo jest w stanie zdziałać cuda. To nie jest żaden Lutosławski. Ani zwariowany yass Mazzolla. Ani nawet Metal Machine Music Lou Reeda. To muzyka, która poraża swoim pięknem od samego początku. Wystarczy dać jej szansę i obowiązkowo nałożyć na uszy słuchawki. I ty też nie zrozumieć o co chodzi, bo w 50 sekundzie teledysku występuje Komorowski. –Ryszard Gawroński

posłuchaj »



Nivea
Laundromat
[2002, Jive/Arista]

Wszyscy krzyczą "Ignition (Remix)", a przy "Laundromat" tamten singiel prezentuje się jak produkt czekoladopodobny. Niektóre z nich nawet fajnie się przecież żuło, ale to "Laundromat" zrobili z prawdziwego alpejskiego mleka i rozpuszcza się w ustach, co nie jest łatwe, bo śpiewają tu o skarpetkach. Nieśmiertelna narracja oparta na dialogu dopieszczona do perfekcji – w lewym kanale słyszymy Niveę, w prawym R. Kelly'ego – wydawać by się mogło, że to takie sztuczne, plastikowe rozwiązanie, a tylko poszerza spektrum wrażeń słuchowych. W tym wychillowanym, lekkim i wiosennym utworze zachodzi rzecz niezwykła – ci państwo się przecież kłócą, odpowiadając swoimi ładnymi wokalami na wzajemne zarzuty. Niveę opuściła cierpliwość, swoim zwiewnym i opanowanym głosem wypomina Keithowi jego wszystkie niewierności, zabierając wszystkie jego przewinienia i brudy do metaforycznej pralni i pozbywając się w ten sposób zbędnych problemów. Jest zdeterminowana i silna, a my jesteśmy świadkami rzeczywistego końca relacji, kiedy tłumaczenia przestają być wysłuchiwane. Keith wydaje się z kolei zaskoczony tym, że został porzucony. Aktorzą ci państwo świetnie, naturalnie kibicujemy Nivei spokojnie obserwując sytuację ze słuchawkami w uszach i bujając się na boki. A tak poza tym, to nie wiem, jakie progresje akordów, steviewondery, prince, dangele i reddingi (pamiętam repeat z "Sitting On The Dock Of The Bay" na zmianę, więc coś jest na rzeczy) musieli pochłonąć, żeby to wymyślić. –Kamil Babacz

posłuchaj »



Omar S
Psychotic Photosynthesis
[2007, FXHE]

Ponad dziesięć minut hipnotycznego transowania po benzynowych falkach. "Psychotic Photosynthesis" stało się pierwszym, międzynarodowym hitem Omara S (rok 2007), dzięki czemu wypełznął na zewnątrz i zaczęły się nagabywania prominentów klubowych z całej Europy. Odtąd toczą się kolaboracje z tuzami (patrz: Theo Parrish), są piramidy ferrero rocher, poncze, treski, drapowany plusz. Na co dzień Alex Omar Smith pracuje w fabryce Forda, kolekcjonuje rowery Bonanza, muzyka wychodzi mu na zdrowie jak hobby każde inne. –Magda Janicka

posłuchaj »



One AM Radio
What You Gave Away (Alias Remix)
[2007, Anticon]

One Am Radio to taka grupa skromnych i cholernie miłych muzyków od prostych piosenek o rozmaitych odcieniach miłości, wypadkowa Notwist i Turin Brakes. A swoim podkładem Alias wyniósł utwór z kategorii "dobry" o dwie kategorie wyżej i jedną w bok – do "bajkowy". –Filip Kekusz

posłuchaj »


Strona #1    Strona #2    Strona #3    Strona #4    Strona #5

BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)