SPECJALNE - Rubryka

Orient Express #7

13 czerwca 2016

Witam po raz kolejny w Orient Expressie. Jak co miesiąc składam raport z tego, co wydarzyło się w ostatnimi czasy na azjatyckich ziemiach. A trochę się działo, więc nie wszystko udało się zmieścić. Tym razem odpadli m.in. tacy zawodnicy/zawodniczki jak Monsta X, Nudyman, Miyawaki Shion, Crush, Aina Kusuda, I.O.I., Trignal czy Neshizuku, ale w dziesiątce płyt oraz dwudziestce singli jak zwykle nie zabrakło interesujących dźwięków. To wszystko dla Was, więc nie krępujcie się, śmiało czytajcie i dozoba w lipcu.


ALBUMY:

Aseul: New Pop

Aseul
New Pop
[Astro Kidz]

Kiedyś Yukari, dziś Aseul. Niszowa artystka z Korei wypuściła w świat nowy materiał i tym razem jest to długograj. Co na nim? Ogólnie mówiąc snujące się wolno, skryte w półmroku, elektroniczno-klawiszowe piosenki pasujące do ścieżki dźwiękowej podczas zasypiania. Aseul używa tylko automatów perkusyjnych, kilku pacnięć w klawiaturę, paru sampli wokół ścieżek oraz swojego z lekka melancholijnego, cichutko przemykającego się wokalu. I owszem, czujemy się miło i przytulnie otoczeni dźwiękami płynącymi z New Pop, acz jakoś brakuje tu fragmentów przykuwających uwagą bądź po prostu wciągających jak w upojny sen. Proste kompozycje właściwie nie grają tu większej roli – ważniejsza jest warstwa produkcyjna kojarząca się raz z trzeszczącym i pociętym popem Lali Puny, raz z rozmarzonym retro-dream-popem Chromatics, a w nieco żwawszych momentach do głosu dochodzi mocno rozbrojony drive Adult. Aczkolwiek są to tylko urywki i widziadła szybko przelatujące i wylatujące z głowy. Nocą, gdy w domu panuje mrok i cisza, płynąca gdzieś w tle płyta się sprawdzi, ale w bezpośrednim kontakcie i wnikliwszym wsłuchaniu się, wrażenie samotności i potrzeby bliskości znika. Nie można jednak powiedzieć, że "Loveless" to rzecz nużąca – tu udało się poskładać z tych kilku puzzli piosenkę z niezależnym od nastroju ładunkiem emocjonalnym zasnutym popowym czarem. Szkoda tylko, że więcej takich indeksów już na New Pop nie ma, choć pewnie jakimś wrażliwcom cierpiącym na bezsenność pod ciepłym kocem nostalgii propozycja Aseul się spodoba. Chyba warto spróbować.

posłuchaj


CLC: Nu.Clear (EP)

CLC
Nu.Clear (EP)
[Cube Entertainment / CJ E&M Music]

Zaledwie trzy miesiące od EP-ki Refresh CLC uderzają ponownie. Dość szybko trzeba przyznać, a to często nie kończy się zbyt dobrze. No ale mamy mini-album nazwany Nu.Clear, co ma symbolizować nowe oblicze girlsbandu. Okej, niech będzie i tak. Ja tam wolę się skupiać na tym, czy piosenki są dobre czy nie. I właściwie nie mogę się za wiele przyczepić: może tylko nie do końca przekonuje mnie co prawda "ładna" balladka "Day By Day", a to z prostej przyczyny. CLC wygrywają wtedy, gdy ich piosenki są wypakowane produkcyjnymi zabiegami. W tej uszytej głównie z akustyka piosence za wiele pod tym względem się nie dzieje i stąd moja wątpliwość. Gdy jednak produkcja bierze górę, to i refren uda się napisać i ogólnie kompozycja zaczyna jakoś bardziej żyć. Tak jak w "What Planet Are You From?", gdzie mamy tyle różnych linii (klawisz, trąbki itd.), zakrętów i zwrotów, a w centrum porywający chorus. Super, o takie granie mi chodziło. Singlowy "Oh No Oh" też wypada nieźle, choć nie ma tu aż tyle fajnych rozwiązań, a wszystko opiera się na kilku dźwiękach oldchoolowej gitary,. No i refren jedzie, więc co mam mówić. Za to "One, Two, Three" zgarnia pulę: giętki bas, zuchwały refren, pulsujące zwrotki i mnogość mikro-tricków z wdziękiem poukładanych w miksie. Bez wątpienia mój faworyt w zestawie. Na podium znalazło się też miejsce dla "Dear My Friend", gdzie kompozycyjny krój został wsparty inteligentną, wielobarwną produkcją. Na końcu znowu ballada, ale "Before" umiejętnie balansuje między wyniosłym tonem i popową przystępnością, dlatego nie mogę powiedzieć, że okazała się niewypałem. I tak też prezentuje się mini-album Nu.Clear – może i trochę mniej równy od wydanego w lutym Refresh, ale wciąż mający do zaoferowania mocne, singlowe fragmenty.

posłuchaj


Hideki Kaji: The Blue Boy

Hideki Kaji
The Blue Boy
[Blue Boys Club / Space Shower Networks]

I znowu spotykamy się z tym sympatycznym songwriterem. Tyle lat grania i koleś właściwie wciąż nie ma dość, choć w jego stylu i poczynaniach niewiele się zmienia. Cały czas nawiązuje do city popu, trzaska letnie hymny, odpala power-popowe torpedy i znajduje chwilę na romantyczną refleksję. Tak też jest na najnowszym długograju The Blue Boy. A skoro tak, to oszczędźmy sobie dokładniejszą analizę i sprawdźmy, z kim lub z czym mogą kojarzyć się poszczególne numery (uwaga, to będzie nieskrępowana i nieco żartobliwa strzelanina skojarzeń):

"Melody" – "Walking On Sunshine" + wczesne Myslovitz
"Heroes" – Tatsuro Yamashita jak z kuriera
"Tokyo City Serenade" – Ramones + echa The Wrenes
"Perfect Pastel Sunset" – Beach Boys + The New Pornographers
"Summer Breeze" – dźwięki DFA + The Rapture
"Summer Disciples" – tropikalna odsłona Yamashity + Cardigansowskie flety
"Goji No Shibuya De!" – Stereolab + gitarowe ska
"Summer Shower And Cream Soda" – wczesne Violens + Lady Pank
"About A Blue Boy, Part 3" – japoński Belle & Sebastian
"Love Me Do" – jakieś nu-indie + późny Destroyer
"Midnight Cafe Bleu" – nocne serenady z gitarą w ręku

Oczywiście zapraszam do słuchania, bo naprawdę nie jest źle. Jak zwykle u tego gościa.

posłuchaj


Jonghyun: She Is

Jonghyun
She Is
[SM Entertainment]

W zeszłym roku Kim Jong-hyun wypuścił EP-kę Base (o której pisałem w azjatyckiej rekapitulacji 2015) oraz kompilację Story Op.1, a w 2016 przyszedł czas na oficjalny longplay. Lider boysbandu SHINee podgrzał promocję She Is tytułowym singlem. Ubrane w future-beatową szatę, taneczne r&b zapowiadało materiał pełen nowoczesnego, kapitalnego k-popu. Niestety żaden z pozostałych wałków na płycie nie jest już ani tak centralnie przebojowy, ani nie zachwyca taką świeżością. Jonghyun stoi ze swoimi piosenkami gdzieś przed bramą do tego świata, wciąż mocno tkwiąc w koreańskiej świadomości popu. Ten kompromis da się wyczuć wszędzie, choć w poszczególnych piosenkach zazwyczaj wygrywa jedna tendencja. W tych lepszych słychać np. charakterystyczny, prince'owski styl ("Aurora"), a w mniej porywających do głosu dochodzi schematyczny k-pop ("Dress Up") z całym swoim patosem i niewyszukaną trajektorią. Pamiętajmy jednak, że obecny pop z Korei całkiem przytomnie spogląda na to, co dzieje się w świecie, dlatego nie ma tu mowy o jakichś sucharach sprzed lat. Wystarczy posłuchać, jak wyprodukowano "Cocktail" – gdyby nieco zniwelować te dramatyczne śpiewy i napisać lepszy refren, uzyskalibyśmy jeden z jaśniejszych punktów She Is. To zmarnowanie potencjału w ogólnej perspektywie boli najbardziej, bo w końcu Jonghyun mógłby tu zdziałać naprawdę dużo. Ale na razie mogę docenić tylko ambitne zamiary i chęci – w sumie całkiem niezła ta płytka.

posłuchaj


Luna: Free Somebody (EP)

Luna
Free Somebody (EP)
[S.M. Entertainment / KT Music]

Niejednokrotnie podczas słuchania przeróżnych wykonawców z Azji zdarzało się tak, że pewien artysta zaczynał mi się kojarzyć z kimś innym spoza tego wielkiego kontynentu. Wiecie o co chodzi: "koreańska Chery Cole" czy "japoński Afrojax", tego typu sytuacje. To wrażenie pojawiło się znowu, gdy usłyszałem pierwszy mini-album Luny, liderki (zarówno jeśli chodzi o wokal, jak i taniec) lubianego w tej rubryce składu f(x). W pełni popieram tę decyzję, ale zanim przejdę do tej kwestii najpierw odpowiem na pytanie z kim skojarzyła mi się postać Luny na Free Somebody. Otóż moim zdaniem Luna to "koreańska Ariana Grande". Jasne, jeśli weźmiemy się za chirurgiczną analizę, to takie równanie zupełnie nie będzie możliwe − wiadomo, inne wokale, podejście do tematu czy nawet wygląd zewnętrzny wraz z imagem. Ale jeśli się wsłuchamy i chwilę zastanowimy, to taka paralela nabierze rumieńców − w końcu Luna spokojnie mogłaby zostać w Korei mega gwiazdą poza f(x), dochodzi do tego stylistyka w jakiej się porusza: dance-pop z głębokim wokalem i produkcyjnymi trickami. "Free Somebody" napędzany bitowym paliwem podebranym niemal od Disclosure łamane na "wczesną AlunęGeorge", brzmi właśnie jak "koreańska późna-Ariana", i to w tym lepszym, bardziej przebojowym wydaniu. Ten sam schemat w "Keep On Doin'" − opleciony przerobionym wokalem numer od pierwszego odtworzenia pomyka w rytmie hiciarskiego popu drobnej Grandy. "I Wish"? Można powiedzieć, że tak właśnie brzmią openery Ariany − uroczyste, zgrabne, lekkie, ze sporą przestrzenią w pasmach. "Galaxy" może być w tym wypadku koreańskim "Break Free", choć może bardziej słychać tu Ke$hę czy Kylie z Kiss Me Once. Mimo wszystko zdania nie zmieniam i wciąż twierdzę, że lepszej Ariany nie ma w całej Korei Południowej.

posłuchaj


Seiho: Collapse

Seiho
Collapse
[Leaving]

Czekałem na ten krążek. Seiho Hayakawa już od jakiegoś czasu pokazywał, że generuje rzeczy bardzo "dzisiejsze". Cokolwiek to znaczy, bo nawet jeśli przez chwilę pomyślę, że słuchając Collapse mogę łatwo zachwycić się "futuryzmem", to zaraz jakiś Reynolds albo... Jakub Żulczyk (lol) powie: "no gdzie, jaki futuryzm?" albo "to się dzieje teraz". "Kontynuując tę jakże celną myśl" mogę dalej zapytać takiego Seiho: "czy już wiesz, czy chcesz, czy już jesteś w grze?", a odpowiedzią będzie zapewne kolejna referencja czy cytat, więc zatrzymajmy to postmodernistyczne koło. Ustalmy: Japończyk tworzy muzykę zgodnie z panującym w obecnej "elektronice" i "muzyce komputerowej" zeitgeistem. Na Collapse dostrzeżemy z łatwością akademickie vapor-szlify Jamesa Ferraro, techno-wulkany wybuchające niczym dancefloorowe wymiatacze Jam City lub tryskające jak bity projektu Travisa Stewarta, Aden (tu wzrok pada na "Plastic"), ale też inspiracje musique concrète (co zauważono już w recce na Pitchforku) czy jazzem. Odnajdziemy tu wpływ rozcieńczonego Aphex Twina, "wewnętrzne światy" Oneohtrix Point Never czy nawet bardziej Chucka Persona, są też śladowe ilości footworku, gdzieniegdzie odzywają się Amnesia Scanner czy Holly Herndon, a cały ten wywar Seiho gotuje w future-beatowo-bubblegumowej zawiesinie. Powiedzmy sobie szczerze: ten longplay to taka wycieczka po "dzisiejszej" elektronice, a jednocześnie rekapitulacja z gracją odbijająca wszystko to, co jakoś liczy się w tej fantazmatycznej aurze futuryzmu. I chcą nie chcą, Collapse staje się płytą, którą ktoś oceni na 6/10, ktoś inny przyzna 2 gwiazdki, a dla kogoś innego to będzie płyta roku. W sam raz dla INTERNAUTÓW.

posłuchaj


Siraph: Siraph (EP)

Siraph
Siraph (EP)
[Victor Entertainment]

Śledzę mniej bądź uważniej to, co dzieje się w japońskiej muzyce i jakoś tak bywa, że jeśli już zdarza się przytomne gitarowe granie, zwykle trafia się składzik z matematycznym zacięciem i dziewczyną na wokalu. Można rzucać przykładami takich nazw, ale pewnie dobrze wiecie, o jakie nazwy chodzi, sam często rzucam nimi w tej rubryce i omawiam ich nowe wydawnictwa. Pewnie tę zagadkę dałoby się rozwiązać, gdyby przeprowadzić jakąś wynikową analizę pokazującą skąd bierze się to zamiłowanie do skalkulowanego wymiatania na gitarach z laską na majku, ale na razie można spojrzeć na efekty. I tu pojawia się Siraph ze swoim debiutanckim mini-albumem. I jak się domyślacie, znajdziemy tu przesterowane gitary buchające post-hardcore'ową parą rodem z Fugazi, bujne operowanie rytmem przywołujące Tricot, grunge'owy pył i błoto spływające od Shiiny Ringo i odrobinę kobiecego uroku, za który odpowiedzialna jest wokalistka Annabel. Można krzyknąć, że to bez sensu: po co komu kolejny zespół eksplorujący tę samą stylistykę do znudzenia? I ten krzyk będzie uzasadniony, jednakże nietaktem byłaby tak krucha krytyka, skoro Siraph pokazują się z naprawdę dobrej strony. W gęsty gąszcz przybrudzonych, post-rockowych melodycznych linii "In The Margin" można wsiąknąć nawet nie wiedząc kiedy, "Jikan Wa Tsugu" przynosi pulsujące plamy syntezatorów oraz cykające efekty uwiązane w nerwowy łańcuszek wioseł, "Thor" gładzi słuchacza waszyngtońskim młotem grunge'owych zagrywek gitar, a trykotowy "Curtain Fall" zostanie z wami dłużej za sprawą równo grzejącego refreniku. W "Linotype" w odstawkę idzie rockerka i band zaczyna igrać z matematycznym post-rockiem w jazzującym anturażu. Po czym w ostatnim "Souzou No Ame" jeszcze bardziej kładzie nacisk na jazz, ale powraca do gitarowego zrywu. Dlatego Siraph to bardzo równy, zwięzły i wartościowy materiał.

posłuchaj


Sōtaisei Riron: Tensei Jingle

Sōtaisei Riron
Tensei Jingle
[Mirai]

Gdzieś mi umknęły, ale na szczęście namierzyłem i mogę coś napisać o najnowszym krążku Sōtaisei Riron, czyli kolejnej, dobrze znanej, żeńskiej ekipie siejącej zamęt swoim słodkim, gitarowym popem. Mam jednak wrażenie, że Tensei Jingle nie zamierza już nęcić tym samym, sprawdzonym przepisem. Dziewczyny jakby delikatnie przełamują dotychczasowy układ tych milutkich, melodyjnych pioseneczek, próbując podejść do zagadnienia od nieco innej strony. W ogólnej perspektywie grają wciąż to samo: są leciutkie gitarowe riffy, jest głos Etsuko Yakushimaru i wreszcie sporu melodycznego dobra. Ale właśnie − wydaje mi się, że Japonki trochę poszły na łatwiznę. Brzmi to tak, jakby do każdej piosenki wymyśliły jakiś mniej lub bardziej chwytliwy motyw, a z resztą już jakoś pójdzie. Raz lepiej raz gorzej. Gorzej jest wtedy, gdy Etsuko próbuje śpiewać jakieś dziwne wyrazy i brzmi to niekomfortowo i jakoś cyrkowo ("13ban No Kanojo"), a lepiej gdy kompozycyjnie zaczyna się coś kleić, jak w "Geshi", choć i tu po pięknej solówce będącej kulminacją mamy trochę zbędny powrót do porządku z pierwszej fazy. A jeśli chodzi o te przełamania, to posłuchajmy "Oyasumi Chikyuu" − czy wcześniej taki zestaw instrumentów pojawił się na jakiejś płycie Sōtaisei Riron? Niby trochę je pamiętam, ale nie przypominam sobie takich momentów. Ale do czego zmierzam − chyba japoński band zwyczajnie chciał uciec od rutyny, ale jeszcze nie do końca wiedział, w jakim kierunku. Z jednej strony jest ciekawie i kawałki trzymają poziom, ale z drugiej zastanawiam się, po co były te drobne, niewnoszące niczego interesującego roszady.

posłuchaj


Tiffany: I Just Wanna Dance (EP)

Tiffany
I Just Wanna Dance (EP)
[SM Entertainment]

Stephanie Young Hwang to ciekawa postać. Urodzona w Kalifornii piosenkarka jest Amerykanką koreańskiego pochodzenia, a cały świat zna ją dzięki Girls' Generation, gdzie odpowiada za leda vocal. Tiffany wydała właśnie swój pierwszy solowy mini-album I Just Wanna Dance, który doczekał się porównań do Carly Rae Jepsen, Ariany Grandy czy Mariah Carey i poniekąd są to dobre tropy. Spójrzmy w creditsy i zobaczymy, że obok koreańskich speców obecni są również ludzie pracujący choćby z Amerie, Kylie Minogue czy Meghan Trainor, a jest nawet Nicola Roberts z Girls Aloud. Taka międzynarodowa ekipa, w głównej mierze koreańsko-amerykańska, stworzyła wraz z Tiffany materiał wyróżniający się wśród typowych k-popowych produkcji. Efekty: otwierający tytułowy kawałek to dance-pop doskonale wpisujący się swoim sznytem w obecny mainstream-pop. Podobnie rzecz ma się z "Fool" mierzącym delikatnie w rnbassowy format. "Talk" to jeszcze inna historia: bezapelacyjny highlight EP-ki zachwycający nie tylko konstrukcją, ale i niewymuszoną przebojowością. Na myśl przychodzi litewski producent Tony Betties ze swoimi słonecznymi padami kiborda. Warto zapamiętać ten song, najlepiej na stałe wklejając go do swoich wakacyjnych plejlist. Ale to nie koniec, bo posłuchajmy co wyprawia się w "What Do I Do". Od pierwszej chwili pomyślałem, że tak mogłaby brzmieć kooperacja 813 (architektura bitu) z jakąś koreańską wokalistką. Brawa nie tylko za odwagę, ale również za dorzucenie kolejnego mocarnego numeru. Idźmy dalej, a napotkamy krzyżówkę r&b sprzed dekady z ciepłem melodyjnych syntezatorów w refrenie ocierającym się o Foreign Exchange. I wreszcie ballada kończąca I Just Wanna Dance, choć najbardziej rdzennie k-popowa, wciąż nie zdradza słabszej formy. Tiffany w utkanym z melodii akustyka otoczeniu czuje się znakomicie. Zresztą we wszystkich konfiguracjach z tej EP-ki poradziła sobie wzorowo. Cóż mogę dodać: słuchając k-popu szukam właśnie takich piosenek, jakie znalazły się na tym niepozornym albumiku.

posłuchaj


Tomggg: Art Nature (EP)

Tomggg
Art Nature (EP)
[Wendo]

A na sam koniec płytowego przeglądu w Azji skoczymy do krainy pachnącej landrynkami i gumą balonową. Jeśli słyszeliście Butter Sugar Cream z zeszłego roku, to dobrze wiecie, o co chodzi z tym kawaii popem. Tym razem Tatsuya Fujishiro nie wysilił się jakoś specjalnie, ponownie zbierając na EP-kę raptem cztery kawałki z bonusowymi remiksami i instrumentalem. Nie zrobił też większych postępów w stosunku do poprzedniego wydawnictwa. Art Nature operuje tym samym zestawem tricków rodem z PC Music, polanym słodkim, japońskim sokiem. Okej, słodziutkie to wszystko, ale nie potrafię wiele wynieść z "Curtain Fig": pięciominutowego instrumental-tracka z dzwoneczkami, smyczkami i całą garścią maxo-podobnych ścinek. Brakuje mi jakiegoś konkretnego uderzenia albo bardziej zażerającego toku angażującego słuchacza. "Future Hippie", drugi instrumental, sprawdza się lepiej. Więcej tu melodyjek, wszystko rozwija się znacznie ciekawiej i z większym sensem, unikając przy tym przekombinowania, więc i przyjemność ze słuchania jest całkiem niemała. I jeszcze dwie piosenki. "Tick Tock Skip Drop" z zaspanym głosem Bonjour Suzuki brzmi jak piosenka z dobranocy dla małych Japonek i w sumie nie stałaby się jakaś wielka krzywda, gdyby skrócić numer o 2-3 minuty – po takim spakowaniu zyskałby na dynamice. Ale fajny song, jak najbardziej, choć "Sala" wyszła jeszcze lepiej. Tym razem tsvaci (która pojawiła się na poprzedniej EP-ce Tomggg w tytułowym kawałku) beztrosko tańczy po kolorowej, cukierkowej łące pomagając japońskiemu producentowi stworzyć najlepszy indeks Art Nature. Dlatego mimo pewnych wątpliwości zachęcam do sprawdzania.

posłuchaj


REZERWA:

AOA: Good Luck (EP) [FNC Entertainment]
April 2nd: Super Sexy Party Dress [Sony Music Japan]
Bokutachi No Iru Tokoro: Gomi [Bridge]
Faky: Candy (EP) [Avex]
Foodman: Ez Minzoku [Orange Milk Records]
Have A Nice Day!: Dystopia Romance 2.0 [Virgin Babylon]
Livetune+: Sweet Clapper (EP) [Warner Music Japan]
Shiggy Jr.: Koi Shitara Baby (EP) [Universal Japan]
Straightener: Cold Disc [Virgin Music]
UA: JaPo [Victor Entertainment]


SINGLE:

AOA: "Good Luck"
Prawie 8 mln wyświetleń. Pewnie przez klip w konwecji Słonecznego Patrolu, ale posłuchać też warto.

Aseul: "Loveless"
Myślisz, że to jakiś szugejz, a to wyrobiony z uczuciem synth-pop.

Beenzino: "Life In Color""
Czekam na album tego koleżki, bo ostatnio każdy jego singiel to rzecz do zapętlania. Zwłaszcza ten, z jungle'owym loopem.

CLC: "One, Two, Three"
Można się rozpłynąć od tych wszystkich świecidełek wdrożonych w track, a jeszcze mamy znakomity chorus. Przestałem liczyć ripity.

Crush feat. Miso: "Castaway"
Zaciemniony dance-pop z IDM-owym obliczem. A nad wszystkim czuwa słodki głos Miso.

Fiestar: "Apple Pie"
Ayuse Kozue robiła lepsze wypieki, ale tu też nie wyszedł zakalec.

G.Soul: "Where Do We Go From Here"
Minimalistyczne r&b w czarno-białych barwach. Przyda się.

Heyne: "Love Cells"
Co będę pisał – spójrzcie na klip i wszystkiego się dowiecie.

Hideki Kaji: "Heroes"
Hideki kontynuuje to, co zaczął jeden z jego bohaterów – Tatsuro Yamashita.

Jonghyun: "She Is"
Mam nadzieję, że już za jakiś czas taki odważny pop zaludni całą Koreę Południową.

LiVii: "Luna"
Poszarpana faktura bitu sprawia, że zaczynam myśleć o LiVii jako o "koreańskiej Kitty".

Luna: "Free Somebody"
Disclosure feat. Ariana Grande w koreańskiej wersji.

MIXX: "Oh Ma Mind"
Teraz wszyscy skupią się na francuskim Euro, ale zapewniam, że warto przez chwilę zerknąć na ten koreański mecz r&b-tennisa.

Noday feat. Sanchez: "Wait Up"
Na wypadek gdybyście wątpili, że w Azji nie ma dance-funku.

RinaticState: "1 2 3"
Wbrew pozorom trudno teraz o tak zgrabny techno-pop z JPN.

SHINee: "Kimi No Sei De"
SHINee zawsze nieźle wypadają na odcinku singlowym. Ten nowy numer może nie porywa, ale wciąż jest dość solidnie.

Samuel Seo: "Blue"
Czyżby jakieś nieśmiałe nawiązanie do True Blue?

Straightener: "Alternative Dancer"
Taki układ synthowych akordów zawsze jakoś na mnie działa. No i funk też.

Tiffany: "Talk"
Bezwzględny atak na wasze letnie plejki. Zagadacie do Tiffany?

Young Juvenile Youth: "Hive" / "In Blue"
Trochę Ellen Allien, trochę Kraftwerka, trochę YMO, czyli najlepszy obecnie android-pop z KKW.


REZERWA:

Amber: "Need To Feel Needed"
BlackglassG: "No Tellin'"
Carpainter: "Browser Crasher"
Hi Temperature: "One Side Love"
HiGE: "Devil's Odd Eye"
Ken Kobayashi "Like The Stars"
KOSMO Kat: "Future City"
New-A: "Soldier"
Pasocom Music Club: "Pom Poko"
Yella D feat. Hanhae: "GoalKeeper"

Tomasz Skowyra    
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)