SPECJALNE - Rubryka

Rekapitulacja roczna 2013: Pop

9 stycznia 2014



Rekapitulacja roczna 2013: Pop
autorzy: Kamil Babacz & Kacper Bartosiak

Z perspektywy czasu wszystko, co istotne w popkulturze głównego nurtu i popie zawiera się w jednej postaci i w jednym muzycznych wydarzeniu. Mowa oczywiście o Miley Cyrus i jej wspólnym występie z Robinem Thicke podczas rozdania nagród VMA – momencie, który stworzył ją jako ikonę popkultury. To w jakiś sposób przygnębiające, że nie nasuwają mi się żadne inne istotne momenty, ale pewne jest to, że to był jej rok.

Do momentu występu na gali MTV ''We Can’t Stop'' było tylko krzyżującym gatunki singlem z dziwnym teledyskiem, oscylującym wokół narkotykowych tematów i budzącym jeszcze świeże skojarzenia z filmem Spring Breakers. Jeden występ stał się punktem zapalnym gorących debat, których najdziwniejszą cechą jest to, że są kompletnie nierozwiązywalne. Cyrus jest w tej chwili gwiazdą pop, jakiej do tej pory nie było. Jest popgwiazdą idealną – zawsze tym, kim chcesz, by była. Nawet Madonnie chyba nie udała się ta sztuka. Uważasz jej występ za feministyczną krytykę piosenki oscylującej wokół tematyki gwałtu? Pogląd da się obronić argumentami z Madonny – tymi o swobodnym dysponowaniu własną seksualnością, o władzy, zagraniu pierwszoplanowej roli, w przeciwieństwie do pań z teledysku do ''Blurred Lines''. Uważasz, że ten gest emancypacyjny jest w gruncie rzeczy uprzedmiotowieniem, podporządkowaniem wymogom showbiznesowej machiny, w której seks ciągle się sprzedaje najlepiej? Jasne, pewnie masz rację. Że jej działania doprowadziły do zatarcia się granicy między popem, a pornografią? Okej. Że świetnie wyczuła, o co chodzi w tym biznesie i gra wedle reguł? Spoko. Że jest wyszczekaną, głupią małolatą? Być może. Ale kreacyjnie dopieszczona jak Lady Gaga? Trzyma kontrolę? Majstersztyk producentów? Kogoś nie interesują rozkminy wizerunkowe? Ale na nich wątpliwości się nie kończą. Czy jej album tworzą hałaśliwe produkcje bez ciekawych kompozycji, czy może to kolekcja świetnych bangerów, w których to nie kompozycja jest rzeczą najistotniejszą, bo bangerz to w końcu nie songs? A może gówno prawda, bo nie bangery, a ballady są tam najfajniejsze? Właściwie każda taka opinia wydaje mi się do obronienia.

Banał – każdy ma swoją rację – ale jednak komunikat wysyłany przez Miley Cyrus wydaje mi się na niespotykaną wcześniej skalę niejasny, wieloznaczny, a jednak trzymany w pełnej kontroli. Ludzka potrzeba kategoryzowania, ocenienia, wychwalenia lub potępienia zmusza nas do szukania prostych odpowiedzi, ale nikt nam ich nie udziela. Symptomatyczne, że podobnego zjawiska doświadczamy od kilku dni na polskim podwórku. ''Rolowanie'' to kawałek fascynujący nie tylko ze względu na bardzo udany beat, ale też dlatego, że jako całość, jako skończony produkt to jest rzecz, która się moim zdaniem nie trzyma kupy. Po kilkunastu przesłuchaniach jestem pewien, że to, co irytowało i brzydziło mnie na początku, drażni mnie nadal – frazowanie w pierwszej połowie zwrotki, riff pod koniec, czy jej wokalna maniera – przy totalnej fascynacji beatem i uzależnieniu od refrenu. W połączeniu z tekstem, czy już na kompletnie ostatnim planie teledyskiem, powstaje dziwadło, które wydaje się wewnętrznie sprzeczne, jakby jego części spotkały się przypadkiem i za sekundę miały się rozpaść na wiele kawałków. Moi koledzy zakrzyczeli mnie już, że zajebiste od początku do końca. A dla mnie to jest mimo wszystko kawałek, który jedzie na konsternacji, spotkaniu elementów świetnych, świeżych ze średnio udanymi. I jako odbiorcę to mnie ostatnio interesuje chyba najbardziej – to co się wymyka jasnej ocenie, drażni, wprowadza w konsternację, dostarcza perwersyjnej przyjemności. Jeśli spojrzeć wstecz na porcysową miłość do popu, to okazuje się, że najbardziej jarał nas tu właśnie dysonans – obciachowość ''Małej Chinki'', a zaraźliwość i miękkość podkładu, soczysta produkcja ''Zanim Słońce Wstanie'' z drażniącą wstawką Sztyka, słynna techno-ambientowość masowego letniego potworka, jakim było ''Asereje'', tandetna, trashowa estetyka Femme Fatale opakowana w rozbuchaną produkcję, czy wreszcie to, że w pozornie obciachowej estetyce azjatyckiego popu dzieją się rzeczy w masowym popie dotychczas niemal niewyobrażalne. Przy czym goodshit, czy guilty pleasure to już pojęcia z kompletnie innej epoki. Nie wstydzę się tego, co mi się podoba, nie próbuję tego usprawiedliwiać, ani na siłę wywyższać. Po prostu czerpię szczerą przyjemność z dysonansów, de facto podstawowego budulca muzyki, tylko nie zawężonego wyłącznie do kompozycji. Dlatego moim ulubionym albumem jest Bangerz – płyta, która wywróciła moje przyzwyczajenia, bo mogę się o nią pokłócić nawet z samym sobą. Dla mnie to nie jest nawet świetna płyta, ale po prostu bardzo interesująca. Szkoda, że jest w tym dosyć osamotniona, ale mam szczerą nadzieję, że pop pójdzie tą drogą w 2014 roku – niech wkurwia, irytuje, byle by unikał przeciętności i przyzwoitości, która jest obecnie największą plagą i na światowym, i na polskim podwórku.

PS. 5 najbardziej wkurwiających piosenek 2013 i tak się składa, że w każdej nie ma nic, z tego, o czym piszę powyżej: 5. Avicii - Wake Me Up, 4. Britney Spears - Work Bitch, 3. Katy Perry - Roar, 2. Lorde - Royals, 1. Daft Punk - Get Lucky. Dosyć dobrze ten rok w popie pokazuje ten mashup – bywało okropnie. –Kamil Babacz

ALBUMY

AlunaGeorge, Body Music
Świetna płyta, "każdy to wie tu", ale kierunkiem obranym przez Alinkę i Jurka jestem trochę zaskoczony. W poprzednim rekapie życzyłem im obrania ścieżki wytyczonej przez J*DaVeY, tymczasem zamiast r&b przyszłości mamy tu bardziej odwzorowanie tego co modne w brytyjskich klubach. Choć pozornie obecność coveru "This Is How We Do It" na końcu jest przy tej interpretacji trochę myląca, przyznaję. Nie mam z tym problemu, grunt, że całość zażera jak trzeba, a myków takich, jak w mostku "Diver" nie byłby w stanie zapodać raczej nikt inny. Choć moim faworytem w całym zestawie jest niepozorny opener – naprawdę, Aaliyah byłaby dumna. –Kacper Bartosiak

Annie, A&R (EP)
Pięć zaskakująco fajnych kawałków od wokalistki, która brzmi już jakby udawała się nad przedwczesną emeryturę. ''Back Together'' to typowe Saint Etienne pod kuratelą Richarda X, ''Hold On” brzmi jak ubanalnione Anniemal na modłę nu-disco, a ''Ralph Maccio” to cukierkowe disco nagrane na kalkulatorze (dokładnie moje podstawowe skojarzenie – mały klawisz naciskam i melodię wygrywam). ''Mixed Emotions” gra rolę zapychacza, ale jest jeszcze „Invisible” – jeden z najfajniejszych popowych kawałków ubiegłego roku, jadący na brudnym house’owym beacie świetnie kontrastującym z wokalem Norweżki. Jeżeli Cassie, czy Ciara nagrywałyby house, to tak mógłby brzmieć efekt. Całość nic wielkiego, ale wracałem nie raz. –Kamil Babacz

Ariana Grande, Yours Truly
Długogrający debiut "kieszonkowej Mariah" to przede wszystkim triumfalny powrót Babyface’a Edmondsa do czołówki współczesnych producentów. Weteran zapewnia tu w najlepszych momentach wyborne białaskie r&b, a czasami też… po prostu bardzo ładne popowe piosenki. "Honeymoon Avenue" jest zwłaszcza wyborne pod tym względem – już dawno tak "tradycyjnie oldschoolowa" popowa piosenka nie zrobiła na mnie tak dobrego wrażenia. Oprócz tego na uwagę zasługują głównie single, ale jak na pierwszy ruch na scenie jest naprawdę lepiej niż można było przypuszczać. –Kacper Bartosiak

Beyonce, Beyonce
Potwierdzam – to najlepsza Beyonce od dawna, może nawet najlepsza w ogóle. Na pewno tym albumem żona Jaya zgłasza aspiracje do popowej korony, bo jej piąty longplay nosi ślady tego, co teraz w popie ważne. To przede wszystkim album, który udanie nadąża za trendami i trochę nieśmiało stara się je wręcz wytyczać. Knowles przede wszystkim korzysta na szerokiej gamie współpracowników, którzy sprawiają, że całość brzmi niezwykle współcześnie i pozornie niekoherentnie. Jednak wrzucając tak wiele różnych – jak napisałby Przemek Gulda – "produktów" do jednego kotła, Beyonce potrafiła stworzyć z nich pewien spójny obraz. No bo ogarnijcie – z jednej strony jest tu utwór zapodany przez Caroline Polachek, który brzmi jak zwarte podsumowanie ostatniej płyty Chairlift. Z drugiej – swoje dorzucają niezawodni Timba i Pharrell. Oprócz tego Drake, Shebib, Nash, Frank Ocean i Miguel, a wszyscy i tak będą mówić głównie o trapowym singlu z udziałem męża. W sumie podobny zamysł "wymieszania wszystko z wszystkim" był już na 4, ale teraz B’ dostała po prostu lepsze piosenki. Jedyne co mi się tu jakoś gryzie, to ogólna długość całości i kilka dłużyzn – gdyby okroić ten album o jakiś kwadrans, to mógłby jeszcze tylko zyskać na jakości. –Kacper Bartosiak

Britney Spears, Britney Jean
Trudno nie interpretować tego albumu w kategoriach "kroku w tył". Zresztą nie sposób oprzeć się wrażeniu, że po Femme Fatale takim krokiem byłoby niemal wszystko. "Work Bitch" to spokojnie mocny kandydat do TOP 5 najbardziej wkurwiających kawałków 2013 roku, a poza tym też nie jest zbyt dobrze. Guetta i gówniak z Black Eyed Peas za konsoletą? Bitch, please... –Kacper Bartosiak

Cassie, RockaByeBaby
To już robi się nudne. "Czekasz na płytę tej cipy tyle lat…", a ona tu z jakimś gównianym mixtapem wyjeżdża i oczekuje, że wszyscy padną na kolana. I tu nie chodzi nawet o to, że to są jakieś bardzo złe rzeczy, po prostu zupełnie (po raz kolejny) rozmija się to z moimi oczekiwaniami i czuję się zrobiony w chuja. Choć to, co Mike Will i Pusha T tu dowalili, buja mocno i z repeatu nie schodzi. –Kacper Bartosiak

Charli XCX, True Romance
No i znów – jakże typowa produkcja Rechtsaida… W głowie nie zostaje zupełnie nic, nie mówiąc o tym, że brakuje w tym zestawie absolutnie najlepszego tegorocznego singla tej panny. Z singli "albumowych" w głowie zostaje niewiele, nie polecam. –Kacper Bartosiak

Katy Perry, Prism
Nudy. Udane jest tutaj właściwie tylko mocno podszyte funkiem "Birthday". Oprócz tego znowu przeciętne granie, z którego wybija się wybitnie wkurwiające "Roar" – nie dosyć, że zerżnięte, to jeszcze grane wszędzie do porzygu. A na Prism najgorsze są oczywiście momenty, w których Perry myśli, że jest wielką wokalistką i zaczyna uskuteczniać jakieś karkołomne popisy wokalne. Nie tędy droga, Katarzyno. –Kacper Bartosiak

Lady Gaga, Artpop
Zabawna sprawa – kiedy wszyscy mają już ją gdzieś, nagrała w miarę przyzwoitą płytę, której największą wadą jest to, że nie ma na niej żadnego prawdziwego hita. Ale jest moim zdaniem kilka w miarę fajnych refrenów, oszczędniejszej, bardziej selektywnej produkcji i wcale nie takich fatalnych pomysłów. Na początku pomyślałem sobie nawet, że bardzo fajna płyta, ale emocje szybko upadły. Co nie znaczy, że nie mogę sobie od czasu do czasu posłuchać ''Do What U Want” z mechaniczną produkcją w stylu Class Actress, ''Artpop” jadącego na uproszczonych patentach z ''Can’t Get You Out Of My Head”, Madeonowego ''Mary Jane Holland”, czy nawet wulgarnego dicho ''Donatelli”. Ale nadal jest śmiesznie – najlepszym kawałkiem jest tu ''Fashion!” – nic innego jak mash-up ''Holiday”, „Wow” i ''Let’s Dance”. ''A Public Affair” było przy tym totalnie nowym kawałkiem. –Kamil Babacz

Lorde, Lorde
No i to jest dopiero niespodzianka. Wiele czytałem o tej pannie – że to taka Lana Del Rey dla gimbazy, że nudzi, że nic ciekawego… I powiem tak – dla mnie to są paradoksalnie rzeczy ciekawe. Oczywiście w perspektywie całego albumu zbyt jednowymiarowe i nużące, ale ciągle "jakieś". Singlowe "Royals" to akurat myląca tropy porażka i rzeczywiście kawałek, pod którego "głębią" mogła się podpisać tylko niezorientowana nastolata. Ale już takie "Ribs" ma w sobie wszystkie cechy jakiegoś pokoleniowego utworu, którego w gimnazjum bardzo bym doznawał. Nie wiem też co myśleć o samej Lorde – widzieliście co ona robi live? To są z jednej strony jakieś klimaty typu "10 sekund przed atakiem padaczki", a z drugiej – kurde, Thom Yorke byłby dumny. Nie wiem, naprawdę, ogólnie to jednak nic specjalnego, ale nie zdziwię się, jeśli ta panna jeszcze zaskoczy czymś naprawdę ciekawym i to w niedalekiej przyszłości. –Kacper Bartosiak

Miley Cyrus, Bangerz
Przeszedłem naprawdę krętą drogę z tym albumem. Najpierw odrzuciłem całość, która nie zaspokoiła moich oczekiwań kilkunastu smutnych imprezowych bangerów-ballad, jaką jest ''We Can’t Stop”. Doceniając produkcje, irytowała mnie szkicowość kompozycji. Potem łyknąłem pharrellowe bonusy, jednocześnie narzekając na jego zbyt proste kawałki w podstawowej edycji. Potem trochę zafiksowałem się na bangerach zrobionych przez Mike’a, narzekając na zaniżające poziom ballady, żeby w końcu dojść do wniosku, że to ballady są tu właśnie najfajniejsze i umieścić ''Drive” w dwudziestce swoich singli. Teraz jestem na etapie, kiedy podoba mi się tu każdy kawałek, ale znając własną drogę dojrzewania do tej płyty, wcale nie dam się za Bangerz pochlastać. Ale to moim zdaniem bardzo świeża wizja popu. Bangerz-pop skupia się raczej na repetycji fajnych motywów, a nie klasycznym budowaniu kompozycji, zwrotek, mostków i refrenów – z jakiegoś powodu krzyczy to ''2013!” jak nic innego. Z drugiej strony to bardziej zachowawcze fragmenty albumu – ballady muśnięte nowoczesną produkcją, takie jak ''Drive”, czy ''My Darlin’” trafiały u mnie na repeat. A potem jeszcze bank rozbija po prostu bardzo dobrze napisane ''Rootin’ For My Baby”, tradycyjne i bez dziwadeł. Pop na każdą okazję. –Kamil Babacz

Pet Shop Boys, Electric
Bardzo fajna płytka dziadków, choć wracałem przede wszystkim do ''Vocal” (ktoś się spodziewał takiego numeru po PSB?) i ''Thursday''. Otwierające „Axis” pewnie byłoby jednym z fajniejszych m numerów na Random Access Memories albo bez problemu odnalazłoby się na ścieżce do Trona, ''Love Is A Bourgeois Concept” jest jak słabsze „Go West”, a „Inside A Dream” wpasuje się w każdy set nu disco-house’owy. Cuda się nie dzieją, ale fajna muzyka tła. –Kamil Babacz

Robin Thicke, Blurred Lines
Ha, tytułowy z tej płyty to jest dopiero przykład porządnego radiowego grania. Gdyby Justin nie chciał kombinować i ograniczył się formuły przystępnego radiowego popu, to pewnie nie pogardziłby takimi bitami. Thicke idealnie wykorzystał okazję i swoim szóstym (!) albumem wreszcie przebił się do świadomości szerszego grona słuchaczy. I nie tylko ze względu na wypinającą się Miley i gołe typiarki w teledysku do "Blurred Lines". Ożywczym powiewem świeżości "Ooo La La" na neptunesowskim bicie robionym dla odmiany nie przez Pharrella. Łyżką dziegciu oczywiście to co uskutecznia tu gówn.i.am, ale to na szczęście tylko dwa utwory. Ogółem – pozytywne zaskoczenie i bardzo przyjemna sprawa. –Kacper Bartosiak

Sky Ferreira, Night Time, My Time
Nie jest to udana płyta i nie zmienią tego nawet zachwyty Pinka. Rechtsaid po prostu nie zrobił tu nic ciekawego muzycznie i głęboko stłumił wszystko to, co było fajne w Sky jeszcze parę lat temu. Nie jest to mój ideał muzyki pop w jej wykonaniu, w najlepszych momentach to po prostu przeciętne gitarowe granie poniżej swojego potencjału. –Kacper Bartosiak

Tiffany Evans, 143 (EP)
Najprzyjemniejsza niespodzianka z okolic r&b. Niby EP-ka, ale jednak bardzo treściwa, bo przede wszystkim wypełniona wartościowym materiałem. Chciałem takie rzeczy usłyszeć na EP-ce Tweet, ale zamiast tego bardzo się wynudziłem. Rzadko się zdarza, żeby dziewczyna spoza mainstreamu zaproponowała tak wiele dobroci. Czekam na LP od tej młodej matki jak na mało co w 2014. –Kacper Bartosiak

Zendaya, Zendaya
Niepełnoletnia wciąż gwiazdka Disneya nagrała album, którym raczej nie trafi do swojego dotychczasowego targetu (ale może mam mylne pojęcie na temat tego, kto ogląda teraz produkcje Disneya). To "tak zwany urban, kurwa", wyrazisty i rasowy, choć nie odpowiadają za niego wielcy i ważni gracze. I jeśli ktoś w najbliższej przyszłości może zrobić największy szum w mainstreamie, to moim zdaniem właśnie Zendaya. Jak na swój wiek wypowiada się niezwykle rozsądnie i przejawia dosyć bliskie mi rozumienie popu. A oprócz tego przede wszystkim ma wyczucie i nawet jak bierze się za teen-pop, to ma to ręce i nogi. Miejcie na nią oko. –Kacper Bartosiak


SINGLE

Annie, ''Tube Stops And Lonely Hearts''
''O ma ma ma o ma ma ma o na na na” jest być może moim ulubionym motywem z ubiegłego roku, a ''6 AM you wanna dance in the park” jedną z ulubionych linijek. Niby zaskakująca oda do rave’u, ale biorąc pod uwagę, że szczytowym osiągnięciem Annie jest taneczna piosenka o tańczeniu, to jednak nic dziwnego. –Kamil Babacz

Beyonce, "Blow"
Nie będę tu może wchodził w analizę tekstu – rapgenius działa, sprawdźcie sobie jak chcecie. W każdym razie to, że Beyonce dosyć otwarcie śpiewa tu o tym, jak to lubi być kuta przez Jaya zupełnie mi nie przeszkadza. Wszystko za sprawą kapitalnego bitu od Neptunes i Timby, w którym najlepsze rzeczy zaczynają dziać się od mostka. Nie jest to nic rewolucyjnego, ale od nowatorstwa zawsze wolę po prostu refreny, które dopadają mnie niespodziewanie w najmniej oczekiwanych momentach. –Kacper Bartosiak

Bondax, ''Giving It All''
Nie mam pojęcia jak lecą zwrotki, ale refren przypomnę sobie od razu w każdej sytuacji. Definicja współczesnego, uniwersalnego popu. –Kamil Babacz

Cher Lloyd ft. T.I., ''I Wish''
Pop w najlepszym stylu – omijający wszelkie zwoje mózgowe, poza tymi odpowiedzialnymi za przyjemność i zabawę. Borys właściwie zamknął temat: ''Panienka ma tak komicznie przerysowany, cartoonowy głosik, jakby wczesna Britney nawdychała się helu. Dzięki temu zwrotki całkiem podniecają, ale eksplozja następuje dopiero w agresywnie łopatologicznym i zarazem ślicznym chorusie. To petarda, na jaką zespolików indie nigdy nie będzie stać. Tego nie da się niczym zastąpić. Na dodatek gościnną zwrotkę zapodaje fantastyczny raper. Potęga.” –Kamil Babacz

Drake, "Hold On We’re Going Home"
Drake w popowym rekapie? No nie da rady inaczej, raczej, bo przecież to jest idealna r&b balladka w 90sowym duchu Kelsa, zresztą zgodnie z założeniami twórców. Ja tu Quincy’ego i Jacko specjalnie nie słyszę, ale wzruszam się i tak, jak każdy wracający do domu słoik. –Kacper Bartosiak

Destiny’s Child, "Nuclear"
Zanim Beyonce wzięła się za wygrywanie na początku roku mieliśmy ten skromny reunion z koleżankami. No i cóż ja mogę rzec – niby to taka pierdółka od Neptunes, a jak zażera… Znakomicie poprowadzony, harmonijnie rozwijający się kawałek, w którym jest wszystko co lubię. –Kacper Bartosiak

Jessie Ware, ''Imagine It Was Us''
Nie przeszkadza mi to, że Devotion zostało sprowadzone do ładnych, smutnych piosenek, bo to był pop i dla masowych, i bardziej wymagających odbiorców na znakomitym poziomie, ale jednak to ciekawe, że rzucone w bonusie do wydania amerykańskiego ''Imagine It Was Us” powoduje, że reszta kawałków trochę przy nim blaknie. Podobno najczęściej słuchany przeze mnie kawałek w całym ubiegłym roku, który ani trochę mi się znudził. Klasa. –Kamil Babacz

Justin Timberlake, ''Suit & Tie''
Preferuję raczej ''Stawberry Bubblegum”, ale fakt, że ten utwór przypomniał o wielkości producenckiego popu z 00s i rozbudził wiele zaprzepaszczonych później nadziei, czyni go niezaprzeczalnie jednym z najważniejszych singli roku. –Kamil Babacz

Katy Perry, "Birthday"
Jedyny przebłysk świadomości na kolejnej rozczarowującej płycie. Tym niemniej to właśnie dla takich kawałków jak "Birthday" i "Teenage Dream" warto tych kolejnych albumów Perry w ogóle słuchać. Najlepszy utwór z Prism brzmi jak odpowiedź Maxa Martina i Dr. Luke’a na "My Promise" Earth, Wind & Fire. –Kacper Bartosiak

Kelly Rowland, ''Kisses Down Low''
Do słuchania głośno i na słuchawkach. Mike Will Made It zapodał tu tak krystalicznym beatem, że cały producencki pop powinien płakać w kącie. Świetny zabieg z tym kontrastującym call & response. Gdy krzyczano o porno popie to z jakiegoś dziwnego powodu najmniej o tym nie bawiącym się w metafory tekście. –Kamil Babacz

Melodic Chaotic, ''Summer Fling''
Chodzi o to, że budowane napięcie nigdy nie ulega rozwiązaniu – jak ten letni romans 13-latki. Dev Hynes chciałby umieć robić takie piosenki. –Kamil Babacz

Miley Cyrus, ''We Can’t Stop''
Nie było chyba wcześniej takiego kawałka, który zwie się bangerem, a jest balladą, wydaje się imprezowym jamem, a jest przygnębiającym utworem o narkotycznym ciągu. Bardzo ładny finał pewnej popkulturowej historii – od tańczenia do końca świata w ''Till The World Ends”, przez zdrapanie lukru z popkultury lansującej młodzieżowy eskapizm w Spring Breakers, po wycieńczającą, niedającą satysfakcji ciągłą imprezę. ''I Can’t Get No Satisfaction” XXI wieku. –Kamil Babacz

Taylor Swift, ''22''
Trochę podobnie jak w przypadku „I Wish”, tylko słabsze. Proste, wakacyjne, wycelowane w tkwiącego we mnie nastolatka, który będzie się już tylko oddalał od „22”. Jeśli kiedy stracę umiejętność zajawiania się takim popikiem, to znak, że powinienem znaleźć sobie inne zajęcie, wędkarstwo, majsterkowanie albo coś. –Kamil Babacz

Vanessa Paradis, ''Love Song''
Kylie nagrała ostatnio dwie piosenki z Will.i.amem, a powinna się zabijać o takie piosenki. Fajny cytat z „Pull Up To The Bumper”. –Kamil Babacz

Zendaya, "Heaven Lost An Angel"
Niepozorny bangierek, którego nie powstydziłaby się sama Janet Jackson. Znakomity przykład na to, ile można jeszcze wyciągnąć z współczesnego r&b. Choć i tak na długo będę kojarzył tę piosenkę z misheardem "you got a dildo"… Świetnie to jedzie, polecam gorąco. –Kacper Bartosiak

BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)