RECENZJE

Tymon & The Transistors
Don't Panic! We're From Poland

2007, Biodro 5.8

Od dawna przekonujemy, że gdyby Tymon urodził się za Oceanem, spokojnie mógłby liczyć na podobny szacun jakim otaczany jest tam Zappa, czyli gość, którego co drugi Amerykanin pozostający w kontakcie z muzyką niezależną chętnie widziałby był na fotelu prezydenckim. W hipotetycznym polskim wyścigu o przywództwo sam z przyjemnością przeznaczyłbym swój głos na Tymańskiego, to jest myślałem tak zanim dotarła do mnie wielce konfundującą informacja o jego etacie felietonisty w gazecie "Trybuna", wyjątkowo nikczemnym periodyku. Tymona, tym niemniej, uważam za najbłyskotliwszego reprezentanta naszego Narodu w sferze (pop)kultury, wcale nie jakiegośtam bystrego błazna, stańczyka co to potrafi każdym zdaniem i jego artykulacją rozśmieszać oraz "inteligencją rozpierdalać (dziewczyno?)", lecz również mądrą osobę, której spostrzeżenia i wynurzenia na temat spraw poważnych czytam i przyswajam, i myślę sobie wtedy tak jak nasz licealny wuefista rzekł do mnie niegdyś z uznaniem, w ramach uwag ogólnych: "ty dobrze, ty dobrze gadasz".

Tymon-maksymalista zawsze stawiał przed sobą cele liczne i ambitne, co jasne jest chyba dla wszystkich śledzących wywiady z nim, w moim przypadku najwcześniejsze jakie zarejestrowałem pochodzą ze starych roczników "Bruma", gdzie skarżył się na znudzenie jazzem i z zapałem obwieszczał szusa na rockową ścieżkę wraz z grupą Trupy. Chyba wtedy, w sensie wydawniczym niekoniecznie artystycznym, zaczynał się wielogłowy, wielogatunkowy Ryszard, jeśli nie liczyć totartowych performansów czy też poetyckiej przygody w postaci limitowanego do bodajże stu egzemplarzy tomiku wierszy; literackiego Tymona jest zresztą więcej, w dobrze zaopatrzonym sklepie internetowym nabyłem egzemplarz belerystyki w postaci mini-powieści Chłopi III (ostrzegam, że tę lingwistyczną ekwilibrystykę czyta się niełatwo).

Anyways, wracając do tych wywiadów. Z każdej rozmowy biła energia do realizowania świeżych zadań. W rezultacie, chyba ze względów czysto praktycznych, Tymonowi udawało się mniej niż zamierzał, ale i tak, wykrwawił się już solidnie na ołtarzu sztuki, jak sam niedawno oznajmił. Zdołał liznąć, prócz trójmiejskiego yassu, także alt-rocka, za przeproszeniem, "regularnego" ze wspomnianymi Trupami oraz beefheartowskiego, pokomplikowanego na Kabloxie – Niesłynej Histarii Kur, quasi-rocka (termin ukuty przez autora) z Czanem, disco-polo i wszystkiego co najlepsze na kurowym Polovirusie i późniejszym Weselu Transtistorsów, muzyki filmowej i teatralnej (miło wspominam zwłaszcza ilustracje dźwiękowe do jakiegoś niskobudżetowego obrazu Barczyka puszczanego kiedyś w kinie w ramach wprowadzenia do premiery Przemian), zdołał też przewinąć się przez garść czasopism, w tym jedno typowo damskie – gdzie zaprezentował się w romantycznych pozach z ukochaną, kilka talk-showów a nawet wystąpić w roli eksperta w studiu podczas finałów NBA – jego podziw dla "mężczyzn wielkich, spoconych" uwieczniłem na kasecie.

Zatem, jako się rzekło, o ile pastiszowy melange Wesela stanowił naturalne, niemal w pełni satysfakcjonujące post-scriptum do Polovirusa, starszym kuzynem Don't Panic! We're From Poland mianować należy w miarę jednolite Songs For Genpo. Oddajmy jednak sprawiedliwość: Transistorsi lubią różnicować wrażenia w obrębie płyty i cisnąć na przykład zwięzły punkowy granacik "Nikt Nie Ma Domu" obok charakterystycznie tymonowej, kołyszącej alt-ballady "Morze, Plaża, Słońce" z przyjemnie dublującą żeńską linią wokalną, o której mogę powiedzieć, że brzmi jakby wykonywała ją Ania Lasocka, jednak okładka wyraźnie wskazuje na dwie, zupełnie inne, potencjalne winowajczynie, dzielące zresztą jedno nazwisko, mianowicie Brylewska. Coś jak romantyczna-psychodelia a la "Fin De Siecle", słabsza mimo wszystko. "Oleckie Lato" to kolejny track w ten deseń, tym razem ewokujący kunsztowne miłosne wyznanie "Piosenki Dla Marty". A propos pamiętnego popowego fragmentu Samsary, podobny zestaw prostodusznych frazesów serwuje "Ty I Ja", lecz brakuje temu lovesongowi "charakterności" i efekt zdaje się zbyt konwencjonalny.

Chociaż warto z pewnością zaznaczyć, i niech to nikogo nie zniechęci, ogólnie sznyt Don't Panic jawi się hard-rockowym na co wskazują juz tłuste riffy openera (upstrzone zresztą ostrożnie dawkowanymi edycyjnymi przekwasami w guście pro-toolsowego manifestu Tymańskiego, "Karola"), jak również napędzony przyciężkimi robo-tematami "The Music", szczęśliwie przewietrzony w środku przyjemną orientalizującą wstawką, oraz, bardziej zimnogtycko-ołowiana niż magiczna,"Afryka". Między innymi, bo prócz fragmentów wymienionych, podobnych mięsistych i metalicznych hooków pojawia się na płycie więcej.

Czy coś tu budzi zdziwienie, frapuje? Hm, dubujący posmaczek kawałka tytułowego poniekąd zaskakuje, pamiętając, że do tej pory Tymon kąsał tę stylistykę raczej z ironicznym uśmieszkiem, no ale to głównie produkcja, i tak. Cośtam jeszcze dłubią Transistorsi w spogłosowano-halucynacyjnych dźwiękach na "Free Yo' Robots", nie przekonując mnie specjalnie zresztą. Nic mądrego o tej płycie nie powiem – jeśli macie wszystko co trzeba z projektów Tymona, tych nowych Transistorsów kupcie.

Michał Zagroba    
17 sierpnia 2007
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)