SPECJALNE - Rubryka

Orient Express #9

31 sierpnia 2016

Lipiec to miesiąc, w którym wszystko trochę zwalnia, a muzyczna Azja nie jest tu wyjątkiem. Dlatego w miesiącu, w którym wyszło trochę mniej istotnych i ciekawych albumów postanowiłem wrócić do rzeczy wydanych już jakiś czas temu, bo nie wszystko udaje się tak łatwo ogarnąć. Na szczęście w strefie singli działo się całkiem sporo, więc jak zwykle będzie z czego wybierać. Tyle wstępu, zapraszam do Orient Expressu po raz dziewiąty.

PS: czy TVN robi mi konkurencję?


ALBUMY:

Akai Ko-en: Jyunjo Randoseru

Akai Ko-en
Jyunjo Randoseru
[Universal J]

Ej dobra, w #5 Oriencie wrzuciłem ten krążek do Rezerwy, ale naprawiam błąd, bo jednak warto coś napisać o tej płytce. Trzeci album j-rockowego, żeńskiego kwartetu Akai Ko-en to dość eklektyczny zestaw z kilkoma świetnymi fragmentami, ale też zdarzają się tu zbędne fragmenty. Zacznijmy może od słabości Jyunjo Randoseru. Cóż, nie wiem, co zespół chce osiągnąć takim noise-punkowym strzałem jak "West Tokyo". Przecież można się wyładować, a przy tym pozostać kreatywnym. Inna miniaturka, dwuminutowa "Kenka", też zupełnie nic tu nie dała: jakoś nie śmieszą mnie takie quasi-kabaretowe wprawki z wyładowaniami a la Sonic Youth. To są właściwie dwa dość zbędne punkty krążka, pozostałe narzekania kierowałbym już w stronę udanych, ale trochę mało porywających numerów. Na przykład skoczny, jednostajny "Tokyo", "Canvas" z melodiami w duchu The Bends czy "Hamburg" z wesołą, cyrkową aurą to mogły być lepsze piosenki. Ale no właśnie, dobre numery. Już pierwszy "Ball" z synthowym szlaczkiem może zostać zaliczony do highlightów, nawet jeśli refren jest odrobinę zbyt patetyczny − to nic, w końcówce dialogi gitar to odpłacają. Ten sam problem refrenu w "Short Hope", choć tu z kolei cała sekcja gra funkowy jam, więc można przymknąć oko. W "Daydream" niemal shoegaze'wy zryw refrenu jest tak dziwny, że niełatwo o nim zapomnicie. W "Anatano Anoko, Ikenai Watashi" wreszcie nieco więcej miejsca zostawiono na klawiszowe melodyjki i od razu udało się sklecić najbardziej chwytliwy track z longplaya, "14" szuka punktów stycznych z gitarową matematyką Tricot, a zmiany akordów i post-hardcore'owy ciężar "Koiki" budzą skojarzenia z Shiiną Ringo. Można więc powiedzieć, że Jyunjo Randoseru to pozycja udana, choć trochę nierówna. Tak czy inaczej, jeden z najfajniejszych tegorocznych j-rocków.

posłuchaj


Carpainter: Geofront (EP)

Carpainter
Geofront (EP)
[Heka Trax]

Stały gość niniejszego działu, choć z formą bywa u niego różnie. Tym razem Carpainter wypuścił dwadzieścia minut muzyki w labelu Heka Trax, a trajektoria jego dokonań uległa małemu przemeblowaniu. Przestał kombinować i tym razem postawił na zdecydowanie bardziej dance'owy charakter. Gdy słucham Geofront mam nawet wrażenie, że to jakieś taneczne remiksy jego dokonań, ale nie postrzegałbym tego jako wadę – po prostu tak się wszystko obróciło w zamyśle japońskiego producenta. I już od pierwszego utworu tytułowego da się wyczuć french tochową dynamikę − powiedzmy, że tempo zbliża się do produkcji Todda Edwardsa, choć jeśli chodzi o samo zagospodarowanie przestrzeni dostajemy wariacki dance bez wszelkich dopowiedzeń, zanurzony w zdigitalizowanym płynie produkcyjnym. Okej, jest tak szybko, że w grę wchodzą nawet jakieś powiązania z rave'em, ale mi to pasuje. "Jupiter Funk" gra w mniej więcej tej samej stylistycznej lidze co autor Prima Edizione, a jedynie komponenty zostały ładnie obrobione w carpainterowych maszynkach. "Green Circle" jest z kolei najbardziej rozmiękczony i podlano go footwoorkowym balsamem, co w rezultacie daje kolejny udany indeks. "Hilly Section" najmocniej korzysta z 2-stepowego arsenału środków, a w dalszej fazie, momentami, przeobraża się w bardziej agresywne techno w rodzaju Underworld. Zatem interesująca odskocznia i tylko ciekawe, czy to pojedyncza sprawa czy Japończyk pójdzie wkrótce za ciosem.

posłuchaj


Jambinai: A Hermitage

Jambinai
A Hermitage
[Bella Union]

Musicie ich kojarzyć, bo to przecież oni byli jednym z tych bandów, który łatał dziury w tegorocznym line-upie Off Festiwalu. Jeśli byliście na koncercie, to mniej więcej wiecie czego spodziewać się na A Hermitage. Witek Tyczka pisząc offową relację tak scharakteryzował Jambinai: "mieszanka post-rocka, metalopodobnych rozładowań i tradycyjnych azjatyckich instrumentów (sound piri, czarna cytra z takim brzmieniem, "że łał" i smyczkowe haegeum)" i trzeba się pod tym podpisać, bo rzeczywiście w takich rejonach obraca się koreańska drużyna. Jeśli chodzi o wątki metalowe, to mamy je w konkretnie zaczynającym album "Wardrobe", pojawiają się też w "Echo Of Creation", a w "Deus Benedicat Tibi" metalowy ogień płonie jeszcze pełniejszym blaskiem (a wraz z nim free-jazzowe jazdy). Pozostałe kompozycje ocierają się o post-rockową estetykę, powiedzmy Godspeed You! Black Emperor, zmieszaną z tradycyjnym bagażem koreańskiego folkloru. I najlepiej ten konglomerat udało się chyba przedstawić w "For Everything That You Lost", który można odczytywać jako medytację nad nieodwracalnym losem. W "The Mountain" również dochodzi do podobnego spięcia, tu jednak w zdecydowanie bardziej głośnym i nieokiełznanym rejestrze. Ogólnie trzeba przyznać, że może to zupełnie odtwórcza i niespecjalnie odkrywcza na gruncie kompozycyjnym płyta, ale nie można Jambinai odmówić braku predyspozycji do interesującego budowania post-rockowo-metalowych struktur z azjatyckim smakiem.

posłuchaj


Jay Park & Ugly Duck: Scene Stealers (EP)

Jay Park & Ugly Duck
Scene Stealers (EP)
[AOMG]

Wciąż mam spory problem z k-hopem czy k-rapem, bo niby wyraźnie widać, że ci goście nadążają za tym, co dzieje się na świecie, ale ich produkcje wciąż nie powalają, co najwyżej brzmią jak poprawnie sklejone kopie Future'a, Thuggera, Rae Srummurd − bez podprogowej przebojowości i własnej tożsamości. Ale Jay Park konsekwentnie udowadnia, że naprawdę łapie, jak powinno się robić rap w 2016, nawet jeśli jeszcze nie do końca potrafi przemienić pomysłów w wałki. Na nagranym wspólnie z Ugly Duckiem (z którym współpracował przy Worldwide), młodym kolesiem kręcącym się gdzieś w tej koreańskiej rap grze wokół labelu AOMG, którego współwłaścicielem jest nie kto inny, a właśnie Jay Park. Zresztą na Scene Stealers pojawiają się też dwaj inni ziomkowie Parka: Loco i Simon Dominic, więc Jay jest tu pełnoprawnym kierownikiem. A gra się tu brutalistyczny trap z nawiedzonymi podkładami i naciskiem na wykręcanie hooków. W "Put'em Up" udaje się wykonać zadanie, singlowy "Ain't No Party Like An AOMG Party" jest najbardziej popowy i faktycznie nadaje się na pilotowanie płytki, zwłaszcza, że gdzieś w środku ziomki zarzucili prawilny drop. "PLP" z sub-basami i kurewsko intensywnym drive'em to mocny kandydat do highlightu, "Nowhere" pływa na ciemnych, przestrzennych falach, a ostatni w stawce, zremiksowany "Who You" to zabawa z bengierami pokroju "All Day" Yeezy'ego. W sumie: Jay i Duck dają radę, więc streamujcie koreańskie rap płyty, elo.

posłuchaj


Lisa Yamaguchi: Perfect Weekend (EP)

Lisa Yamaguchi
Perfect Weekend (EP)
[Rose Bell Music]

Postać Lisy Yamaguchi przewijała mi się gdzieś podczas śledzenia japońskich nowości, ale nigdy nie zaintrygowała mnie na tyle, aby wspomnieć o niej w rubryce. Z prostej przyczyny: jej piosenki nie wyróżniały się niczym ciekawym – po prostu były sformatowanym EDM-em albo przewidywalnym r&b (chodzi mi o obecną dekadę, bo dorobek Lisy jest całkiem spory i obejmuje w tej chwili siedem longplayów). Ale wraz z ostatnią EP-ką Perfect Weekend trochę się pozmieniało. Otóż produkcja wreszcie zaczyna korespondować z obecnymi czasami, więc już sam fakt piosenek brzmiących jak współczesne, klawiszowe r&b (no ok, to może nic więcej niż tylko korzystanie z formalnych szkieletów znanych z pierwszych płyt Madonny i wtłaczanie je w schemat r&b, ale i tak fajnie) zapisuję na duży plus. Tylko trzeci "Super Moon" prezentuje balladowe nudziarstwo. Resztę widzę tak: tytułowy singiel to najfajniejszy kawałek Lisy jaki słyszałem, bo podpina się pod r&b z 90s i 00s, no i refren całkiem niezły. "Be Free Or Die" od strony produkcyjnej radzi sobie bardzo dobrze, ale kompozycyjnie nie jest już tak miło, no i Lisa kompletnie przegina tu ze śpiewem... W "Feel It!" udało jej się zapanować nad głosem, więc i piosenka wyszła nie najgorzej. Ogólnie trochę zbyt proste i oszczędne te kawałki – mają wręcz formę szkiców, co przy niezbyt interesującym songwritingu robi swoje. Ale i tak dobrze, że dziewczyna poszła w tę stronę. No i zapisuję "Perfect Weekend" do czołowych numerów Asia 2016.

posłuchaj


Lucky Tapes: Cigarette & Alcohol

Lucky Tapes
Cigarette & Alcohol
[Rallye]

Tytuł albumy może i kojarzy się jednoznacznie, ale moja druga myśl poszła w stronę takiego kobiecego bandu Andy i kawałka "Fajki i Alkohol", a przecież słyszałem ten numer może ze dwa razy w życiu, ciekawe... Ale miałem nie o tym, zwłaszcza, że zupełnie nie tak wyobrażałem sobie poczynania sympatycznego składziku Lucky Tapes. Otóż Kai Takahashi to dla mnie całkiem ogarnięty typ, co pokazał na w kilku piosenkach LT, ale i w swoim projekcie solo. Szkoda tylko, że zupełnie nie słychać tego na Cigarette & Alcohol. Chodzi mi o to, że koleś nie rozwija się jako songwriter, tylko jakby zadowala go "szlachetna prostota". Otóż ziom – jeśli myślisz, że te w większości miłe, acz pozbawione wyrazistości, nieprzewidywalności i kapitalnych melodii utwory są warte większej uwagi, to trochę się mylisz. Wszystkie te wątki Earth, Wind & Fire czy Jamiroquai zamknęła już Especia, więc takie "Lady Blues" czy "Milk" nie zrobi na nikim wrażenia. Pozostałe piosenki? Spoko, tylko skoro znam takich graczy jak Minami Kitasono, Uwanosora, Hideki Kaji, Shouzou Yamada czy Takeshi Nakatsuka (Nakaty czy Yamashity nawet nie wymieniam), to czy jest sens zawracać sobie głowę takimi pieśniami jak "Love Love", "Parade" czy "Nocturne"? Raczej nie. Szkoda.

posłuchaj


Masami Akita & Eiko Ishibashi: Kouen Kyoudai

Masami Akita & Eiko Ishibashi
Kouen Kyoudai
[Editions Mego]

Masami Akita to oczywiście koleś, który większości jest znany jako Merzbow. Na Kouen Kyoudai (który został zmiksowany przez samego Jima O'Rourke'a) legenda noise'owego naparzania działa wspólnie z Eiko Ishibashi, songwriterką, ale też pianistką i perkusistką, i to jest w tym wypadku najważniejsze, bo jak się domyślacie, tu nie będzie żadnych piosenek. Są za to dwie prawie 19-minutowe improwizacje: pierwsza "Slide" to szorstkie, chropowate faktury Akity przyprawione rytmem bębnów Eiko, a druga "Junglegym" to z kolei hałas i jazgot wygenerowany przez Merzbowa w parze z fortepianem Ishibashi. Nie chcę się wczytywać w koncept wydawnictwa ("Kouen Kyoudai consists of two side long tracks that could be read as a contemporary take on the traditional avant-garde), bo zupełnie w niczym to nie pomaga, zwłaszcza, że nie jestem ekspertem od noise'u, awangardy czy Merzbowa. Dlatego powiem, co myślę o tych nagraniach: nie wciągnąłem się w te dwa jamy. Jasne, słuchałem ich kilka razy i za każdym razem znajdowałem w sesjach coś nowego (zwłaszcza w pierwszej improwizacji, gdzie metaliczna architektura generowanego dźwięku wprowadzała w trans niejednokrotnie), ale miałem też wrażenie, że to może być po prostu próba sprzętu, bo jakoś nie słychać tu dwóch dopełniających się person. Więc die-hardzi Merzbowa pewnie już mają na winylu, a reszta może posłuchać, zwłaszcza jeśli na co dzień nie zajawia się tego typu muzyką.

posłuchaj


Passepied: Naga Sugita Haru / Hyper-Realist

Passepied
Naga Sugita Haru / Hyper-Realist
[Warner Music Japan]

Dobra, nie ma co kryć, że trochę naginam sprawę, bo mamy tu tylko podwójny singiel Passepied, a nie jakieś większe wydawnictwo. Ale skoro obok tych dwóch nowych singli znalazły się jeszcze dwa utwory, to właściwie mamy tu trwającą 16 minut EP-kę, prawda? Zwłaszcza, że to są cztery równe i wartościowe wałki, więc nie ma co się zastanawiać. To tak w kwestii wyjaśnienia, więc przejdźmy do omówienia zawartości. Jasne, dwa główne single są tu ważniejsze od pozornych b-side'ów, ale prawie wszędzie (wyjątkiem jest ostatni kawałek) znalazło się sporo kombinacji i progowego podejścia, z którego formułują się nośne motywy i fajne refreny. "Naga Sugita Haru" zwłaszcza w pierwszej fazie przypomina mi o Makunouchi ISM, no i zupełnie kupuję tak wzniosły, ale przy tym uroczy śpiew Natsuki. Z kolei "Hyper-Realist" leży bliżej Shaba Lover, choć powiedzmy sobie, że to umowne podziały. Lepiej posłuchać sobie relacji gitar do klawiszowych melodyjek i posłuchać opracowania cyrkowego tematu od 2:03 – znowu jakieś wczesne Genesis przychodzi do głowy. Tymczasem "REM" opiera się na post-hardcore'owym szkielecie ze zgrabnie doklejonymi smyczkami. Ostatni "Kyomo Ame" to oszczędniejsza jeśli chodzi o aranżacje, miła fortepianowa ballada w duchu japońskiego (choć nie tylko) songwritingu z lat siedemdziesiątych. Niby nic specjalnego, ale znowu o wszystkim decyduje melodyjność. Czyli niby drobnostka w dyskografii Passepied, a jak bardzo cieszy. To świadczy o klasie bandu.

posłuchaj


Seiko Oomori: Tokyo Black Hole

Seiko Oomori
Tokyo Black Hole
[Avex Trax]

Widziałem, że Seiko ze swoim albumem zrobiła trochę zamieszania tu i tam, więc i ja się przysłuchałem uważniej. I muszę powiedzieć, że bardzo podoba mi się to, w jaki sposób jej piosenki są zarówno j-rockiem jak i czymś mocno zainspirowanym zachodem. Tytułowy to japoński song w pełnej okazałości, ale ile w nim jest jakiegoś shoegaze'owego wyziewu, ile indie rockowej filozofii? To są ciekawe rzeczy, o ile oczywiście numery Tokyo Black Hole są ciekawe, a trochę takich jest. Choćby nieco zbyt porywcze "Nama Kill The Time 4 You", ale doceniam ładne balansowanie w nastrojowym kolorycie, "Chou Shin Sedai Castellammare Magic Maji Kiss" pokazuje, że mainstreamowa odmiana japońskiego rocka może dać porządny kawałek, "Shinpin" w sferze aranżacji przypomina mi bujne XTC, chyba najbardziej dance'owy tu "Gekiteki Joy! Before After" co chwilę zmienia oblicze, a pomaga mu przy tym zadowalająca i całkiem kreatywna produkcja. Całość kończy huśtawkowa pieśń-ballada "Shoujo Manga Shounen Manga" w typowym dla Seiko stylu − sporo tu teatru, skrętów, uniesień, a przy tym jest miejsce na niezłe motywy. Tokyo Black Hole jest zorganizowane właśnie na tej zasadzie i chyba za to najbardziej cenię ten krążek.

posłuchaj


Suchmos: Mint Condition (EP)

Suchmos
Mint Condition (EP)
[Space Shower Music]

Kolejna EP-ka, znowu bardzo krótka (tylko 16 minut), ale chciałem sprawdzić, cóż teraz dzieje się w obozie Suchmos. Okładka sugeruje jakieś odniesienie do Rolling Stones, ale zawartość idzie w zupełnie inną stronę. I niestety, to nie są powalające numery. Ale muszę oddać, że w tytułowym ładnie świecą klawiszowe akordy, nieźle to wszystko się rozwija, nawet gdy dochodzą gitary nie jest źle. A to dlatego, że słychać wysiłek przy układaniu kawałka, słychać, że to nie jest taki banalny numer, tylko naprawdę fajnie przemyślany i zgrany pop. Takich rzeczy oczekuję od Suchmos, a nie tak tępego, kanciastego i sztucznego rocka jak "Dumbo". Pewnie kolesie są fanami takiego rypania z lat osiemdziesiatych, ale wolałbym, żeby tego nie ujawniali na swoich płytkach. Dlatego popieram kierunek w stronę Jamiroquaiowych jamów i tu chodzi mi o "Jet Coast", a gdyby jeszcze wyostrzyli swoją wrażliwość na współbrzmienia byłoby świetnie. Na końcu jamik "S.G.S.3", z którym mogę was zostawić, bo całkiem miły, ale jednak trzeba od Suchmos wymagać znacznie więcej.

posłuchaj


REZERWA:

Fogpak #16 [self-released]
Heize: And July (EP) [CJ E&M]
Hiatus: Hands Of Gravity [Universal Music LLC]
Kyoka: SH (EP) [Raster-Noton]
Mizuki Ohira: True Romance [S-FLAT]
Neon Bunny: Stay Gold [Seoulight]
Sik-K: Flip [OTC]
Unicorn: Unicorn Plus The Brand New Label (EP) [Cartoonblue Company]
Wakusei Abnormal: Vivi De Vavi De Love (EP) [Neon Records]
Yakushimaru Experiment: Flying Tentacles [Mirai]


SINGLE:

Akane: "Slow Wine"
Makijaż, vocoder, a na plejliście Rihanna, DJ Mustard i Ciara.

C.Cle: "Caffeine"
Mała, koreańska reminiscencja g-funku 2 Paca. Wchodzi bez problemu.

C.I.V.A. feat Miryo: "Why"
Ktoś tu rozkręcił niezłą imprezę, nawet Pieseł się załapał.

Choiza & Primary feat. Crush: "Hobby"
Jeśli miałbym powiedzieć, jakie hobby mają ci goście, to strzeliłbym, że słuchanie Dr. Dre.

Daoko: "Bang"
Jeden Bang! już w tym roku mieliśmy, ale jak się okazuje, czasem warto mieść zapasowy, zwłaszcza jeśli jest to zgrabny syntezatorowy pop.

f(x): "All Mine"
Chodziło im o hit, który puściłaby nawet Eska? Jeśli tak, to udało się.

Fei: "Fantasy"
Bardzo obiecujący początek solowej kariery byłej członkini Miss A. W przyszłości czekam na więcej takiego wycofanego, chwytliwego popu.

Gavy NJ: "SHUBIRUBIRUB"
Co bym nie napisał i tak będzie mało ważne, bo SHUBIRUBIRUB.

Heize feat. Dean: Shut Up & Groove
Duety w służbie k-popu to właściwie gwarant wysokiej ilości wyświetleń. Ale skoro song jest całkiem niezły...

HyunA: "How's This?"
Jest coś dziwnie intrygującego w toksycznych bangerach tej panny.

Jay Park feat. Lilymaymac: "All I Wanna Do (Hoodboi Remix)"
Majestic Casual lubi to.

Kim Woo-Joo: "The Wind Blew"
A tu kolega pokazuje, jak mógłby wyglądać hiciarski k-pop w nakatowskim ujęciu.

Lisa Yamaguchi: "Perfect Weekend"
Wakacyjne r&b i raczej najfajniejszy numery Lisy w tej dekadzie.

Retronixx: "Onkiro"
Jeden z singli miesiąca (top3). Jeśli lubicie sprawne nu-disco i Chic, to się podłączajcie.

Risso: "Favourite"
Pap pap paaajjja. Może to trochę nudne, że każdy track Risso jest super, ale akurat tak to ja się mogę nudzić.

Shouzou Yamada: "Mochi Mochi Club"
Czy Shouzou jest wychowany na Porcys?

Sik-K: "Rendezvous"
Future k-r&b rozwija się coraz fajniej.

Stellar: "Cry"
W wakacyjnej przerwie można trochę odpocząć. Fajna, dance'owa piosenka, ale na nowej płycie chcę takich szlagierów jak na Sting.

Wonder Girls: "Why So Lonely"
No co wy, dziewczyny, reggae? Nie jest źle (ładny mostek), ale wracajcie do trzaskania ejtisowych pocisków.

Zhoumi: "What's Your Number?"
Konkretny dance funk w stylu nowego singla Justina T. Do rozruszania kości jak znalazł.


REZERWA:

BGM4: "Strawberry Latte"

Era feat. Kid Fresino: "Endroll Creater"

Eyedi feat. Loopy: "Sign"

Jang Hye-Jin feat. Samuel Seo: "Fatalism"

Jay Park & Ugly Duck: "Ain't No Party Like An AOMG Party"

NCT 127: "Once Again"

Rico: "Open Your Mind"

Switch: "Fiesta Loca"

Unicorn: "Blink Blink"

Vromance: "She"


Tomasz Skowyra    
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)