RECENZJE

Stereolab
Sound-Dust

2001, Elektra 7.3

Czy marksizm może ewoluować? Chyba nie, z tego co się orientuję. A już na pewno nie we współczesnej rzeczywistości społeczno-ekonomicznej. Natomiast styl Stereolab? Okazuje się, że może, choć niektórzy w to nie wierzyli. Zaczyna "Black Ants In Sound-Dust", coś jak wprawka wokalno-instrumentalna o awangardowym, minimalistycznym posmaku. Intrygujący, dwuminutowy wstęp. Potem "Space Moth" składający się z dwóch części. Pierwsza to barokowa kantylena na dzwonki, dęciaki i głos. Druga, napędzana tajemniczym, jednostajnym basem i dynamicznymi bębnami, przynosi upragniony, francuski głos Laetitii Sadier. Jest flet, gitara, podniosłe wstawki saksofonu. A pod koniec przeradza się to wszystko w brazylijski karnawał.

Jedno z najwspanialszych nagrań singlowych roku, "Captain Easychord". Znów dwuczęściowe. I jeśli pierwsza jest po prostu udaną próbą budowy chwytliwej, jazzującej piosenki na bazie agresywnego, motorycznego motywu fortepianu, z Sadier nucącą wyzywające "Let live what must live / Die what must die", to druga ma już wszelkie znamiona ślicznej, błyszczącej perełki. Przepiękny temat wiodący rozwija się tak, jak można sobie tylko wyobrazić. Wyrafinowane kontrapunkty przelatują w słuchawkach, gdy anielski śpiew Laetitii oznajmia: "There are two sides to one same thing". Ciarki na plecach w tę i z powrotem gwarantowane. Do tego mnie się to jeszcze z czymś kojarzy, więc...

A wracając do marksizmu: jest wciąż obecny. Teksty są wciąż swobodnie publicystyczne, a raczej filozoficzne i socjologiczne. Podane w beznamiętny sposób przez panie Sadier i Hansen robią duże wrażenie. Uwaga, oto przykład. "A military regime / In democratic disguise / That lies in all impunity / That takes apart / What it took people years to build". Nieźle, co? Taka próbka tej radosnej twórczości (z "Gus The Mynah Bird"). Ciekawe co by powiedział sam Marks, gdyby usłyszał te słowa w interpretacji wokalistek Stereolab? A może się przewraca w grobie? A może nie?

Od strony aranżacyjnej jak zwykle bogato i różnorodnie. Same kompozycje mienią się chwytliwymi motywami, a na przestrzeni minuty mogą się tu diametralnie zmienić nastroje: od sympatycznej melodyjki do eksperymentalnych progresji, jak w "The Black Arts". Tim Gane mówi, że Stereolab robią muzykę pop. Ale jest w tym sporo kokieterii. Bo przecież jest to muzyka pop dla tych, którzy uważnie wsłuchiwali się w muzykę współczesną, w Cage'a i innych tam minimalistów. Mimo tego, przy odrobinie wyobraźni wszystko można załapać, serio: świetny "Hallucinex" (z pięknym śpiewem obu pań i efektami specjalnymi, na przykład przy słowach "boom" i "bang" słyszymy wybuchy), sielskie "Naught More Terrific Than Man", czy finalne, zrezygnowane "Les Bons Bons Des Raisons". Jak na Stereolab przystało, równy album im wyszedł.

Borys Dejnarowicz    
18 listopada 2001
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)