RECENZJE

Visible Cloaks
Reassemblage

2017, RVNG Intl. 7.1

Ten album musiał się wydarzyć. Po wolcie Jamesa Ferraro, wybrykach Arki, konstrukcjach Daniela Lopatina, debiucie Motion Graphics i kolejnych wydawnictwach Orange Milk, duet Visible Cloaks, czyli Spencer Doran i Ryan Carlile, nie jest osamotniony w dotykaniu podobnej sfery muzycznej jaźni. Już można stwierdzić, że Reassemblage to punkt zwrotny w konsekwentnie prowadzonym, jak to nazywał jeszcze sam Doran, "dochodzeniu" w sprawie futurystycznych przestrzeni dźwięków. Miało to miejsce przy okazji serii miksów Fairlights, Mallets And Bamboo (do znalezienia chociażby na SoundCloudzie artystów), które eksplorowały japoński ambient i pop z lat osiemdziesiątych pod kątem "muzyki przyszłości". Bo w gruncie rzeczy to właśnie ten wątek stał się główną osią oficjalnego debiutującej w RVNG Intl. amerykańskiej dwójki.

Ta dostojna dominanta zostaje uzupełniona czynnikami, z których powstaje jednorodna całość pływająca w cyfrowej, "oddychającej Internetem" zawiesinie. Chodzi o neo-klasyczny filtr podłączony i wspierający laboratorium dźwięków, jak również balansujący na cienkiej granicy termin "world music", który tutaj zostaje odwrócony do góry nogami (tytuł albumu nie jest przypadkiem: odnosi się do dokumentalnego eseju Trin T Minha-ha) i przeniesiony do "wirtualnej rzeczywistości". Znalazło się też miejsce dla wyobraźni Jamesa Blake'a i jego operowania ciszą, są ślady glitchowej filozofii Ovala i post-vaporwave'u Ferraro, no i oczywiście rudymenty w postaci Yellow Magic Orchestra czy Briana Eno. Cała masa molekuł, z których Visible Cloaks "projektują" własną platformę. Projektują, bo gdy tworzą w obrębie dźwięków widzę ich jako sound designerów wypełniających przestrzeń fakturami i liniami. Stąd bardziej interesuje mnie formalny aspekt Reassemblage, a nieco mniej "komunikat" jaki niesie dźwięk.

Opener "Screen" zaczyna się od digitalnej ablucji odbijającej się w srebrzystości ekranowego zwierciadła. I od tego momentu zaczyna się dryfowanie po ambientalnych pasmach. "Valve" z Miyako Codą przynosi tchnienie magnetycznej aplikacji zainstalowanej w cybernetycznym jeziorze, "Bloodstream" tli się w lodowatym kosmosie neo-poważki przejętej od Ferraro, ale bez całej, brzydko mówiąc, "nadbudowy" (za to w "Wintergreen" rolę ornamentów pełni  sznur "powiadomień"), a w "Terrazzo" pojawia się Joe Williams, który mógłby być wręcz trzecim członkiem Visible Cloaks, bo doskonale uzupełnia stworzony świat o dodatkowy wymiar. W "Circle" można doszukać się dekonstrukcji Maxa Richtera, a w połowie "Mimesis" wyłania się glassowski minimalizm. Kalejdoskop czasu i przestrzeni za jednym zamachem.

Mamy tu zatem realizację założeń w sposób satysfakcjonujący zarówno odbiorcę, jak i autorów, bo zdaje się, że ich wizja została przeniesiona tak, jak sobie to zaplanowali. Zawsze jednak można zapytać o futurystyczny aspekt. Problem z tym jest taki, że tak naprawdę trudno rozmawiać o czymś, czego wciąż nie ma, więc zawsze zostaniemy zepchnięci w sferę domysłów i spekulacji. Reassemblage nie jest przecież dziełem posługującym się językiem z dalekiej przyszłości – nie odnajdziemy tu ducha sztucznej inteligencji czy podróży w czasie, ale obraz, jaki uzyskali Doran i Carlile pozwala wierzyć, że to ich własna, będąca miksem i hybrydą kultury oraz wszelakich tropów przyszłość, która istnieje wyłącznie na wydawnictwie.

Tomasz Skowyra    
28 lutego 2017
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)