SPECJALNE - Rubryka

Orient Express #8

28 lipca 2016

Witajcie w ósmej odsłonie Orient Expressu. Już niedługo dziesiąty, JUBILEUSZOWY odcinek, ale na razie jesteśmy w samym środku lata z muzyką azjatycką, bo przed Wami przegląd czerwca. Sporo ciekawych premier (niestety w dziesiątce i rezerwie zabrakło miejsca dla Astro, Fire EX, Pelican Fanclub, Nozomi Nobody, Yoko Hamasaki czy Kisum), sporo fajnych singli, czyli to co zwykle. Zapraszam i do następnego.


ALBUMY:

Beenzino: 12

Beenzino
12
[Illionaire]

Nie wiem, jak to inaczej nazwać, ale czuję się oszukany słuchając wypatrywanej od jakiegoś czasu płytki Beenzino. Typ wyróżniał się na tle koreańskiego hip-hopu zwłaszcza przez wzgląd na produkcję: było słychać, że zależy mu na tym, aby bit posiadał tożsamościowy rys, a przy okazji bujał i poruszał się po współczesnej płaszczyźnie robienia rapu. Kolejne nowe single pokazywały, że LP będzie trafieniem i jednym z soundtracków letnich miesięcy, a jednak wyszło zupełnie inaczej. Ziomek zwyczajnie przynudza i rapuje jak co drugi raperzysta w Korei. Ale to jeszcze nie tragedia, bo jakimś flow jednak Beenzino dysponuje, więc wszystkie braki mogły zatrzeć błyskotliwe podkłady i zgrabne refreny. Tymczasem mamy tu sformatowany house bez żadnego wyrazu w "Saturday", zajumanie bitu z "Fix Up, Look Sharp" przeszyte niestrawnymi riffami gitar w "I Don't Mind", zupełnie bezsensowny podkład "Break", który ktoś zlepił tylko dlatego, aby pokazać, że ma gdzieś w studiu perkusję czy wreszcie płaską jazzowo-kawiarnianą muzyczkę w "Dali, Van, Picasso". Pozostają tylko fragmenty, gdzie udało się wykminić coś ciekawszego. Na przykład samplowana pętla "Flexin" dała fajny, wyluzowany neo-soul z kilkoma niezłymi zabiegami w sferze produkcji. W trochę nierównym "Imagine Time" postawiono na narrację: od smutnej, fortepianowej rap-ballady przez IDM-owy pasażyk z pulsującą wibracją do widmowej pointy żeńskiego wokalu. Wreszcie "Being Myself" pokazuje, jak powinien mniej więcej brzmieć ten krążek: w tym wałku podopieczny Illionaire jest koreańskim Andersonem .Paakiem i tak powinno być przez cały czas. Tak też jest w kończącym "We Are Going To", który stał się powodem moich oczekiwać wobec koreańskiego rapera – relaksujący joint z umiejętnymi przystankami, gdzie udało się zmieścić i rap i dance i chillout i jakieś pojebane odjazdy, a nawet progowe gitary. Ech, szkoda trochę kolesia, ale co poradzić. Może następnym razem będzie lepiej, bo potencjał przecież jest.
PS: Czemu na płycie nie ma świetnego "Life In Color" pozostanie dla mnie zagadką.

posłuchaj


Especia: Mirage (EP)

Especia
Mirage (EP)
[self-released]

Dziwnie toczy się historia Especii. Zamiast przeć to przodu po świetnym debiucie, dziewczyny uwiązały się w kontrakt z dużym labelem, po czym nagrały dość rozczarowujący drugi krążek Carta. Ale o tym już pisałem jakiś czas temu, teraz pojawiły się nowe informacje. Otóż w chwili obecnej japoński girlsband tworzą zaledwie trzy dziewczęta: Haruka Tominaga (która stała się główną wokalistką), Erika Mori oraz zupełnie nowa twarz w ekipie: Mia Nascimento (cóż za nazwisko, hmm). Tymczasem Schtein&Longer szuka wokalistki, hmmm. Ale co się dzieje dalej z Especią: zespół wypuszcza na SoundCloudzie nową EP-kę Mirage, rozdaje swoje piosenki w postaci free downloadu i ogólnie odcina się od wielkiej wytwórni. Przynajmniej na tym małym albumiku, bo już naprawdę nie chce mi się szukać i sprawdzać, jak toczy się cała ta sytuacja. Dlatego spójrzmy na te cztery nowe numery na spokojnie. Okazuje się, że choć brzmią jak demówki z Gusto, nieoszlifowane i niezaaranżowane na bogato jak na debiucie, to jednak można w nich odnaleźć mniej więcej tę samą aurę. "Savior" spowija chmurka tęsknoty i oczekiwania przelana w zmieniające się akordy syntezatorów i głos Haruki − piękny refren, trzeba to przyznać. "Affair" to z kolei delikatna smooth-ballada iskrząca tym samym ciepłem, które dostajemy od D'Angelo czy Sade. Oczywiście znacznie odstająca na poziomie kompozycyjnym, ale i tak można się rozmarzyć. W "Helix" odzywają się pierwiastki Earth, Wind & Fire wybornie przełamane jazzującym flow w drugiej części − znowu trafienie. A na samym końcu "Nothing" wznieca odrobinę żaru w emocjonalnych wokalizach w refrenie i wciąż igra z disco-jazzową konwencją. Tak, Mirage to zdecydowanie fajniejszy zestaw numerów od trochę ociężałej i męczącej się z melodiami Carty. Co będzie dalej z tym zespołem? Nie wiem, ale ten mały zbiór pokazuje, że naprawdę warto trzymać za niego kciuki.

posłuchaj


EXO: EX'ACT

EXO
EX'ACT
[SM Entertainment]

To oni od dobrych kilku lat sprzedają najwięcej płyt i cieszą się największą popularnością wśród koreańskiej publiczności. Boysband wraz z wytwórnią SM Entertainment rozbijają bank kolejny raz z nowym krążkiem. Ale jeśli myślicie, że EX'ACT to tylko czysto komercyjny produkt, to trochę się mylicie. O ile ultra hit "Monster" nie porywa i jak dla mnie stał się przebojem tylko dlatego, że zespół wybrał go na kolejny singiel, tak na przykład "Artificial Love" brzmi po raz kolejny jak deep-house Disclosure w koreańskiej wersji. Jest jakaś transowość w tych zapętlonych skrawkach wokalu, a i mostek na 2:49 warto posłuchać. Podobna historia z "White Noise" − znowu więcej tu braci Lawrence niż Dona DeLillo, ale to tylko pokazuje, że koreańscy wykonawcy wiedzą, gdzie szukać wzorców dance'owego popu. Trzeba też zwrócić uwagę na skaczący w nowoczesnych rejestrach 2-step "They Never Know" i zastanowić się chwilę, jak to jest, że tam, w Korei, taka muzyka sprzedaje się w milionach czy grubych tysiącach. Oczywiście nowy longplay EXO nie jest jakąś siódemkową płytą, bo oprócz highlightów znajdziemy na nim nudnawe k-popowe wałki, jak "Heaven" czy "Stronger", choć i tak refren "Lucky One" przypominający nowego Timberlake'a czy klawiszowe pasy w "One And Only" składają się na solidny materiał, po który można sięgać bez żadnego skrępowania.

posłuchaj


Indigo La End: Aiiro Music

Indigo La End
Aiiro Music
[Warner Music Japan]

Druga płyta Enona Kawataniego w tym roku. Z Gesu moim zdaniem trochę przestrzelił i nadal potwierdzam swoją opinię, bo ostatnio wróciłem do Ryōseibai i wciąż nic mnie nie olśniło. Tymczasem wraz z Indigo La End Enon wyraźnie kontynuuje swój marsz. Wciąż najjaśniejszymi fragmentami piosenek są wykrzyczane z natchnieniem refreny o różnym natężeniu mocy. Oprócz tego wiadomo: Indigo to bardziej "rockowe" numery, w których więcej Fugazi czy Shudder To Think niż Deerhoof czy D-Planu − wiadomo, to pewna wizja j-rocka z niebanalnym kluczem songwriterskim. Ale wsłuchajmy się dokładniej i spiszmy swoje wrażenia z odsłuchu Aiiro Music. Z tych fragmentów najbardziej typowych i konwencjonalnych (tytułowy, "Shizuku Ni Koishite", "Ai No Gyakuryuu", "Wasurete Hanataba") moim ulubionym będzie chyba "Kokorone" z lekko matematycznym riffem budzącym skojarzenia z Tricot i nośnym zestawem prechorus + chorus (chórek!). Idąc dalej i skacząc po trackliście zwróćmy uwagę, że "Dance Ga Tsuzukeba" brzmi jak numer wyjęty z ostatniego Gesu. Całkiem epickie "Eye" nosi znamiona post-rockowej nawałnicy, ciekawie wypada wręcz soul-hopowa ballada "Natsuya No Magic", "Kaze Yomu Kisetsu" przypomina pieśniarstwo Yorke'a, a z dwóch krótkich przerywników: fortepianowy "Kaze Yomu Kisetsu" i dance'owo-pojebany "Music A" oczywiście stawiam zdecydowanie na ten drugi. I cóż, na końcu Enon serwuje pięciominutowe "Love Story" w iście Indigowym sosie. Co można powiedzieć o nowej płycie ILE: niezłe są te numery, ale jakby nic "więcej" się nie dzieje − po prostu kolejna płyta Indigo La End. Trochę mało jak na songwritera, który jest w stanie pisać naprawdę wyborne kompozycje, prawda?

posłuchaj


Native Rapper: Mass Maker (EP)

Native Rapper
Mass Maker (EP)
[Trekkie Trax]

Na papierze wszystko wygląda dobrze: Trekkie Trax znowu mają w swoim składzie kogoś, kto potrafi rozruszać towarzystwo i wie, co obecnie kręci się w elektronicznym tańcu z rapem. Patrząc na produkcję mamy tu miszmasz progresywnej łupanki spod znaku Alizzza i ułagodzone oraz starannie przegryzione wątki post-Lidowe i podobnych mu spryciarzy. Naturalnie w myślach pojawia się też Tofubeats (przy "Water Bunker" bardzo nawet, ale nie tylko), więc fajna mieszanka i bardzo na czasie, tylko problem polega na tym, że Japończykowi jakoś brakuje albo organizacji, albo wtyczek, ale jakiegoś indywidualnego podejścia, bo trudno po zapoznaniu się z Wave Racerem czy 813 zajarać się nagle taką mocno netlabelową osobowością Native Rappera. Trackom zwyczajnie brakuje siły rażenia: jeśli chcesz podziałać w pojebanym modern-popie czy w post-internetowm gumowym dance-rapie, to musisz się mocno postarać, żeby nie zostać tylko jednodniowym repostem na soundcloudowym rynku dźwięków. Weźmy numer "Ecstasy Of Kiss" − sam tytuł zapowiada jakieś rozpierdalające akcje, tymczasem kolo nudzi kilkoma mazakami i właściwie nie wiadomo, gdzie ten track zmierza i "co ma do przekazania". Z kolei "Track Maker" to taki poprawny bangier, że aż nie chce się przeszkadzać, żeby mu przypadkiem nic nie odpadło w trackie bansu. Jasne, "Cut An Apple" miło popyla na house'owym podkładziku i przemyca drobny sampel-dzwonek z "Red Alert" Basement Jaxx i ogólnie słuchać tu wszędzie zalążki wymiatania zarówno w sferze produkcji jak i układania kawałków, ale na razie mogę tylko niepewnie unieść kciuk w górę i czekać na dalsze rzeczy od NR.

posłuchaj


Seira Kariya: Colorful World (EP)

Seira Kariya
Colorful World (EP)
[Pump!]

Trzecia po Nobi Nobi No Style i Nayameru Gendai Girl EP-ka japońskiej autorki electro-popowych songów przynosi właściwie kolejną porcję tej samej, dobrze znanej zabawy. Seira Kariya kontynuuje poniekąd to, co zapoczątkował Nakata, przede wszystkim z Meg, ale też blisko jej do taneczno-klawiszowego wcielenia Ayuse Kozue. Problem jednak w tym, że piosenki z Colorful World trochę nijak mają się do szczerozłotych numerów z Maverick czy do pamiętnych hiciorów z "Apple Pie" na czele. Nie można natomiast powiedzieć, że Seira się nie stara i że nie wychodzi jej nic ciekawego. Tytułowy singiel to rzecz tak przesadnie optymistyczna, że aż zaczynam się dołować. Ale pomijając nastrój mamy tu trochę Tofubeatowy dance-pop napędzany syntezatorowymi nitkami i pewnym siebie chorusem. Drugi w zestawie "Itsuka Wasurerunara" zapowiada się dość interesujące dzięki umiejętnemu budowaniu napięcia w zwrotce, ale refren jest zbyt przewidywalny i za mocno wgnieciony w schematyczny j-pop. "Baby Maybe Summer" traktuję raczej w kategorii żartu, w którym SPOTYKAJĄ się drum&bassowa pętla, klawisz reggae, puls disco polo i balladowy refren. "Nedari-ing" pokazuje, że Kariya ma możliwości tworzenia nie tylko banalnego nippon popu, ale trzeba się tylko bardziej zaangażować, bo za chwilę leci kolejny nieciekawy numer z gitarami "Brand New World" i znowu muszę obniżać ostateczną notą. Czyli czekamy na czwartą EP-kę albo pierwszy longplay i wtedy będzie można sprawdzić, czy Kariya stoi w miejscu czy może wreszcie wskoczy na wyższy level.

posłuchaj


Shinichi Atobe: World

Shinichi Atobe
World
[DDS]

Atobe pojawił się przy okazji rekapitulacji 2014 z Butterfly Effect. Na tamtej płycie stawiał na stanowcze techno obrobione w ciekawej siatce wpływów, ale o tym możecie przeczytać w przywołanym rekapie. Na World, nowym krążku, Japończyk zatraca się w zapętlaniu: zapętla frazy, wynajduje loopy i wciąż powtarza jeden wypatrzony i wyszlifowany motyw. Album składa się z wprowadzenia i pięciu tematów zatytułowanych właśnie "World". Prawie każdy z nich to nieustanna repetycja sporządzona za pomocą minimalistycznego arsenału środków. Podobnie jak w przypadku tegorocznego albumu Huerco S, z tym że tam mieliśmy ambient, a Shinichi Atobe wciąż drąży w rejonach technoidalnych, przy czym poszukuje i znajduje ciekawe rozwiązania w innych elektronicznych światach. Wygrywa dzięki temu, że potrafi ukształtować architekturę bitów we frapujący sposób: wybiera i skleja motyw, który odegrany po raz trzydziesty nie nudzi. Tło jest czasem niedbałe i zatopione w lo-fi'owej powłoce, jak na przykład w wyciągniętym gdzieś ze strychu "Intro" czy przypominającym nagrywki z labelu 1080p "World 1" (tu z kolei pianinko nagrane majkiem znalezionym na śmietniku). Właściwie tylko "World 3" trochę umyka schematowi bezwzględnej repetycji dzięki jakimś szurającym i drapiącym, gitarowym riffom, natomiast ostatni utwór pokazuje techno w obliczu, powiedzmy, 808 State. Ogólnie całkiem mocna płytka, choć trochę wtórna i muszę przyznać, że jednak nie zawładnęła mną tak mocno, jak chciałem. No cóż.

posłuchaj


Sistar: Insane Love (EP)

Sistar
Insane Love (EP)
[Starship Entertainment]

Znowu mini-album. To już szósty w dyskografii Sistar, a ostatni długogrający krążek ukazał się trzy lata temu, ciekawa sprawa. Ale mniejsza o sprawy formatu i ilość materiału − koreański girlsband nie zmienia kierunku, którym podążał na ostatnim Shake It, dostarczając niczym nieskrępowany k-pop. Bez większych aspiracji czy ambicji, ale nie da się pogardzić tym pakietem sześciu piosenek. "I Like That" atakuje jungle'ową trajektorią okraszoną mięciutkim basem z okolic french touchu. Gdyby pomyśleć nad lepszych refrenem, to byłaby czołówka k-popowych singli roku. Dalej "String" (albo "Come And Get Me" − taki tytuł jest na Spoti przynajmniej, hmm) znowu z tym samym basem wkracza na parkiet i przygrywa disco (mój ulubiony moment: dziarskie wejście i dialog dziewcząt od 1:20). Wreszcie "Wanna Do It" to najlepszy numer na EP-ce − nie dość, że najbardziej kompaktowy, najciekawszy kompozycyjnie, to jeszcze z najsłodszym hookiem ("I wiiiiiill loooove yoooou, boooy!"). "Yeah Yeah" gra w tej samej lidze, co pozostała trójka, więc trzeba wytknąć, że dwa ostatnie nie cieszą już tak bardzo − ot, sprawnie złożone numery, bez których świat jakoś by sobie poradził. Kończąc opis nie zamierzam jednak narzekać, bo ostatecznie Insane Love zanotowałem sobie po stronie udanych, azjatyckich wydawnictw z 2016 roku. Ale teraz dawajcie już ten album, dziewczyny.

posłuchaj


Suiyoubi No Campanella: UMA

Suiyoubi No Campanella
UMA
[Warner Music Japan]

Trio Suiyoubi No Campanella to obecnie jedno z najciekawszych zjawisk w azjatyckiej muzyce, więc nowe wydawnictwo (album, mini-album, EP-ka?) musi cieszyć. Wcześniejsze numery, te z Zipangu, kojarzyły mi się z jakimś wijącym się wężem, którego łuski błyszczą najróżniejszymi kolorami albo miałem przed oczami trójwymiarową, kubistyczną rzeźbę z całą masą przedziwnych linii i fantastycznych kształtów. UMA, oficjalny debiut grupy w dużej wytwórni, wydaje mi się bardziej konwencjonalny. Może to za sprawą tego, że już osłuchałem się z wcześniejszymi piosenkami, ale mimo wszystko mniej tu kombinowanego popu czy porąbanych roszad i eksperymentów. Utwory są bardziej statyczne, jakby nastawione na uważniejsze, głębsze wniknięcie. Pozornie nie wydają się tak chwytliwe jak znane już single − oczywiście wyjątkiem (na pierwszy rzut ucha) jest świetnie oddająca przebojowe zapędy Suiyoubi "Chupacabra", która byłaby mocnym punktem składaka the best of zespołu. Ale to za jakiś czas, bo jeszcze wiele trzeba zrobić. UMA pewną część zadania wykonuje. Spójrzmy na niepozornie wkręcający się joint "Tsuchinoko" w typowej dla tria konwencji zdekonstruowanego popu okraszonego kompletnie chwytliwą melodyjką (wręcz czuję tu energię "Bipp"). Jest bardzo delikatny i płynny "Unicorn" pokazujący nieco inny format bandu, "Phoenix" to znowu przedziwny strzał: niby eksperyment, a brzmi jak 90s dance-pop z rapowym wkładem. "Baku" nie chcę komentować: to jakiś kompletnie odrealniony strumień świadomości z drill'n'bassowym szokiem przyszłości Aphex Twina. A "Kraken" brzmi jak współpraca Ellen Allien i Solex w Tokio, czyli bardzo ciekawie. Ogólnie wciąż mocno hajpuję ten składzik, bo momentami naprawdę dzieją się tu rzeczy, których nie tylko nie ma w Azji, a w ogóle w całym obecnym popie. Czyli weźcie sprawdźcie, c'nie.

posłuchaj


Taeyeon: Why (EP)

Taeyeon
Why (EP)
[SM Entertainment]

Spoglądam na okładkę nowego, drugiego solowego mini-albumu Taeyeon, członkini Girls' Generation. Tak, lato już od kilku tygodni święci triumfy i uprzyjemnia czas wielu osobom. Jednak tym, co najbardziej zwraca moją uwagę nie jest ani fragment zapewne palmy na tle pięknego, niebieskiego nieba, ani postać drobnej Kim Tae-yeon, ubranej w koszulkę z różnymi odcieniami błękitu rozlokowanymi w kostkowym wzorze, na której możemy też dostrzec kwiat, kaktusa i jakiegoś dziwnego motyla (chyba). Nie. Najbardziej ciekawi mnie to, jak ściana obok bardzo przypomina przekrój lodów upchniętych w plastikowe pudełka. Wiecie, co mam na myśli. Przez to mam wrażenie, że to jakiś kadr z filmu Gondry'ego albo innej surrealistycznej produkcji z Korei. Z płytą mam trochę podobnie: Why oddaje ducha tych słonecznych, ciepłych miesięcy w zadowalającym stopniu. Właściwie wszystkie numery mają wyraźne, skrajnie przebojowe refreny, całość jest nastawiona na dance, zero chłodnych barw czy dźwięków − czysta radość i muzyczna przyjemność. Na luzie można ulokować gdzieś na wakacyjnej plejliście takie NUTKI jak tytułowy "Why", rozleniwiający r&b-letniak "Starlight" czy sunshine-house'owy "Fashion". Jedynym mniej dynamicznym, dającym wytchnienie utworem jest "Night", gdzie nieco chłodniejsze pady syntezatora wraz z resztą układają się w eteryczną balladkę zaopatrzoną oczywiście w bardzo słyszalny i jawny chorus. I kiedy tak słucham tym piosenek, to coraz bardziej zaczynam się zastanawiać, ile w tym jest k-popu, a ile EDM-u? Ile Azji, a ile Ameryki? I choć całkiem cieszy mnie efekt, to trochę zaczynam się obawiać, że Koreanki i producenckie sztaby zaczną (już zaczęły) nieudolnie kopiować i odtwarzać wszystko to, co modne w Stanach. Jasne, czasem udaje się zrobić z tego podpatrywanie coś dobrego, wystarczy posłuchać Luny, Tiffany czy właśnie Taeyeon, ale istnieje zagrożenie, że Korea zamieni się w wielką, nudną, bezwartościową, post-EDM'ową papkę.

posłuchaj


REZERWA:

Awesome City Club: Awesome City Tracks 3 [Victor Entertainment]
Brave Girls: High Heels (EP) [Brave Entertainment]
Exid: Street [Banana Culture]
Just His: 2 Many Homes 4 1 Kid [JUSTHIS / Loen Entertainment]
Madtown: Emotion (EP) [Loen Entertainment]
Melody Day: Color (EP) [Viewga Entertainment / LOEN Entertainment]
Mitsume: A Long Day [Mitsume]
Romeo: Miro (EP) [Loen Entertainment]
Samuel Seo: Ego Expanded (100%) [Craft And Jun / Stoneship]
SONAMOO: I Like You Too Much [TS Entertainment / LOEN Entertainment]


SINGLE:

Bada feat. Kanto: "Flower"
Umiejętne połączenie k-popu, dance'u, EDM-u i hip-hopu. Musiało mi się spodobać.

BoA & Beenzino: "No Matter What"
Już na papierze taki duet jest ciekawy, w praktyce trochę "gonią zachód". "Nie mówię nie".

Chelmico: "Love Is Over"
Na luzie, a jednak bardzo aktualnie i z klasą. I nawijka też w porządku.

Especia: "Helix"
Może nie są w najlepszej formie i w najlepszym położeniu, ale i tak udaje im się nagrać świetne numery.

FEMM: "Neon Twilight"
Czas na odrobinę neonowo-dresiarskiego dance'u z KKW. A co.

In-sist: "Party Six"
Cały numer fajnie zakropiony funkiem, ale refren wchodzi na maksa.

J'Kyun feat. JYO: "Body Lotion"
My mamy jednego Smolastego, tymczasem w KP jest takich ziomeczków kilkunastu. Tu jeden z.

KOTO: "Butoh Yuugi"
Dziewczyna nadal wali po łbach jak leci. Nie ma przebacz.

Madtown feat. Lee Geon & Buffy: "Yah!"
Z całej EP-ki najlepiej lubię właśnie ten numer, gdzie goście wykroili chwytliwy digi-synth-funk. Pod imprezy.

Mighty Mouth feat. Chancellor: "Sugar Sugar"
Właściwie jeden z hiciorów wakacji chyba. Dla mnie na pewno.

MikaRika: "Tada No Onna"
W refrenie jest coś tak błogiego i wciągającego, że się poddaje.

Nieah feat. Kamo: "No Way"
Tym razem Nieah zawędrowała do krainy future beatu. Nooooooo dooooopszszsz.

Paperkraft: "Feel (Like I'm On Dope)"
Ej, sprawdźcie, bo rzadko się zdarza wyłapać z Japonii taki outsider-house. SZTOSIK.

Pictured Resort: "Away To Paradise"
Marzycielski (wokal trochę Sam Perkop) jam o raju utraconym? Całkiem możliwe.

Passepied: "Nagasugita Haru"
No nie wiem. Dla mnie to jest jakiś zakamuflowany prog-rock − jakieś wczesne Genesis może? Nie wiem. Tak czy tak, ciekawa EP-ka się kroi.

Shouzou Yamada: "Dobu Sarai Zinsei"
Ziomal Kitasono też potrafi posongwriterzyć. W sumie brzmi to jak cover tego pierwszego, czyli jest baaardzo dobrze.

SONAMOO: "I Like U Too Much"
Zapisałem sobie w trzech różnych miejscach, że trzeba umieścić ten numer w singlach. Wiem nawet czemu: 2:01.

Suiyoubi No Campanella: "Tsuchinoko"
Niby łatwo zlekceważyć ten splocik melodyjek z intra, ale tak naprawdę nie da się go zlekceważyć.

Taeyeon feat. Dean: "Starlight"
Od pierwszych dźwięków chill i relaks. Fajny duet za 10 mln odtworzeń.

Urbanchic feat. Sally Of Unicorn: "Not A Player"
Nie dość, że 90sowa produkcja, to pasuje tu jeszcze jedno słowo: ZGRABNOŚĆ.


REZERWA:

A.DE: "Strawberry"
Ain't: "Cause, It's A New Day / Stay By Me"
Gray feat. ELO: "Good"
Heize feat. Dean: "Shut Up & Groove"
Pae Su Jung: "Over You"
Pledis Girlz: "We"
Sing Like Talking: "Kaze Ga Fuita Hi"
Suran feat. Hwa Sa: "DDANG DDANG DDANG"
WheeSung feat. L.E.: "Hold Over"
Younha feat. Ha: Tfelt, Cheetah: "Get It?"


Tomasz Skowyra    
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)