SPECJALNE - Rubryka

Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)

28 grudnia 2022

Nie tak to miało wyglądać. Drugi odcinek naszej rubryki powinien ukazać się na początku lipca, ale tak się niestety złożyło, że nic z tego nie wyszło. Dlatego wracamy niemal na sam koniec roku, aby odrobić straty. Koncept rubryki nie uległ zmianie: zebraliśmy w jednym miejscu nasze zajawki, obserwacje i uwagi dotyczące wydawnictw opublikowanych w ciągu ostatnich (tym razem) trzech kwartałów. Swoisty ekstrakt z naszych własnych poszukiwań w świecie muzycznych wydawnictw. Oto przed Wami drugi odcinek Ekstraktu. Piszą dla Was Łukasz Łachecki, Borys Dejnarowicz, Jacek Marczuk i Tomasz Skowyra. Zapraszamy do lektury.


Łukasz Łachecki:

Wszystko jest śmieszne, gdy się pomyśli o śmierci, ale muzyka była w mijającym roku ostatnią siłą trzymającą wielu z nas przy zdrowych zmysłach. Znów ratowała życie. Nie daliśmy się nabrać, że powinniśmy gadać o emocjach – kto nie umie, ten może nie zawsze powinien, a od komunikowania skomplikowanych uczuć mamy nagrane w 10 minut na tanim mikrofonie piosenki nastoletnich hyperpopiar i gniewnych małolatów. Te pierwsze zabrały z digitalowego trapu drugich to, co było dla nich atrakcyjne, zarzucając jednocześnie maczyzm i hieratyczność, i uciekły do cyfrowego ogrodu Soundcloudów, Bandcampów, Tik-Toków i Youtube'a. Dokonała się wewnętrzna i zewnętrzna emigracja.

Taki stan rzeczy sprawia, że muzyka, przynajmniej w swoim twórczym rdzeniu, demokratycznieje. Na deregulacji statusu muzyka skorzystały mniejszości i kobiety – to playlisty zdominowane przez raperki, sety DJ-ek i ambientowe albumy artystek nadawały ton ostatniemu rokowi; przekrojowe rankingi dotyczące minionych dekad pokazały, że zmieniły się kanony i każdy kolejny sezon grudniowych podsumowań będzie kolejnym kamieniem milowym, jeśli chodzi o widzialność i docenienie muzyki dziewczyn. Zwłaszcza tych, które konsekwentnie wypracowują własny, nowatorski język, jak filadelfijka Ulla Straus, która od kilku lat poszerza granice ambientu, na najnowszej płycie Foam łącząc kameralistykę Ovidono Ovala z niemal jensensportagowskim wielokanałowym popem.

Nikt dziś nie mówi o wysypie efemerycznych mikrogatunków jak dekadę temu – stały się one po prostu immanentną cechą współczesności. Pomogły m.in upowszechnienie nagrywania w domu przez szeroką dostępność narzędzi do produkcji i dystrybucji oraz uniwersalny język autotune'a, który wyparł słowo i zastąpił je teksturami.

Międzynarodowość i dostępność muzyki, jej skondensowanie, aktualność, adekwatność, błyskawiczność i długie trwanie, wielość, niebinarność, otwartość – wszystko to trzeba uznać za okoliczności korzystne. Przeczytałem w tym miesiącu naprawdę wiele list podsumowujących 2022 rok, i choć żadna nie była w pełni moja, to przynajmniej nie mam poczucia zglajchsztowania, nie czuje się zmęczony muzyką, ograniczony wyborem, osaczony algorytmami, nie potrafię wyrazić w pełni radości, jaka towarzyszy mi przy wielu albumach. Możliwość całkowicie indywidualnej historii słuchania, relatywnie łatwe poczucie całkowitej odrębności i osobności są nie do przecenienia.

Coraz lepiej do widmowych praktyk artystycznych muzyki pop i ciążących nad nami, niedokończonych ceremonii żałobnych okazuje się przystawać przybliżany w Polsce od dekady m.in przez Andrzeja Marca, Jakuba Momrę czy ostatnio Katarzynę Kończal język widmontologii, nawet po przedłużającej się wizycie Ariela Pinka na śmietniku historii. Moja ulubiona tegoroczna płyta, EP-ka Streetlands Buriala, wraz z wcześniejszym Antidawn tworzy zresztą wyjątkowy pakiet widmowy. To muzyka wszechobecnej rujnacji, porzucanych nagle bez dania racji sampli wokalnych, zwiastun nowego etapu w twórczości jednego z najbardziej wpływowych muzyków świata w ostatnich dwóch dekadach.

Wspomniana Kończal w książce o Sebaldzie cytuje Jamesona cytującego Derridę, wzywającego nas wszystkich, by "zajmować się duchami, by oduczyć się myślenia o tym, że możemy wiedzieć coś z niezachwianą pewnością, by uczyć się tego, czego wciąż jeszcze nie jesteśmy w stanie wyrazić lub wyobrazić sobie. To nie oznacza wiary w duchy w zwyczajnym tego słowa znaczeniu [...]. Istota rzeczy polega na tym, by poznać obecność tego, co już nie istnieje lub jeszcze nie istnieje, by zrozumieć i doświadczyć, w jaki sposób widmo zakłóca samoobecność podmiotu i jego przypadkowe rzeczywistości". Cenna lekcja, której udzielił nam w tym roku również nieprzepadający za mediami Brytyjczyk.

Zapoznana dzięki udziałowi na klasycznym już Mono No Aware Malibu, podobnie jak Burial na obu tegorocznych płytach czy Romance, sięgająca po widma Celine Dion, kontynuuje globalny powrót (vide Avatar) do 90sowego kryształu, w tym przypadku – przyrave'owych chillout-roomów (jako krypt), zdekonstruowanego, celtyzującego pop new-age'u w stylu "Pure Moods", sprasowanego bardziej jak Irena Santor w wersji Angelo Badalamentiego, wreszcie balearycznego ambientu z niepokojącym przekazem podprogowym. Malibu mogłaby śmiało zastąpić Mel C na tegorocznym sylwestrze z Dwójką i puścić "I Turn To You" 200 razy wolniej – udałoby się zachować pop-trance'owy klimat i dodać elegijny twist.

Jeśli chodzi o ceremonie żałobne, to nie sposób ukrywać, że tradycyjnie już naznaczony śmiercią i zniszczeniem amerykański rap w tym roku ucierpiał szczególnie. Bezsensowne zgony raperów o bardzo różnym statusie materialnym i społecznym czy polowanie na gwiazdy przez amerykański wymiar sprawiedliwości przełożyły się na to, że producencka płyta Metro Boomina – również ofiary bezsensownej przemocy – brzmi jak elegia dla rapowych superbohaterów końcówki poprzedniej dekady. Future, Gunna czy Drake i 21 Savage wydali co najmniej dobre płyty, ale w powietrzu czuć już sygnały zwiastujące nastanie nowego.

Oto po wydanym dwa lata temu Whole Lotta Red rap nadal czeka na kolejnego gamechangera. W święta przez chwilę nawet myśleliśmy, że Playboi Carti opublikuje nowy album, a my będziemy musieli zastanowić się, czy to, co napisaliśmy przed premierą, ma jeszcze sens. Na szczęście lub nie, otrzymaliśmy zaledwie kilka przecieków, świadczących o kontynuacji kierunku z WLR. Co prawda DJ Akademiks zapowiedział, że nowy album ma być całkowicie inny, ale zapowiedział też, że Tory Lanez zostanie uniewinniony za przestrzelenie nóg Megan Thee Stallion, można więc śmiało zignorować takie potwierdzone info.

Drugi rok z rzędu Yeat i Cochise udowadniali swoją wybitność na skrajnych biegunach świata post-WLR – rage'owego industrialnego rocka i maślanego sophisti dla mieszczańskich grubasów, inkrustowanego cartezjańskim baby voicem, zapętlonymi wokalnymi ornamentami, kaskadami adlibów. A może obecny na wyśmienitym The Inspection (i na dwóch pierwszych płytach Cartiego) Young Nudy, wydając w tym kolejny już fenomenalny mixtape z Pi'errem Bournem (ta frekwencja na OFFie to chyba żart!) i resztą swoich ulubionych producentów, kolejny raz potwierdził swoją unikalność we współczesnym rapie i zasłużył na odnotowanie honorowego patronatu?

Zwieńczony kilka dni temu odejściem Pushy T ze stanowiska prezesa upadek Good Music trwał niemal tak długo jak śmierć Alkopoligamii, a Desiigner i Valee byli tego pierwszymi jaskółkami. Podpisani u szczytu możliwości, młodzi i rześcy, na lata zostali zatrzymani w blokach przez znanego szefa-antysemitę. Dlatego Vacabularee wychodzi w zupełnie innym momencie niż wtedy, gdy Valee mógł uchodzić za radykała i oryginała – rok po śmierci Drakeo gansterskie mumble słychać wszędzie, nie wyłączając płyty Kendricka. Na szczęście sam Valee pozostaje na tyle oryginalny, że album można postawić obok trzaskających mixtejp za mixtejpem Na-Kela Smitha (który pojawia się na Vacabularee gościnnie) czy Duwapa Kaine'a.

Czego byśmy nie powiedzieli o Drake'u, to w dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości jego zespół trendsetterskich nianiek daje radę. Typ po prostu jest wielkim przedsiębiorstwem wysysającym jak pijawka – z rozmaitymi (poza zyskiem czysto finansowym) efektami dla ofiar i samego siebie – żywotne soki z nurtów którymi żyją kluby, blogosfera, masy. Gdy wykorzystując charakterystyczny perkusyjny pattern i samplując skrzypiące łóżko złożył hołd jersey club na Honestly, Nevermind, mutacje jerseyskie i baltimorskie miały już swoich świeżo upieczonych koneserów i ekspertów, ale nie zdążyły rozgościć się na ponadlokalnych listach przebojów i znudzić wszystkich – tak jak afrobeats w czasach Views czy vaportrap na Dark Lane Demo Tapes. Na takim gruncie debiutował Bandmanrill, wszystkie zalety swojej fuzji przekładając na debiutancki album czasem bardziej popowy niż energetyczne single, ale unikający mielizn wynikających z hype'u, cynizmu, pogardy i publikowania w dużej wytwórni. Bokser, który na początku pandemii złapał covid i zamknięty zaczął nagrywać fuzję drillu i jersey club i rozbił bank – emblematyczna historia z lat 20., jak Słońce też wschodzi.

Polski rap też miał się świetnie, jednocześnie sygnalizując, że wykreślanie raperek z listy czołowych polskich artystek w 2022 roku to kiepski żart. Kacha, Rock Angelz, Nosgov, Asik, Kryptosuka, Młody Polak, Dorota, Young Leosia i Oliwka Brazil – jak widać po tej skrótowej liście, nowogłosowa ekipa dziewczyn jest niesamowita. Do tego dochodzą m.in legendarne single Hewry i Gucciego Mnicha, twojego ulubionego polskiego rapera 2023, sprawdzone i trzymające poziom marki, jak Tuzza, Szpaku, Vkie czy Kukon, wreszcie rosnący jak na drożdżach prawie-debiutanci, jak Rusina, Oggy Baby, Uglyassocho czy $ierra. Trzech ostatnich znajdziemy zresztą na najlepszej polskiej płycie roku, potwierdzającej, że nie ma to jak dobry rap od Mateuszy.

"Ławka…trawka…mama mówi «Ucz się Mati»" – to Szpaku. "Cały czas ten sam Mati… zmęczony dupaaaami" – na oko 20-letni Młody West w luźnym singlu "Robię to co robię". "Dla tych dzieciaków Mati jest jak Mesjasz". Wątpliwe, by te wszystkie świadectwa młodzieńczego weltschmerzu, wypowiadane że śmiertelną powagą deklaracje piczowąsów przestały nam kiedykolwiek sprawiać tyle radości. Ale choć dotychczasowa kariera Westa mogła wzbudzać tylko pozytywne emocje, to nikt nie był gotowy na przyjęcie ciosu, jakim był rozłożony na 3 raty – dzięki czemu garstka Polaków mogła bawić się w każdą porę roku – rollout Skreślili Mnie Deluxe, epickiego debiutu polskiego Lil Uzi Verta: dopracowanego w każdym detalu (nie potrafię nie uronić łezki przy pięknych podbitkach w "100 powodów 2"), bitowo nieskazitelnego (m.in Geezy Beatz, superproducent GWIAZD i autor 4 tegorocznych płyt solowych), featurningowo zaskakującego; nie przyzwyczajono nas w tej dekadzie w polskim rapie do płyt tak znakomitych od początku do triumfalnego końca.

W pofragmentowanych posttraumatycznych realiach świetnie działały obszerne kompilacje, jak Promeses Vol. 2, 100-minutowa wizytówka paryskiego labelu, w której znajdziemy znanych skądinąd bohaterów, jak Brodinski czy Slikback, a także efektowny przelot przez gang gang dance'ową wersję drillu płynnie przechodzącą w Siouxie And The Banshees ("La Maj"), momenty aphexowe "Comienzo"), pjharveyowy blues ("red bones"), soundtrack do australijskiej ślepej uliczki z GeoGuessr ("GeoGuessr Eerie Landcaspes") czy m.i.a-owe "OGKZ". Nie zawiodły uznane marki:postvaporowy, tym razem w disco klimacie Doom Mix labelu Doom Trip (po raz szósty) i Air Texture (po raz ósmy, tym razem pod nadzorem niemożliwego Pythona i Anthony'ego Naplesa) – zachwycająca kolekcja nowoczesnych eccojamów.

(Jeśli już wspomnieliśmy M.I.A., to warto żeby artystka nie pojawiła się tylko na marginesie – mimo fazy szurskiej daleko jej do wydawanej na dedykowane tamagotchi, niedopieczonej "Dondy 2" i w ogóle obrzydliwości Westa dziś; Mata, mimo tytułu i komercyjnej porażki, napakowana jest chwytliwymi piosenkami, a wspomniane kompilacje z kontynentu, jak Promeses Vol. 2, pokazują jak szeroko przez 20 lat dotarła muzyka diaspory, afrobeats czy bhangra – i jak dużą rolę odegrała w tym lankijska ikona).

Inną szokująco konsystentną kompilację, No Pare Sigue Sigue, otwiera utwór "Ronaldinho Hace La Elastica". I bardzo dobrze – ponieważ Tuzza skandalicznie nie przygotowała w tym roku kawałku na najdziwniejszy mundial w najdziwniejszą z nocy – do czego w sumie jest stworzona, jak pokazało "Euro" – to w czasie turnieju towarzyszył mi właśnie ten zbiór przebrzydłych bangerów z Ameryki Łacińskiej, która na przekór mrokowi czasów postanowiła dać odpór faszystowskiemu obłędowi i jednocześnie zapewniała całe kontenery najbardziej elektryzującej, apokaliptycznej i awangardowej muzyki jaka trzęsie światowymi bunkrami, od soundloudowego baile funka w różnych regionalnych odmianach (ten z Belo Horizonte to szok!) przez mutacje cumbii czy dembow, Kelmana Durana na Jasnej i płycie Beyoncé, po cieszącego się statusem półboga na kontynencie Bad Bunny'ego.

Co jeszcze w klubach? Followup do już świetnego debiutu Black Rave Culture, trzech producentów i DJ-ów, to piękne jungle'owe nokturny o charakterze niemal manifestu, które z miejsca przypominają m.in o cybejrazzie i house'owych pomnikach, "Black Secret Technology" czy Larrym Heardzie, ale intelektualna, kompozycyjna i brzmieniowa spójność znajduje ujście także w trapowych automatach czy późnonocnym footworku DJ-a Manny'ego czy DJ-a Earla. Nie zapominajmy też o przyjemności porządku, jaka może płynąć z posiadania zespołu rockowego na który można liczyć. Takiego, jak Preoccupations – apokaliptycznego post-punka z curtisowym wokalem, shoegazującymi gitarami i tekstami krzyczącymi (po curtisowemu) "a nie mówiliśmy"?

Teoretycznie Building Something Beautiful For Me, stworzony dla Juliusa Eastmana hołd, wraz z "inspirowanym ambientem i math rockiem" albumem opublikowanym pod pseudonimem Whatever The Weather, formalnie mogłyby uchodzić za "pomniejsze" albumy w uświetnionej dwiema pierwszymi płytami dyskografii Loraine James, ale artystka z właściwie ćwiczenia stylistycznego – opartego na fragmentach kompozycji luźno korespondujących z oryginałem, cytatach z biografii i transkrypcjach MIDI, z drugiej strony oszczędnego w minimalizmie – wyciągnęła emocjonalny ekstrakt. Z niemal pastoralnego (choć nowojorskiego) minimalowego motywu ze "Maybe If I (Stay On It)" udało jej się stworzyć melancholijny otwieracz roku – a później utrzymać poziom przez resztę albumu. Czego wszystkim w nadchodzących miesiącach życzę.


Strona #1    Strona #2    Strona #3   Strona #4

Redakcja Porcys    
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)