SPECJALNE - Rubryka

Rekapitulacja 2016: Elektronika

24 grudnia 2016

Który to już rok się przesuwa w kalendarzu? Słuchałem, pisałem, pisałem, słuchałem, a nie wydaje się, żeby sprawa miała kiedykolwiek zostać rozwiązana. Rok temu inaugurując rekapitulację, starałem się nakreślić jakieś ramy, w których muzyka elektroniczna obecnie bytuje. Nie chcę teraz tego oceniać, bo jeśli było to zasadne, a próba wyodrębnienia jakiś nurtów wydawała się słuszna, to tym razem już raczej nie. Mijający rok nie wyłonił z odmętów Internetu żadnego nowego "rewolucyjnego" mikrogatunku, PC Music, jeszcze niedawno obiecujące, już chyba ostatecznie zjadło swój ogon, a cała reszta ma się całkiem dobrze. Coś tam majaczy na horyzoncie, ale jest to tak niewyraźne, że nie nazwę tego, aby nie narazić się na pomyłkę i śmieszność. Generalnie jakkolwiek dziwny by to nie był rok, na tym polu pozostał on zaskakująco "normalny". A może właśnie dlatego?

Ideą tego podsumowania było dość wybredne wybranie jedynie najlepszych wydawnictw, jednocześnie starając się zahaczyć o jak największa ilość różnych gatunków czy stylów. Czy się to udało? Nie mam pojęcia. Mając na świadomości jak wiele musiałem zwyczajnie pominąć, o jak wielu płytach nawet nie usłyszałem, jak wielu mogłem nie docenić należycie, myślę, że złota trzydziestka, którą wyłoniliśmy w miarę dobrze oddaje to co działo się w elektronice w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Tradycyjnie skupiliśmy się na muzyce raczej instrumentalnej i raczej "bitowej", niech was nie zwiedzie więc brak rzeczy stricte ambientowych. Na koniec czeka jeszcze na was specjalna, "narracyjna" playlista kompilująca różne zjawiska w zgrabnej formie 35 kawałków, niekoniecznie pokrywających się z listą płyt, EP-ek i mixtejpów, którą znajdziecie poniżej. Nie przedłużając już, zapraszam do lektury i z tego miejsca dziękuję redakcyjnym kolegom: Krzysztofowi Pytlowi i Witoldowi Tyczcę za pomoc w tej niełatwej walce. Pozdro. –Antoni Barszczak


Amnesia Scanner: AS

Amnesia Scanner
AS
[Young Turks]

W zeszłym roku pisałem o tym projekcie w samych superlatywach i nie zamierzam zmienić tonu. W dalszym ciągu uważam Amnesia Scanner za duet, który poruszając się w obrębie własnej stylistyki (Glitch Hop? Post-Industrial? UK Bass?) robi rzeczy najlepsze na tej scenie i wyprzedza większość konkurencji. Rzecz w tym, że... AS nie zrobił na mniej już takiego wrażenia jak Angels Rig Hook. Może to wina, że teraz byłem przygotowany na to co usłyszę? A może dlatego, że pewne fragmenty tego materiału ("AS Crust") znalazły się już na rzeczonym mixtejpie? Strasznie dużo tutaj znaków zapytania, ale taka właśnie jest ta muzyka, pełna niewiadomego, obcego, dziwnego. Czego? ??? ?? A "AS Want It", jakiś chory remix (?) "Inside Out" to już w ogóle kosmos. –Antoni Barszczak

posłuchaj


AnD: Psychoanalysis Shapes (EP)

AnD
Psychoanalysis Shapes (EP)
[Perc]

Zaraz pod tą notką przeczytacie o moim tegorocznym, faworycie z kategorii industrialnego techno, ale chcąc (w miarę) odpowiedzialnie opisać muzykę elektroniczną A.D. 2016, nie sposób pominąć Psychoanalysis Shapes. AnD na dystansie czterech utworów oddaje się w spocony młyn bezlitośnie czochrającego acidu. Każdy numer to w zasadzie to samo (no dobra, "Illusions" nieco się wyłamuje): falujące pasaże TB-303 i żądny krwi bit. Jak to więc możliwe, że całość nie nudzi? Nie mam zielonego pojęcia, ale wiem, że bywały momenty w tym roku, gdy nie miałem ochoty na nic innego. Okładka sugeruje zamieszki i szczerze, przy takiej muzyce mógłbym się nawet na nie skusić. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Ansome: Coffin Dodge (EP)

Ansome
Coffin Dodge (EP)
[Perc]

Najbardziej lubię takie techno, które z jednej strony jest energiczne, głośne i agresywne, ale z drugiej nie oddaje się nudnemu męczeniu buły i unika strugania kozaka przez zalewanie każdego dźwięku przesterem. Na Coffin Dodge Ansome nie tylko wychodzi obronną ręką z tej opresji, ale przy okazji ubogaca swoje dające po mordzie wałki w wielowarstwowe, frapujące faktury. Na dodatek co rusz modyfikuje ich strukturę, notorycznie ją przetwarzając, miażdżąc, zagęszczając. Sam nie będąc fanatykiem takich brzmień, nie mogę wyjść z podziwu, jak ciekawie można prowadzić takie industrialne zawijasy, (niemal) cały czas pozostając przy tanecznym 4/4, no bo "do techno się kurde nie siedzi" przecież. Zdecydowanie moja ulubiona rzecz z tej kategorii, którą przekładam również nad, nota bene, bardzo udany longplay londyńczyka. Te sześć indeksów w wyczerpującym stopniu porusza temat, unika mielizn i zaspokaja moją potrzebę zdehumanizowanej potańcówy. No i okładka fajna. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Aphex Twin: Cheetah

Aphex Twin
Cheetah (EP)
[Warp]

Aphex jak to Aphex: tu złoży unikatowy hardware, tam rozbije na atomy rynkowy model i gra gitara. Cheetah, mimo że ma stanowić hołd dla ponoć jednego z najbardziej nieprzystępnych syntezatorów w dziejach, zupełnie nie przystaje do wyobrażenia męki programowania. Spowolniony, jednostajny rytm dwóch pierwszych tracków to przecież u niego rzadkość. Pritchardowo (Harmonic 313)-rebotiniowe zgryźliwe elektro "Cirklon3" z początku też się nie wyrywa z ram równo ciosanego bitu i kusi klasycznością melodii, a to i tak zaledwie podstawowy wymiar EP-ki: idzie za tym nieoczekiwana przystępność, łączą się międzywymiarowe wątki, kiwasz głową ze zrozumieniem, bo czuć highlightowość głównych linii, nagłych nawarstwień werbli i talerzy, i nie wiesz, czy to ambienty, Syro, czy może urzekające fragmenty Richard D. James Album są tu najbardziej adekwatne. Dalej, Richard dobrze zrobił rezygnując z strukturalnych naddatków i przemycając klubowe elementy (czym jest właściwie fragment powyżej 4:50 w "Cirklon1"?). Fajnie to wszystko wygląda i mam nadzieję, że będzie można posłuchać więcej. –Krzysztof Pytel

posłuchaj


Arca: Entrañas

Arca
Entrañas
[self-released]

Bardzo chciałbym się wysilić na napisanie czegoś nowego o Arce, ale chyba nie dam rady. Wiele już słów zostało użytych, aby opisać dziwaczne, abstrakcyjne dźwiękowe formy, które tworzy. Zapewne bezowocnie, sam zresztą próbowałem. Entrañas to w zasadzie to samo, co wcześniej, ale ciągle dobrze. Kolażowy eksperyment z innego wymiaru. Dodatkowo potwierdza się, że Ghersi najlepiej smakuje w mixtejpowej formie (&&&&&, Sheep oraz tegoroczny to jego najlepsze rzeczy). No i w "Sin Rumbo" śpiewa, całkiem fajne. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Autechre: elseq 1–5

Autechre
elseq 1–5
[Warp]

Kiedy w 2015 roku Autechre postawili na półkach internetowych sklepów aż dziewięć koncertowych empetrójek z ostatnich dwóch lat swojej objazdowej działalności oraz zaczęli dzielić się w radiach nowymi próbkami autorskich kompozycji, to każdy jeden wiedział, że już gdzieś tam na horyzoncie widać prawowitego następcę Exai. I w istocie duet z Rochdale nie kazał nam na siebie długo czekać. Elseq pojawiło się nagle, trwało cztery godziny z dodatkowym kwadransem, a że był środek maja, to absolutnie nikomu nie chciało się słuchać glitchy organizowanych w laboratoryjnych kitlach i IDM-owych zawijasów realizowanych z ochronnymi okularami przymocowanymi do twarzy. Sam prowadziłem kilkumiesięczną walkę z naszym redaktorem naczelnym, by on wreszcie przełamał się i dał szansę tuzom laptopówki. A przełamać się było warto, bo niby Autechre w kwestii nowej muzyki elektronicznej nie ma zbyt wiele do powiedzenia, ale jednak wciąż cholernie interesuje nas ich zdanie. W tym roku Booth na spółkę z Brownem postawili na AE esencjonalne - mocno sprzężone z wspomnianymi na początku live actami. Zresztą samo tajemnicze słowo stanowiące tytuł albumu zdaje się być skrótowcem frazy "edited live sequences". Ten obrobiony w studio czterogodzinny jamming przyrównałbym do tego, co z surówką przedostatniego Supersilent zrobił Deathprod. Z kilkuset tysięcy sekund wyodrębniono ponad mendel tych najbardziej wartościowych, ułożono w pięć (umownie, bo Elseq na fizycznym nośniku spodziewać się może pewnie dopiero przy okazji jakiegoś jubileuszowego boxu) albumów, które łączą wszystkie najlepsze cechy Autechre sprzed Quaristice. Jest tu masa dziwacznych układów rytmu, surowe odloty w stylu Marka Fella, noise'owe zagęszczenia i niski, przysadzisty dub, a miejscami nawet (to akurat najgorsze fragmenty "trzeciego", najsłabszego CD) czysty ambient. Trochę taki pomnik zbudowany samemu sobie i korepetycje z Autechre dla absolutnych żółtodziobów, a trochę sound, który w miarę postępu interdyscyplinarnej robotyki może okazać się tworem ludycznym dla świata XXII wieku. –Witold Tyczka

posłuchaj


 Classixx: Faraway Reach

Classixx
Faraway Reach
[Innovative Leisure]

Drugi album Kalifornijczyków to nieco inna popowa bajka. Blaski italo przyćmił błękitnooki synth-pop, a dzikie plaże z podgniłych i zbyt intensywnie kolorowych ulotek morskich kurortów nawiedził duch estetyki zapiętych kołnierzyków i prezentowania instrumentów w różnych dziwnych miejscach na otwartym powietrzu. Hot Chip, nieporadny millennial whoop, obranie kursu na leciutko powykręcane aranżacje, nie są jednak zupełnie przerysowane i nie szokują przyzwyczajonych do słońca receptorów. Classixx mają swój sposób na taneczną muzykę i tylko inkorporują więcej elementów z metką world do dosyć jednak rozpoznawalnego blendu przymglonych piosenek trzy ogniwa ewolucyjne za Jam City. I ciągle są warci uwagi. –Krzysztof Pytel

posłuchaj


DJ Earl: Open Your Eyes

DJ Earl
Open Your Eyes
[Teklife]

Jeszcze trzy lata temu o Earlu mówiono jako o dobrze zapowiadającym się graczu na drugiej linii footworkowej ofensywy, ale już wtedy przedstawiciel Teklife miał wszystkie atuty, by nagrać Open Your Eyes. Sytuacja zmieniła do tego stopnia, że dziś, kiedy jego pozycja jest już mocno ugruntowana, swoje tyle soulowe i melodyjne, co surowe i cierpkie numery przygotowuje w wersji haute. Earl śni o footworku, w którym jest miejsce zarówno na otwarte, podniebno-miejskie wieczorne wyprawy z jointem, jak i klaustrofobiczne, dysonansujące sampeliady, a w obu tych odsłonach jest równie mocno zaangażowanym w muzykę prawilnym koleżką. –Krzysztof Pytel

posłuchaj


DJ Taye:Move Out (EP)

DJ Taye
Move Out (EP)
[Hyperdub]

Drugi członek Teklife w tym podsumowaniu i druga zwięzła EP-ka. Tym razem ledwie cztery numery i raptem 12 minut, ale za to jakie! Całościowo nie tak dobre jak Open Your Eyes, choć singlowo "Burnin Ya Boa" zgarnia wszystkie nagrody jeśli chodzi o tegoroczny footwork. Może też trochę brakować transgresyjności i próby pchnięcia gatunku na nowe tory, czyli tego, czego próbował Earl na swoim wydawnictwie, jednak nie przeszkadza to w niczym, gdy otrzymujemy tak wyrazisty i przyjemny zestaw, który zapętla się raz po raz. –Antoni Barszczak

posłuchaj


DJ Zozi:Mellow Vibe

DJ Zozi
Mellow Vibe
[1080p]

Gdyby Chris Sienkiewicz poszedł w breaki na 2 Hot 2 Wait , moglibyśmy mówić o wpływie niemal bezpośrednim. Załogantka 1080p prezentuje podobne podejście w składaniu pośniedziałych, intensywnych numerów na dwóch zmieniających się co kilka taktów pasmach częstotliwości. DJ Zozi odpływa jednak w odrębne rejony i autostopem zahacza o międzygalaktyczne jungle na "Zozi Theme", potwierdzając wysoką formę i pełne zanurzenie EP-ki w mglistym d&b. – Krzysztof Pytel

posłuchaj


Grant:Cranks

Grant
Cranks
[Lobster Theremin]

Podobno 2016 był rokiem, w którym tani prześmiewcy zagarnęli sobie prawo do tworzenia relewantnego do naszych czasów lo-fi house’u. Ale za informacją, która na oko nie powinna wychodzić poza wycinek rzeczywistości adekwatny do życia tysiąca osób w skali globu i mającą siłę rażenia przewyższającą pojawienie się moombahtonu, nie idzie na razie zbyt dużo treści czysto muzycznej. Pozostaje taki Grant i Cranks, które nie musi niczego udawać, bo jest zwyczajnie świetne materiałowo. Poszarzały sprinklesowy house z przesłaniem w tym wypadku spisuje się bez zarzutów. –Krzysztof Pytel

posłuchaj


Hieroglyphic Being:The Disco's of Imhotep

Hieroglyphic Being
The Disco's of Imhotep
[Technicolour]

Jamal Moss to ciekawy koleżka. Od lat dłubie, próbuje, na różne sposoby podchodzi do tematu i nie ustaje w działaniach. The Disco's of Imhotep to jego przystępniejsza próba. Używam takich pojęć, bo charakterystyczną cechą Hieroglyphic Being jest pewne kontrolowane, ułożone niechlujstwo, soczysty brak ułożenia w kwestii brzmienia przy jednoczesnym dużym przywiązaniu do detali, które na początku nie są specjalnie widoczne, przez co całość w pierwszym kontakcie może wydać się nieco odpychająca. A to błąd, bo to nie przelewki, ale misyjny outsider raw house najwyższej próby. W dużej mierze poruszający bardziej umysł niż ciało. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Jam City:Trouble

Jam City
Trouble
[self-released]

Nie, to nie zdegenerowany akolita Kevina Shieldsa otwiera ten album, tylko marzycielski rekonstruktor hymniczności w muzyce swojego pokolenia Jack Latham znowu puszcza nam ulubione kawałki ze swojego przewijanego ołówkiem magnetofonu. Drugi raz nie dam się zaskoczyć, ale oddam mu ten numer wycięty z mroczną elektroniką. Takie techenko to my mamy jednak na co dzień, a radykalnie autorskich podejść do popu, to już raczej mniej. Zwrot jest jednak pod wieloma względami intrygujący i chyba pełniej oddaje krytyczną wizję świata późnego kapitalizmu, jaką serwuje nam Brytyjczyk. Dokąd zmierzasz, gamoniu? –Krzysztof Pytel

posłuchaj


Kablam:Furiosa (EP)

Kablam
Furiosa (EP)
[Janus]

Całkiem wymowne jest zdjęcie Kablam z jej Soundclouda: dziewczę siedzi w koszulce Slayera i przeszywającym wzrokiem obserwuje odbiorcę. Podobnie jest z jej muzyką. Furiosa to kolejna wariacja na temat industrialnego UK Bassu, glitchu, IDM-u. W wydaniu tej berlińskiej furiatki charakteryzuje się on pewną geometryczną kanciatością, a twardo przesterowane kicki zdradzają konotację hardcorowe. Zresztą jeden z kawałków nazywa się "Nu Metall", więc o czym my tu mówimy? Niby tylko 16 minut, dodatkowo bez olśnień i uniesień, ale pewna świeżość oraz porządność tego materiału zachęca do śledzenia przyszłych poczynań Kajsy Blom. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Leon Vynehall:Rojus

Leon Vynehall
Rojus
[Running Back]

Raczej krótko, bo z pewnością widzimy się jeszcze na liście rocznej (choć pisząc te słowa topka nie jest nawet w powijakach). Nie trzeba szczególnie uważnie czytać Porcys, aby zauważyć, jaki status ma u nas Leon Vynehall. Koleżka jest nie do zatrzymania, a każda chwila z nim to jest złoto. Wszystko, czego się tyka, z automatu jest na pewnym sposobie, a jego długograje to już w ogóle inna bajka. Rojus zachwyca, bo utrzymuje poziom poprzednika, jednocześnie nie będąc jego kopią. Sofomor (trudno się powstrzymać przed tym określeniem) Brytyjczyka zdaje się nieco bardziej żywy; w sensie zagęszczony, zaludniony. Nieco bardziej "światowy", brzęczący, bogatszy we wszelkiej maści pierdółki. A czy lepszy? Sam nie umiem powiedzieć, na pewno nie gorszy. A jak komuś jeszcze mało, to niech sprawdzi sobie Laszlo Dancehall, gość nie wymięka. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Lindstrøm:Windings

Lindstrøm
Windings
[Feedelity]

Zdarzyło mi się w marcu napisać parę słów o zapowiadającym ten materiał "Closing Shot" i w dalszym ciągu podtrzymuję. Co więcej, dokładnie tak samo mógłbym napisać o pozostałych dwóch indeksach składających się na Windings. W żadnym wypadku nie jest to wada, tak samo jak to, że od 2012 niewiele tu się zmieniło. Lindstrøm ciągle gra trochę we własnej lidze i nawet gdy nie zaskakuje, to taki mały upominek bardzo cieszy. Profesjonalny space-dicso hattrick. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Lone:Levitate

Lone
Levitate
[R&S]

Lone jest znakiem jakości – gościowi nie zdarzyło się jeszcze popełnić słabej rzeczy. Levitate kontynuuje dobrą passę i po raz kolejny spełnia oczekiwania. Choć status olśniewającego Galaxy Garden pozostaje niezagrożony, tak na moje ucho najnowsza płyta brytyjskiego producenta przebija Reality Testing sprzed dwóch lat. Obyło się też bez zaskoczeń – tak jak spodziewałem się po singlach, najnowsza pozycja w katalogu Matta Cutlera to największa i najbardziej bezpośrednia dawka rave'u w jego karierze. Rzecz jasna nie rozstał się on ze swoim wyczuciem melodii i rozkosznymi klawiszowymi pasażami – oba organy naturalnie współgrają i owocują kolejnym bardzo udanym, choć nieco przykrótkim albumem. Zdecydowanie polecam. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Loreznzo Senni:Persona

Lorenzo Senni
Persona
[Warp]

Zaczynając od konceptualnie ciekawego, ale niestety trudno słuchalnego w innej niż snippertowej formie (czyt. cholernie nudnego) Quantum Jelly, przez wielokrotnie bardziej udane, fascynujące Superimpositions, Senni Personą rozbił bank. Byłem bardzo ciekawy, czym zaowocuje transfer Włocha do Warp, ale to co dostałem przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Przyznam bez bicia, że poprzedni album mimo wszystkich swoich zalet, nie porwał mnie tak bardzo, jak bym chciał. Tym razem jest inaczej i rolandowe fanfary, zrekonstruowany trance i gęsta siatka napięć utkana na przestrzeni tych sześciu kawałków wprawiła mnie w niemały zachwyt i podziw. Intensywność i wielobarwność pomimo wielu, wielu odsłuchów nie traci nic ze swojej mocy, bardziej przystępna forma nie kaleczy idei, a idealny balans pomiędzy intelektualizmem a euforią pozostaje dla mnie zagadką. "Stacatto rave", "pointillistic trance", małe cząstki wielkich rzeczy. Moja drużyna, tegoroczny faworyt. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Mechatok:See Thru

Mechatok
See Thru
[STAYCORE117]

Mam problem ze sklasyfikowaniem See Thru, no bo co to właściwie jest? UK Bass? No nie wiem, raczej kojarzy mi się to z prostszą, dalszą od eksperymentu, a bliższą popowi wariacją na temat R Plus Seven. Lekkie, przyjemne melodyjki, dziwna, ale pełna zaufania atmosfera. Jest w tym jakaś prostoduszność i orzeźwiający brak wszechobecnej ironii tak często cechującej tego typu muzykę. Odtłuszczony, a nie zdekonstruowany, marzycielski trance dla ludzi niechodzących na imprezy. Zresztą tylko spójrzcie na to. –Antoni Barszczak

posłuchaj


M.E.S.H.:Damaged Merc

M.E.S.H.
Damaged Merc
[PAN]

Nie byłem nigdy specjalnym fanem Jamesa Whipple'a, poprzednie jego rzeczy mimo solidności raczej mnie nudziły, nie wydawały mi się dość ciekawe aby poświęcać im więcej czasu, niż trzeba aby odnotować ich obecność. Tym większym zaskoczeniem stało się dla mnie Damaged Merc - pozostająca w tej samej stylistyce, ale nieporównywalnie bardziej wielowymiarowa i urozmaicona wariacja industrialnego UK bassu, tym razem ubarwiona naleciałościami kuduro i acidu. Całkiem konkretna dawka szatkowania świadomości. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Motion Graphics: Motion Graphics

Motion Graphics
Motion Graphics
[Domino]

Motion Graphics kojarzy mi się symultanicznie z wieloma rzeczami, ale jednocześnie nie mogę tego tworu w żaden jednoznaczny sposób sklasyfikować. R Plus Seven, jakieś echa vaporwave'u (ale raczej James Ferraro niż Macintosh Plus). W niezrozumiały sposób (czyli nie mam na to argumentów) przypomina mi nawet momentami zeszłoroczny album Jam City. Może to przez trzecioplanowy wokal, niepełniący istotowej roli, w przeciwieństwie do reszty materii "nieskażony" technologią? Tym jednak, co na pewno wyróżnia ten album od wymienionych rzeczy, to jego nastawienie. Tutaj nowoczesność rysuje się w jasnych barwach, wszystkie nowe metody i narzędzia nie są przerażające i złowrogie, ale raczej fascynujące. Nowojorski producent zmontował przedziwną, ale bardzo przyjemną, lekką i przystępną laurkę dla współczesności. Pozbawioną cynizmu, a przy okazji po prostu świetną muzycznie, dlatego tak interesującą. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Mr. Fingers:Outer Acid

Mr. Fingers
Outer Acid
[Alleviated]

Larry Heard to jest gość, ale o tym chyba wie (a przynajmniej powinien wiedzieć) każdy, kto choć trochę orientuje się w podobnych klimatach. Trochę minęło czasu od ostatniego materiału sygnowanego aliasem Mr. Fingers, ale nie ma to znaczenia. 2016, cztery nowe kawałki. Stronę A stanowi tytułowy "kwaśny" wałek, elegancki acid house z duchowym, nostalgicznym sznytem oraz nieco bardziej stonowany, dopełniający poprzednika "Qwazars". Druga jest bardziej kontrastowa – dynamiczny, rytmicznie zagęszczony "Nodyahead" sąsiaduję z rozpływającym się i unoszącym w powietrzu, niemal sprinklesowskim "Aether". Wymieniłem tak sobie po kolei numery, które składają się na tę EP-kę, ale trudno zrobić inaczej. Każdy jest nieco inny, a jednocześnie żaden nie odstaje od reszty, tworząc spójne dzieło. Taki jest już sznyt Fingersa – tworzenie dystyngowanych, wyważonych parkietowo-poświelowych perełek ma, nomen omen, w małym palcu. I choć Outer Acid nie sięga poziomu wybitnego Introduction, to tak dobrej muzyki nigdy za wiele. Klasyczny house najwyższej próby. –Antoni Barszczak

posłuchaj


POWELL:Sport

POWELL
Sport
[XL]

Chciałbym napisać jak przestylizowana jest ta płyta i że powellowy mariaż industrial-technoelcectroslashu bije po uszach formalnym przeładowaniem, dając w zamian niewiele frajdy, ale ciężko odmówić tej dziwnej formule spójności. Pourywany, ciężkawy w odbiorze, wciśnięty pomiędzy piosenkową ciągłość a abrasywny kolaż, Sport jest skonfliktowany. Można go zaakceptować, albo odrzucić używając tych samych argumentów, a słowa Powella, który mówi między innymi o męce i pasji, z jaką podchodzi do tworzenia muzki, nadają tej walce dodatkowego smaku. –Krzysztof Pytel

posłuchaj


OAKE: Monad XXIV

OAKE
Monad XXIV
[Stroboscopic Artefacts]

Dwudziesta czwarta monada w wykonaniu berlińskiego duetu Oake to dark ambient techno, które bardziej niż na rytm stawia na napięcia pomiędzy dźwiękami, przestrzeń i katarktyczną atmosferę i nawet gęste "Hélicorde" do tańca raczej nie porywa. Znacznie bardziej niż z parkietowymi wcieleniami gatunku ta EP-ka kojarzy mi się z dokonaniami niejakiego Haxan Cloak. Bardzo wdzięczna, wysokiej jakości rzecz, często przeze mnie słuchana i choć nie wprawiająca w osłupienie, to zdecydowanie rekomendowana, szczególnie jeśli potrzebujesz trochę mrocznej elektroniki bez nadęcia. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Oval:Popp

Oval
Popp
[Uovooo]

Jest to powszechna opinia, że na Popp dużo się dzieję. No i z jednej strony trudno zaprzeczyć, ale mam równoległą teorię - najnowszy album Oval zawiera kompozycje w znacznej mierze statyczne. Gęstość, kompleksowość tych wielobarwnych emulsji przytłacza i onieśmiela, jednak, po którymś z kolei uważnym odsłuchu, zauważa się, że te kawałki niejako "stoją w miejscu". I nie jest to w żadnej mierze zarzut. Wirujące mikroelementy poruszają się to w jedną, to w drugą stronę, jednak w gruncie rzeczy pozostają na swoim miejscu. Tu nie ma autechre'owej ewolucji kawałków, stopniowej deformacji. Ale przez ten zabieg muzyka staje się przystępna i pomimo swoich szalonych dekonstrukcyjnych ambicji w jakimś tam stopniu ludzka. Przypomina to oglądanie jednego stałego obiektu pod różnymi kątami, dźwiękowy alfabet Braille'a opisujący modernistyczne rzeźby. Oczywiście kunszt i detal jest oszałamiający, dzięki czemu naprawdę można czerpać intelektualną przyjemność z obcowania z tymi obcymi obiektami. Dodam jeszcze, że ja, człowiek chyba dość odporny na wszelakie nawałnice dźwięków, tylko raz czy dwa przesłuchałem ten album w całości za jednym zamachem. A słuchałem go multum razy. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Sky H1:Motion

Sky H1
Motion
[Codes]

To prawdopodobnie moje największe tegoroczne "odkrycie". O tej belgijskiej producentce nie mówiło się dostatecznie dużo. Jasne, napisano o niej tu i ówdzie, przywiało ją nawet na krakowski Unsound, ale ciągle zdaje mi się, że to mało. Na swojej drugiej EP-ce (zeszłoroczny debiut też warty sprawdzenia) zsyntetyzowała instrumentalny grime z kojącymi syntezatorami, new age'ową aurą i ambientową przestrzenią. W ciągu tych sześciu krótkich numerów potrafiła dotrzeć do dawno uśpionych ośrodków rozkoszy w moim mózgu. Może to brzmieć jak egzaltacja, ale każdy z tych utworów jest absolutnie świetny i piękny. To miłe, gdy można znaleźć muzykę tego typu, operującą nastrojem, a jednocześnie daleką od mroku, niepokoju czy prostego smutku, a jednocześnie oddziałującą na emocje. Te rozpisane na niemal trance'owe warstwy synthów i zdelayowane strzępki ludzkich głosów litanie naprawdę przynoszą zachwyt i ulgę. Zdecydowanie moje granie i jedno z ulubionych tegorocznych wydawnictw. –Antoni Barszczak

posłuchaj


SØS Gunver Ryberg: AFTRYK (EP)

SØS Gunver Ryberg
AFTRYK
[Contort]

Ta duńska artystka na scenie kombinuje już od jakiegoś czasu, jednak dopiero AFTRYK jest jej fonograficznym debiutem. Zaczyna się niewinnie, żeby szybko całość przerodziła się w pędzące, niosące postrach terrorystyczne, acz barbarzyńskie techno. Oprócz niepodważalnej kompetencji i warsztatowej dojrzałości (tworząc taką muzykę łatwo wpaść w pułapkę beztreściowej i nudnej łupanki) bardzo podoba mi się fakt, że debiutanckie wydawnictwo SØS Gunver Ryberg jest tworem posiadającym narrację, a nie tylko zlepkiem paru kawałków. Precyzyjnym i skutecznym. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Steven Julien: Fallen

Steven Julien
Fallen
[Apron]

Krystaliczne synthy i wielowarstwowe bity to dwa bieguny świata stworzonego przez Stevena Juliena. Mylący, niezobowiązujący początek szybko ustępuje miejsca parrishowskim odlotom i wciąga bez reszty, prezentując ogromne dźwiękowe bogactwo tego, co pomiędzy nimi. Fallen z jednej strony terroryzuje bezkompromisowością i zaskakuje niemal co indeks, ale to w gruncie rzeczy nauka ścisła. Każdy takt ma tu znaczenie w budowaniu głębokich, niepokojących, szklanych struktur albo tworzeniu szerokich przestrzeni pełnych dryfujących po purgatorium kwasowych motywów. Sam Reficul zdaje się być onieśmielony presją tej doskonale skonstruowanej jatki w dwunastu aktach. – Krzysztof Pytel

posłuchaj


WIFE: Standard Nature (EP)

WIFE
Standard Nature (EP)
[Profound Lore]

Długogrający debiut dla Tri Angle w postaci What's Between - oględnie mówiąc -"nie siadł". Tym większym zaskoczeniem okazało się Standard Nature, gdzie pseudo-piosenkowe nudziarstwa ustąpiły wielowymiarowemu, przestrzennemu grime'owi, gdzie lipny wokal został ograniczony do minimum i pojawia się sporadycznie w bardzo przetworzonej formie, jeszcze poszerzając paletę użytych tu dźwięków. (Niemal)instrumentalne futurystyczne R&B (!) rzadko kiedy brzmi równie soczyście. WIFE się odkuł i oby tylko nie nawijał o tym przez następne kilka lat (co?). –Antoni Barszczak

posłuchaj


Will Long: Long Trax

Will Long
Long Trax
[Comatonse]

Terre Thaemlitz to taka nasza cicha faworytka - nigdy nie była ukrywana, ale nigdy też nie było o niej specjalnie głośno. Pojawia się raz tu, raz tam. Raz zapoda jakiś mixtape, raz strzeli niemal trzydziestogodzinną medytację. Informacja o podwójnym albumie, którego połowa stanowi remixy w wykonaniu Sprinkles od razu wyrwała mnie z letargu, choć wizja kontemplowania takiej muzyki przez 2,5h była (dla mnie) trochę przerażająca. I jak? Pierwszy cedek, zawierający oryginalne wersję Willa Longa skontrastowany ze mistrzowskimi overdubami wypada po prostu dość blado, niczym pozbawiony wypełnienia kontur, szkic, szkielet. Natomiast rzeczony drugi zestaw zachwyca delikatnie muskając całą gamą dystyngowanych brzmień i barw ostatnio przypomnianych przez Where Dancefloors Stand Still i Queerifications & Ruins. Jeśli tylko będziecie mieli okazję gdzieś nabyć/odsłuchać Long Trax, to nie wahajcie się ani chwili. –Antoni Barszczak

posłuchaj


Playlista z najlepszymi utworami

Antoni Barszczak    
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)