SPECJALNE - Rubryka
Rekapitulacja 2014: Indie

Rekapitulacja 2014: Indie

8 stycznia 2015

Grafikę przygotowała Magda Janicka.

Tym razem podejdziemy do sprawy skrótowo, bo ani nam się nie chce pisać, ani Wam czytać ciągnących się molochów na temat kondycji bądź co bądź czczego pojęcia, jakim jest indie. Tradycyjnie największe trudności sprawia kwestia przynależności, ale tu nie pozostaje nic innego jak podpiąć się pod zeszłoroczną rekapitulację Marka i granice gatunkowe potraktować instynktownie, troszkę po macoszemu. W kwestii gitar – bo nie bajerujmy się, niezal w dalszym ciągu najbardziej kojarzony jest właśnie z nimi – 2014 mógłby być kolejnym rokiem stagnacji, aczkolwiek zaryzykowałbym stwierdzenie, że zdarzały się przebłyski, mogące wlewać w serca ortodoksów odrobinę nadziei. Absolutnie nie chcę tutaj podnosić larum, ale wystarczy pobieżnie porównać tegoroczne podsumowania "zagranicznych, opiniotwórczych portali" z analogicznymi zestawieniami z roku zeszłego, aby zaobserwować, że być może niebawem wreszcie doczekamy "lepszych dni". Nie chcę przez to powiedzieć, że wyroki dzisiejszego, w wielu kwestiach coraz bardziej oderwanego od rzeczywistości Pitchforka (jak również jego pochodnych) mają dla mnie jakiekolwiek znaczenie, ale trzeba przyznać, że w kwestii gitar nadal zdarza im się trafiać w środek tarczy: weźmy chociażby uniwersalnie docenione, świetne wydawnictwa Real Estate czy Ought – a to tylko dwa pierwsze lepsze przykłady z brzegu. Nie mnie wyrokować, na ile zaistniała sytuacja to kwestia sugerowanego przez niektórych sinusoidalnego powrotu do szlachetnych, najntisowych wzorców, ale jeśli z tego to właśnie wynika, pozostaje nam jedynie się cieszyć.

Poniżej skonstruowaliśmy dla Was naszą subiektywną listę albumów, które w jakiś sposób uważamy za warte uwagi, wraz z krótkimi opisami. Możecie się zżymać, że mało w tym kompendium obskurów, że promujemy same oczywistości i że w ogóle to jesteśmy "dziwki bez szkoły", ale cóż ja na to poradzę – tak jak wspominałem powyżej, duża część środowiskowych indie-hype’ów okazała się słuszna i ostatecznie i tak najchętniej wracaliśmy do Maca DeMarco, Alvvays czy Cloud Nothings. W ramach suplementu skleiliśmy też dla Was zupełnie niezobowiązującą playlistę. I tutaj małe wyjaśnienie: jedyne warunki, jakie sobie narzuciliśmy, kompilując ten zestaw, to rezygnacja z utworów pochodzących z płyt opisywanych przez nas poniżej (z jednym wyjątkiem!) oraz ograniczenie się do jednego kawałka poszczególnych artystów. Po tych założeniach braliśmy już wszystko jak leci, stąd obecność zarówno reprezentantów mocnych pozycji albumowych czy pojedynczych perełek z zasadniczo nieciekawych wydawnictw, jak i propozycji stricte singlowych. Stopień rozpoznawalności nie miał znaczenia, więc znaleźli się tu i giganci typu Spoon czy New Pornographers, i nikomu nieznani sprawni naśladowcy Slowdive z Rzymu. Nie dziwcie się też, że jakiś Wasz faworyt został pominięty – po przesłuchaniu x-tych, marniutkich epigonów MBV (swoją drogą obadajcie sobie okładkę tegorocznego krążka takiej formacji Teenage Daydreams albo – no właśnie – nazwę zespołu The Bilinda Butchers) albo kolejnych dziesiątek garażowych młokosów gotowych przenosić góry swoimi wątpliwej jakości nagraniami, można odrobinę stracić czujność – z miłą chęcią zresztą wysłucham czytelniczych rekomendacji. To tyle, pozdrawiam i widzimy się za – miejmy nadzieję dla wszystkich wspaniały – rok. –Wojciech Chełmecki


Albumy:

...And You Will Know Us by the Trail of Dead: IX

...And You Will Know Us by the Trail of Dead
IX
[Superball]

Tytuł nie kłamie. Tak, to już dziewiąty album typów z Austin, a z pierwotnego składu ostali się tylko Keely i Reece. Okoliczności tego rodzaju nie przeszkodziły jednak muzykom ze stanu Texas po raz kolejny – tak jak w przypadku Tao of the Dead – zaskoczyć fanów bardzo mocnym treściowo krążkiem. Wiadomo, że nie ma on startu do złotego tercetu, czyli trzech pierwszych płyt, lecz nie o to tutaj chodzi. Trail of Dead jest przykładem zespołu, który przez wielu już dawno temu został spisany na straty, z czasem stając się składem wręcz wyszydzanym. Na szczęście wciąż udowadniają, że te łatwo formułowane zarzuty są całkowicie bezpodstawne. –Marek Lewandowski

posłuchaj całości

Alex G: DSU

Alex G
DSU
[Orchid Tapes]

Gówniarski fetysz anonimowości słuchanych artystów jest – rzecz jasna – żenująco śmieszną dolegliwością, ale trudno nie zgodzić się z tym, co w pierwszym akapicie swojej recenzji DSU sugeruje recenzent Pitchforka: myśl o odkryciu skitranego gdzieś głęboko na Bandcampie czy innym SoundCloudzie diamenciku faktycznie może być pociągająca – przecież nie dla wszystkich jest to taką rutyną jak dla Wojtka Sawickiego. W kaaażdym razie w tym roku – przy okazji jego pierwszego pełnoprawnego długograja – ktoś wygrzebał Alexa Giannascoliego i z miejsca przylepił mu łatkę "internet’s secret best songwriter". Nie mnie oceniać słuszność tej półżartobliwej tezy, ale DSU to zestaw bardzo przyjemnie napisanych i zaaranżowanych, lo-fi popowych, gitarowych miniaturek. Dla podobnych mi wyznawców Elliotta Smitha to pozycja obowiązkowa, ale jestem pewien, że każdy fan najntisowego indie znajdzie tu coś dla siebie. –Wojciech Chełmecki

posłuchaj całości

Alvvays: Alvvays

Alvvays
Alvvays
[Polyvinyl]

Alvvays niby zostało wydane na kasecie już w 2013, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że jego miejsce jest tu i teraz, w tym podsumowaniu, gdyż jest milutkim wspomnieniem tegorocznego lata, choć równie łatwo przywołuje nastoletnie obrazy pierwszych pocałunków, niewinnych rozkminek o życiu i partridge’owskiego leżenia na trawie. Debiut Kanadyjczyków wręcz kipi młodzieńczą bezpretensjonalnością, wskrzeszając ducha tu Galaxie 500, tam Belle & Sebastian, a jeszcze gdzie indziej Weezera. Nie przeczę, zdarzają się tu słabsze momenty i trochę szkoda, że nie wszystkie kawałki to takie petardy jak "Adult Diversion", ale w dalszym ciągu na tyle dużo tu słodyczy, że nie śmiem się dąsać. -Wojciech Chełmecki

posłuchaj całości

Ariel Pink: pom pom

Ariel Pink
pom pom
[4AD]

Już ładnych parę lat temu stało się jasne, że Ariel Marcus Rosenberg gra niejako we własnej lidze. Unikalny sound, jaki udało mu się stworzyć, zainspirował rzesze epigonów na czele z Joe Knightem z Rangers (którzy to zainspirowali zresztą kolejną falę tychże – sprawdźcie świetny Delta Horizon, zeszłoroczny album autorstwa Eleventeen Eston zarekomendowany nam przez red. Skowyrę). To wszystko sprawia, że umieszczenie go na równych prawach w obrębie tego zestawienia nie wydaje mi się do końca fair. Nie zrozumcie mnie źle, ale mamy tutaj do czynienia z wypowiedzią artysty wybitnego, która nijak ma się do sympatycznych (ale jednak) pierdółek pozostających w bezpośrednim sąsiedztwie z ostatnim albumem lidera Haunted Graffitti. Arielowi jak dotąd nie udało się nagrać słabej płyty, i nie inaczej jest przy okazji pom pom. Teoretycznie wszystko się tutaj zgadza, to jest wciąż bardzo dobra, unikalna w swej formie i treści muzyka, z tym, że podczas jej odbioru wciąż nie mogę odpędzić się od wrażenia niedosytu, zwłaszcza gdy w pamięci mam tę fantastyczną zapowiedź w postaci pilotującego singla. -Marek Lewandowski

posłuchaj całości

A Sunny Day In Glasgow: PŁYTA

A Sunny Day In Glasgow
Sea When Absent
[Lefse]

Nie wiem, ile w tym zasługi spektakularnego powrotu Kevina Shieldsa i spółki, ale estetyka okołoshoegaze’owa ma się w tym roku całkiem nieźle (patrz Whirr, Cheatahs, Nothing czy Have a Nice Life), choć akurat najmocniejszy materiałowo krążek z tej szufladki zmajstrował mało reprezentatywny dla niej zawodnik, zapewne częściej tagowany w branży jako dream pop. Fetyszyzującą Cocteau Twins kapelę Bena Danielsa znamy nie od dzisiaj, ale to właśnie Sea When Absent wyrasta na moje ulubione wydawnictwo A Sunny Day In Glasgow. Album obfituje w momenty zaiste magiczne, jak na przykład prześlicznie rozpisane plecionki wokalne w "In Love With Useless", kipiący niedefiniowalnym erotyzmem wątek gitarowy z "Crushin’" czy powrót obniżonego o oktawę motywu przewodniego pod koniec "MTLOV". Warto znać. -Wojciech Chełmecki

posłuchaj całości

Caribbean: Moon Sickness

Caribbean
Moon Sickness
[Hometapes]

Piotr Ejsmont w recenzji Moon Sickness pisał o pewnej dostrzegalnej na płycie świadomej tendencji do rezygnacji z wprowadzania do utworów tradycyjnie pojętych refrenów i to jest spostrzeżenie, które trafia w punkt. Michael Kentoff kpi sobie ze schematu zwrotka-refren, nie porzucając jednak postulatu względnej chwytliwości, a przy tym wszystkim gmera przy akordach z dociekliwością i wyobraźnią Elliotta Smitha, wynosząc swój unikalny songwriting na pozycję kluczową w odbiorze tego absolutnie wspaniałego, intrygującego albumu. Na miękko moje top 1 tegorocznych gitar – "po prostu filar indie-grania A.D. 2014, opoka może?". -Wojciech Chełmecki

posłuchaj całości

Cheatahs: Cheatahs

Cheatahs
Cheatahs
[Wichita]

Jak powyżej słusznie zauważył Wojtek, miniony rok przyniósł kilka naprawdę interesujących wydawnictw w zakresie pojemnej szufladki dream pop/shoegaze, że wymienię tutaj tylko zestaw dźwięków pochodnych od Low oraz Slowdive przygotowany przez Lowtide, silnie inspirowany spuścizną MBV przytaczany follow-up od Whirr oraz całkiem udane propozycje autorstwa Be Forest, Roku Music czy przede wszystkim Nothing. Jednak poza naszym bezsprzecznym numerem jeden w tej kategorii – Sea When Absent – to właśnie bezpretensjonalny shoegaze zaserwowany przez Cheatahs najbardziej przypadł mi do gustu. Self-titled londyńskiego kwartetu intryguje ze względu na umiejętne przeszczepienie ride'owskiej tradycji w oddziaływający na wyobraźnię zestaw wciągających homofonicznych faktur, które tylko utwierdzają mnie w przekonaniu o świetlanej przyszłości zawodników z Cheatahs. –Marek Lewandowski

posłuchaj całości

Cloud Nothings: Here And Nowhere Else

Cloud Nothings
Here And Nowhere Else
[Carpark]

Z bądź co bądź bardzo przyzwoitego Attack On Memory najbardziej zapamiętałem rewelacyjne otwarcie: podszyte dramatyzmem, przejmujące "No Future/No Past" oraz zajebiście chwytliwe, energiczne "Wasted Days". Zupełnie mi to wystarczyło, aby wytworzyć w głowie bezbarwny obraz pozostałych indeksów. Na Here And Nowhere Else Dylan Baldi stara się uniknąć syndromu świetnego początku i przeciętnej reszty, i to mu się udaje. Ostatni album zespołu z Cleveland łączy mocny songwriting z post-hardcore'ową ornamentyką, tym razem nie pozostawiając jakichkolwiek wątpliwości co do kompozytorskich umiejętności lidera. –Marek Lewandowski

posłuchaj całości

Deerhoof: La Isla Bonita

Deerhoof
La Isla Bonita
[Polyvinyl]

Deerhoof chyba nie robi furory w zakładach bukmacherskich: naczelni gitarowi nadpobudliwcy wydali kolejną dobrą płytę. Generalnie u nich bez zmian: czasem udziwnią Stereolab, czasem przypadkowo skojarzą się z czymś co lubisz (niewyraźne echa "She Is Beyond Good And Evil" w "Big House Waltz"), czasem dowalą jakimś fajnym riffem, a czasem odlecą w tylko sobie znane, quasi-eksperymentalne rejony, koniec końców i tak brzmiąc przystępnie. No i jak zawsze świetnie się przy tym bawią. Aha, tak mi się jeszcze coś przypomniało, więc napiszę: kiedyś gdzieś wyczytałem, że Deerhoof jest bardziej ekscentryczną wersją Marnie Stern – serio, dokładnie w takiej kolejności. Wiecie, lubię Marnie, ale wyjaśnijmy sobie coś: oni siali rozpizd, kiedy ona jeszcze wkurwiała się na bolące od strun opuszki. I w przedziwny sposób do dziś nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Należy to docenić. –Wojciech Chełmeck

posłuchaj całości

Die Flöte: Pizza

Die Flöte
Pizza
[Stajnia Sobieski]

Czy są na sali indie-rockowi konserwatyści? Tacy, którzy tęsknią za "starym, dobrym indie"? A wiecie, że Guided By Voices wydało w tym roku płytę? Albo J Mascis? Pewnie wiecie, ale i tak woleliście słuchać Die Flöte. I słusznie zresztą, bo to czysta radocha obcować z tak rewelacyjnym, kreatywnie, a jednocześnie bezspinkowo skrojonym wyciągiem z najlepszych indie-albumów, jakie kiedykolwiek słyszeliście, w obrębie jednego, spiętego wydawnictwa, niebędącego kompilacją. Chyba nikogo nie zaskoczę, jak powiem, że Stajnia Sobieski to obecnie najchętniej obserwowane przeze mnie zjawisko na krajowym niezal-podwórku. Za nieskrępowane wylajtowanie i promowanie wciąż za mało popularnych w Polsce zajawek należy im się duży szacun i w ramach bonusu – roczny zapas piwa "Piwo". –Wojciech Chełmecki

posłuchaj całości

Iceage: Plowing Into The Field Of Love

Iceage
Plowing Into The Field Of Love
[Matador]

Co się stało z tymi chłopakami? Czy rozpierdol okiełznany, trzymany w ryzach, nadal jest pełnoprawnym rozpierdolem? Czy za nami czas największych euforii i czeka nas już tylko skrajne odwodnienie po długotrwałym alko-cugu? Takie pytania tłoczą się w głowie fanów Iceage po pierwszych minutach Plowing Into The Field Of Love. Duńczycy, zagarniając dla siebie rejony Nicka Cave’a i The Gun Club, odbili w kierunku, którego chyba nikt się nie spodziewał, ale nie można powiedzieć, że nie prą do przodu. Niektórzy pewnie czują się tym nagraniem odrobinę oszukani, bo zbyt dużo ballad, bo za mało intensywnie, bo perka już tak nie szarżuje. Ale to przecież tylko taka iluzja: charakterystyczna szorstkość brzmienia – choć nieco rozmiękczona rozbudowanymi w stosunku do poprzedników instrumentacjami – wciąż porządnie kopie dupę, a z ust Eliasa Rønnenfelta toczy się ta sama narkotyczna frustracja, co kiedyś, podana jedynie w odrobinę elegantszy sposób. To nadal pijane rodeo na cmentarzu, ale już z krwawiącym nosem i obitym szkiełkiem. –Wojciech Chełmecki

posłuchaj całości

Mac DeMarco: Salad Days

Mac DeMarco
Salad Days
[Captured Tracks]]

Być może ten album jest jowialną pochwałą normalności i błazeńskim uśmiechem politowania wobec wszechotaczającej korporacyjnej napinki. Być może zapiskiem strumienia świadomości Twojego błyskotliwego, acz pajacowatego ziomka, którego wszyscy lubią, choć nikt do końca nie traktuje poważnie. Jednak w najprostszej i najważniejszej linii percepcji Salad Days to zbiór ospałych, kapitalnie rozpisanych gitarowych nucanek, melodycznie kopiących dupę większości aspirujących, popowych wydawnictw, jakie się w tym roku ukazały i zagranych z tak niesamowitym luzem, że poślady same się rozpinają. –Wojciech Chełmecki

posłuchaj całości

Men: Tomorrow's Hits

Men
Tomorrow's Hits
[Sacred Bones]

To już powoli robi się nudne. Men w dalszym ciągu nie mają fanpage'a na facebooku i po raz wtóry z rzędy trafiają do porcysowej rekapitulacji. Lecz konia z rzędem temu, kto udowodni mi, że najnowszy album tego utalentowanego składu na to nie zasługuje. No bo kurczę: co do tego, że kolesie doskonale odnajdują się w graniu post-hardcore'u/indie/noise'u/garage-rocka czy alt-country wiadomo od dawna, ale jeżeli ktoś miał wątpliwości co do tego, że ekipa z Nowego Jorku świetnie radzi sobie też z pisaniem nośnych popowych MOTYWÓW, to na wysokości Tomorrow's Hits może je zdecydowanie porzucić. Re-we-la-cja. –Marek Lewandowski

posłuchaj całości

Olivier Heim: A Different Life

Olivier Heim
A Different Life
[Lado ABC]

Pomimo pewnej dozy sympatii, jaką darzę Michalinę Furtak, skłamałbym, gdybym powiedział, że tęsknię za Très.b. Umówmy się: to był przeciętny zespół. Tym większe było moje zdziwienie, gdy zabrałem się do sprawdzenia A Different Life (przyznaję, że nagrywki pod szyldem Anthony Chorale olałem), kolejnego już krążka gitarzysty multikulturowego składu. Holender na swoim pierwszym longplayu wydanym pod swoim rzeczywistym imieniem i nazwiskiem nad wyraz zgrabnie radzi sobie ze snuciem gitarowych narracji, korzystając przy tym z jednej strony ze spuścizny Kings of Convenience, z drugiej zaś śląc mrugnięcia w stronę śmietanki współczesnych, "modnych" songwriterów od Ariela Pinka poprzez Rangers po wczesne Ducktails. Jednak mimo że zapożyczenia są dosyć wyraźne, to muzyka wypełniająca A Different Life ma autorski sznyt i nie ma tu mowy o bezmyślnym kopiowaniu patentów, a, co najważniejsze, Heim nie ucieka w tzw. "eksperyment", czuć tutaj zamysł i przyłożenie wagi do kompozycyjnej solidności wygrywanych motywów. Dobrze się stało, że wydawnictwo to ujrzało światło dzienne pod szyldem Lado, bo w kraju nad Wisłą wciąż mamy deficyt tego typu grania. –Marek Lewandowski

posłuchaj całości

Ought: More Than Any Other Day

Ought
More Than Any Other Day
[Constellation]

Kwestię debiutanckiego albumu typów z Ought w swej czerwcowej recenzji w zasadzie zamknął już Wojtek, więc wszystkich zainteresowanych, którzy się z nią jeszcze nie zapoznali, odsyłam tutaj. Od siebie mogę jedynie dodać, że uderza mnie, jak wielka charyzma wypływa z tego grania i nawet jeżeli czasem zdarza nam się nadużywać przymiotników "intrygujący", "ciekawy", "obiecujący", to w przypadku More Than Any Other Day z tym procederem absolutnie nie mamy do czynienia. –Marek Lewandowski

posłuchaj całości

Perfect Pussy: Say Yes To Love

Perfect Pussy
Say Yes To Love
[Captured Tracks]]

Miniony rok bez wątpienia należał do nich. Ekipa z Syracuse w stanie Nowy Jork swoim debiutanckim longplayem spolaryzowała środowisko, dzieląc słuchaczy na entuzjastów oraz hejterów. Pierwsi byli zachwyceni świeżością oraz rozbuchaną młodzieńczą bezczelnością, ci drudzy spoglądali na wyczyny Meredith i spółki z niezrozumieniem oraz dezaprobatą. Obie te grupy pozostały tym samym w opozycji do w większości przypadków zaskakująco jednogłośnie oraz trzeźwo reagującej krytyki, która należycie doceniła długogrający debiut Amerykanów, nie popadając przy tym w ekstazę. Te podparte basowym noise'em ekstremalne lo-fi punkowe tekstury, na których zbudowane zostało brzmienie Say Yes To Love, połączone z prawie histerycznym, jednostajnym krzykiem Meredith Graves nie każdemu mogły przypaść do gustu, co jest dla mnie całkowicie zrozumiałe (sam początkowo nie byłem do końca przekonany). Malkontenci jednak sporo tracą, bo wystarczy odrobina dobrej woli, aby z tego całego zgiełku wyłapać niesamowicie chwytliwe i pomysłowe riffy Raya McAndrew, który jest dla mnie niekwestionowanym bohaterem tej płyty. To właśnie dzięki jego zabiegom szaleństwo Grega i młodociana energia panny Graves mają na Say Yes To Love rację bytu. Z drugiej strony trafiają do mnie zarzuty o braku oryginalności tego materiału w obliczu zestawienia go z dokonaniami poprzedniego bandu Graves, który już zapuszczał się w pokrewne rejony. –Marek Lewandowski

posłuchaj całości

Popstrangers: Fortuna

Popstrangers
Fortuna
[Carpark]

Fortuna w stosunku do zeszłorocznego Antipodes nie notuje jakichś drastycznych wolt stylistycznych, choć jest nieco bardziej wygładzona i skupiona – mniej tu stricte noise’owych odchyłek, więcej natomiast odskoków w stronę kwiecistego psych-rocka, co plasuje Popstrangers w jednej drużynie z takimi zespołami jak choćby Quilt czy The Proper Ornaments (których tegoroczne płytki również warto obadać). Album pełen jest ciekawie rozpisanych gitarowych riffów i linii basowych oraz zapadających w pamięć, miejscami ewokujących przestrzenny feeling Tame Impala melodii. –Wojciech Chełmecki

posłuchaj całości

Real Estate: Atlas

Real Estate
Atlas
[Domino]

Obok świetnego albumu DeMarco propozycja od sympatycznych typów z Real Estate była jedną z lepszych rzeczy, jeśli chodzi o kategorię niezobowiązujących, ale szalenie przyjemnych wypraw w odmęty gitarowego retro-popu. Może Atlas nie jest tak intrygujący jak ostatnia solówka Matta oraz nie tak mocno stojący singlami jak Days, jednak pominięcie tego równego, wypełnionego po brzegi rzetelnie napisanymi melodiami, janglepopowego zestawu, byłoby z mojej strony kardynalnym zaniedbaniem. –Marek Lewandowski

posłuchaj całości

Sun Kil Moon: Benji

Sun Kil Moon
Benji
[Caldo Verde]

Benji nie jest tylko płytą. Benji jest serią rozmazanych impresji o Ameryce, jej transcendentalnym wizerunkiem, jej obyczajowością, krajobrazem, popkulturą. Milionami hektarów pól uprawnych, zupełnie takich jak to z okładki. Tysiącami przydrożnych moteli. Setkami wypitych rocznie szklanek szkockiej. Niekończącym się sporem o prawo do posiadania broni. Kerouacowskim, alkoholowym eskapizmem. Przedmiotem i inspiracją lynchowskich przerysowań. I wreszcie: tłem, a zarazem centrum życia Marka Kozelka – autentycznego, subiektywnego biorcy zarówno jej dobrodziejstw, jak i skaz – o którym postanowił opowiedzieć w przejmujący, fascynująco retrospektywny na najbardziej osobistym poziomie sposób. Pamiętacie "The Needle and the Damage Done" Neila Younga? Zawsze odczuwałem pewien dyskomfort, słysząc oklaski na końcu tego przytłaczająco bolesnego nagrania – przecież po tak namacalnej dawce goryczy wypada jedynie założyć płaszcz i w głuchej ciszy opuścić salę koncertową. Chyba wiecie, do czego zmierzam, co? –Wojciech Chełmecki.

posłuchaj całości

TOPS: Picture You Staring

TOPS
Picture You Staring
[Arbutus]

TOPS zaskarbili sobie serca słuchaczy ślicznymi refrenami – które na Picture You Staring wybrzmiały jeszcze mocniej – z miejsca zyskując status sztandarowej kapeli wśród indie-dziewczyn i co bardziej wrażliwych indie-chłopców (w tym także nas). Poza tym, jak słusznie zauważył Michał Hantke, dzięki swoim police'owym inklinacjom muzycy ze stajni Arbutus stali się zaskakująco bliscy sercom polskiej publiczności, która na co dzień ceni sobie playlistę komercyjnych rozgłośni – można wychwycić tu pokrewieństwo nie tylko z Lady Pank, ale też np. z Sinead O'Connor (sprawdźcie kolejno "Circle The Dark" i "Once" – nie brzmią znajomo?) Ok, ale już bez żartów: mogę sobie wyobrazić, że tego typu granie nie podchodzi każdemu, lecz czy można z czystym sumieniem powiedzieć o takich "Change Of Heart", "Way To Be Loved" czy "2 Shy", że są słabe? Chyba moja ulubiona indie-nucanka. –Marek Lewandowski

posłuchaj całości

Vertical Scratchers: Daughter Of Everything

Vertical Scratchers
Daughter Of Everything
[Merge]

To trochę taki odpowiednik zeszłorocznego Surfer Blood, z tym, że Vertical Scratchers nie hołdują surf-rockowym naleciałościom, a spoglądają bardziej w stronę garażu oraz Kinks. I podobnie jak twórcy Pythons nie potrafią na przestrzeni całej długości krążka utrzymać wysokiego poziomu – miejscami trochę przynudzają, zwłaszcza w utworach charakteryzujących się wolniejszym tempem. Jednak te bardziej energiczne momenty są przecież znakomite, czego wcale im nie odmawiam. –Marek Lewandowski

posłuchaj całości

War On Drugs: Lost In The Dream

War On Drugs
Lost In The Dream
[Secretly Canadian]

Mimo że płyta ta nie do końca mnie przekonała, to jednak nie mogę odmówić uznania zespołowi Adama Granduciela za wypracowanie sobie dość charakterystycznej – opartej na mariażu americany z ambientem – formuły, która na ostatnim krążku miejscami okraszona została przecież naprawdę solidną pracą w kwestii motywiczności. Lost In The Dream zdobyło rzesze oddanych zwolenników i gdy po raz kolejny odtwarzam sobie "Red Eyes", "An Ocean In Between The Waves" czy świetne "Burning", wcale mnie to nie dziwi. Chwilami można kręcić nosem, ale w ogólnym rozrachunku należy docenić. –Marek Lewandowski

posłuchaj całości

Weezer: Everything Will Be Allright In The End

Weezer
Everything Will Be Allright In The End
[Republic]

Wstyd mi, że przy okazji zeszłorocznego blurba do Pythons szydziłem sobie ze składu Riversa Cuomo. Nie wiem, jakim cudem im się to udało, ale Weezer nagrali bardzo dobrą płytę, której może nie postawimy na równi z Pinkerton czy zwłaszcza z Blue Album, ale jednak to niezwykle nośne, przebojowe granie sprawiło mi masę funu, którego stężenie przebił chyba jedynie długogrający debiut krakowian z Die Flöte. My w nich zwątpiliśmy, a oni – sądząc po tytule – doskonale wiedzieli co robią. –Marek Lewandowski

posłuchaj całości

Yuck: Southern Skies (EP)

Yuck
Southern Skies (EP)
[self-relesed]

Heh. Ale urwisy z tych Yuck. Pamiętacie "Rebirth"? Jeżeli nie, radzę natychmiast się zapoznać. Jeśli tak, to tym razem poznajcie się z "Southern Skies". Dobrze, może trochę za bardzo się podniecam i nie jest to ten sam kaliber, a i ze względu na jakościowo słabszy sznyt reszty tracków (mimo to są całkiem spoko, zwłaszcza "Athena") niniejsza EP-ka jest w tym zestawieniu może nieco na siłę, ale obok takich piosenek ja tutaj nie mogę przechodzić obojętnie. –Marek Lewandowski

posłuchaj całości

Yumi Zouma: Yumi Zouma (EP)

Yumi Zouma
Yumi Zouma (EP)
[Cascine]

Doskonale pamiętam okres, kiedy to światło dzienne ujrzał self-titled Nowozelandczyków. Zimne, lutowe wieczory stanowiły kontrast dla ciepłej, wręcz wakacyjnej aury unoszącej się wokół zawartości krążka, na który składały się świetne melodie, przenikające się nawzajem gitarowe motywy oraz pośrednio czerpiące z chillwave'owej wrażliwości rozmyte synthowe pady, nadające całości nostalgiczne zabarwienie. Wszystko to wsparte o indie-popową rytmikę, która to z kolei, oprócz subtelnej, miarowej pracy perkusji, budowana była w oparciu o charakterystyczne, podszyte funkiem linie basu. Przypominam sobie także, że z "Salka Gets Her Hopes Up" (bo tak zatytułowany jest indeks drugi) przeholowałem, odtwarzając go zbyt dużą liczbę razy, więc na chwilę obecną już wcale nie jestem pewien, czy jest to najlepszy utwór w zestawie. Pomimo to jestem w stanie poświadczyć, że jeżeli nawet "A Long Walk Home For Parted Lovers" oraz "The Brae" mu ustępują, to raczej w niewielkim stopniu. –Marek Lewandowski

posłuchaj całości


Piosenki:

To tyle. Dzięki za uwagę!

Wojciech Chełmecki     Marek Lewandowski    
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)