SPECJALNE - Rubryka

Playlist: Rezerwa Roczna: 2011

28 grudnia 2011



Specjalny zestaw rezerwowy oceniają Kacper Bartosiak, Krzysztof Michalak, Wojciech Sawicki i Jakub Wencel.

Azealia Banks: 212
[7.25]
[zobacz klip]

KFB [8.0]: Wyobraźmy sobie hipotetyczną czarną Uffie i skrzyżujmy ją z M.I.A., której jeszcze o coś chodziło – takie skojarzenia ewokuje chwilami to pyskate dziewuszysko. Ten błysk w oku, sweterek (!!!), ogólnie mimika – czego tu nie lubić? W kategorii wiksiarskiego electro absolutna tegoroczna czołówka.

KM [7.5]: To nie miłość, to tylko hormony atakują moje narządy wewnętrzne i członki. JEST ZAJEBIŚCIE. Ona serio mieszka w Harlemie?

WS [7.0]: Orzeźwiające!

JW [6.5]: To nie wściekły klip wkurwionej nastolatki z tumblra, a sztandarowy singiel autorki fantastycznego ''Liquorice''. Tropy ciągną się od chłodnych, wielkomiejskich przedmieść aż do po brzegi tonących w koksie drogich klubów elektro, co ciągle wydaje się dla Azealii najlepszym wyborem.


Nicki Minaj: Super Bass
[7.0]
[zobacz klip]

KFB [8.0]: Wzruszające zaadaptowanie teen-popowego vibe’u do swoich potrzeb w wykonaniu jednej z najbardziej hardych zawodniczek w tej grze. Co ja tu więcej powiem – zwyczajnie żałuję, że Minaj częściej nie przecierała takich szlaków na swoim Pink Friday.

KM [7.5]: Barbie Girl dostała tu słodziuchny refren i zrobiła z nim, co należało. Mostek elegancko buduje napięcie, a rap w zwrotkach jak zwykle porywa. Nic więcej mi nie potrzeba.

WS [7.5]: Słitaśne!

JW [5.0]: Skład ostatniej w 2011 roku rezerwy kusi, by pójść w tekstach w ekstremalną pudelkowość, ale powstrzymam się; dodam jedynie, że gdyby Kardashianka nagrała kiedyś płytę, to dowolny jej singiel z pewnością byłby gorszy niż ''Super Bass'' (żarcik).


Heart2Heart: Facebook Offical
[6.5]
[zobacz klip]

KFB [7.0]: Pedaliada jak się patrzy. N'Sync to przy tych chłopcach okazy męskości (bez kitu, co ryj to lepszy, pachnie mi to parodią w stylu Lonely Island), a do dziewczyn tam to też bym raczej strzelał z pepeszy niż z nimi rozmawiał. Ale pomijając niewyjściowe aparycje bohaterów i kretyński tekst, to trzeba przyznać, że kawałek odsyła w przyjemne okolice końca lat 90tych. A podkład w refrenie… Dostrzegam zalążki mocy. Tylko weź ktoś potwierdź – to jaja są czy jednak żyjemy w czasach ostatecznych?

KM [7.5]: Nie ma już kategorii goodshit i guilty pleasure? To ja tu oficjalnie ogłaszam rezurekcję. Co za podkład!

WS [7.5]: Zajebiste!

JW [4.0]: Ostatnio zdałem sobie sprawę, że bardziej niż przejawy totalnego, błyskawicznego przenoszenia się komunikacji międzyludzkiej w przestrzeń Internetu (so 2005!) irytuje mnie sama potrzeba bawienia się konwencją, parodiowania, ZAJMOWANIA SIĘ takimi sprawami, bo nie jest to ani potrzebne, ani szczególnie śmieszne, a tylko ''karmi potwora''. Jeśli to są szczyty doniosłości, jakie może osiągnąć krytyczny dyskurs rejonu popkultury w XXI wieku (czyt. jeśli jajcarskie tracki i klipy mają być tak cienkie), to ja wysiadam (so 2030!).


September: Me And My Microphone
[6.5]
[zobacz klip]

KFB [7.5]: Najlepszy dresiarski kawałek jaki słyszałem w tym roku. Prostota tych hooków nieźle daje po uszach, a refren zapełniłby pewnie niejeden stadion – o to chodzi, takich ludzi też nam tu trzeba.

KM [7.0]: Niech ktoś tylko powie złe słowo na ten stadionowy refren. No uroczy kawałek.

WS [6.5]: Hymniczne!

JW [5.0]: Zaczyna się jak rozgrzane nu-disco, zwrotki bulgoczą robynowskim, agresywnym elektro, a w refrenie mamy roztańczony popik, plus jakieś sztyletujące klawisze w midtro. Nieźle jak na kawałek na 5.0 (= ''muzyka dla fanów Justice''; czyli moja nowa ulubiona pejoratywna kategoria w recwritingu).


2NE1: I Am The Best
[6.375]
[zobacz klip]

KFB [7.0]: K-popu reakcja na to, co podziało się na ostatniej płycie Britney? Jakieś paralele z "Drop It Low" też by się znalazły, ale olać, jak ten podkład jedzie… Straszna schiza, więcej takich bym posłuchał.

KM [6.5]: Niby już nic mnie nie dziwi w k-popie, ale tu prócz futurystycznego podkładu, który nie wiadomo, co z nami robi, mamy arulpragasamowe rapsy i laskę z pudlem. Fajne, ale trochę zbyt niska zawartość popu w popie.

WS [6.0]: Pokurwione!

JW [6.0]: Rozpasana, zadyszana maszyneria bitu dostaje delikatnego buziaka j-popowej manieryczności, a my zapominamy, że j-pop to pornografia. Robocie bebechy Czarodziejki z Księżyca; ''parnografia''.


DJ Fresh feat. Sian Evans: Louder
[6.125]
[zobacz klip]

KFB [5.0]: Pomysł może i słuszny, ale wykonanie zbyt sztampowe. Strasznie oczywisty i przewidywalny numer, ale coś tam sobą reprezentuje.

KM [7.5]: Na początku myślałem, ze czegoś tu brakuje, ale kawałek nie może zejść z repeatu. DJ Fresh to ksywa Araaba czy jak?

WS [6.0]: Żwawe!

JW [6.0]: Fresh to człowiek-instytucja dnb i takie kawałki pisze lewą ręką po dwóch kreskach, ale ''Louder'' macza swoje umęczone melanżem stópki także w takich gatunkach, jak dubstep czy nu-disco. Dresiarskie, ale ujdzie.


Jessica 6 feat. Antony Hegarty: Prisoner of Love
[6.125]
[zobacz klip]

KFB [6.0]: Rzetelna, mało charakterystyczna robota. Jednym uchem wpada, drugim wypada.

KM [6.0]: Sympatyczny kawałek, ale obcowanie z wokalem Antony'ego wciąż jest dla mnie doświadczeniem granicznym.

WS [6.5]: Fluorescencyjne!

JW [6.0]: Antony wygląda coraz bardziej jak nieślubny syn Roberta Smitha i to taki, którego nie chciałbym spotkać w klubowej toalecie. Sasu Ripatti: ''seksowne''.


Kimbra: Cameo Lover
[6.0]
[zobacz klip]

KFB [5.5]: Sympatyczna taka songwritereczka, wokalnie całkiem blisko Katy Perry, muzycznie już nie do końca. Młoda jest, wyjdzie na ludzi raczej.

KM [6.5]: Biorą mnie takie vintage'owe aranże, ale są tacy, którzy robią je lepiej.

WS [6.0]: Sympatyczne!

JW [6.0]: Ładne. Trochę tu androgyniczności The Ting Things, trochę musicalowości The Bird and the Bee, a kompozycyjnie lokuje się to gdzieś po środku pomiędzy jednym a drugim zespołem. Pstryk! i zapominamy (pewnie przez nieznośny banał klipu).


Big K.R.I.T. feat 8Ball, MJG & 2 Chainz: Money On The Floor
[6.0]
[zobacz klip]

KFB [6.5]: Pimpostwo tego podkładu! Znakomity jam, ale goście mogliby jednak ciekawej zapodawać.

KM [7.0]: K.R.I.T. zapowiada swój w pełni dorosły materiał. Możemy byc spokojni o przyszłość.

WS [6.5]: Grube!

JW [4.0]: Nudzi mnie tu właściwie wszystko: bit, nawijki, tępa apologia rozpasanego stylu życia, gołe dupy, etc. To ja już wolę mitologię plaży (dyspozycyjność leżaka, potencjalność wolnego czasu) i te nieszczęsne ''drinki z palemką''.


Rej3ctz: Cat Daddy
[6.0]
[zobacz klip]

KFB [5.5]: Chris Brown zaleca na melanż, ja zaleciłbym jednak co innego. Choć to uczciwa robota w gruncie rzeczy, tak.

KM [7.0]: Mocne. A opowiadałem już anegdotkę o kolesiu z dwoma różnymi butami?

WS [6.5]: Odmóżdżające!

JW [5.0]: Jest druga i oprócz wystawienia samej oceny nie mam o tym kawałku absolutnie nic do powiedzenia. Miłej nocy.


Battles feat. Matias Aguayo: Ice Cream
[5.75]
[zobacz klip]

KFB [6.0]: Koncept zasługuje na propsy, ale jeśli idzie o samo wykonanie to gdzieś w połowie kończą się świeże pomysły. Ale fajne, fajne, choć sprawdza się tylko na krótkim dystansie.

KM [5.0]: Jak porywa, skoro nie porywa?

WS [5.0]: Przekombinowane!

JW [7.0]: Pamiętam, że debiut nawet próbowałem bez powodzenia mitologizować, ale dzisiaj wydaje mi się, że w 2011 jest to raczej zespół, który najlepiej nadaje się do obśmiania przez Beavisa i Buttheada w którymś z nowych odcinków tego kapitalnego serialu. I to nawet pomimo tego, że ''Ice Cream'' to dla nich całkiem udana i uposażona w naprawdę świetny klip wycieczka w rejony indie-afropopu.


Kelly Rowland feat. Lil Wayne: Motivation
[5.5]
[zobacz klip]

KFB [6.0]: Chyba najlepszy numer na rozczarowującej tegorocznej płycie koleżanki Beyonce. Ten podkład swoją drogą wcale by na 4 nie odstawał, solidna robota.

KM [6.0]: Lil B: "Motivation" > Kelly Rowland feat. Lil Wayne: "Motivation".

WS [5.5]: Odbębnione!

JW [4.5]: Dystynktywne, balowo-pościelowe r'n'b zwilgotniałe ulicznym powietrzem. Z Kelly kojarzy mi się na dzień dzisiejszy przede wszystkim funfact, że z dumą przyznała się do powiększenia piersi. Można chyba bezpiecznie stwierdzić, że w sumie mało jej to pomogło (podobnie, jak współpraca z Waynem).


Avril Lavigne: What The Hell
[5.5]
[zobacz klip]

KFB [7.0]: Znana skejciara (skejtówa?) na starość robi się niegrzeczna i próbuje szokować tekstem i teledyskiem, ale niepotrzebnie, bo "What The Hell" to akurat jej najlepszy singiel od dawna, więc i bez tego dałby sobie radę. Słychać tu jakąś naturalną kontynuację retro-ścieżki obranej przy okazji "Girlfriend" – zwłaszcza ten figlarny refren zasługuje na uznanie, bo na długo zostaje w głowie. Ogólnie wszystko spoko Avril, ale z tym imydżem to weź się tak nie wygłupiaj, dobra?

KM [6.5]: Intrygująca niedzisiejszość wkrada się do tego nieokrzesanego hymnu podlotkowej hedony, ale nie oszukujmy się, że to coś szczególnego.

WS [4.0]: Spróchniałe!

JW [4.5]: Szkoda mi troszkę Avrilki, bo trochę jak Xtina pogubiła się dzisiaj na rynku. The Best Damn Thing wyłania się mi gdzieś tam z trzeciej dziesiątki ulubionych LPs z 2007 roku i trochę jak tegoroczna Britney opakowuje zaskakująco udane tracki w totalne bezguście stylistyczne, co już samo w sobie jest fascynujące. ''What The Hell'' nie może być jednak nowym ''Girlfriend''. O ile cztery lata temu ściąganie przez punkówę Lavigne trampek i kręcenie dupą w klipie było jedną z wielu oznak narodzin zjawiska post-muzyki w mainstreamie, to dzisiaj twórczość autorki szczerze ujmującego ''Complicated'' wydaje się postacią zupełnie nie do odczytania poprzez słownik popu AD 2011. Także pod względem czysto muzycznym – w szufladce power-teen-popu wygodnie rozłożyła sobie rzeczy Katy Perry i nigdzie się na razie nie wybiera.


LMFAO feat. Lauren Bennett & GoonRock: Party Rock Anthem
[3.5]
[zobacz klip]

KFB [1.5]: No, chłopaki na pewno szybko znaleźli wspólny język z will.i.am'em, nie mam co do tego wątpliwości. Szkopuł w tym, że sama piosenka to by był dobry "anthem" co najwyżej do udrożniania zapchanych kibli – jestem w stanie sobie wyobrazić, jak bakterie słysząc ten numer same spierdalają w popłochu.

KM [4.5]: A, w sumie to luzik.

WS [4.5]: Szpotawe!

JW [3.5]: W rekomendacjach na YT wyświetla mi się Pitbull i to chyba jest najlepszy do tego kawałka komentarz.


Adele: Someone Like You
[2.375]
[zobacz klip]

KFB [3.0]: Nudy, straszne wycie, chwilami geriatria się wkrada. A propos – co słychać u Celine Dion, wie ktoś? Przy "Let's Talk About Love" się doznawało za gówniarza, pokaż ktoś Gonazalezowi jak wykorzystywać dziecięcy chórek (ale nie Krollop-style, żeby nie było).

KM [0.5]: Oj, naprawdę fatalna sprawa. Śpiewanie poważnie szkodzi Tobie i osobom w Twoim otoczeniu. Undisclosed fact: po usłyszeniu tego kawałka w radiu Borys podjął decyzję o zamknięciu microbloga.

WS [1.0]: Chujowe!

JW [5.0]: Propsy dla Adele, że profanuje kanony norm publicznej cielesności, ale jeśli uznamy, że szeroko pojęta ''seksualność'' jest immanentną częścią struktury zjawiska popowości, to sorry Winnetou, ale w twórczości Brytyjki nie ma nic ekscytującego czy pobudzającego. Wiktoriańskie praczki, zakryte łydki, matki, żony i kochanki.


Oficjalny side-project

BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)